Read with BonusRead with Bonus

Rozdział drugi

Ashlynn

Zatrzymaliśmy się na małej stacji benzynowej, która wydawała się być pośrodku niczego. Byliśmy gdzieś w Idaho. Wydawało mi się, że widziałam znak mówiący Idaho Falls, ale ponieważ byłam na wpół śpiąca, nie byłam pewna.

Mama zatrzymała się obok dystrybutora paliwa, podała mi kartę, żeby nie musiała wchodzić do środka. Nie chciała, żeby ktoś zobaczył jej twarz. Wciąż się goiła i nie chciała, żeby ludzie się gapili. Otworzyłam drzwi, dzwoneczek zabrzęczał, gdy je otworzyłam. Za ladą siedział facet czytający magazyn. Spojrzał na mnie, nasze spojrzenia się spotkały. Od razu wiedziałam, Wilkołak. Musieliśmy przekroczyć terytorium innej Watahy. Lepiej się pośpieszyć i ruszać dalej.

Podeszłam do lady, udając, że to nic wielkiego, że tutaj jesteśmy. Podałam mu kartę, "Chciałabym zatankować na stanowisku numer 2, proszę." Zerknął przez okno i zobaczył, że mama już trzyma pistolet do tankowania i czeka, rozglądając się czujnie.

Wyrwał mi kartę z ręki, przeciągnął ją przez terminal i oddał bez słowa. "Dziękuję, czy mogę skorzystać z toalety?" Mruknął i wskazał na znak po swojej prawej stronie, który mówił "toaleta". Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i poszłam do łazienki. Szybko załatwiłam swoje sprawy i wyszłam. W mini markecie był teraz inny facet. Na zewnątrz nie było żadnego innego samochodu, więc wydało mi się to dziwne, ale po prostu szłam dalej.

"Hej, dziewczyno," powiedział mężczyzna zza lady. Odwróciłam się, unosząc jedną brew.

"Co się stało z jej twarzą?" Wskazał przez okno na moją mamę, która teraz patrzyła na mnie przez szklane drzwi, wszystkie jej obrażenia były wyraźnie widoczne.

"Ummm, wdała się w bójkę." Nie wiedziałam, co innego powiedzieć. Nasz gatunek nie tolerował przemocy domowej, była karana śmiercią. Mówiąc o tym, mój ojciec powinien zbliżać się do swojej kary śmierci. Alfa powiedział, że będą go trochę torturować, poczekają, aż wytrzeźwieje, a potem wymierzą mu wyrok.

Drugi facet w sklepie podszedł do mnie. "Czy wy dwie panie macie jakieś kłopoty?" Oglądał mnie od góry do dołu. Miałam na sobie parę dżinsowych szortów, moja gojąca się rana była widoczna.

Cholera, pomyślałam w głowie. Spojrzałam na faceta za ladą, a potem na tego drugiego, który wyglądał, jakby mógł mnie rozebrać wzrokiem. "Po prostu przejeżdżamy do Montany. Wszystko u nas w porządku." Chciałam odejść, ale facet złapał mnie za nadgarstek.

"Nie wyglądasz na w porządku." Jego głos był miękki. Spojrzałam na niego jeszcze raz, teraz, gdy był blisko. Był przystojny, z ciemnobrązowymi włosami i dwoma dołeczkami na wyrzeźbionej twarzy. Miał zarost, który tylko dodawał mu uroku. Miał na sobie parę kowbojskich butów i obcisłe jeansy. W innych okolicznościach może bym się skusiła na dłuższą rozmowę, ale musieliśmy stąd jak najszybciej wyjechać.

Nagłym ruchem wyrwałam rękę. "Nie chcemy żadnych kłopotów. Musimy wracać na drogę. Dzięki za troskę." Szybko ruszyłam do drzwi, dzwoneczek zabrzęczał, gdy wychodziłam. Spojrzałam na mamę, łącząc się z nią telepatycznie, żeby wsiadała do ciężarówki teraz. Jej oczy zrobiły się wielkie, gdy usłyszałam, jak drzwi za mną się otwierają, a Pan Przystojniak poszedł za mną. Zatrzymał się około dwóch stóp od drzwi i stał z rękami w kieszeniach, nie spuszczając ze mnie wzroku. Wskoczyłam na miejsce pasażera i zamknęłam drzwi, patrząc na niego, gdy odjeżdżaliśmy. Stał tam, patrząc na mnie, gdy odjeżdżaliśmy. Westchnęłam i zapadłam się w siedzenie, błagając mamę, żeby jechała szybciej i wywiozła nas stąd.


Właśnie zjechaliśmy z głównej autostrady, gdzieś poza Great Falls. Zatrzymałam ciężarówkę na ogromnym parkingu dla ciężarówek. Był pełen wielkich ciężarówek i dużych pick-upów, niektóre z nich ciągnęły przyczepy. Mama spała na miejscu pasażera, siedzenie odchylone tak daleko, jak to możliwe. Była owinięta w puszysty koc. Spojrzałam na nią, klepiąc ją po ramieniu. Potem wyskoczyłam, żeby zatankować ciężarówkę, rozciągając plecy. Byliśmy prawie na miejscu.

