




Rozdział 3 Pamiętaj, aby zabrać mnie do domu
POV Rachel
Obudziłam się przy bladym porannym świetle przesączającym się przez zasłony, ale nie ruszyłam się.
Patrzyłam na sufit przez co wydawało się wieczność, obserwując jak tańczą pyłki kurzu w promieniach słońca. Moje myśli były puste, wydrążone.
Pewnie powinnam płakać. Albo krzyczeć. Albo planować kolejną ucieczkę. Zamiast tego czułam się... otępiała.
Jakby cała walka opuściła mnie w nocy.
Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że drgnęłam, ale nie usiadłam. Pewnie kolejny lekarz, który przyszedł mnie zbadać, przygotować do tego, co mieli zaplanowane.
„Wejdź,” powiedziałam beznamiętnie, nie odrywając wzroku od sufitu.
Drzwi się otworzyły, a gdy poczułam znajomy zapach, moja głowa gwałtownie zwróciła się w stronę wejścia, a serce zamarło na chwilę.
Henry stał tam, wyglądając... inaczej. Czystszy niż widziałam go od lat. Jego miedziane włosy, tak podobne do moich, były starannie uczesane do tyłu, a on się ogolił.
Drogie garnitury, które miał na sobie, były dalekie od pomiętych koszul i poplamionych spodni, do których byłam przyzwyczajona.
Przez chwilę prawie wyglądał jak ojciec, którego pamiętałam sprzed śmierci mamy.
Ale jego oczy – te przekrwione, niebieskie oczy – zdradzały go. Nerwowo błądziły po pokoju, nigdy nie spotykając się z moimi.
Dlaczego on tu jest? Jak on tu jest?
„Rachel, kochanie.” Jego głos był delikatniejszy niż słyszałam od lat, niemal czuły. „Spójrz na siebie. Wyglądasz... wyglądasz już o wiele lepiej.”
Wpatrywałam się w niego, zbyt oszołomiona, by mówić. Kiedy ostatnio nazwał mnie kochanie? Kiedy ostatnio patrzył na mnie bez nienawiści płonącej w jego oczach?
Podszedł powoli, z rękami splecionymi za plecami. „Wiem, że musisz być zdezorientowana. Chciałem przyjść wcześniej, ale powiedzieli, że potrzebujesz czasu na odpoczynek i rekonwalescencję.”
Moje gardło było suche jak papier ścierny. „Co... co tu robisz?”
Jego twarz skurczyła się z czymś, co wyglądało na prawdziwy żal, gdy usiadł na krześle obok mojego łóżka. „Och, córeczko. Przepraszam. Przepraszam za wszystko.” Łzy naprawdę napłynęły mu do oczu. „To, jak cię traktowałem, to, jak pozwoliłem Isabel i Danielowi cię traktować... to było niewybaczalne.”
Dlaczego nagle jest dla mnie taki delikatny? To było tak dawno, odkąd ktoś nazwał mnie „córeczką”. Walczyłam, żeby powstrzymać łzy, które groziły wylaniem się.
Poczułam coś niebezpiecznego trzepoczącego w mojej piersi – nadzieję. Minęło tyle czasu, odkąd pokazał mi jakąkolwiek życzliwość, jakikolwiek znak, że pamięta, że jestem jego córką, a nie tylko jakimś ciężarem do zniesienia.
„Chodzę na terapię,” powiedział, pochylając się do przodu z zaangażowaniem. „Spotkania, terapia. Przestałem pić, Rachel. Dwa dni na czysto.” Wyciągnął z kieszeni monetę – jakiś rodzaj żetonu trzeźwości. „Wiem, że to nie wystarczy, nie po wszystkim, ale staram się być ojcem, na którego zasługujesz.”
Łzy zaczęły płynąć, zanim zdążyłam je powstrzymać. „Tato, ja—”
„Nie, pozwól mi dokończyć.” Sięgnął po moją rękę, a ja pozwoliłam mu ją wziąć. Jego palce drżały. „Wiem, co Daniel ci zrobił. Co próbował zrobić.”
Całe moje ciało zesztywniało. Za każdym razem, gdy próbowałam mu powiedzieć, był zbyt pijany, żeby słuchać, albo oskarżał mnie o kłamstwo, o próbę wywołania problemów.
„Wiedziałeś?” Mój głos był ledwie szeptem.
Jego szczęka zacisnęła się, a przez chwilę zobaczyłam błysk starej złości. Ale tym razem nie była skierowana na mnie. „Ten mały drań nigdy więcej cię nie dotknie. Obiecuję ci to. Zajmuję się tym.”
On mnie ochroni. Myśl była tak obca, tak desperacko pożądana, że prawie nie śmiałam w to uwierzyć.
„Zamierzam to naprawić,” powiedział stanowczo. „Wszystko. Stado, nasza rodzina, wszystko. Będziesz miała życie, które twoja matka chciała ci dać.”
