Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 6: Czy zawsze budzisz się tak wcześnie?

Perspektywa Briony

"Ale ja..." zawahałam się. Pójście do domu Alfy Adama jako gość? To nigdy wcześniej się nie zdarzyło.

"No, nie mów nie," powiedział Ethan niedbale. "Będziesz towarzyszyć Layli, a kuchnia Luny Isabelli jest niesamowita."

"Ja..."

"Potrzebuję cię tam ze mną." Layla chwyciła mnie za rękę. "Proszę? Czułabym się o wiele bardziej komfortowo mając przy sobie przyjaciółkę."

Patrząc na jej błagalne oczy, nie mogłam odmówić.

"Dobrze." zgodziłam się cicho.

"Tak!" Layla ścisnęła moją rękę z podekscytowaniem. "Jutro o szóstej wieczorem, prawda?"

"Tak." potwierdził Maxwell, a potem spojrzał na mnie. "Odbierzemy was obie."

"Nie musicie - " zaczęłam.

"To żaden problem." Christopher uśmiechnął się. "I tak jedziemy w tamtą stronę."

"Ustalono." powiedział krótko Benjamin, po czym odwrócił się, by odejść.

Pozostali pożegnali się. Przed wyjściem, Noah niezręcznie poklepał mnie po ramieniu.

Patrzyłam na nich odchodzących, a moje emocje były całkowicie splątane.

"To będzie świetne!" Layla powiedziała, niemal podskakując. "Pójdziemy razem!"

"Tak..." odpowiedziałam nieobecnie.

"Co się stało?" Złapała mój nastrój natychmiast. "Nie chcesz iść?"

"To nie tak." Pokręciłam głową. "Po prostu... nigdy wcześniej nie byłam na czymś takim."

"Spokojnie, będę tam z tobą." Ścisnęła moje ramię. "I widziałaś, jacy wszyscy byli mili."

Mili dzięki tobie, pomyślałam, ale tylko skinęłam głową.

"Mój ojciec może nie być z tego zadowolony." Wyraziłam swoje największe zmartwienie.

"Dlaczego nie?" Layla wyglądała na zdezorientowaną.

Jak mogłam wyjaśnić, że mój ojciec ledwo zauważał moje istnienie? Że prawdopodobnie nawet nie zauważy, jeśli nie wrócę do domu?

"To nic," pokręciłam głową. "Będzie dobrze."

W najgorszym wypadku, po prostu mu nie powiem. I tak by nie zauważył.

Wyszłyśmy, gdy zachód słońca malował wszystko na pomarańczowo. Layla wciąż podekscytowana gadała o tym, co założyć jutro, podczas gdy moje myśli błądziły.

Formalna kolacja w domu Alfy z przywództwem stada. To powinno mnie ekscytować, ale głównie czułam niepokój.

Za dużo się zmieniło, powiedział mój wilk. Dziś wydarzyło się więcej niż przez cały rok.

Tak. Mam tylko nadzieję, że to nie pogorszy spraw.


Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. Druga w nocy, a sen był daleko. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, dzisiejszy dzień odtwarzał się w mojej głowie - Layla siedząca obok mnie, jej obrona przed Victorią, Noah faktycznie zapraszający mnie gdzieś.

Co jeśli jutro coś zepsuję? Co jeśli będą żałować, że mnie zaprosili?

O czwartej nad ranem, poddałam się. Przebrałam się w strój do biegania i cicho zeszłam na dół, uważając, by nie obudzić taty ani Noaha.

Gdy wyszłam na zewnątrz, zimne poranne powietrze uderzyło mnie. Silver Pines było martwe ciche, z wyjątkiem sporadycznego nocnego ptaka. Zaczęłam biegać po mojej zwykłej trasie.

Bieganie zawsze oczyszczało mi umysł. Każdy krok oddalał mnie od wszystkich społecznych komplikacji, bliżej bycia sobą. To był mój czas, moja przestrzeń.

Gdy mijałam dom Layli, zwolniłam. Światła wciąż były włączone - ciepłe żółte światło strumieniujące przez okna. Przez okno salonu widziałam poruszające się postacie. Mama Layli organizowała coś, podczas gdy jej ojczym siedział z papierami.

Scena wyglądała tak normalnie, tak ciepło. Czy tak wyglądają prawdziwe rodziny? Ktoś czekający, troszczący się, czy jesteś bezpieczna?

