




Rozdział 6 Niewolnik... czy żona?
-BEA-
Lokaj, który miał na imię Dawid, poprowadził ją przez wejście do domu i do jasnego gabinetu z półkami od podłogi do sufitu.
Podczas spaceru wyjaśnił jej trzy rzeczy bardzo jasno: Po pierwsze, ślub odbywał się teraz i zakończy się bez obecności księcia Daxa, ponieważ jego miejsce zajmie rodzinny prawnik.
Po drugie, nie będzie otrzymywała miesięcznego stypendium dla siebie. Jeśli kupi coś dla księcia, wszystkie przedmioty muszą najpierw przejść przez niego.
Po trzecie, przejmie wszystkie obowiązki związane z księciem. Obejmuje to długą listę prywatnej opieki, usług sprzątających dla księcia i jej kwatery oraz utrzymanie zapasów w pokojach księcia.
„Wiem, że ktoś o twoim statusie pewnie nie jest przyzwyczajony do tego, co mówię. Nie oczekuję wiele.” Spojrzał na nią z samozadowoleniem i drwiąco dodał: „Z rodziny tak... znanej jak twoja, czego więcej mogłem się spodziewać?”
Opuściła głowę. Wiedziała, że jej postawa wyrażała zażenowanie, ale w środku kipiała z gniewu. Było dla niej oczywiste, że ten człowiek zamierzał, aby poniosła porażkę. I to spektakularną. Chciał, aby czuła się mała i miał nadzieję, że ją złamie. Cieszyłby się, widząc to.
Z tą myślą uśmiechnęła się, a gniew budował jej odwagę, spojrzała na złego człowieka i obserwowała, jak jego uśmiech powoli znika. Wyprostowała się i postawiła ramiona do przodu, zanim powiedziała: „Żeby ponieść porażkę.”
„Uh-” Jego usta otworzyły się i jąkał się, zanim powiedział: „Nic takiego, moja Pani! W rzeczywistości, gdy tylko zostawimy tutaj twoje rzeczy, zabiorę cię prosto do twojego męża. Na właściwe wprowadzenie, widzisz. Nie przewidujemy, że nasz książę będzie długo żył.”
Zanim zdążyła odpowiedzieć zdezorientowana, otworzył drzwi do jednego z największych pokoi, jakie kiedykolwiek widziała. Na tylniej ścianie stało duże, białe łóżko z baldachimem, z aksamitnymi fioletowymi zasłonami wiszącymi na każdym słupku.
Biała komoda z złotymi akcentami na krawędziach była ściśle przylegająca do bocznej ściany. Wielokolorowe płytki pod jej stopami lśniły od światła, które wpadało przez trzy duże okna.
Do pokoju przylegała spora garderoba, większa niż jej pokój w karczmie, oraz inne pomieszczenie z prywatną toaletą i solidnym kamiennym zlewem do kąpieli.
Wychodziła z łazienki, wciąż w zachwycie, gdy zobaczyła strażników przynoszących ostatnie bagaże Savonnuh. Obecnie nieśli to samo pudełko, w którym przewieźli jej ciało.
Widok tego zatrzymał ją w pół kroku w połowie pokoju.
Jej bezczynność przyciągnęła uwagę Dawida, lokaja, który spojrzał na nią gniewnie. „Wiesz.” Powiedział z drwiną. „Słyszałem opowieści o twojej urodzie, i muszę powiedzieć.” Zatrzymał się, przyglądając się jej wyglądowi, zatrzymując się dłużej niż przyzwoicie na bliznach na jej twarzy. Jego usta wykrzywiły się w wyrazie, który dobrze znała, obrzydzenia. „To był podły trik twoich rodziców, aby oszukać królestwo. Takie jawne kłamstwo. Zastanawiam się, czy ta informacja jest coś warta dla obecnego Beta.”
Zatrzymał się przed nią i bawił się złotym naszyjnikiem, który miała na sobie. To była ostatnia rzecz, jaką dostała od swojej rodziny. Ostatni pozostały kawałek tego, kim była i jakie było jej dziedzictwo. Łącznik, który mogła potencjalnie wykorzystać, aby odnaleźć resztę swojej rodziny. Był to długi złoty pasek z wyrytym błogosławieństwem Bogini. „Miłość rodzi się z jej objęć, a odwaga zapala się w jej łasce.”
Obracał go i czytał napis na głos. „Nie wiedziałem, że twoja rodzina to Wyznawcy.” Kontynuował zabawę naszyjnikiem, mając w oczach wyraz pożądania. Czuła, jak obrzydzenie zwija się w ciasną kulę w jej żołądku.
