




Rozdział 1 Została sprzedana przez ojca
Tyler's POV
Bursztynowy płyn wirował w kryształowym kieliszku Nathana Blackwooda, gdy wpatrywał się w okna od podłogi do sufitu w swoim biurze na najwyższym piętrze.
"Dziewczyna będzie tutaj przed zmrokiem," potwierdziłem.
Jako Beta Nathana, nadzorowałem niezliczone operacje, ale coś w tej sprawie nie dawało mi spokoju.
Nathan nie odwrócił się od okna. "Dobrze. Im szybciej zakończymy ten interes, tym lepiej."
"Właśnie..." przesunąłem się niespokojnie, mój wilk krążył niespokojnie pod moją skórą. "Co się z nią stanie potem? Kiedy już spełni swoją rolę?"
Cisza między nami była jak ostrze. Kiedy Nathan w końcu przemówił, jego głos miał zimną ostateczność sędziego wydającego wyrok.
"Będzie miała wolność, Tyler. Stałą wolność."
Moja szczęka się zacisnęła. W naszym świecie stała wolność była eufemizmem, który wszyscy rozumieli, ale nikt nie wypowiadał na głos. "Nathan, ona jest tylko dzieckiem. Ledwo siedemnaście lat—"
Odbicie Nathana w oknie wyglądało jak wyrzeźbione z marmuru. "Nie pozwól, aby sentyment zaciemnił twoją ocenę, mój przyjacielu. Oboje wiemy, jak to się skończy."
Skinąłem krótko głową. "Osobiście zajmę się odbiorem."
Jestem Beta Nathana i jesteśmy przyjaciółmi od dwudziestu lat. Pewnie, dla wszystkich innych wydaje się zimny, ale wiem, że to tylko przez to, co go spotkało...
"Zadbaj o to." Nathan w końcu się odwrócił, jego szare oczy miały głębię, której czasami żałowałem, że potrafię czytać. "I Tyler? Upewnij się, że rozumie swoją sytuację. Bez fałszywej nadziei. To bardziej miłosierne."
Miłosierne. Tak. Bo było coś miłosiernego w skazywaniu siedemnastoletniej dziewczyny na śmierć.
Trzy godziny później, mój czarny samochód zatrzymał się przed domem, który kiedyś był szanowaną siedzibą stada.
Moje wzmocnione słuch wyłapały dźwięki, zanim dotarłem do drzwi wejściowych—podniesione głosy, ostry trzask ciała uderzającego o ciało, a pod tym wszystkim bolesne jęki, które sprawiły, że mój wilk krążył niespokojnie pod moją skórą.
"Jesteś tylko ciężarem! Nie potrafisz docenić niczego, co dla ciebie zrobiliśmy!" rozbrzmiał jadowity głos starszej kobiety.
Kolejny ostry trzask echem przebił powietrze.
"Idiota! Pieprzony głupiec!" wrzasnął starszy mężczyzna.
Złamane krzyki i szlochy, które nastąpiły, sprawiły, że każdy instynkt w moim ciele krzyczał, aby interweniować.
Co się stało?
Nie mogłem tego znieść. Otworzyłem drzwi wejściowe, odsłaniając scenę, która będzie mnie prześladować przez tygodnie.
Młoda kobieta o miedzianych włosach leżała zwinięta na podłodze w salonie, jej kremowa sukienka była rozdarta i poplamiona krwią.
Starszy mężczyzna, bez wątpienia Henry Sullivan, chwiał się pijany nad nią, podczas gdy kobieta—niewątpliwie jego żona Isabel—patrzyła z zimną satysfakcją.
Powiedziałem, "Wystarczy."
Henry obrócił się, prawie tracąc równowagę. Rozpoznanie pojawiło się w jego przekrwionych oczach, szybko zastąpione strachem. "Beta Hayes! Jesteś wcześniej, nie spodziewaliśmy się—"
"Wyraźnie. Bijesz swoją własną córkę, prawda?" Mój wzrok przeszedł po pokoju.
Henry niezręcznie zamilkł, nie mogąc wydusić słowa, podczas gdy Isabel powiedziała, "Beta Hayes, dyscyplinujemy Rachel. Nie słucha. Jako rodzice, oczywiście chcemy, aby nasze dzieci były dobrymi ludźmi."
Rachel leżała nieruchomo na podłodze, cienka linia krwi spływała z jej pękniętej wargi.
Isabel wygładziła swoją krzykliwą sukienkę i ułożyła twarz w wyraz, który prawdopodobnie uważała za przyjazny. "Była trudna, rozumiesz. Niegrzeczna."
"Naturalnie. Zawsze była... wyzwaniem," dodał Henry, desperacko próbując usprawiedliwić to, czego nie dało się usprawiedliwić. "Od śmierci jej matki, była nie do opanowania. Uderzyliśmy ją tylko dlatego, że była nieodpowiednia. Normalnie byśmy tego nie zrobili—"
Dziewczyna była nieprzytomna na podłodze, a ten drań wciąż szukał wymówek.
