




Rozdział 8
Drzwi do biura Terry'ego są zamknięte, co stanowi kolejną wskazówkę. „Powiedz mi, kobieto,” mówię do Brendy.
„Jest tam ze swoim prawnikiem.” Wskazuje na drzwi Terry'ego.
Jestem zszokowana. „Adwokat Terry'ego, wróżka, ma prawnika?”
Jej uśmiech się poszerza na użycie przezwiska Terry'ego. Pracuje dla niego od ponad dziesięciu lat. Lubię ją, mimo że darzy Terry'ego prawdziwą sympatią. Moim zdaniem, on na nią nie zasługuje. To jednak nie oznacza, że brakuje jej poczucia humoru. „Najwyraźniej zabrał niewłaściwą kobietę na przejażdżkę, a ona złożyła pozew i skargę do izby adwokackiej.”
Nie lubię Terry'ego, ale nigdy nie słyszałam, żeby zmuszał kobiety. Pozew oznacza, że chce pieniędzy. Teraz rozumiem humor. Złożenie pozwu za coś absurdalnego to coś, co Terry by zrobił. Dzisiaj dostaje trochę swojego własnego lekarstwa.
„Umieram, żeby zapytać, co zrobił, ale prawie się boję.”
Zaciska wargę, zanim ją uwolni i odpowiada: „Jestem okropna, że w ogóle się uśmiecham.” Śmieje się w rękę. „Upuścił ją.”
Zajmuje chwilę, żeby zrozumieć jej znaczenie. Rzeczą Terry'ego jest przyciskanie kobiet do zewnętrznej ściany. „Jeszcze raz.”
„Upuścił ją na tyłek podczas pionowego.”
Udaje mi się powstrzymać śmiech, bo słyszę, jak drzwi do biura Terry'ego się otwierają. Profesjonalnie ubrana kobieta wchodzi do korytarza.
„Skontaktuję się później w tym tygodniu,” mówi, przechodząc do holu i zwracając uwagę na mnie i Brendę. Po prostu kiwnęła głową i wyszła z biura. Brenda naciska interkom systemu telefonicznego i ogłasza moją obecność. Terry wysuwa głowę do korytarza trzy sekundy później.
„Cóż za wielki zaszczyt, że obdarzyłaś nas swoją obecnością?” To Terry – cwaniak, oblech i świetny obrońca, który wita moje piersi.
„Moje szafki są puste i jestem głodna.”
Nie podnosi wzroku. „Dobrze, bo nie spodoba ci się sprawa, której potrzebuję. Wejdź do mojego biura, a omówię szczegóły.” Zwraca się do Brendy. „Przynieś proszę teczkę Connor.”
Podążam za Terry'm do jego biura i siadam przy jego ogromnym biurku z drewna wiśniowego. Jego biuro jest duże i pokazowe. Zainwestował dużo pieniędzy tylko w meble. Od biurka po wiszące na ścianach regały z drewna wiśniowego, widać, że obrona łajdaków przynosi pieniądze. A teraz potrzebuję trochę tych pieniędzy.
Brenda wchodzi trzydzieści sekund później i kładzie teczkę na biurku Terry'ego. Wychodzi, nie patrząc na mnie, i zamyka za sobą drzwi. Dziwne. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła.
Terry spogląda w górę i utrzymuje mój wzrok. Otwiera teczkę i podaje mi kolorowe zdjęcie o wymiarach osiem na dziesięć. To zdjęcie z aresztu. Młody mężczyzna jest mocno posiniaczony i istnieje duża szansa, że oczyścił krew z twarzy przed zrobieniem zdjęcia. Widzę małe rozcięcie nad jego okiem, a wiem, że takie miejsca mocno krwawią.