Bea zauważyła, kiedy strażnicy stali się niespokojni i podeszli, Nick odchrząknął. „Tylko pani Savonnuh wydaje się mieć takie myśli, nie jej rodzina. W każdym razie, to wszystko, co przyniosła ze sobą. Musisz podpisać nasz dowód dostawy, żebyśmy mogli wrócić do zamku Visca.”
David wyglądał, jakby chciał zedrzeć naszyjnik z jej szyi i schować go do kieszeni. Zamiast tego upuścił go i zwrócił się do Nicka z uśmiechem. „Oczywiście. Wróć na dół, a chłopak stojący przy drzwiach wejściowych załatwi to wszystko za ciebie. Muszę tylko omówić jeszcze kilka spraw z Panią.”
Randy skinął głową i odszedł, jak tylko zarządca powiedział mu, gdzie dokończyć dostawę. Nick patrzył na Beę, jakby miał zamiar powiedzieć coś o tym, kim naprawdę jest, ale zamiast tego tylko mruknął: „Zostanę tutaj, dopóki nie skończysz, a potem wyjdziemy.”
Pot zaczynał zbierać się między jej łopatkami, gdy uczucia zaczynały ją przytłaczać. Wzloty i upadki emocji, które przeżyła dzisiaj, były wyższe i niższe niż kiedykolwiek wcześniej w jej życiu.
Obudziła się tego ranka pełna ekscytacji. Myślała, jak to wszystko jest jak sen, a potem w jednej chwili, jak to często bywa, sen zamienił się w koszmar.
Wciąż próbowała zablokować fakt, że miała na sobie suknię martwej kobiety. „Boże, miej ją w opiece.” Szepnęła do siebie.
„Co to było?” zapytał zarządca.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała w dół na swoje stopy. Chciała, żeby wróciła odwaga, którą miała wcześniej. Nienawidziła tego, jak się teraz czuła. Owinęła ramiona wokół siebie i słuchała, jak kontynuuje wyjaśnianie zawiłości jej obowiązków wobec męża.
Upewnił się, że podkreślił, że książę nie będzie w stanie wykonywać żadnych obowiązków małżeńskich. Reszta wyjaśnień była niezwykle niekomfortowa, gdy celowo ocierał się o nią od czasu do czasu.
Podczas gdy omawiał manualne wymagania dotyczące opieki nad księciem, poprowadził Beę do komnat księcia. Dwoje służących otworzyło na oścież duże, brązowe drzwi, wpuszczając grupę do środka.
Zatrzymała się prawie natychmiast. Z pokoju unosił się zapach, którego nie potrafiła opisać. Włosy na karku stanęły jej dęba, a ona zakaszlała w rękaw. Wciąż zasłaniając twarz, podążyła za nim do pokoju. Przeszli obok stosów ubrań i pościeli, a zapach stawał się coraz silniejszy, aż w końcu zatrzymała się i stanęła obok łóżka swojego męża.
Nie poruszył się, gdy na niego spojrzała. Tylko od czasu do czasu mrugał oczami. Jego ramiona leżały na ciemnoczerwonym kocu, a skóra była cienka i szara. Jedyną rzeczą, która pozostała z mężczyzny sprzed wypadku, była pewna głębia mięśni w jego ramionach.
Jego ciemne włosy były długie i tłuste, leżały lekko na jego czole. Ledwo dostrzegała jasnoniebieskie oczy za jego ciemnymi rzęsami.
Wyglądało na to, że nie był kąpany od miesięcy, a w kątach pokoju zauważyła gnijące jedzenie.
Randy wszedł do pokoju i rozmawiał z Nickiem i Davidem przy wejściu. Pewnie po to, żeby nie musieli zbliżać się do zapachu. Nie była pewna, czy powinna dołączyć do grupy, czy zostać z mężem. Prawdę mówiąc, nie była pewna niczego.
Emocje przemykały przez nią jak psy myśliwskie, które nie mogły znaleźć swojej ofiary. W górę i w dół jej drżącego ciała, dzikie i nieokiełznane.
Tak zagubiona w myślach, nie mogła powstrzymać się od skoku, gdy David zawołał jej imię. „Savonnuh, nie zamówiłem jeszcze kolacji dla księcia Daxa. Na pewno jest głodny. Spróbuj z kaszą, to powinno być łatwe dla początkującej. Nie zapomnij, że będziesz musiała go podtrzymać, żeby go nakarmić.” Odwrócił się, żeby odejść z ochroniarzami, ale nie zanim spojrzał wstecz i powiedział: „Uważaj na jego napady złości. Pluje, gdy idziesz za szybko.” A potem zniknęli, zostawiając ją samą z Daxem.
Wyciągnęła rękę i lekko położyła ją na jego dłoni, mówiąc: „Witaj, mężu. Nazywam się Savonnuh.” Zatrzymała się, gdy imię jej byłego pana spłynęło z jej kłamiącego języka. „I jestem twoją żoną.”