Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 1: Bogini Księżyca, proszę zabierz mnie z tego nędznego i nieszczęśliwego świata!

Avery

Lodowata woda z hukiem rozlała się po moim łóżku, wyrywając mnie z kolejnego koszmarnego snu. Moje ciało zesztywniało z szoku, a wzrok zaczął się zaciemniać, gdy łapałam powietrze. Przez przerażający moment wszystko zamilkło, poza wysokim dźwiękiem w moich uszach.

"Naprawdę myślałaś, że możesz sobie pospać, ty mała suko?"

Zanim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, palce wplątały się w moje włosy, wyrywając mnie z przemoczonego materaca i rzucając na zimną betonową podłogę. Moja głowa uderzyła o ziemię, a przed oczami pojawiły się gwiazdy.

Eva stała nade mną, jej drobna sylwetka wydawała się ogromna w przyćmionym świetle kwater niewolników.

Idealny makijaż podkreślał jej lalkowate rysy, a mała czerwona sukienka była już gotowa na nadchodzący dzień. Wyraz obrzydzenia na jej twarzy był mi aż za dobrze znany.

"Nie zasługujesz na spokojny sen," wypluła, wbijając szpiczasty obcas swojego szpilka w moje żebra. "Nie po tym, jak zabiłaś swoich własnych rodziców. Boże, jesteś żałosna."

Leżałam tam jak kawał mięsa, czekając na nieuniknione. Eva przykucnęła, jej wypielęgnowane paznokcie drapały moją odsłoniętą skórę, gdy brutalnie rozrywała moją już i tak podartą koszulę.

"Zobaczymy, jak spróbujesz uwieść Kevina z tymi," syknęła, jej ostre paznokcie wbijając się w skórę moich sutków, rozrywając ją. Krew wypływała wokół jej opuszków, gdy ciągnęła je w dół. "Zniszczę te pieprzone piersi. Zobaczymy wtedy, czy nadal myślisz, że jesteś jego partnerką."

Ból był nie do zniesienia, ale nie krzyczałam. Nauczyłam się dawno temu, że okazywanie bólu tylko wszystko pogarsza. Zamiast tego zamknęłam oczy, mając nadzieję na ucieczkę w ciemność za powiekami. Moje łzy wyschły miesiące temu.

Moje ciało czuło się przerażająco słabe pod jej atakiem. Każde uderzenie wywoływało fale zawrotów głowy, i zastanawiałam się, czy tym razem to może być koniec. Czy miałam umrzeć? Czułam, jak odpływam w stronę nieświadomości, unosząc się na krawędzi świadomości.

Wieczność później, ciosy ustały. Kroki Evy odbijały się echem, gdy odchodziła, zadowolona ze swojego porannego rytuału. Zmusiłam się do otwarcia oczu, natychmiast napotykając wzrok przechodzącej służącej.

Obrzydzenie na jej twarzy było nie do pomylenia, gdy szybko odwróciła wzrok i pospieszyła dalej.

Leżałam w kupie na podłodze, moja koszula wisiała w strzępach wokół mnie, odsłaniając skórę, nawet moje sutki pokryte świeżymi siniakami nałożonymi na starsze w różnych odcieniach fioletu, zieleni i żółci.

Ani centymetr mojego ciała nie pozostał nieoznaczony przez regularne "zainteresowanie" Evy.

Zamknęłam znowu oczy, odmawiając uznania przechodzących służących. Nie pomogliby. Nikt nigdy nie pomagał. Jakby takie poniżające zachowanie było normalne i powszechne.

Drżącymi ramionami podniosłam się z podłogi, prawie ponownie upadając, gdy moje mięśnie krzyczały z protestu. Nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek, nawet na minutę. Jeśli nie wykonam swoich obowiązków, to, co mnie czeka, będzie o wiele gorsze niż poranne powitanie Evy.

Potknęłam się do jedynej drewnianej skrzyni, która zawierała moją jedyną inną koszulę—równie zużytą, ale przynajmniej nie mokrą i rozdartą na strzępy. Przebierając się, nerwowo rozejrzałam się po pokoju.

