Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 1: Partner lub potwór

Skye's POV

"Festiwal Polowania jest naszą najświętszą tradycją. Dziś wieczorem świętujemy naszą siłę, naszą szybkość, naszą naturę jako wilki." Alpha James zaczął. Jego głos niósł się przez polanę. "Dziś wieczorem polujemy jak nasi przodkowie. Udowadniamy, że jesteśmy godni naszego dziedzictwa."

Nasze oddechy tworzyły chmury w lodowatym alaskim powietrzu, gdy cała wataha Frostshadow zebrała się wokół ogromnego ogniska.

Alpha James stał przed nami. Jego potężna sylwetka była widoczna na tle płomieni. Leon, jego syn, stał po jego prawej stronie. Był wysoki i dumny. Te przeszywające niebieskie oczy, które zdawały się przenikać każdego.

Teraz członkowie watahy zaczęli się przemieniać wokół mnie. Ludzkie formy topniały w potężne kształty wilków. Niektóre były ogromne, jak ciemnobrązowy wilk Leona. Inne były mniejsze, ale nie mniej przerażające.

Wkrótce na polanie pozostały tylko trzy grupy. Starsi, którzy zdecydowali się nie polować. Dzieci zbyt młode, by uczestniczyć. I ja. Dorosły bez wilka.

"Skye," Alpha James podszedł. "Ponieważ to twój pierwszy Festiwal Polowania jako dorosły, możesz użyć tego."

Wyciągnął rękę, oferując mi strzelbę.

Szepty rozeszły się w tłumie. To było bezprecedensowe. Broń zazwyczaj nie była dozwolona na Festiwalu Polowania.

"Dziękuję, Alpha," powiedziałam. Przyjęłam strzelbę pewnymi rękami, mimo że upokorzenie paliło mnie w piersi.

"Powodzenia," powiedział, ale jego oczy wyrażały współczucie.

Gdy wilki znikały w lesie, czułam ciężar współczujących spojrzeń. Wszyscy wierzyli, że zawiodę. Że wrócę z pustymi rękami.

Ścisnęłam mocniej strzelbę. Udowodnię im, że się mylą.

O północy znalazłam się głęboko w lesie. Byłam sama ze strzelbą i moją determinacją. Pełnia księżyca oświetlała śnieg niesamowitym blaskiem. Przemieniała krajobraz w morze srebra i cienia.

Mój oddech tworzył kryształy w powietrzu, gdy śledziłam zająca śnieżnego przez krzaki.

Nie najbardziej imponująca zdobycz, ale byłoby to coś. Lepsze niż wrócić z pustymi rękami.

Ustawiłam się za przewróconym pniem. Wycelowałam w zająca, który zatrzymał się, by skubnąć odsłoniętą korę. Moje palce napięły się na spuście.

Wtedy to mnie uderzyło. Zapach tak potężny, że zakręciło mi się w głowie.

Sosna i śnieg i coś dzikiego, czego nie mogłam nazwać. Zapach wtargnął w moje zmysły. Był przytłaczający w swojej intensywności. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. Mój nos nigdy nie był tak wrażliwy.

Moje serce biło mocno przeciwko żebrom, gdy dotarło do mnie. To było to, o czym mówili. To było to, co się dzieje, gdy znajdziesz swojego partnera.

Ale to nie może się dziać.

Bez mojego wilka nie powinnam być w stanie wyczuć zapachu partnera. A jednak tu byłam. Przyciągana niewidzialną nicią, której nie mogłam wyjaśnić ani się oprzeć.

Zapach ciągnął mnie głębiej w las. Prowadził mnie z dala od znanych terenów łowieckich watahy Frostshadow.

Może to był znak, że mój wilk w końcu nadchodzi.

Zapach stawał się niemożliwie silniejszy. Zakręciło mi się w głowie od jego intensywności. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić.

Gdy ponownie otworzyłam oczy, wszystkie myśli o partnerach i wilkach zniknęły w jednej chwili.

Nie znalazłam partnera. Tylko potwora...


Niecałe dwadzieścia stóp dalej stał ogromny niedźwiedź grizzly, jego oddech widoczny w zimnym nocnym powietrzu.

W blasku księżyca mogłam dostrzec srebrne końcówki jego brązowego futra, ogromne łapy, które mogłyby mnie rozerwać jednym uderzeniem.

Oddaliłam się daleko od obszaru polowań stada, daleko od jakiejkolwiek pomocy. A bez mojego wilka, byłam tylko ludzką dziewczyną, stającą naprzeciw jednego z najniebezpieczniejszych drapieżników natury.

„Boże, nie...”

