




ROZDZIAŁ 5 Spotkanie
TARA
Osiem lat później
Zanim jeszcze zadała swoje pytanie, już połączyłam kropki z dumy tańczącej w jej oczach.
"Jak się czujesz?" zapytała Jenna, niosąc zbyt wiele oznaczonych pudełek jedną ręką i z łatwością manewrując mną po środku mojej nowej restauracji. "Twoje marzenia w końcu się spełniają. Czy nie jesteś dumna?"
Wyprostowałam się, porzucając niebieskie róże, które układałam przy drzwiach wejściowych, i przez chwilę wpatrywałam się w Jennę. Odpowiedź uformowała się w mojej głowie w sekundę.
Dumna to byłoby za mało powiedziane. Byłam niesamowicie szczęśliwa. Byłam ogromnie wdzięczna za ostatnie osiem lat mojego życia, bo gdyby ktoś powiedział mi, że to będzie moje miejsce w Vermont pack, miejscu, które znalazłam po wszystkim, syknęłabym mu w twarz.
"Oczywiście, że jestem dumna, Jenna," powiedziałam do mojej bliskiej przyjaciółki i towarzyszki.
Po narodzinach Nadji, Jenna była jedną z niewielu osób, które wzięły mnie pod swoje skrzydła. Na początku byłam podejrzliwa wobec niej, i słusznie, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich tu przybyłam, ale to jej nie powstrzymało.
Jenna traktowała moją córeczkę jak swoją i mnie jak siostrę. Była cierpliwa i kochająca, i nie zajęło dużo czasu, zanim nazwałam ją matką chrzestną Nadji.
Mówiąc o Nadji, mojej dumie i radości, była ona fundamentem wszystkiego. Podróż była daleka od łatwej, ale gdybym miała ją powtórzyć, poszłabym tą samą drogą z uśmiechem na twarzy, tak samo jak teraz, kiedy myślę o mojej ośmioletniej córce.
"Powinnaś być," odpowiedziała Jenna, odkładając pudełka gdzieś w dalekim kącie pokoju. "I wybrałaś idealny dzień na otwarcie. Ruch z innych packów da ci duży zastrzyk, i szybko się wyprzedasz."
Widząc moją miłość do wszystkiego, co związane z kuchnią, ciężko pracowałam w Vermont pack, aby spłacić rachunki i zaoszczędzić na otwarcie własnej restauracji.
Wielopackowe spotkanie księżycowe, które odbywało się raz na dekadę, miało miejsce za kilka dni, i na szczęście dla mnie, odbywało się tutaj, w Vermont pack. Było to spotkanie wszystkich północnych packów, aby świętować dekadę pokoju, dobroć bogini księżyca i każde nowe życie w każdym packu.
Jak powiedziała Jenna, ruch przybywających gości był dokładnie tym, czego potrzebowałam na pierwszy dzień, a biorąc pod uwagę strategiczną lokalizację, którą zdobyłam dla restauracji Tara, byłam gotowa.
Jenna została jeszcze przez godzinę, pomagając mi ustawić więcej stołów, krzeseł i sekcję z ciasteczkami, z której ukradła garść, a potem wróciła na swoje stanowisko jako jedna z wojowniczek packu.
"Powiedz Nadji, że jutro na wieczór gier ją pokonam," powiedziała Jenna, żegnając się ze mną, a ja roześmiałam się serdecznie, kręcąc głową, wiedząc, że moja córeczka to ognista kulka, która zawsze przyjmuje wyzwania od swojej cioci Jenny.
"Nie bez walki," odpowiedziałam, na co Jenna uśmiechnęła się szeroko.
Gdy Jenna wychodziła, Nadja wysiadała z autobusu szkolnego i biegła prosto do mnie z szerokim uśmiechem, rozgrzewając mnie od środka.
"Mamusiu!" Rozpromieniła się, a ja przykucnęłam, aby mogła mnie mocno przytulić przy drzwiach wejściowych. "Tęskniłam za tobą dzisiaj."
Wzięłam jej małą, okrągłą twarz w dłonie, emocje zatykały mi gardło, gdy po raz milionowy studiowałam jej rysy. Była dokładnym obrazem swojego ojca, Aidana.
W tej chwili moje serce zacisnęło się, a przez sekundę przemknęła mi myśl. Co jeśli Aidan pojawi się tutaj na spotkaniu wielopackowym?
