Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 4 Mój Ojciec mnie oszukał

Punkt widzenia Rachel

Wczorajsza wizyta taty sprawiła, że poczułam się jakoś lżejsza, jakby może była szansa, że wszystko się poprawi.

Oczywiście, praca jako pokojówka nie była dokładnie tym, o czym marzyłam, ale jeśli miało to pomóc naszej wataże i w końcu wrócić do domu...

Mogłam to zrobić! Mogłam być silna!

Poranek też czuł się inaczej. Zamiast leżeć w łóżku i gapić się w sufit, faktycznie wstałam i wzięłam prysznic. Nawet próbowałam zapleść włosy w warkocz tak, jak robiła to mama, choć moje palce plątały się w miedzianych kosmykach.

Może powinnam trochę się rozejrzeć, zapoznać się z miejscem, gdzie będę pracować. Tata powiedział, że będę pomagać przy sprawach domowych, więc powinnam znać teren.

Wymknęłam się z pokoju i weszłam na korytarz. Skrzydło medyczne było dzisiaj cichsze, większość personelu wydawała się być gdzie indziej. Przechadzałam się korytarzami wyłożonymi drogimi dziełami sztuki, mijając pokoje, które wyglądały bardziej jak luksusowe apartamenty hotelowe niż szpitalne.

To miejsce było ogromne. Ilu "pokojówek" potrzebował Alpha Blackwood?

Gdy skręciłam za róg, z otwartych drzwi biura dobiegły mnie głosy. Zwolniłam kroki, nie chcąc nikomu przeszkadzać. Ale coś w tej rozmowie sprawiło, że się zatrzymałam.

"—terapie hormonalne działają dobrze," powiedziała kobieta. "Jej wskaźniki płodności szybko się poprawiają."

"Dobrze," odpowiedział głębszy męski głos. "Alpha chce, żeby była gotowa jak najszybciej. Jak długo potrwa, zanim wywołamy ruję?"

Krew mi zamarzła. Ruja? Wskaźniki płodności? Przycisnęłam się do ściany, starając się usłyszeć więcej.

"Jeszcze tydzień, może dwa," odpowiedziała kobieta. "Wciąż dochodzi do siebie po niedożywieniu, ale jej ciało reaguje na suplementy."

Mężczyzna powiedział, "Gdy będzie w rui, poczęcie powinno być szybkie. Po odstawieniu szczeniaka, pozbywamy się jej. Rozkazy Alphy."

Świat zaczął się kręcić.

Rozmnażaczka. To kim byłam. Nie pokojówką. Nie pracownikiem. Rozmnażaczką!

Moje kolana się ugięły i musiałam chwycić się ściany, żeby nie upaść. Rozmowa trwała dalej, ale słowa wydawały się dochodzić spod wody.

"Czy ktoś wyjaśnił jej ten proces?"

"Jej ojciec to zrobił."

Histeryczny śmiech wzbierał w moim gardle. Tata wiedział. Oczywiście, że wiedział.

Łagodny głos, obietnice, łzy—wszystko kłamstwa. Sprzedał mnie, żeby mnie rozmnożyć jak bydło i potem zabić, gdy przestanę być użyteczna.

Cofnęłam się, moje ręce trzęsły się tak mocno, że ledwo mogłam je kontrolować.

Jak mogłam mu uwierzyć? Jak mogłam być tak naiwna?

Biegłam. Korytarzem, mijając zaskoczonych członków personelu, moje bose stopy uderzały o marmurowe podłogi. Potrzebowałam wyjść. Potrzebowałam powietrza. Potrzebowałam biegać.

Za mną słyszałam krzyki, ale nie zatrzymałam się. Wybiegłam przez drzwi, schodami w dół, podążając za każdą ścieżką, która prowadziła z dala od tej strasznej rozmowy.

Znalazłam się w czymś, co wyglądało na strefę serwisową—kuchnie przemysłowe i magazyny. Musiała być jakaś droga wyjścia. Wejścia dla personelu, drzwi dostawcze, cokolwiek.

Moja klatka piersiowa była tak ciasna, że ledwo mogłam oddychać. Czarny punkty tańczyły na krawędziach mojego pola widzenia, ale nadal się poruszałam. Próbowałam drzwi za drzwiami, ale wszystkie były zamknięte lub prowadziły do ślepych zaułków.

"Tam!" ktoś krzyknął za mną. "Jest w kuchni!"

Kroki zbliżały się. Chwyciłam duży nóż z miejsca przygotowań, trzymając go drżącymi rękami, gdy trzech strażników zaokrągliło róg.

"Zostańcie z daleka!" krzyknęłam, mój głos się łamał. "Nie pozwolę wam tego zrobić! Wynoście się!"

Główny strażnik, ogromny mężczyzna z łagodnymi oczami, podniósł ręce. "Spokojnie, panienko. Nikt cię nie skrzywdzi."

"Kłamca!" zaszlochałam. "Wszyscy jesteście kłamcami! Mój ojciec, lekarze, wszyscy!"

"Rachel!"

Obróciłam się, widząc Tylera wbiegającego do kuchni, jego twarz była zaczerwieniona od zmartwienia. Za nim szedł dr Carter, obaj przepychając się przez strażników.

"Jestem tu, żeby ci pomóc. Odłóż nóż," powiedział delikatnie Tyler. "Jesteś bezpieczna."

