Read with BonusRead with Bonus

Rozdział piąty

Ashlynn

Prowadziłam Bucka i Bailey'ego za ich uwiązami, jednego po każdej stronie, idąc w stronę jednego z tylnych pastwisk. Tam właśnie mój wujek kazał mi ich wypuścić, a potem wieczorem miałam ich umieścić w stajniach. Powiedział, że Dawson pokaże mi, które konie będą moje. Byłam zagubiona w swoim małym świecie, ciesząc się świeżym górskim powietrzem i czystym, błękitnym niebem nad głową. Montana była piękna, bez wątpienia.

„Hej, Doktorko,” usłyszałam, jak ktoś krzyczy, ale nic sobie z tego nie robiłam i szłam dalej. „Doktor Cane!”, o cholera, mówią do mnie. Na pewno trochę czasu zajmie mi przyzwyczajenie się do tego. Zatrzymałam się i odwróciłam w stronę głosu. To był Mike, technik weterynarii, którego poznałam wcześniej. Pomachał mi, biegnąc w moją stronę. Nie był ogromnym facetem, ale też nie był mały. Raczej chudy jak na wilkołaka, ale co mi tam, ważne, żeby pracował ciężko i wiedział, co robi. „Przepraszam, że przeszkadzam, kiedy się dopiero osiedlasz, ale muszę złożyć zamówienie na zaopatrzenie na tydzień. Alfa kazał mi cię znaleźć i dowiedzieć się, czego potrzebujesz.”

„Och, uh, ok. Muszę wypuścić moje konie. Możesz dać mi pięć minut?” Wskazałam głową w stronę pastwiska, bo miałam uwiązy w rękach.

Mike podrapał się po karku, „Ok, jasne, mogę pomóc. Możemy rozmawiać i chodzić, wiesz?” Miał południowy akcent, zdecydowanie nie z tej części kraju.

„Pewnie, Mike,” podałam mu uwiąz Bucka. Wątpiłam, żeby Bailey go polubiła, a mogła być kąśliwa. Szliśmy w stronę pastwiska, Mike wydawał się trochę nieswojo.

„Więc, uh, co was tu sprowadza?” zapytał Mike swoim uroczym wiejskim akcentem.

Nie jestem osobą, która chętnie dzieli się osobistymi informacjami, więc odwróciłam pytanie na niego. „Mogłabym zapytać cię o to samo, bo wyraźnie nie jesteś stąd. Uciekłeś ze swojego stada czy coś?” Starałam się brzmieć jakbym żartowała, ale nie jestem pewna, czy tak było naprawdę.

Mike przeczesał ręką swoje już i tak rozczochrane włosy, kosmyk opadł mu na oczy. Miał taki fryz, jakiego nosiło wielu młodych chłopaków. Spójrz na mnie, młodzi chłopcy, jakbym była jakąś starą babą. Szybkie dorastanie tak na ciebie wpływa. Mike żuł policzek, jakby nie wiedział, co powiedzieć. „Właściwie, proszę pani, poszedłem do szkoły techników weterynarii tutaj i bardzo mi się podobało. Alfa dał mi pracę, a wszyscy wiedzą, że to najlepsze ranczo w kraju. Nie mogłem odmówić.” Uśmiechnął się do mnie głupkowato. „A ty?” zapytał ponownie.

Westchnęłam, i jestem pewna, że to usłyszał. „Słuchaj,” powiedziałam. „Proszę, mów mi Ash, ok? Doktor lub Doktor Cane to dość formalne. Więc chyba że mamy do czynienia z osobami z zewnątrz, albo mój wujek powiedział ci inaczej, Ash będzie w porządku.” Znowu unikałam jego pytań.

Uśmiechnął się jak dziecko, które właśnie dostało lizaka. „Tak, proszę pani!”

Spojrzałam na niego z ukosa, „I bez 'proszę pani'. Zostaw to dla starszych pań, ok? To nie ja.”

„Och, tak, racja. Ok, Doktorko,” spojrzałam na niego, a on zacisnął zęby. „Przepraszam, znaczy Ash. Moja mama nauczyła mnie szacunku. Postaram się.” Znowu się uśmiechał, a ja tylko pokiwałam głową. „Więc Alfa to twój wujek, co?” Znowu z pytaniami.