"Dixon Connor, aresztowany zeszłej nocy za zniszczenie mienia. Miał pecha, że podczas przeszukania znaleźli u niego niewielką ilość metamfetaminy. Został oskarżony o posiadanie narkotyku oraz trzy przypadki posiadania akcesoriów do narkotyków, co kwalifikuje się jako przestępstwo. Jego ojciec to Don Connor, główny pastor w Pierwszym Kościele Metodystów w Paradise Valley, który również jest moim kościołem. Na prośbę Dona, poszedłem zobaczyć się z Dixonem dziś rano. Jak można się spodziewać, był nerwowy. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że był przerażony na śmierć."
Próbuję przyswoić tę historię, ale gdzieś utknąłem na fakcie, że Terry chodzi do kościoła. Kto by pomyślał? Nie czuję żadnej sympatii dla przerażonego na śmierć ćpuna, ani nie uważam tego za dziwne. To jeszcze bardziej sensowne, biorąc pod uwagę karierę jego ojca. "Więc gdzie ja się w tym mieszczę?"
Terry wydaje z siebie mały oddech. "Kiedy powiedziałem przerażony na śmierć, dokładnie to miałem na myśli. Ten dzieciak wyszeptał do mnie, jak tylko wszedłem do pokoju, że jest jednym z chłopaków Alonzo."
"Cudownie," oferuję z wyraźną ironią. Alonzo to drobny dealer narkotyków, który także handluje skradzionymi rzeczami dla ćpunów w tej okolicy.
Oczy Terry'ego stają się twarde, co jest nietypowe. Nawet w sali sądowej lubi udawać miłego faceta, a w rzeczywistości jest rekinem. Trochę niepokoju przebiega mi po kręgosłupie.
"To nie dlatego jest przerażony." Pięść Terry'ego uderza w biurko, co sprawia, że podskakuję. "Jeden z twoich bierze łapówki i teraz prowadzi interesy Alonzo..."
Nie pozwalam mu dokończyć. Moje krzesło odsuwa się kilka cali, gdy wstaję. Wskazuję na Terry'ego. "To bzdura i dobrze o tym wiesz. Tylko dlatego, że nie lubisz policjantów, nie znaczy, że są skorumpowani. Jesteś dupkiem," dodaję.
Terry przewraca oczami. "A tylko dlatego, że myślisz, że policjanci chodzą po wodzie, nie znaczy, że są czyści. Jesteś naiwny, Mak. Nie masz pojęcia, co naprawdę się dzieje. Nie byłeś na ulicach wystarczająco długo. W latach policyjnych byłeś tylko dzieckiem, kiedy opuściłeś służbę."
Gotuję się ze złości. Terry zawsze gada o policjantach kłamiących pod przysięgą. To jego najlepsza taktyka, gdy chodzi o wyciąganie klientów z kłopotów. Słowo policjanta na stanowisku to nasza reputacja. Oczywiście, popełniamy błędy, a kiedy to robimy, obrońcy są jak muchy na zepsutym mięsie.
Codzienny stres i brak snu z powodu pracy zmianowej nie pomagają. Dodaj do tego konieczność pojawienia się w sądzie rano po całonocnej zmianie i błędy w zeznaniach się zdarzają. Obrońca zmienia twoje słowa, aby cię zmylić, zadaje jedno pytanie na kilka różnych sposobów i zasadniczo stara się jak najbardziej skomplikować twoją historię. Wiem - byłem tam. Teraz Terry próbuje powiedzieć, że jest skorumpowany policjant na posterunku Wendell. Mężczyźni i kobiety, z którymi pracowałem, mogą już nie traktować mnie jak rodzinę, ale dla mnie nadal nią są i nie zamierzam już więcej znosić Terry'ego. Jedzenie jest mocno przereklamowane; znajdę inną drogę do zdobycia spraw. Nie zamierzam spędzać ani minuty więcej z tym palantem. Odwracam się na pięcie.
"Kennedy," Terry wydycha.
Zamieram na chwilę, zanim się odwracam i ponownie siadam na krześle. "Cholera."