"Bezpieczna?" zaśmiałam się gorzko. "Jestem rozmnażaczką! Zamierzacie mnie zabić!"

Dr. Carter przesunęła się na moją drugą stronę. "Rachel, wiem, że to jest druzgocące, ale musisz odłożyć nóż, zanim zrobisz sobie krzywdę."

Krzyknęłam, "To byłoby lepsze niż cokolwiek, co masz zaplanowane!"

"Nie mów tak," powiedział Tyler stanowczo, zbliżając się do mnie. "Musi być inny sposób."

"Zostań z dala! Nie ma innego sposobu!" Ledwo widziałam przez łzy. "Jestem uwięziona! Mój własny ojciec sprzedał mnie, żeby być czyjąś hodowlaną klaczą!"

Bez zastanowienia przycisnęłam ostry nóż do gardła, czując, jak zimny metal wbija się w moją skórę.

"Rachel, nie!" powiedział Tyler szybko, ale przestał się poruszać.

"Odłóż to!" krzyknęła Dr. Carter.

Tyler powiedział, "Nie rób tego sobie. Znam twoją historię i jest mi ciebie żal. Nie możesz po prostu umrzeć w ten sposób - to nie jest tego warte."

"To co mam zrobić?" szlochałam, mój głos łamał się w surowym krzyku. "Co mam zrobić? Powiedz mi! I tak umrę! Czy to teraz, czy po tym, jak dam mu to, czego chce - i tak umrę!"

Ostrze drżało przy mojej skórze, i czułam, jak zaczyna się formować ciepły strumień krwi.

"Rachel, słuchaj mnie," powiedziała Dr. Carter pilnie. "Zawsze są opcje."

"Jakie opcje?" krzyknęłam. "Po narodzinach dziecka pozbędziecie się hodowczyni! To ja!"

Dr. Carter uniosła ręce w uspokajającym geście. "Rachel, po prostu... czekaj. Poczekaj tutaj na mnie, dobrze? Nie rób nic. Daj mi kilka minut."

"Kilka minut na co?" zażądałam, mój głos ochrypły.

"Po prostu zaufaj mi. Proszę." Spojrzała prosto w moje oczy. "Czy możesz dać mi kilka minut? Nie ruszaj tego noża. Po prostu... poczekaj."

Coś w jej tonie sprawiło, że się zawahałam. Co mogłoby się zmienić w kilka minut?

"Muszę porozmawiać z Alfą," powiedziała Dr. Carter, zerkając na Tylera. "Zostań z nią. Rozmawiaj z nią."

Wybiegła z kuchni, zostawiając mnie z Tylerem i strażnikami, którzy wszyscy patrzyli na mnie, jakbym była bombą gotową do wybuchu.

"Rachel," powiedział Tyler cicho, "czy możesz po prostu... nie ruszać noża. Rozmawiaj ze mną zamiast tego."

"O czym?" zapytałam, mój głos łamał się.

"O czymkolwiek. Opowiedz mi o swojej mamie."

Wspomnienie mojej matki wywołało łzy w moich oczach. Była taka dobra, taka miła - dlaczego jej życie zostało przerwane?

"Śpiewała, gdy zaplatała włosy, a jej głos był jak anioła," wyszeptałam, wspomnienie sprawiło, że moje serce bolało.

Tyler powiedział, "Jestem pewien, że masz piękny głos też. I jestem pewien, że twoja matka nigdy nie chciałaby, żebyś się poddała."

Nóż czuł się tak ciężki przy moim gardle. Moje ramię zaczynało drżeć od trzymania go w tej pozycji.

Moja mama zdecydowanie nie chciałaby, żebym zrobiła sobie krzywdę.

Zanim mogłam odpowiedzieć na własne pytanie, Dr. Carter wróciła, lekko zdyszana, ale wyglądająca... pełna nadziei?

"Rachel," powiedziała Dr. Carter ostrożnie, "rozmawiałam z Alfą. Zgodził się dać ci jeden miesiąc na odzyskanie zdrowia. Pełne odzyskanie - fizyczne i psychiczne."

Mrugnęłam, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszałam. "Co?"

"Jeden miesiąc," powtórzyła Dr. Carter łagodnie. "Na odzyskanie sił. Na... przetworzenie wszystkiego. Na przygotowanie się."

Jeden miesiąc. Słowa odbijały się echem w mojej pustej piersi. Jeden miesiąc to... nadzieja? Czas na oddech. Czas na myślenie. Czas na planowanie. Czas na może - tylko może - wydostanie się z tego żywego koszmaru.

"A po miesiącu?" zapytałam, mój głos ledwo szeptem.

Wyraz twarzy Dr. Carter zmienił się na pełen bólu, jakby słowa fizycznie ją bolały. "Po miesiącu... umowa będzie kontynuowana zgodnie z planem."

Nóż czuł się cięższy w mojej drżącej ręce. Ale jeden miesiąc... to mogło dać mi szansę na ucieczkę.

Głos Tylera przeciął moje spirale myśli, miękki, ale naglący. "Czy odłożysz nóż?"

"Dobrze," wyszeptałam.

Całe moje ciało drżało, gdy powoli, boleśnie, opuszczałam nóż od mojego gardła.

Zabrzęczał na podłodze, dźwięk odbijał się echem w duszącym pomieszczeniu.

Previous ChapterNext Chapter