Coś ciepłego i zdradliwego zakwitło w mojej piersi. Może... może naprawdę się zmienił. Może ojciec, którego pamiętałam, wciąż gdzieś tam był.
Przytłoczona, wybuchnęłam płaczem, rzucając się w ramiona taty i krzycząc: "Tato!"
Delikatnie poklepał mnie po plecach, mrucząc: "Moja dobra dziewczynka, tyle wycierpiałaś."
Nie wiem, jak długo płakałam, ale w końcu łzy przestały płynąć. Odsunęłam się od niego, wiedząc, że są pytania, na które potrzebuję odpowiedzi.
"Ale tato," powiedziałam powoli, "dlaczego tu jestem? Tyler mówił—"
Zatrzymałam się, niepewna, jak dokończyć. Tyler mówił, że mnie zabierają, ale nigdy nie wyjaśnił dokąd ani dlaczego.
Wyraz twarzy ojca zmienił się niemal niezauważalnie. Ciepło w jego oczach zgasło na chwilę, zanim wróciło. "Cóż, to... to część tego, jak naprawiam sprawy."
W mojej głowie zaczęły dzwonić dzwonki ostrzegawcze. "Co masz na myśli?"
"Wiesz, że nasza wataha miała problemy finansowe," powiedział, tonem stając się bardziej ostrożnym. "Od kiedy twoja matka umarła, podjąłem kilka... złych decyzji. Wpakowałem się w długi."
Zapytałam, "Jakie długi?"
"Takie, które zagrażały całej naszej watasze," odpowiedział. "Miałem pewne interesy z Alfą Blackwoodem. Dobry człowiek, bardzo wyrozumiały. Kiedy wyjaśniłem naszą sytuację, zaoferował pomoc."
Nathan Blackwood. To imię sprawiło, że poczułam dreszcz. Słyszałam, jak strażnicy o nim wspominali, widziałam strach w ich oczach.
"Jak?" zapytałam, chociaż zaczynałam się bać odpowiedzi.
Uśmiech ojca wyglądał teraz na wymuszony. "Zaproponował ci posadę tutaj. W jego domu. Dobre wynagrodzenie, doskonałe warunki. Pracowałabyś jako... jako pomoc domowa. Pomagała w sprawach domowych."
Patrzyłam na niego. "Pomoc domowa."
"Tak! Czyż to nie wspaniałe? Zawsze byłaś taka dobra w dbaniu o dom. A pieniądze, które zarobisz, pomogą spłacić nasze długi, postawić watahę na nogi."
Każde słowo brzmiało jak kłamstwo, chociaż nie mogłam wskazać, dlaczego. Coś w sposobie, w jaki nie patrzył mi prosto w oczy, w tym, jak nerwowo stukał palcami o kolano.
"Jeśli mam pracować jako pomoc domowa," powiedziałam powoli, "to dlaczego jestem w miejscu, które wygląda jak placówka medyczna? Dlaczego dr Carter mówił o terapiach hormonalnych?"
Twarz ojca stała się bardzo nieruchoma. "Terapie hormonalne?"
"Podsłuchałam, jak lekarze rozmawiali. O zastrzykach, o oczekiwaniach Alfy." Uważnie obserwowałam jego wyraz twarzy. "Czego mi nie mówisz, tato?"
Wypuścił drżący oddech. "Rachel, kochanie, to było tylko, żeby upewnić się, że jesteś zdrowa jako pomoc domowa. Nie martw się."
Spojrzałam na niego sceptycznie, mój głos drżał, gdy pytałam, "Naprawdę, tato?"
Pokiwał stanowczo głową. "Tak, a ja zajmę się twoim bratem. Ochronię też wszystko, co zbudowała twoja matka. I zajmę się twoją macochą. Zaufaj mi, córko. Niedługo będę mógł cię zabrać do domu."
Moje serce szarpało się w burzy emocji—nadzieja migotała jak krucha płomyk, a wątpliwości zżerały mnie, ciężkie i zimne, gdy wspomnienia zdrady zderzały się z rozpaczliwym pragnieniem, by mu uwierzyć.
Moja klatka piersiowa zacisnęła się, w gardle utknął mi gul, a palce nerwowo bawiły się brzegiem rękawa. Po napiętej chwili skinęłam niepewnie głową.
Jego twarz rozjaśniła się ulgą i radością. "Dziękuję, moja dobra córko. Ale robi się późno, muszę już iść. Odpocznij dobrze, a wkrótce znów cię odwiedzę."
Skinęłam delikatnie głową, łzy napływały mi do oczu, i powiedziałam, "Tato, proszę, pamiętaj, żeby mnie zabrać do domu."
Ruch mojego taty, by wstać, zamarł na krótką chwilę, po czym odpowiedział: "Nie martw się, nie zapomnę."