„Tak”. To wszystko, co mógł ode mnie usłyszeć.

„Jak długo jesteś weterynarzem? Nie wyglądasz na bardzo starą,” ciągle naciskał.

„Gaduła z ciebie, co?” powiedziałam, patrząc na niego. Tylko się uśmiechnął.

„Właśnie skończyłem weterynarię, ale specjalizowałem się w dużych zwierzętach, bo wiedziałem, że chcę pracować z końmi. Odbyłem staż w dużej klinice weterynaryjnej na południe od Portland w Oregonie. I nie jestem bardzo stary, skończyłem liceum wcześniej i od razu poszedłem na studia. Mam 24 lata.” Miałam nadzieję, że to zaspokoi jego liczne pytania. Przez chwilę milczał. Dotarliśmy do najdalszego pastwiska, otworzyłam bramę i wpuściliśmy konie. Zdjęłam im kantary i klepnęłam każdego po zadzie. Pobiegły galopem, z ogonami w górze, ciesząc się nowo zdobytą wolnością. Zamknęliśmy bramę, rzuciłam trochę siana przez płot, sprawdziłam poidło i ruszyliśmy z powrotem do kliniki, Mike tuż za mną.

„Czyli jesteś bardzo mądra,” przełknął ślinę i kontynuował. „Muszę cię ostrzec, Ash, jesteśmy tu dość daleko od miasta, no i, wiesz, jest tu sporo samotnych facetów.” Wyglądał na zdenerwowanego.

Zaśmiałam się tak mocno, że aż chrumknęłam. Jego twarz zrobiła się czerwona jak burak. „Nie miałem nic złego na myśli, Ash, tylko wiesz, może nie chodź sama po lesie i takie tam.”

Uśmiechnęłam się do niego z przekąsem, „Dlaczego nie? Może mnie tam złapie wielki zły wilkołak?”

Teraz on się zaśmiał. „Nie, raczej nie. Poza tym jesteś za mądra, żeby się w coś takiego wplątać. Mądra i śliczna,” mówił „śliczna” z południowym akcentem. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie pomyśleć, że to urocze, ale nie w taki sposób, że byłam nim zainteresowana, tylko miło było go słuchać. Wyglądał na zawstydzonego, więc nic nie powiedziałam i szliśmy dalej w stronę kliniki.

„No Mike, powiedz mi, co mamy zamówić, co? Jestem w drodze od czterech dni i nic nie brzmi lepiej niż gorący prysznic i miękkie łóżko, więc chcesz mi powiedzieć, co mamy w zapasach? Zbliża się sezon rozrodczy klaczy, prawda?” Skierowałam rozmowę na pracę.

Teraz Mike był całkowicie skupiony na pracy, „O tak, doktorze, chodźmy do środka, pokażę ci, jakie mamy leki, może będziesz chciała zobaczyć, czego jeszcze potrzebujemy. Na pewno będziesz chciała zamówić rękawiczki, które pasują na twoje ręce, i pewnie trochę ołowiu do robienia rentgenów. Nasz ostatni weterynarz był dużym, grubym facetem, odszedł na emeryturę, ale na pewno nie mamy nic wystarczająco małego dla ciebie.” Myślę, że to miał być komplement, ale nie zwróciłam na to uwagi.

„Dobra, zróbmy to,” powiedziałam, pchając drzwi kliniki. Kiedy odwróciłam się, żeby zamknąć drzwi za sobą, spojrzałam w górę. Tam był Dawson, oparty o ogrodzenie areny, z jedną nogą opartą na dolnym szczebelku ogrodzenia, a rękami swobodnie przewieszonymi przez górę ogrodzenia. Patrzył prosto na mnie. Uśmiechnęłam się do niego i pomachałam, po czym zamknęłam drzwi. Co jest z tym facetem?

Godzinę później, wychodzę z kliniki w stronę mojego samochodu. Zabrałam walizkę i torbę z bagażnika, myśląc, że resztę wezmę później. Zaciągnęłam swoje rzeczy na poddasze, rzucając torby na podłogę w sypialni. Ledwo przekroczyłam próg, zanim zaczęłam zrzucać buty i ściągać koszulę przez głowę. Nie brałam prysznica od rana, kiedy wyjechaliśmy, więc muszę pachnieć jak gruba krowa w upalne lato.

