




Rozdział 4
Summer zachichotała i pomachała im na pożegnanie. Usiadłam na swoim miejscu i czułam, jak on obserwuje mnie kątem oka. Kilka razy zerknęłam na niego, a za ostatnim razem, gdy to zrobiłam, złapał mnie na tym, uśmiechnął się i mrugnął do mnie. O rany, moje majtki są w tarapatach. Nie mogę do tego dopuścić! Fred by mnie zabił; on nigdy mnie nie puści. Już mi to powiedział, dlatego NIGDY nie byłam na randce. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, kto by się zajął trojaczkami. Muszę trzymać się od niego z daleka, jakoś. Tylko nie wiem jak, albo czy w ogóle mogę to zrobić, on mnie przyciąga, ale nie mam pojęcia dlaczego? Zaczął wykład, ale nie słuchałam za bardzo, cieszę się, że miałam mały dyktafon. Byłam tak pochłonięta własnymi myślami, tymi "co jeśli", "nie mogę", "dlaczego moje życie nie może być inne", "dlaczego nie mogłam mieć normalnego życia rodzinnego". Czy kiedykolwiek będę szczęśliwa? Czy kiedykolwiek zakocham się i założę własną rodzinę? Co z moim rodzeństwem, czy oni dorosną szczęśliwi? Czy będą skazani na życie w piekle z Fredem i naszą mamą.
Tak, niezła z niej matka. Po śmierci taty straciła rozum. Miałam dziesięć lat, kiedy tata zmarł, mój świat się zawalił i myślałam, że mama i ja przejdziemy przez to razem, ale ona wychodziła na godziny, a potem na dni. Wiedziałam wtedy, że jestem zdana na siebie. Dzień po pogrzebie taty Nancy spakowała nas i przeprowadziliśmy się do jakiegoś zrujnowanego domu na drugim końcu kraju, więc nie miałam żadnej innej rodziny, do której mogłabym się zwrócić, musiałam szybko dorosnąć. Kilka miesięcy później mama wróciła do domu i powiedziała mi, że jest w ciąży, a ojciec dziecka będzie z nami mieszkał. Musiał być blisko swojego dziecka i swojej kobiety, jak ją nazywał. Mama nigdy nie była taka sama po tym, jak związała się z Fredem, jakby była pod jego zaklęciem, które nie pozwalało jej odejść. Nie mieliśmy pojęcia, że spodziewa się trojaczków, aż do dnia, kiedy się urodzili. Były to małe, miękkie istotki, ale zakochałam się w nich od razu. Byli moją rodziną i nigdy nie pozwolę, żeby coś im się stało.
„Storm. Halo, ziemia do Stormie.” Usłyszałam Summer, gdy pstryknęła palcami przed moją twarzą. „Huh, co?” powiedziałam, wychodząc z zamyślenia. „Gdzie się podziałaś?” Zaśmiała się. „Przepraszam. Po prostu zgubiłam się we własnych myślach.” Wzruszyłam ramionami. „Mówiono mi, że jestem całkiem niezłą słuchaczką.” Powiedziała z pocieszającym uśmiechem. „Dzięki, ale nie chcę cię obciążać moimi problemami.” Wzruszyłam ramionami. „To żaden kłopot. Dobrze jest się wygadać. Jeśli będziesz to w sobie kisić, możesz w końcu wybuchnąć, a wtedy cię zamkną, i będę musiała cię wyciągać, i będziemy uciekać z twoimi trzema małymi potworkami. Za dużo dramatu, więc chodźmy na lunch do kawiarni i pogadajmy.” Zaproponowała z uśmiechem. Wydałam cichy śmiech. Wiem, że nie miała nic złego na myśli, nazywając trojaczki małymi potworkami. „Eee, nie, nie do kawiarni. Miałam tam dość żenujący moment.” Skrzywiłam nos. Summer zachichotała. „Kiedy i gdzie nie masz żenującego momentu?” Zaśmiała się. „Hej.” Zaśmiałam się, szturchając Summer łokciem. „Przepraszam, Panno...” Spojrzałam w górę i oto jest mój grecki bóg. Zaniemówiłam, „cholera jasna! Jak mam na imię? Nie pamiętam swojego imienia!” Usłyszałam stłumiony śmiech w tyle głowy. Po kilku sekundach w końcu przypomniałam sobie swoje imię i odzyskałam głos, może. „S-Storm, m-moje i-imie to S-St-Storm Hawk.” Wydusiłam z siebie, podczas gdy Summer nadal zakrywała usta, starając się nie śmiać ze mnie, a ja posłałam jej mordercze spojrzenie. „Cóż, Storm, proszę, poświęć mi kilka minut, chciałbym z tobą porozmawiać.” Powiedział, obdarzając mnie delikatnym uśmiechem. Przełknęłam wielką gulę, która uformowała się w moim gardle. „Uuumm...o-okay.” Nie wiedziałam, co powiedzieć, chciałam tylko uciec i się schować. „W porządku, pójdę po nasz lunch i spotkamy się na dziedzińcu.” Summer powiedziała, rzucając mi figlarny uśmiech, pokazując dwa kciuki w górę i poruszając brwiami. Potrząsnęłam głową i przewróciłam oczami na nią, gdy wychodziła z pokoju. „Przepraszam, Panie... Przepraszam, nie zapamiętałam pana imienia.” Jej piskliwy głos przywrócił mnie do rzeczywistości, sprawiając, że się skuliłam. „Właściwie to chyba nie podałem swojego imienia.” Powiedział, uważnie mnie obserwując. „Ach, no cóż, chciałam zaprosić pana na drinka, by przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie.” Skank powiedziała, rzucając mi złośliwy uśmiech. „Właściwie to myślę, że powinnaś przeprosić Pannę Hawk i resztę klasy za swoje zachowanie i marnowanie ich czasu. Nie wspominając o nazywaniu jej dzieci...” spojrzał na mnie i zmrużył oczy „...małymi potworami. Czy je znasz? Czy wiesz na pewno, że są małymi potworami?” Zganił ją, jak ja ganiłabym trojaczki. Nie mogłam się powstrzymać, ale rzuciłam Skank złośliwy uśmiech. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie to zrobiłam; nigdy wcześniej tego nie robiłam; zwykle kończyło się to dla mnie policzkiem. Fred na pewno by mnie ukarał, gdyby się dowiedział. Więc tak szybko, jak pojawił się uśmiech, tak szybko zniknął.