




Rozdział 1
Perspektywa Isolde
Stukanie do drzwi mojego mieszkania zaczęło się o szóstej rano, i wiedziałam dokładnie, kto to był, zanim pierwszy krzyk zagrożenia odbił się echem przez cienkie ściany.
"Isolde Blackwood! Wiemy, że tam jesteś!"
Cholera. Wytoczyłam się z łóżka, serce waliło mi jak oszalałe. Przez wizjer zobaczyłam trzech mężczyzn w drogich garniturach – takich, które krzyczały o pieniądzach i przemocy w równym stopniu. Wierzyciele taty znowu mnie znaleźli.
"Otwórz drzwi, skarbie. Chcemy tylko pogadać o małym problemie twojego tatusia."
Moja wilczyca, Lyra, niespokojnie poruszyła się pod moją skórą. Pozwól mi się tym zająć, warknęła. Pokażę im, co się dzieje, gdy grożą Blackwoodowi.
Jest ich za dużo, szepnęłam z powrotem. Nie mamy szans.
"Pięć sekund, potem wchodzimy!"
Chwyciłam kurtkę i telefon, a potem wyskoczyłam na przeciwpożarową klatkę schodową. Metal był lodowaty pod moimi gołymi stopami. Trzy piętra niżej, zeskoczyłam do alejki za moim budynkiem. Moje wyostrzone słuch wychwycił dźwięk drzwi frontowych, które się roztrzaskiwały.
Dwadzieścia minut później stałam przed tym, co kiedyś było naszą rodzinną posiadłością. Dworek Blackwood wyglądał jak cień samego siebie – połowa okien zabita deskami, niegdyś nieskazitelne ogrody zarosły chwastami.
Zanim weszłam, próbowałam jeszcze raz zadzwonić do Kieran. Jego telefon od razu przełączył się na automatyczną wiadomość: "Numer, który wybrałeś, jest tymczasowo niedostępny."
Znalazłam tatę w tym, co kiedyś było jego gabinetem, otoczonego pustymi butelkami i stosami papierów. Kiedy weszłam, spojrzał na mnie, i ledwo rozpoznałam człowieka, który kiedyś wzbudzał szacunek w każdej sali konferencyjnej w mieście. Jego oczy były przekrwione, twarz nieogolona, a od niego bił zapach desperacji.
"Isolde." Jego głos był ochrypły, łamiący serce. "Co tu robisz? Kochanie, nie powinnaś tu być—"
"Nie nazywaj mnie kochaniem." Mój głos był ostrzejszy niż brzytwa. "Ludzie Leone właśnie zdemolowali moje mieszkanie."
Jego twarz natychmiast pobladła. "Czy... czy cię skrzywdzili?"
"Jeszcze nie." Spojrzałam na jego drżące ręce, czując kompleksową mieszankę emocji, które przetaczały się przez moje ciało. Ten człowiek był kiedyś moim bohaterem, tym, który miał mnie chronić przed wszystkim, co świat mógł na mnie rzucić. Teraz nie mógł nawet ochronić siebie. "Ale nie sądzę, żeby to długo trwało. Liczby, tato. Muszę wiedzieć dokładnie, z czym mamy do czynienia. Nie kłam mi tym razem."
Zamknął oczy, jakby wypowiedzenie tych liczb miało sprawić, że wszystko stanie się rzeczywistością. "Marcus Leone... dwa miliony."
Poczułam, jak moje serce się ściska. Dwa miliony już były astronomiczne, ale wyraz na jego twarzy mówił mi, że będzie gorzej.
"Co jeszcze?" Mój głos ledwo był szeptem.
"Silver Moon Group..." Otworzył oczy, aby na mnie spojrzeć, łzy zaczęły się formować. "Dwadzieścia milionów."
Ta liczba uderzyła mnie jak piorun. Moje kolana się ugięły, musiałam chwycić się framugi drzwi, żeby nie upaść. Pokój zaczął się kręcić, a ja walczyłam o oddech.
"Dwadzieścia dwa miliony." Powtórzyłam liczbę, jakby jej wystarczająco częste mówienie miało ją zmniejszyć. "Tato, jak mogłeś... jak mogłeś..."
"Wiem, że to brzmi strasznie—"
"Strasznie?" Mój głos nagle eksplodował. "Strasznie? Tato, to nie tylko straszne! To... to jest niemożliwe do spłacenia! Straciliśmy wszystko – dom, firmę, wszystko!"
"Wiem, wiem!" Zakrył twarz rękami. "Ale znalazłem rozwiązanie. Isolde, przysięgam, znalazłem sposób, żeby nas z tego wyciągnąć."
