




Rozdział szósty
Ashlynn
Byliśmy na ranczu od tygodnia, nie słyszałam ani słowa o tym, co się dzieje w domu. Zaczynałam wchodzić w rutynę, poznawać funkcjonowanie rancza i moją ekipę techników weterynaryjnych. Wszyscy młodzi, pracowici chłopcy. Byłam z tego zadowolona. Jeden z nich był związany z jedną z kowbojek, która zajmowała się końmi, pozostali dwaj byli singlami i ciągle mówili o chęci wyjścia do miasta, gdziekolwiek by to nie było. W końcu zapytałam: "Hej Jared, co takiego fajnego jest w tym mieście? Co tam jest?"
"Oh wiesz, różne rzeczy do zrobienia." To była jego odpowiedź.
"Ok, jakiego rodzaju rzeczy? Czy jest tam niebezpiecznie? Są tam inne wilki?" Chciałam prawdziwej odpowiedzi.
"Oh tak, rozumiem, jest tam fajny bar i sala taneczna, kino, kilka restauracji, a potem jest Pauline," puścił oko do Mike'a, który tylko przewrócił oczami.
"Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć o Pauline. A co z ludźmi?" To było to, co naprawdę musiałam wiedzieć. Nie że mi przeszkadzali, spędziłam wszystkie lata studiów wśród nich. Po prostu musiałam wiedzieć, gdzie być czujną, jeśli pójdę do miasta.
"Pauline to jego ukochana. Pracuje w Starlight Diner," wtrącił Mike. "Jeśli chodzi o ludzi, nie ma ich zbyt wielu. Tylko czasami przejeżdżają, żeby zatankować lub zatrzymać się w jednej z restauracji. Miasto jest właściwie własnością stada. Nie wszyscy mogą mieszkać tutaj na ranczu, tylko kowboje, kowbojki i Alfa z rodziną." Mike podał mi dużo informacji.
"Oh tak, a gdzie jest Beta?" zapytałam. "Nie mieszka tam, gdzie Alfa? To trochę nietypowe."
"Oh tak, Beta też tu mieszka. Ma dom na tyłach mniejszych stajni. Beta to Cody, znasz go, kierownik hodowli." Jared w końcu zdecydował się podzielić użytecznymi informacjami.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia, wracając do badania próbki pod mikroskopem. "Znalazłaś coś, doktorze?" zapytał Mike, przechodząc obok mnie.
Podniosłam głowę i wskazałam na mikroskop, dając mu znać, że może spojrzeć. "Widzisz te małe białe rzeczy, które wyglądają, jakby pływały?" Powiedziałam mu. Kiwnął głową. "To rodzaj pasożyta, podobny do tasiemca, ale mniejszy. To oznacza, że chłopaki, będziecie musieli zebrać wszystkie psy pasterskie i przynieść je tutaj, żebyśmy mogli je wyleczyć. Jeśli jeden ma to, prawdopodobnie mają to wszystkie."
Mike i Jared założyli kurtki i wyszli, żeby spróbować przyprowadzić wszystkie psy do kliniki. Garrett ma dziś nocną zmianę, więc jest w domu, śpi, albo może pomaga swojej partnerce zmieniać pieluchy. Mają noworodka w domu. Słodka mała rzecz, rude włosy jak jego tata.
Gdy właśnie sprzątałam i przygotowywałam leki dla psów, do pokoju weszła mama, wyglądając na trochę zdenerwowaną. "Wszystko w porządku, mamo?" Podeszłam do biurka, żeby ją przytulić.
"Dostałam właśnie telefon od twojego wujka Tobiasza. Robią to dzisiaj wieczorem." Mówiła o egzekucji mojego ojca. Pokiwałem głową na znak zrozumienia. Była zdenerwowana bólem, który poczuje, gdy więź zostanie zerwana. Już wcześniej cierpiała z powodu jego niewierności. Stała tam, skręcając ręce.
Przyciągnąłem ją do siebie w uścisku, "Co mogę zrobić, mamo?"
Drżała. "Miałam nadzieję, że mógłbyś mi coś dać? Wiesz, coś na uspokojenie?" Miała pełne nadziei spojrzenie w oczach.
"Mamo, wiesz, że jestem weterynarzem, a nie lekarzem stada. Pytałaś wujka Gabrysia, czy mają tu lekarza?" Pocierałem jej plecy, próbując ją uspokoić.
"Pytałam. I zadzwonił do lekarza stada. Powiedział, że jeśli się przemienię, a ty podasz mi dawkę w formie wilka, powinno być w porządku. Powiedział, że musisz podać czterokrotnie większą dawkę, niż dałbyś zwykłemu wilkowi, więc będziesz musiał mnie zważyć w formie wilka, a potem podać lek. Powiedział, że jeśli masz pytania, możesz do niego zadzwonić," Wyciągnęła z kieszeni kartkę papieru z imieniem i numerem telefonu. "Mogę zostać w klinice na noc, przespać to, a rano powinnam czuć się tylko pusta, ale sam ból powinien ustąpić. Musimy to jednak zrobić szybko, Tobias powiedział, że zakończą to o zachodzie słońca, więc muszę być już wtedy nieprzytomna." Spojrzała na mnie błagalnie.