Łazienka jest naprawdę spora. Ma ogromny prysznic z dwoma głowicami prysznicowymi i bezszklowe drzwi. Włączam gorącą wodę i kończę się rozbierać, myjąc zęby, podczas gdy woda się nagrzewa. Nie tracę czasu. Nawet siadam na małej kamiennej ławce pod prysznicem i golę nogi. Tak dobrze jest być czystym. Owijając włosy w ręcznik, wychodzę nago do swojej sypialni, czując się wolna, wiedząc, że nikt nie wejdzie. Nie mieszkałam sama od pierwszego roku studiów, kiedy mieszkałam w akademiku, co było wymaganiem uczelni.

Zakładam krótkie dżinsowe szorty i czerwoną koszulkę na ramiączkach. Szybko rozczesuję włosy i zaplatam je w warkocz. Muszę jeszcze znaleźć Dawsona i zorganizować boksy dla moich koni. Zakładając z powrotem buty, kieruję się w stronę stajni, do której widziałam, jak wchodził wcześniej dzisiaj. Nie przechodzę nawet pięciu kroków, zanim nie usłyszę jego gładkiego, głębokiego głosu: "Gdzieś się wybierasz?". Odwracam się, stoi w przejściu głównej stajni, opierając się o ścianę, jakby na mnie czekał.

"O hej, tak naprawdę szukałam cię. Muszę wprowadzić moje konie do boksów, a mój wujek...," przerwałam sobie. "Przepraszam, Alfa kazał mi cię znaleźć i powiedział, że powiesz mi, które boksy są moje."

Nie mówi nic, tylko patrzy na mnie. Stoję tam przez długą, niezręczną minutę, i zamierzam się odwrócić w stronę pastwiska. Jest obok mnie, zanim zorientuję się, że się ruszył. Kładzie rękę na moich plecach, kierując mnie do stajni po prawej stronie areny. Jego ręka jest ciepła na moich plecach. Sprawia, że czuję się dziwnie, ale nie w zły sposób. Spoglądam na jego twarz, ale patrzy prosto przed siebie, jakby nie zauważał, gdzie leży jego ręka.

"Tutaj," mówi, gdy podchodzimy do stajni. "Możesz mieć te pierwsze dwa boksy. Są czyste. Na końcu stajni jest pomieszczenie na sprzęt, powinien tam być pusty stojak na siodła. Daj mi znać, gdzie umieścisz swój sprzęt, a jutro oznaczę to miejsce jako twoje. Twoje boksy będą miały też ich imiona." Nawet nie bierze oddechu. Kiedy kończy, patrzy na mnie. "Brzmi dobrze, Ashlynn?" Sposób, w jaki mówi moje imię, sprawia, że mój żołądek robi fikołki.

"Tak, brzmi świetnie, Dawson, dzięki." Odwracam się, żeby wyjść po moje konie, ale kładzie rękę na moim ramieniu, żeby mnie zatrzymać. Znowu na niego patrzę, z uniesioną brwią, "Uh, tak?".

Opuszcza rękę i robi krok bliżej. Widzę, jak rozszerzają mu się nozdrza i wiem, że próbuje mnie powąchać. Przechyla głowę, "Jakie są imiona twoich koni?"

"Ummm co?", jestem zaskoczona pytaniem.

Wskazuje kciukiem na boksy, "Na tabliczki z imionami. Jakie są imiona twoich koni?"

"Ach, racja. Bailey i Buck," i kiedy odwracam się, żeby wyjść na pastwisko, idzie tuż obok mnie. Nic nie mówię, po prostu idę w milczeniu. Co dziwne, nie jest to niekomfortowe. Kiedy dochodzimy do bramy, gwizdzę i oba moje konie przybiegają do ogrodzenia.

Dawson unosi brwi na mój widok, a potem na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. "Niezłe," mówi, otwierając bramę. Chwytam jedno z kantarów, a on drugie, kierując się w stronę Bailey.

"Tak, myślę, że nie powinieneś próbować jej łapać," ostrzegam go. "Gryzie, zwłaszcza mężczyzn."