Biedna dziewczyna.
"Proszę pana," przerwałem. "Moi ludzie są na zewnątrz. Zabieram ją zgodnie z naszym porozumieniem."
Na dźwięk tego Henry i Isabel kiwali gorliwie głowami, a ja mogłem dostrzec uśmieszki na ich ustach.
Uklęknąłem obok nieruchomej postaci Rachel, starając się jej nie przestraszyć. Jej oddech był płytki, ale równomierny, a gdy delikatnie uniosłem jej podbródek, żeby ocenić obrażenia, nie poruszyła się.
Jak długo ją bili, zanim przybyłem?
Nieproszona myśl uderzyła mnie: ona na to nie zasługuje.
Podniosłem Rachel w ramiona, zaskoczony, jak mało ważyła. Niedobór pokarmu, zauważyłem ponuro.
Kiedy ostatnio ci ludzie karmili ją właściwie?
"Zabierzmy cię stąd," wyszeptałem, choć wiedziałem, że mnie nie usłyszy.
Przynajmniej mogłem zadbać, żeby jej ostatnie miesiące były komfortowe. To nie było wiele, ale to wszystko, co mogłem jej dać.
POV Rachel
Pierwszą rzeczą, którą zauważyłam, był brak bólu.
Przez ostatnie dwa lata ból był moim stałym towarzyszem – głód gryzący w brzuch, siniaki rozkwitające na żebrach, ostry ból słów, które miały ranić głębiej niż jakiekolwiek ostrze.
Ale teraz? Teraz nie czułam... nic.
Drugą rzeczą, którą zauważyłam, był miękki materac pod sobą.
Naprawdę miękki, nie ta grudkowata, używana rzecz, na której spałam odkąd mój ojciec sprzedał wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. To było jak chmury, jak zapadanie się w sen, z którego nie chciałam się budzić.
Ale świadomość była nieubłaganą falą, i w końcu musiałam wypłynąć na powierzchnię.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam pokój, który mógłby być w magazynie.
Kremowe ściany, eleganckie meble i okna wychodzące na ogrody tak doskonałe, że wyglądały jak namalowane.
Kroplówka podłączona do mojego ramienia, oraz równomierny dźwięk monitora serca.
Gdzie ja jestem?
Pamięć wróciła – nieustanne bicie i werbalne znęcanie się mojego ojca i macochy. Potem zemdlałam i obudziłam się tutaj.
Powoli, ostrożnie, wysunęłam się z łóżka. Moje nogi były chwiejne, ale udało mi się utrzymać równowagę.
Kroplówka ciągnęła za moje ramię, więc delikatnie wyciągnęłam igłę, przyciskając rękę do małej kropli krwi, która się pojawiła.
Przemykałam do drzwi i wyjrzałam. Korytarz był pusty, ale głosy dochodziły z pokoju wzdłuż korytarza. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam na korytarz, moje bose stopy były ciche na wypolerowanej podłodze.
Głosy stawały się wyraźniejsze, gdy zbliżałam się do uchylonych drzwi, które wyglądały na biuro.
"...parametry życiowe są stabilne, ale chcę przeprowadzić dodatkowe badania, zanim przejdziemy dalej."
"Doktor Carter, Alfa Blackwood był bardzo konkretny co do harmonogramu. Nie możemy sobie pozwolić na opóźnienia."
Przycisnęłam się do ściany obok drzwi, serce waliło.
"Rozumiem pilność, ale musimy być dokładni. Biorąc pod uwagę, co planujemy..."
Planowanie? Wstrzymałam oddech, starając się usłyszeć każde słowo.
"Leczenie hormonalne musi być starannie skalibrowane. Nie możemy ryzykować komplikacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę oczekiwania Alfy."
Leczenie hormonalne? Słowa te przeszyły mnie lodem. Dlaczego mieliby mi podawać hormony?
Przez szparę w drzwiach widziałam dwie postacie w białych kitlach – lekarzy, oczywiście. Jedna to była kobieta z ciemnymi włosami spiętymi w surowy kok, druga to mężczyzna w średnim wieku z okularami.
"Jak szybko możemy rozpocząć proces przygotowawczy?" zapytał mężczyzna.
"Jeśli badania krwi będą czyste, możemy zacząć zastrzyki jutro. Alfa chce wyników, i to szybko."
Zastrzyki? Moje ręce drżały, gdy przyciskałam się bliżej do ściany.
"A potem?" zapytała cicho kobieta.
Głos mężczyzny opadł. "To nie nasza sprawa, doktor Carter. Wykonujemy rozkazy."
Przygryzłam wargę, aż poczułam smak krwi, walcząc zarówno z westchnieniem, jak i łzami, które groziły, że się wyleją.
Nagle ich głosy ucichły, a ja szybko cofnęłam się, serce waliło. Musiałam wrócić do swojego pokoju, zanim zorientują się, że jestem przytomna.
Dlaczego mój ojciec robił mi to? Jaki plan omawiali ci lekarze?