




Rozdział 2 Zaatakowany przez mojego brata
Rachel's POV
Obudziłam się gwałtownie, czując nagłe szarpnięcie mojego ciała. Głowa mi się kręciła, próbowałam zorientować się, co się dzieje, a w moim umyśle panował chaos.
Co się działo? Pokój był nadal ciemny, ledwo oświetlony przez światło księżyca przesączające się przez cienkie zasłony.
Kiedy w końcu udało mi się otworzyć oczy, krzyk zbudował się w moim gardle. Daniel pochylał się nade mną, jego nagi tors błyszczał w przyćmionym świetle, a ku mojemu przerażeniu zdałam sobie sprawę, że moje ubrania zostały niemal całkowicie zdjęte.
Gdy tylko otworzyłam usta, aby krzyknąć, jego ręka zacisnęła się na nich, naciskając tak mocno, że bolało.
"Ciii," wyszeptał, pochylając się blisko mojego ucha. "Nie udawaj głupiej, Rachel. Wiem, że jesteś trochę powolna, ale oboje wiemy, że mnie chcesz..."
Kręciłam głową rozpaczliwie, próbując dać mu do zrozumienia, że absolutnie nie zgadzam się na to. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy jego kolano mocno wcisnęło się między moje uda, unieruchamiając mnie.
Jego wolna ręka wędrowała po moim ciele, palce powoli sunęły wzdłuż mojej talii, drażniąc krzywiznę mojej skóry, zanim z premedytacją przesunęły się w górę, muskając mój biust w sposób, który wywołał we mnie dreszcz, naładowany niepokojącym ciepłem.
"Wow, Rachel, naprawdę się rozwinęłaś, co?" Jego głos ociekał uznaniem, które sprawiało, że czułam się chora.
Walczyłam z nim, używając resztek sił, które mi zostały po wczorajszym biciu od ojca.
Ale Daniel był silniejszy, cięższy i zdeterminowany.
Gdy jego ręka przesunęła się do ostatniego kawałka ubrania, które miałam na sobie, na korytarzu rozległ się charakterystyczny dźwięk stukających obcasów.
"Daniel?" zawołała Isabel.
Wykorzystałam chwilę rozproszenia Daniela, by wyrwać się, zeskoczyć z łóżka i chwycić jedyne ubranie, które mogłam dosięgnąć — cienki szlafrok wiszący na drzwiach łazienki.
Pobiegłam do łazienki, a Daniel śmiał się za mną.
Zatrzasnęłam drzwi, szarpiąc się z zamkiem, aż usłyszałam kliknięcie. Moje ręce trzęsły się tak bardzo, że ledwo mogłam to zrobić. Oparłam plecy o drzwi, próbując kontrolować oddech i łzy spływające po mojej twarzy.
Głos Isabel rozległ się z sypialni, ostry z niecierpliwości. "Co tak długo?"
"Poczekaj, mamo," odpowiedział Daniel, jego ton leniwy, niemal rozbawiony.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a Isabel zamarła w progu, jej oczy błądziły między porzuconymi ubraniami Daniela na podłodze a mną, skuloną w łazience.
Jej twarz wykrzywiła się z podejrzliwości, a potem z wściekłości. "Daniel?!" krzyknęła, jej głos drżał z oskarżeniem. "Co to jest?"
Opadłam na zimną podłogę łazienki, moje ciało drżało. Głos Isabel ryczał przez drewno.
"Ty obrzydliwa dziwko!" wrzasnęła. "Jak śmiesz uwodzić mojego syna! Jesteś niczym więcej jak bezwartościową prostytutką, żerującą na nim jak obrzydliwy pijawka! Nigdy nie powinnam była pozwolić ci zbliżyć się do tej rodziny!"
Głos Daniela wślizgnął się, spokojny i jadowity. "Mówiłem ci, mamo. Ona do mnie przyszła. Nie mogła trzymać rąk z dala."
Mój żołądek się skręcił, jego kłamstwo wbiło nóż głębiej, a krzyki Isabel stawały się coraz głośniejsze, każde słowo było jak ostrze. "Zrujnuję cię za to! Będziesz żałować, że kiedykolwiek nas skrzyżowałaś!"