Inni niewolnicy kontynuowali swoje poranne rutyny, twarze starannie bez wyrazu. Ta scena rozgrywała się niemal każdego dnia. Nikt już nie miał energii ani woli, żeby się tym przejmować.

Nasze kwatery były ledwie zdatne do zamieszkania - wilgotna, pleśniowa piwnica z popękanymi ścianami, przez które w niektórych miejscach wyrastały chwasty. Owady przebiegały po podłodze, przyciągnięte nieustanną wilgocią.

Każdy niewolnik miał tylko cienką drewnianą deskę, nieco uniesioną nad ziemią jako łóżko, z wysłużonymi kocami, które prawie nic nie robiły przeciwko stałemu chłodowi. Moja była jeszcze cieńsza niż innych, dzięki specjalnemu traktowaniu przez Ewę.

Jedna jedyna promień słońca zdołał przeniknąć do naszego podziemnego więzienia przez małe okno blisko sufitu. Cudem padał bezpośrednio na moją twarz, oferując chwilowe ciepło, które było jak najdelikatniejszy dotyk. Zamknąłem oczy, rozkoszując się krótkim odpoczynkiem.

Gdyby tylko zeszły miesiąc się nie wydarzył...


Wspomnienie: Jeden Miesiąc Przedtem

Nocne powietrze było chłodne na mojej skórze, gdy kończyłem szorowanie ostatnich podłóg kuchennych. Moje mięśnie bolały po kolejnym niekończącym się dniu pracy, ale coś sprawiło, że zatrzymałem się, gdy wyrzucałem brudną wodę na zewnątrz.

Zapach.

Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego - słodka wanilia zmieszana z czymś bardziej ziemistym, jak trawa ogrzana słońcem. Aromat poruszył coś głęboko we mnie, przyciągając mnie mimo zmęczenia.

Podążyłem za nim, krok po kroku, niepewnie, z dala od kompleksu i w stronę skraju lasu.

Drzewa wyglądały ciemno i tajemniczo, ich gałęzie tworzyły skomplikowane wzory na gwiaździstym niebie. Zapach stawał się coraz silniejszy, pociągając mnie głębiej w las.

Serce biło mi w piersi. Słyszałem, jak inni służący szeptali o tym - jak kiedy spotkasz swoją prawdziwą drugą połówkę, wyczujesz unikalny, odurzający zapach, którego nikt inny nie potrafi dokładnie opisać. Niektórzy czuli wanilię, inni lawendę, jeszcze inni bogatą ziemistość leśnej gleby.

Czy to mogło się dziać ze mną? Moja twarz rozgrzała się z podekscytowania i nadziei. Nie miałem wilka - jak mogłem mieć drugą połówkę? Ale zapach był niezaprzeczalny, stawał się silniejszy z każdym krokiem, który robiłem.

Gdy posuwałem się głębiej w las, podążając za tą nieodpartą ścieżką, dziwne uczucie zaczęło narastać w mojej piersi. Na początku było to tylko ciepło, ale szybko przekształciło się w coś innego - coś bolesnego. Palący ból rozprzestrzenił się od mojego serca na zewnątrz, jakby ktoś wbił gorący pręt przez moje żebra.

Im bliżej źródła zapachu się znajdowałem, tym bardziej intensywny stawał się ból. Czułem się, jakby wilk rozrywał moją klatkę piersiową, niszcząc wszystko na swojej drodze. Czy to było normalne? Czy tak wyglądało znalezienie swojej drugiej połówki?

Moje kroki stały się mniejsze, bardziej niepewne. Przycisnąłem rękę do pobliskiego drzewa, jego szorstka kora była chłodna na mojej płonącej skórze, zapewniając chwilową ulgę.

Zawroty głowy i dezorientacja sprawiły, że chwyciłem się za pierś jedną ręką, podczas gdy drugą stabilizowałem się na drzewach, kontynuując marsz naprzód. Las był przerażająco cichy, aż nie był.

Kobiecy jęk przerwał ciszę, a potem głęboki, męski pomruk.

Czy to sobie wyobraziłem? Ból w mojej piersi sprawiał, że trudno było myśleć jasno.

Previous ChapterNext Chapter