Czułam, jak Lyra wzbiera we mnie gniewem. Jakiekolwiek "rozwiązanie" znalazł, już miałam złe przeczucia.
"Jakie rozwiązanie?"
Wziął głęboki oddech, jakby przygotowując się na to, co miał powiedzieć. "Grupa Silver Moon ma taki program. Nazywa się Program Sojuszu Księżycowego i rekrutują wyjątkowe młode kobiety. To bardzo prestiżowa okazja, Isolde. Wynagrodzenie... wynagrodzenie wystarczy, aby pokryć cały dług."
Mdłości podeszły mi do gardła. "Jaki program?"
"Legalny!" powiedział szybko, jakby czytał podejrzenie w moich oczach. "Stanowiska na wysokim szczeblu zarządzania z dużymi premiami za podpisanie umowy. Kochanie, byłabyś idealna. Jesteś mądra, piękna, masz najlepsze wykształcenie..."
"I desperacka na tyle, żeby zrobić wszystko, czego ode mnie potrzebujesz." Mój głos był tak zimny, że wydawał się obcy nawet dla mnie samej.
"To nie tak!" Wstał z krzesła, potykając się w moją stronę. "Isolde, musisz mi zaufać. To prawdziwa okazja. Nawet Sybilla już została wybrana. To może być nowy początek dla was obu—"
Poczułam, jak krew zamienia się w lód. "Czekaj. Co właśnie powiedziałeś? Czy ona wie?" Każde słowo wystrzeliło z moich ust jak kula. "Czy ona wie, że zapisałeś nas obie do tego tak zwanego Programu Sojuszu Księżycowego?"
Jego milczenie powiedziało mi wszystko.
"Ty draniu." Słowa wyszły powoli i wyraźnie. "Nawet jednej z nas nie powiedziałeś."
"Isolde, proszę, pozwól mi wyjaśnić—"
"Wyjaśnić co?" Zrobiłam krok w jego stronę, a on faktycznie się cofnął. "Wyjaśnić, jak zdradziłeś obie swoje córki? Wyjaśnić, jak zdecydowałeś, że nasze życie jest mniej ważne niż twoje długi hazardowe?"
"Nie miałem wyboru!" krzyknął desperacko. "Oni mnie zabiją! Isolde, naprawdę mnie zabiją!"
"Więc zdecydowałeś się oddać im nas zamiast?"
"To nie tak! To dobra okazja, przysięgam—"
"Ile?" Przerwałam mu.
Jego twarz całkowicie się załamała, a łzy zaczęły płynąć po jego policzkach. "Jedenaście milionów... jedenaście milionów za każdą."
Poczułam, jak świat trzęsie się pod moimi stopami. Jedenaście milionów dolarów. Wycenili mnie i Sybillę na jedenaście milionów dolarów każdą.
"Jutro rano o ósmej." Jego głos był tak złamany, że ledwo go było słychać. "Przyjedzie samochód po was obie. Isolde, nie miałem wyboru. Jeśli nie zapłacę, nie tylko mnie zabiją. Przyjdą po was, skrzywdzą was. Przynajmniej w ten sposób, przynajmniej będziecie bezpieczne—"
"Bezpieczne?" Mój głos drżał, nie wiedziałam, czy z gniewu, czy z żalu. "Myślisz, że sprzedanie nas do jakiegoś tajemniczego programu zapewni nam bezpieczeństwo?"
Patrzyłam na tego człowieka, który kiedyś był moim ojcem, czując, jak ostatnia iskra nadziei w moim sercu umiera. "Wiesz co, tato? Kiedyś cię wielbiłam. Myślałam, że jesteś najsilniejszym, najmądrzejszym człowiekiem na świecie."
"Isolde—"
"Teraz patrzę na ciebie i widzę tylko tchórza. Tchórza, który wolałby sprzedać swoje córki, niż stawić czoła konsekwencjom własnych błędów."
Jego łzy płynęły mocniej, ale już mnie to nie obchodziło. Moje serce stało się całkowicie obojętne.
"Jutro o ósmej, prawda?" Odwróciłam się w stronę drzwi. "Będę tam. Nie dlatego, że chcę, ale dlatego, że jeśli nie pójdę, ty umrzesz."
Teraz chciałam tylko znaleźć miejsce, gdzie mogłabym się schować i płakać.
Ale nie miałam czasu na płacz. Miałam mniej niż dwadzieścia cztery godziny, żeby znaleźć Kierana i Sybillę, i wymyślić, jak poradzić sobie z tym, co nadchodzi.