Oskarżenie było tak absurdalne, że prawie się roześmiałam przez łzy. Jak ona mogła pomyśleć, że uwiodłam jej syna, skoro to on zakradał się do mojego pokoju?
Czołgałam się w kierunku prysznica, włączyłam go i pozwoliłam gorącej wodzie obmywać moje ciało. Szorowałam skórę gorączkowo, próbując zetrzeć dotyk Daniela.
To nie był pierwszy raz, kiedy Daniel próbował tego. Próbował mnie złapać samą od kiedy miałam czternaście lat, ale Isabel zawsze go pilnowała – nie po to, żeby mnie chronić, ale dlatego, że byłam dla niej cenna. Byłam ich biletem do bogactwa, czekającym na sprzedaż najwyższemu oferentowi.
A teraz, wydawało się, że znaleźli "idealnego kupca" – Alfa z Watahy Żelaznych Kłów, Nathan Blackwood. Nawet w mojej odległej wilczej wataha jego reputacja jako okrutnika była legendarna.
Głos Isabel się podniósł. „Przestań się bawić z tą szmatą, Daniel. Nasz szanowny gość będzie tu za chwilę, a nie możemy go trzymać w oczekiwaniu. Szczerze, Daniel, nie wiem, czemu tak cię interesuje ta rzecz.”
„Mamo, może znajdziesz sobie jakieś zajęcie i przestaniesz się martwić, co robię? Zrobię z nią, co będę chciał,” odparł Daniel.
„To możesz wytłumaczyć się Beta Tylerowi, dlaczego się spóźniasz!” zagroziła Isabel.
Wzmianka o Becie Watahy Żelaznych Kłów zdawała się natychmiast uciszyć Daniela. Nawet mój przyrodni brat nie był na tyle głupi, żeby przeciwstawić się tak potężnym wilkom.
Gdy usłyszałam stukot obcasów Isabel oddalający się, szybko wyłączyłam wodę. Musiałam się pośpieszyć.
„Miałaś szczęście, Rachel,” zawołał Daniel przez drzwi. „Ale twoje szczęście w końcu się wyczerpie.”
Z drżącymi rękoma szybko się osuszyłam i sięgnęłam po śnieżnobiałą suknię wiszącą na wieszaku. To nie tak wyobrażałam sobie jej noszenie.
Moje palce wygładzały tkaninę, próbując się uspokoić.
Kiedy w końcu otworzyłam drzwi łazienki, Daniel czekał, jego oczy łapczywie wędrowały po moim ciele w sukni. Gdy próbowałam przejść obok niego, chwycił mnie za podbródek, przyciągając mnie blisko, aż jego usta były zaledwie kilka centymetrów od moich.
„Kiedy on skończy z tobą, będziesz moja,” szepnął. „Sprawię, że będziesz błagać mnie o uwolnienie, mała... siostrzyczko.”
Obrócił mnie, bym spojrzała w lustro. „Spójrz na siebie, Rachel!”
Wpatrywałam się w swoje odbicie, naprawdę widząc śnieżnobiałą suknię po raz pierwszy. Bez ramiączek, elegancko haftowany gorset, diamenty osadzone w tkaninie i płynąca spódnica z szyfonu – była piękna. Ta suknia była prezentem od mojej ukochanej matki, Marie – jedyną rzeczą, którą po niej miałam.
Miała być na moją ceremonię dojrzewania, na moment, kiedy spotkam mojego partnera. Kiedy mój ojciec próbował ją sprzedać lata temu, błagałam i prosiłam, żeby ją zatrzymać, co skończyło się najgorszym pobiciem w moim życiu.
Byłam córką Alfy. Powinnam być szanowana, ceniona. Powinnam być rozpieszczana, traktowana jak księżniczka.
Po dojrzewaniu powinnam była spotkać mojego partnera, nosząc tę suknię. Mogłabym zostać Luną – królową – innego Alfy.
Zamiast tego byłam najniższą z najniższych, nie wartą troski. W lustrze widziałam czerwone ślady na szyi, moją skórę pokrytą bliznami od lat znęcania się. Moje głębokie zielone oczy były czerwone od płaczu.
Wszystko, co widziałam, to żałosna dziewczyna.