On tylko rzuca na mnie okiem, jakby nie wierzył. Podchodzi do niej, a ona cofa się o krok. Kiedy zamierza położyć rękę na jej szyi, ona odrzuca głowę do tyłu i kłapie zębami w jego stronę. On tylko chichocze i zaczyna do niej mówić swoim głębokim, łagodnym głosem. Muszę przyznać, że ma dość kojący ton. „No, dziewczyno, nie zrobię ci krzywdy. Spokojnie teraz,” szepcze do niej, powoli przesuwając rękę wzdłuż jej grzywy. Nie mogę przestać myśleć, jak te ręce czułyby się, gdyby mnie dotykały.

„Dobra dziewczyna,” wyrywam się z transu akurat w momencie, gdy widzę, jak zakłada kantar Bailey, jakby robił to od lat. Jestem naprawdę w szoku. Ona naprawdę nienawidzi mężczyzn, ugryzła każdego, który się do niej zbliżył.

Zakładam kantar na Bucka i spoglądam na Bailey, „Zdrajczyni,” mówię do niej. Dawson się śmieje. To głęboki śmiech i brzmi przyjemnie.

„Nie przejmuj się tym, Ashlynn, jestem znany z okiełznywania najdzikszych bestii,” mruga do mnie, gdy prowadzimy dwa konie do stajni.

„Hmmph, zapamiętam to sobie,” wciąż jestem trochę w szoku.

Wprowadzamy konie do boksów. Przeciągam wąż ogrodowy i napełniam wiadra z wodą, potem zamykam drzwi i zapinam zasuwki. Odwracam się do Dawsona, który podszedł do jednego z innych boksów i robi to samo. „Hej, dzięki za pomoc, Dawson. Do zobaczenia później,” macham przez ramię, wychodząc z nadzieją na kolację i odpoczynek.

Dawson

Widzę, jak idzie do swojego poddasza, wiedząc, że powinna do mnie przyjść, żeby porozmawiać o boksach. Normalnie już bym się zbierał, żeby wziąć prysznic, ale postanawiam poczekać na nią chwilę. Stoję oparty o ścianę stajni, czekając, aż zejdzie po schodach prowadzących na poddasze. Schodzi po schodach w krótkich dżinsowych szortach i koszulce na ramiączkach, która dosłownie podkreśla każdą krzywiznę. Jestem prawie pewien, że widzę sterczący sutek. Ma na sobie buty, które wyglądają niezwykle seksownie w połączeniu z tymi szortami. Jestem chwilowo oszołomiony, gdy patrzę na jej tyłek oddalający się ode mnie. „Idziesz gdzieś?,” pytam.

Kiedy się odwraca, jej piękne niebieskie oczy lśnią w moją stronę, ledwo powstrzymuję się, żeby do niej nie podejść. Jej długie brązowe włosy są splecione w warkocz, przerzucony przez ramię. Włosy są jeszcze trochę wilgotne, przez co zmoczyły jej koszulkę. Tak, sterczący sutek widoczny. Muszę się skupić, żeby patrzeć na jej twarz. Jestem w transie, kiedy odwraca się i odchodzi. Zdaje mi się, że coś mówiła, ale nie usłyszałem ani słowa. Cholera, mówię do siebie i doganiam ją. Moja ręka sama ląduje na jej dolnych plecach, prowadząc ją do stajni. Prowadzimy rozmowę o boksach i siodlarni, a potem idziemy do pastwiska dla jej koni.

Jej klacz jest trochę nerwowa, kiedy do niej podchodzę, a Ashlynn mnie ostrzega. Traktuję to jako wyzwanie. Kilka minut później, klacz je mi z ręki. Żałuję, że nie mogę mieć takiego samego wpływu na Ashlynn. Wydaje się szczerze pod wrażeniem, że jej klacz pozwoliła mi się dotknąć i założyć kantar. Punkt dla mnie, myślę sobie. Kiedy mamy konie w boksach, staram się nie wyglądać jak zboczeniec, gapiąc się na jej tyłek, kiedy pochyla się, żeby napełnić wiadra z wodą, ale nie mogę się powstrzymać. Jest piękna. Każda jej część. Zauważam małą bliznę tam, gdzie była rana na jej nodze. Robię mentalną notatkę, żeby zapytać, co się stało. Zanim się zorientuję, macha na pożegnanie i oddala się ode mnie. Stoję tam, z opadniętą szczęką, patrząc, jak odchodzi. Cholera, Dawson, myślę sobie. Ogarnij się. To siostrzenica Alfy.

Previous ChapterNext Chapter