Kiedy właśnie zaczynałam się zamyślać, drzwi frontowe się otworzyły.

"Bri?" Zdziwiony głos Layli rozbrzmiał w powietrzu. "Co ty tu robisz?"

Podskoczyłam, prawie tracąc równowagę. Ona też była w ubraniach do ćwiczeń, najwyraźniej planując biegać.

"Byłam... na porannym biegu." Wyjąkałam, czując się przyłapana.

"O czwartej trzydzieści?" Uniosła brew, schodząc do mnie. "Zawsze wstajesz tak wcześnie?"

"To nawyk." Wzruszyłam ramionami, próbując zagrać to na luzie. "Kiedy nie mogę spać, biegam."

Layla przyjrzała mi się, jej bursztynowe oczy błyszczały pod latarnią. "Przez dzisiejszą kolację?"

Jej spostrzegawczość mnie zaskoczyła. "Może."

"Też się denerwuję," przyznała. "Dlatego wstałam wcześnie, żeby się ruszać. Chcesz pobiegać razem?"

Layla's POV

Patrząc na Briony stojącą przed moim domem, czułam się zmartwiona i ciekawa. Wyglądała tak mała, tak zmęczona, jakby nosiła cały świat na swoich barkach.

Dziś byłam jeszcze bardziej ciekawa tej dziewczyny. Była wyraźnie utalentowana, ale zawsze starała się to ukryć. Córka Beta, ale dręczona przez kolegów z klasy. Nawet jej własny brat traktował ją, jakby ledwo istniała.

"Pewnie," odpowiedziała Briony, przerywając moje myśli. "Jeśli ci to nie przeszkadza."

"Czemu miałoby mi przeszkadzać?" Uśmiechnęłam się. "Lepiej niż biegać samotnie. Prowadź."

Briony's POV

Zaczęłyśmy biec obok siebie, nasze kroki odbijały się echem na cichej ulicy. Towarzystwo wydawało się dziwne - byłam przyzwyczajona do biegania sama.

"Robisz to codziennie rano?" Zapytała Layla, jej oddech wciąż równy.

"Większość dni, tak." Odpowiedziałam. "Zwłaszcza w weekendy. Zwykle wstaję około piątej, biegam, a potem robię śniadanie."

"Robisz śniadanie? Dla rodziny?"

Kiwnęłam głową, nie chcąc wchodzić w skomplikowane sprawy rodzinne.

"Chwila, nadal jest piątek. Dziś mamy szkołę." Przypomniała mi.

"Tak." Westchnęłam. "Przynajmniej to lekki dzień."

Biegałyśmy wzdłuż krawędzi Silver Pines. Poranne powietrze było rześkie i zimne, każdy oddech piekł w płucach, ale to było dobre uczucie. Wschodnie niebo zaczęło ukazywać blady świt.

Po około godzinie wróciłyśmy do sąsiedztwa. Policzki Layli były zaczerwienione od wysiłku, ale jej oczy wciąż błyszczały.

"To było niesamowite!" Powiedziała z trudem łapiąc oddech. "Ta trasa jest przepiękna. Te srebrne sosny wyglądały, jakby świeciły w porannym świetle."

Uśmiechnęłam się. Większość ludzi wolałaby spać, niż zobaczyć Silver Pines o świcie.

"Powinnam iść się przebrać," powiedziała. "Do zobaczenia w szkole?"

"Tak."

Patrzyłam, jak biegnie z powrotem do domu, czując dziwne oczekiwanie. Chociaż dzisiaj był tylko kolejny piątek, z Laylą w pobliżu, nic nie wydawało się już zwyczajne.

Szłam powoli do domu, myśląc o nadchodzącym dniu. Lekcje, lunch, przygotowania do dzisiejszej kolacji... to będzie długi dzień.

Kiedy otworzyłam frontowe drzwi, usłyszałam ruch na górze. Noah pewnie już nie spał. Poszłam do kuchni i zaczęłam robić śniadanie. Chociaż był w porządku wczoraj, nie spodziewałam się, że to potrwa. Lepiej mieć niskie oczekiwania.

Mój telefon zabrzęczał, kiedy kroiłam chleb. SMS od Layli:

"Nie mogę się doczekać szkoły! Dzisiejszy dzień będzie niesamowity!"

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jej entuzjazm naprawdę był zaraźliwy.

Previous ChapterNext Chapter