Wziąłem głęboki oddech. To była moja mama i już wystarczająco cierpiała przez Grady'ego. Czas to zakończyć. "Dobrze, mamo, zrobię to. Ale zostanę z tobą w klinice. Chcę mieć pewność, że wszystko będzie w porządku. Mogę spać na jednym z łóżek polowych."
"Jesteś pewien, Ash? Nie musisz się męczyć z mojego powodu," w jej głosie była wyczuwalna smutek, którego nie mogłem przegapić.
"Mamo, to w porządku. Spałem już w gorszych miejscach i w gorszych warunkach. Zróbmy to. Muszę tylko podać leki psom pasterskim, a potem wyrzucę techników weterynarii. Nie muszą wiedzieć, co planujemy." Wróciłem do tego, co robiłem, a mama usiadła na krześle w rogu pokoju.
Dwie godziny później, wszystkie psy z rancza były leczone na pasożyty, a technicy weterynarii zniknęli. Zadzwoniłem do Garretta i powiedziałem mu, żeby wziął wolne, ja przejmę dyżur. Było łatwiej niż gdyby miał tu wchodzić w środku nocy, gdy moja mama będzie uspokojona w formie wilka.
Zaprowadziłem mamę na tyły kliniki, zdjęła ubrania, kładąc je na stole do badań i przemieniła się. Wskazałem na wagę, a ona na nią weszła. Zanotowałem jej wagę, a ona zeskoczyła z wagi i zaczęła chodzić tam i z powrotem w formie wilka. Spojrzałem z mojego notatnika, próbując obliczyć dawkę leku. Nie chciałem tego zepsuć. To była moja mama. Stukałem ołówkiem w blat, robiąc podwójną kontrolę dawki. "Dobrze, mam dawkę. Pobiorę lek, ale musisz przestać chodzić i położyć się na tej macie tam w rogu." Wskazałem na dużą, miękką matę w rogu, którą dla niej wyciągnąłem z magazynu. Przechyliła głowę wilka w moją stronę, a ja wskazałem palcem, dając jej znak. Podeszła i z westchnieniem położyła się na macie.
Chciałam sprawdzić drzwi, zanim to zrobiłam, więc obeszłam dom, upewniłam się, że rygiel jest zabezpieczony, a potem wróciłam na tyły z dużą strzykawką w ręku. Trochę się trzęsłam, napełniając ją środkiem uspokajającym, ale w końcu się udało. Podeszłam do wilczej formy mojej mamy, cały czas mówiąc do niej cicho, mając nadzieję, że się uspokoi. "Będę musiała złapać cię za kark, żeby to wstrzyknąć. Poczujesz ukłucie i lekkie pieczenie. Potem powinno być dobrze, zapadniesz w sen." Przechyliła głowę w moją stronę, a ja podeszłam i złapałam ją za kark. Nawet leżąc, będąc w wilczej formie, jej ramiona sięgały mi do uda. Może jako człowiek była drobna, ale jako Alfa jej wilk był ogromny. "Nie gryź mnie," spojrzałam na nią surowo, a potem wbiłam igłę. Wydała z siebie skowyt, ale się nie ruszyła. Wstrzyknęłam cały środek uspokajający i cofnęłam się, obserwując ją. Położyła głowę na łapach, a chwilę później jej powieki powoli opadły. Oddychała równomiernie, jakby spała.
Podeszłam do biurka i wzięłam telefon komórkowy, wybierając numer do wujka Tobiasza. "Cześć Ash, wszystko w porządku tam u was?"
"Tak, jest okej. Słuchaj, właśnie uspokoiłam mamę, więc cokolwiek zamierzasz zrobić, zrób to szybko? Nie chcę, żeby obudziła się w trakcie. To wszystko jest dla niej wystarczająco trudne," przygryzłam wargę, patrząc na jej śpiącą wilczą postać.
Wujek Tobiasz westchnął po drugiej stronie telefonu, "Wiem, wiem. Szkoda, że nam nie powiedziała, może wszystko byłoby lepsze dla was obojga." Zatrzymał się na chwilę. "Ash, mogę cię o coś zapytać?"
"Tak, jasne," odpowiedziałam szybko.
"Jak długo to trwało? Czy on kiedykolwiek cię skrzywdził? Mam na myśli oprócz tej sytuacji, kiedy do mnie zadzwoniłaś?" Jego głos brzmiał napięcie.