Otrząsnęłam się z tej myśli, tak jak robiłam to przez ostatnie osiem lat. Pack Attica i Pack Vermont były jak woda i ogień. Rywale od samego początku, więc wiedziałam na pewno, że Aidan nigdy nie postawiłby tutaj nogi z własnej woli. To był kolejny powód, dla którego zdecydowałam się osiedlić tutaj.
Przełknęłam ciężko i pocałowałam Nadię w policzek. „Też cię tęskniłam, Kochanie. Miałaś dobry dzień w szkole?” zapytałam, na co ona skinęła głową.
Prowadząc ją do nowej jadłodajni, wzięłam jej torbę z lunchem, a zanim zdążyłam ją uspokoić, jej małe nogi już rwały się do biegu.
„Mamusiu, mogę wyjść na dwór, żeby się pobawić i oglądać gości?” zapytała z grymasem i dużymi piwnymi oczami, zupełnie jak Aidan.
Pokręciłam głową. „To niebezpieczne, Nadia. Dziś przychodzą goście, a my nie wiemy, kim są.”
Poza tym nie mogłam zapomnieć faktu, że Nadia nie wahałaby się poprosić każdego przystojnego mężczyznę, którego zobaczy, żeby przyszedł powiedzieć "cześć" jej mamie, z nadzieją, że się pobierzemy. Gdyby tylko to było takie proste.
Po dłuższym niż konieczne błaganiu pozwoliłam jej wyjść na zewnątrz, ale nie bez ostrzeżenia, żeby trzymała się z dala od dróg i obcych. Jeśli pojawi się jakiś problem, Nadia wiedziała, że ma się ze mną lub Jenną skontaktować.
Wieczór szybko nadchodził, więc spędziłam jeszcze kilka minut, upewniając się, że jadłodajnia jest gotowa do otwarcia, zanim udałam się do mojego biura, żeby ustawić nowy stół.
Podczas pracy, myśli o mężczyźnie, który opuścił mnie na dobre te wszystkie lata temu, osiadły w moim umyśle jak uporczywy robak. Bez względu na to, jak bardzo się starałam, nie mogłam go wyrzucić z głowy, ponieważ, jak szalone i niewiarygodne to brzmiało, Aidan był jedynym mężczyzną, którego kiedykolwiek kochałam. Jedynym mężczyzną, który pokazał mi, co to znaczy być kochaną delikatnie w tak krótkim czasie.
Czas płynął szybko, i nie zdawałam sobie sprawy, że robi się późno, dopóki nie usłyszałam ruchu przy drzwiach wejściowych i zaraźliwego śmiechu Nadii, gdy zbliżała się do mojego biura.
Połączyłam fakty i westchnęłam głośno. Udało jej się przyprowadzić „nowego męża” dla mnie.
Byłam odwrócona plecami do drzwi, a wokół mnie były pudełka. Gdy Nadia otworzyła drzwi biura, moje przeprosiny nadeszły natychmiast. „Bardzo mi przykro,” westchnęłam, odwracając się. „Te cholerne pudełka,” mruknęłam pod nosem, wciąż pochylona.
Gruby śmiech wydobył się z jego piersi, a świadomość wkradła się do mojego systemu. „Pozwól, że ci pomogę,” powiedział, sięgając po pudełka.
Moja głowa gwałtownie się podniosła, a tam był, trzymając za rękę moją córkę. Jego córkę. Naszą córkę.
„Aidan,” wykrztusiłam, gdy całe powietrze opuściło moje płuca, a czas wokół nas zatrzymał się.
Aidan również zamarł. „Tara.”
Przez następne kilka sekund zapomniałam, jak oddychać, i nie zdawałam sobie sprawy, że oboje się wpatrujemy, dopóki nie przerwał nam beztroski głos Nadii.
„Mamusiu! Znalazłam dla ciebie tego przystojnego mężczyznę,” powiedziała, ciągnąc Aidana za rękaw. „Był dla mnie miły, i chcę, żebyś go miała.”
Aidan patrzył raz na mnie, raz na moją córkę, a świadomość osiadła w jego oczach jak płynna lawa. Moja klatka piersiowa unosiła się, gdy różne myśli burzyły się w moim umyśle jak burza.
Po tym wszystkim, Aidan w końcu nas znalazł. Co to będzie, w imię bogini?