




Rozdział 2: Pragnienie zakazanych rzeczy
POV Skye
"Leon, ja... ja nie chciałam," wydukałam, robiąc krok w jego stronę, wyciągając ręce w bezradnym geście. "Tak bardzo bałam się niedźwiedzia..."
Spojrzał na mnie swoimi przeszywającymi niebieskimi oczami. Jego wyraz twarzy pozostał nieczytelny, gdy powiedział beznamiętnie: "W porządku. Powinniśmy wracać."
Bez słowa zebrał pobliskie pnącza i z wprawą stworzył z nich prowizoryczną linę.
Zrobiłam krok do przodu, wyciągając rękę, żeby mu pomóc.
"Pozwól mi—" zaczęłam.
"Nie," powiedział Leon, jego głos był chłodny, gdy odepchnął moje ręce. "Zajmij się sobą. To wystarczy."
Cofnęłam się, czując ukłucie jego odrzucenia. Moje policzki zapłonęły ze wstydu, gdy patrzyłam, jak zabezpiecza linę wokół masywnego ciała niedźwiedzia i zaczyna ciągnąć imponujące trofeum przez śnieg.
Wina gryzła mnie od środka. Czy był na mnie zły?
Musiał być zły, bo go postrzeliłam. Chciałam przeprosić jeszcze raz, ale słowa utknęły mi w gardle, gdy patrzyłam na jego sztywny plecy oddalające się ode mnie.
Szłam za Leonem w milczeniu, jedynymi dźwiękami w dziczy były nasze kroki i miękkie szuranie ciała niedźwiedzia po śniegu.
Ten unikalny zapach nadal prześladował moje zmysły.
Pytania paliły mnie od środka, grożąc, że mnie pochłoną. W końcu zebrałam odwagę.
"Twoje pojawienie się tutaj nie było przypadkiem, prawda? Czy ty... czy ty też mnie wyczułeś? Czy jesteśmy... czy jesteśmy partnerami?"
Leon zatrzymał się tak nagle, że wpadłam na jego solidne ciało, moje ciało przycisnęło się do twardych płaszczyzn jego klatki piersiowej.
Uderzenie przesłało przez mnie wstrząs, ale to nieustępliwa twardość, która naciskała na moje udo, sprawiła, że mój oddech zatrzymał się.
Jego członek, sztywny i nieugięty, przesłał falę gorąca przez moje ciało, zbierając się nisko w brzuchu.
Jego oddech, ciepły i szarpany, niósł zapach sosny, krwi i surowej męskości. Moje serce biło mocno.
On jest moim partnerem.
Myśl przeszyła mnie, niepodważalna, odurzająca.
Próbowałam się cofnąć, nerwy iskrzyły, ale ręka Leona wystrzeliła, chwytając mnie za talię z posiadaczą siłą, przyciągając mnie bliżej.
Moje tętno grzmiało, gdy jego palce wsunęły się pod pasek moich spodni, zagłębiając się w wrażliwe ciepło między moimi udami. Dreszcz przeszedł przez mnie, moje ciało instynktownie wygięło się w jego dotyk. Zamknęłam oczy, cichy jęk wydobył się, gdy jego palce badały, drażniąc krawędzie mojego pożądania.
W tym momencie byłam jego, gotowa poddać się jego pragnieniom, tęskniąc za rzeczami, których nie mogłam nazwać.
Ale potem, nic.
Jego ręka nagle się wycofała, a on odepchnął mnie.
"Partner?" Jego głos był niski, gardłowy, ociekający pogardą. "Nigdy nie mogłabyś być moją partnerką."
Zatoczyłam się w tył, moje buty zapadły się w śnieg, a przeszywający ból rozdarł mi klatkę piersiową. Czułam, jakby coś istotnego było wyrywane z mojej duszy, pozostawiając za sobą surową, ziejącą ranę.
Zawsze miałam crush na Leona. Która dziewczyna w stadzie nie miała?
Był synem Alfy. Z jego złotymi włosami i lodowymi oczami wyglądał jak książę z bajki.
Jednak moje uczucia do niego zawsze były tylko podziwem, może atrakcyjnością—z pewnością nie miłością ani obsesją. Dlaczego więc to bolało tak bardzo?
"Robi się późno," powiedział Leon, jego głos pozbawiony emocji. "Musimy wrócić do stada. Konkurs prawie się kończy."
Nie czekając na moją odpowiedź, odwrócił się i wznowił ciągnięcie masywnego niedźwiedzia przez śnieg.