"Chyba od kiedy miałam około siedmiu lat. Zdradzał ją z ludźmi z tego baru w pobliskim miasteczku. Kilka razy go skonfrontowała i wtedy zaczął ją bić. Ponieważ pracował na nocną zmianę w tartaku, nie widywałam go zbyt często. Ale żeby odpowiedzieć na twoje pytanie, to był pierwszy raz, kiedy mnie skrzywdził. Powiedziałabym ci wcześniej, gdyby mama na to pozwoliła, ale była zawstydzona. Przepraszam, że ci nie powiedziałam," starałam się nie płakać, ale to było bezcelowe, stojąc tam i myśląc o wszystkich razach, kiedy moja mama była obiektem jego przemocy.
"Nie obwiniaj się, Ashlynn, to nie jest twoja wina. Cieszę się tylko, że zadzwoniłaś. Zajmiemy się tym, utrzymaj mamę uspokojoną przez noc. Wszystko będzie skończone w ciągu kilku godzin." Po tym się rozłączył. Przygotowałam się na długą noc, mając nadzieję, że to, co jej podałam, wystarczy, żeby spała do rana.
Spędziłem kolejne kilka godzin, pracując nad papierami i przeglądając akta klaczy, które planowaliśmy hodować. Jutro musiałem spotkać się z Codym, żeby omówić kilka spraw związanych z sezonem hodowlanym. Musieliśmy również zaplanować wszystko dla bydła. Już byłem zmęczony na samą myśl o tym, ale właśnie tego chciałem. Nie mogłem powiedzieć, że nie byłem szczęśliwy – w rzeczywistości kochałem to miejsce. Ta praca była błogosławieństwem, a i widoki wokół niczego sobie. Myśląc o tym, zdałem sobie sprawę, że dzisiaj nie sprawdziłem moich koni. Widziałem, jak Dawson wyprowadzał je na pastwisko rano. Zamierzałem je z powrotem wprowadzić do boksów, ale potem wydarzyła się ta cała historia z mamą. Spojrzałem na drzwi, a potem na nią. Wydawało się, że spała spokojnie. Poświęcę tylko pięć minut.
Wyszedłem cicho za drzwi, zamykając je za sobą, klucz schowałem bezpiecznie do kieszeni dżinsów. Przebiegłem przez podwórze do stajni, gdzie były moje konie, i wszedłem do środka, a czujniki ruchu włączyły światła. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że ktoś łaskawie wprowadził je z powrotem do boksów. Sprawdziłem wiadra z wodą, były pełne. Oparłem się o drzwi boksu, głaszcząc nos Bailey i dmuchając jej w twarz, co sprawiło, że jej nozdrza się rozszerzyły. Kochałem tego konia, była prawdziwą pracownicą. Zaganialiśmy bydło, wyprowadzaliśmy je z gór, czasem w śniegu, i nigdy mnie nie zawiodła, nigdy się nie wahała. Była jednym z niewielu pewnych elementów w moim życiu. Rozejrzałem się po stajni, uśmiechając się. Teraz to miejsce też wydaje się dość pewne. Dałem jej ostatnie poklepanie po szyi i wróciłem do kliniki. Spojrzałem na zegar na ścianie, kiedy wszedłem z powrotem. Było już po północy. Sam potrzebowałem snu, ale po prostu nie mogłem się zmusić, żeby się położyć.
Dawson
Spałem w swoim pokoju, zasłony były odsłonięte, żeby wpuszczać światło księżyca. Miałem mieszkanie nad stajniami, gdzie trzymaliśmy konie robocze, w tym te Ashlynn. Ponieważ zasłona była odsłonięta, zobaczyłem nagłe światło na ziemi przed stajnią. Wiedziałem, że to czujnik ruchu w boksach. Od dawna nie mieliśmy kojotów, więc nie sądziłem, że to one. Westchnąłem, nie mogąc zasnąć, założyłem dżinsy i wyszedłem na balkon tuż nad wejściem. Słyszałem kogoś chodzącego po stajni, a potem poczułem jej zapach. Deszcz. Spojrzałem na zegar na mojej szafce nocnej. Co ona robi o tej porze? Czy któreś ze zwierząt zachorowało? Spojrzałem na klinikę i zobaczyłem, że światła są włączone, ale światła na jej poddaszu nie były.
Jeśli potrzebuje mojej pomocy, poprosi. Więc stoję tam w ciemności, słuchając jej cichego głosu, szepczącego do koni. I tak po prostu wychodzi, nadal w tych samych ubraniach, które miała wcześniej tego dnia. Wraca do kliniki, otwiera drzwi i wchodzi do środka. Widzę ją przez żaluzje, nie są zamknięte. Idzie na tyły, a kilka minut później wraca na przód. Robi papiery przy biurku. Pokręciłem głową. Myślałem, że to ja jestem pracoholikiem. Skoro już wstałem, mogę zrobić jej kawę i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.