Mama musiała się obudzić, gdy drzwi mojego pokoju trzasnęły. Usłyszałem, jak zamknęła drzwi pasażera i przeszła na przód samochodu. "Hej Ash, idę do środka skorzystać z łazienki. Chcesz kawy albo czegoś?" Pokazałem jej kciuk w górę, a ona naciągnęła kaptur na głowę, próbując ukryć jak najwięcej twarzy.

Oparłem się o ciężarówkę, zamknąłem oczy na chwilę, czekając, aż pompa kliknie, sygnalizując, że skończyła. Gdy skończyłem tankować, rozejrzałem się dookoła. Obok dystrybutorów paliwa była duża, trawiasta polana. Podjechałem ciężarówką na trawę i wyskoczyłem, żeby rozprostować konie. Były zamknięte w tej przyczepie od kilku dni. Starałem się wypuszczać je na rozprostowanie nóg, jak tylko mogłem.

Idąc do tyłu przyczepy, otworzyłem drzwi i zabezpieczyłem je. Wskoczyłem, żeby złapać moją klacz Bailey i pozwolić jej się rozciągnąć. Bailey była koniem do rodeo, używałem jej do pracy z bydłem w naszym starym stadzie. Miałem nadzieję, że przyda się tam, dokąd zmierzaliśmy. Poczułem lekkie ukłucie w nodze, gdy ją rozciągnąłem. Była już prawie wyleczona. Pozostanie tylko najmniejsza blizna, ale poza tym czułem się dobrze.

Spacerowałem z Bailey po trawie, kiedy nagle się zatrzymała, wyciągając uszy. Podszedłem i pogłaskałem ją po boku twarzy, "Co jest, dziewczyno? Jesteś zdenerwowana?" Jej nozdrza rozchyliły się na mój widok. Rozejrzałem się, ale niczego nie zauważyłem, więc postanowiłem z powrotem wprowadzić ją do przyczepy. W środku przywiązywałem jej linkę i wyprowadzałem Bucka. Buck był moim wałachem. Był maści buckskin, stąd jego imię. Nie byłem bardziej kreatywny, jak widać. Mama przyszła, pokazując mi moją kawę.

"Chcesz, żebym prowadziła?" zapytała, popijając swoją kawę.

"Nie, jestem w porządku. Jesteśmy prawie na miejscu, prawda?" zapytałem, wychodząc z przyczepy i obracając wielki zad Bucka na bok.

Mama rozejrzała się, wyciągnęła telefon z kieszeni, sprawdzając naszą lokalizację i wskazówki. "Tak, wygląda na to, że mamy jeszcze może dwie godziny. Wzięłam nam kilka burritos na śniadanie ze środka. Wyglądają nawet jadalnie," zaśmiała się półgłosem. "Wskoczę z powrotem do ciężarówki, nie lubię, gdy ludzie się na mnie gapią. Miałam tam mnóstwo dziwnych spojrzeń." Odwróciła się, żeby odejść. Dotknąłem jej ramienia.

"Mamo, musisz przestać się martwić, co myślą inni. Wszystko będzie dobrze," pokiwała głową. Musiałem ją zapytać, "Um, wyczułaś tam innych wilków?"

Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem na ustach. "Może kilka. Na pewno kilku przystojnych kowbojów tam było," mrugnęła do mnie, idąc do kabiny ciężarówki. Wiedziała, co lubię.

Spacerując z Buckiem po trawie przez kilka minut, rozmawiałem z nim, głaszcząc jego gęstą, ciemną grzywę. Był ogromnym koniem maści buckskin. Zwykle nie były tak duże jak on, ale był łagodnym olbrzymem. Nie łatwo się płoszył. Więc kiedy nagle zatrzymał się przy końcu przyczepy i parsknął, wiedziałem, że coś jest nie tak. Spojrzałem w stronę linii drzew. Stał tam ogromny, czekoladowo-brązowy wilk, jego błyszczące zielone oczy wpatrywały się we mnie. Nie byłem pewien, co robił, czy próbował mnie przestraszyć, czy tylko obserwował. Nie próbował podejść bliżej, i nie wyglądało na to, żeby ktoś inny go widział. Moja przyczepa zasłaniała widok. Kiedy wilk nie zrobił żadnego ruchu, odwróciłem się i zaprowadziłem Bucka do tyłu przyczepy, żeby go załadować. Miałem oko na wilka w moim polu widzenia.

Wyskoczyłem z przyczepy i zamknąłem bramę, kiedy wiatr się zmienił i poczułem zapach. Był to najbardziej niesamowity zapach, jak mieszanka piżma i skóry. Przechyliłem głowę w stronę linii drzew, wilk nadal tam był, obserwując mnie. Dziwnie, nie czułem zagrożenia. Poszedłem do kabiny, wspiąłem się do środka. Zamknąłem drzwi i uruchomiłem ciężarówkę, zerknąłem na las. Wilka już nie było. Hmm, to było dziwne.

Previous ChapterNext Chapter