Stałam zamrożona przez chwilę, próbując złapać oddech, podczas gdy ból nadal pulsował przez mnie w oszałamiających falach.
Zmusiłem się do ruchu, podążyłem za Leonem, prawie biegnąc, aby nadążyć za jego długimi krokami.
Gdy dotarliśmy do obozowiska Stada Mroźnego Cienia, większość myśliwych już wróciła.
Ogromne ognisko w centrum polany oświetlało imponujący pokaz nocnych łowów—króliki, jelenie, a nawet kilka łosi, ułożone, aby pokazać umiejętności każdego wilka.
Leon bezceremonialnie rzucił niedźwiedzia obok ognia, a masywne ciało upadło z ciężkim hukiem, przyciągając wszystkie spojrzenia w naszym kierunku. Pomruki podziwu przeszły przez zebranych wilków, gdy zauważyli rozmiar niedźwiedzia.
Bez słowa Leon ruszył w stronę namiotów z zaopatrzeniem, prawdopodobnie po ubrania.
Zawahałem się na obrzeżach, niepewny, gdzie się umieścić w tej celebracji.
Karabin wisiał ciężko w moich rękach, przypominając o mojej porażce—nie tylko nie udało mi się upolować własnej zdobyczy, ale strzeliłem do przyszłego Alfy stada.
„Co złapałaś, Skye?" Głos Mai ociekał fałszywą słodyczą, gdy podchodziła, ciągnąc za sobą pokaźnego łosia. „Nie mów, że wróciłaś z pustymi rękami."
Zacisnąłem pięści, ból w piersi chwilowo przyćmiony przez wybuch gniewu. „Nie twoja sprawa."
„Nie powinnaś nawet brać udziału w tej konkurencji. Osoba bez wilka uczestnicząca w Festiwalu Łowów jest jak ślepiec na zawodach łuczniczych. To po prostu żałosne."
Słowa trafiły w czuły punkt, poczułem, jak moje oczy zaczynają piec od niewylanych łez. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, ręka opadła na moje ramiona.
„Powiedz jeszcze jedno słowo o mojej siostrze," warknął mój brat Ethan, „a Leon i ja przestaniemy cię zabierać na przejażdżki."
Uśmiech Mai zbladł. Wyciągnęła język dziecinnie, ale wycofała się z łosiem, rzucając ostatnie zadowolone spojrzenie przez ramię.
„Dzięki," wymamrotałem, opierając się o ciepło mojego brata.
Ethan ścisnął moje ramię. „Nie przejmuj się nią. Maya jest zazdrosna, bo zawsze byłaś od niej mądrzejsza."
Próbowałem się uśmiechnąć, ale ból w piersi powrócił, tępy, uporczywy ból, który utrudniał mi skupienie się na czymkolwiek innym.
Leon wrócił do ogniska, teraz ubrany w ciemne, myśliwskie ubrania, jego włosy lekko wilgotne, jakby pospiesznie zmył krew z polowania. Moje oczy śledziły go mimowolnie, przyciągane do niego mimo agonii, jaką wywołały jego słowa.
Alpha James zaczął inspekcję nocnych łowów, poruszając się metodycznie od jednej zdobyczy do drugiej z oceniającymi oczami.
W końcu stanął obok masywnego niedźwiedzia, kładąc jedną rękę na jego gęstym futrze.
„Mistrzem tegorocznego Festiwalu Łowów," ogłosił, jego głos rozbrzmiewający po polanie, „jest mój syn, Leon!"
Wybuchły wiwaty wokół nas. Niektóre wilki nawet odrzuciły głowy w celebracyjnych wyciach.
Ethan wystąpił do przodu, aby poklepać Leona po plecach.
„Gdzie znalazłeś takiego potwora?" zapytał mój brat, podziw wyraźny w jego głosie. „Masz w tym roku szczęście Przodków!"
Leon nie odpowiedział Ethanowi. Zamiast tego jego spojrzenie prześlizgnęło się po tłumie, aż znalazło mnie stojącego na skraju.
Po chwili naładowanej ciszy Leon zwrócił się do swojego ojca. „Alfo," powiedział, jego głos niosący się po cichnącym tłumie, „mam coś do ogłoszenia."
Polana zamilkła, cała uwaga skupiona na synu Alfy.
Moje serce zaczęło bić szybciej, poczucie złowieszczej przepowiedni ogarniało mnie jak pierwszy chłodny wiatr przed burzą śnieżną.