Niedźwiedź opadł na cztery łapy i zrobił krok w moją stronę.

Odwróciłam się i rzuciłam do biegu, moje buty ślizgały się na pokrytej śniegiem ziemi. Za sobą słyszałam ciężki oddech niedźwiedzia, dźwięk jego masywnego ciała przedzierającego się przez zarośla.

Moja stopa zahaczyła o wystający korzeń ukryty pod śniegiem, i upadłam twardo.

Karabin - prezent od Alfy Jamesa, o którym prawie zapomniałam - wpadł w śnieg obok mnie. Gdy ryk niedźwiedzia zbliżał się coraz bardziej, moje palce zacisnęły się na zimnym metalu broni.

Przewróciłam się na plecy i uniosłam karabin drżącymi rękami.

Strzeliłam.

Raz. Dwa razy. Trzy razy.

Odgłosy strzałów odbijały się echem przez cichy las, każdy strzał wstrząsał moimi ramionami. Niedźwiedź ryknął, ale nadal się zbliżał.

Zacisnęłam oczy, pewna, że zaraz umrę.

Wtedy usłyszałam dźwięk, którego się nie spodziewałam - bolesny ryk niedźwiedzia, a potem ciężki łomot.

Czy naprawdę go trafiłam? Czy powaliłam grizzly?

Otworzyłam oczy. W srebrnym świetle księżyca zobaczyłam nie tylko leżącego niedźwiedzia, ale też ogromnego brązowego wilka stojącego nad nim, z wyszczerzonymi kłami w niemym warczeniu. Krew plamiła sierść wokół jego pyska, dowód na atak na niedźwiedzia.

Znałam tego wilka.

„Leon,” wyszeptałam.

Głowa wilka zwróciła się w moją stronę, te niebieskie oczy złączyły się z moimi.

Powinnam była poczuć ulgę. Wdzięczność.

Leon uratował mi życie.

„Dziękuję, Leon!” zawołałam, przedzierając się przez śnieg w jego stronę. Mój głos pękał od emocji. „Gdybyś się nie pojawił, na pewno byłabym martwa. Na pewno będziesz mistrzem tego Festiwalu Łowieckiego!”

Ale gdy podeszłam bliżej, coś w jego lodowatych wilczych oczach sprawiło, że się zatrzymałam. Nie było tam ciepła. Zamiast tego, jego spojrzenie było zimne, niemal... dalekie.

Zanim mogłam zrozumieć jego wyraz twarzy, Leon zaczął się przemieniać. Transformacja była płynna i elegancka - futro znikające w skórze, kości i mięśnie przemieniające się pod bladym światłem księżyca.

Widziałam ludzi przemieniających się wcześniej, oczywiście, ale coś w oglądaniu przemiany Leona sprawiło, że gorąco wzrosło na moich policzkach.

Leon miał co najmniej sześć stóp dwa cale wzrostu, jego wysoka sylwetka dominowała w polanie. Jego złote włosy, teraz rozczochrane od przemiany, łapały światło księżyca jak przędza srebra. Zdefiniowane mięśnie jego klatki piersiowej i brzucha pulsowały z każdym oddechem, świadectwo lat treningu i jego alfy krwi.

Nic dziwnego, że Leon był fantazją prawie każdej dziewczyny w stadzie. Nawet Maya, najpopularniejsza dziewczyna w naszym stadzie, wiedziała, że nie jest jego partnerką, ale nadal krążyła wokół niego jak ćma wokół płomienia.

Patrząc na niego teraz, silnego i całkowicie nagiego, w końcu spuściłam wzrok ze wstydem.

Ale nie tylko moje twarz płonęła; dziwne ciepło wzbudziło się w moim dolnym brzuchu, uczucie, którego nigdy wcześniej nie czułam. Ciepło i wilgoć zgromadziły się między moimi nogami.

To wtedy ponownie uderzył mnie zapach - silniejszy, bardziej oszałamiający niż wcześniej. Sosna i śnieg i dzikość, ale teraz z innym akcentem. Coś metalicznego. Krew.

Czy naprawdę mógł być moim partnerem?

Zastanawiałam się, moje serce biło szybko, gdy zapach mnie otaczał. Zaczekaj, coś jest inne. Ten zapach krwi... to nie jest krew niedźwiedzia.

Powoli, podniosłam oczy z powrotem na Leona i zamarłam w przerażeniu. Tam, na jego lewym ramieniu, była niezaprzeczalna rana - dziura po kuli, która powoli się zamykała.

W panice strzelałam bezładnie do niedźwiedzia... i trafiłam Leona zamiast niego.

Previous ChapterNext Chapter