




Rozdział 2
Zirah
"Ostatnia," głęboki głos warczy w oddali, gwałtownie wyrywając mnie z ciemności.
Moje ciało ożywa z przeraźliwym bólem w głowie i kostce. Jęcząc, próbuję unieść podbródek do klatki piersiowej z całych sił, jakie mam, a gdy to robię, moje oczy otwierają się na rozmazane cienie przede mną. Próbuję przetrzeć plamy z widzenia, tylko po to, by odkryć, że moje ręce są związane.
Mrugam szybko, kołysząc się do przodu na twardej ławce pod sobą i szarpiąc się w panice przeciwko więzom. Rozglądam się, biorąc pod uwagę swoje otoczenie, i uświadamiam sobie, że jestem na tyłach ciężarówki do przewozu bydła. Ogromne otwarte drzwi odsłaniają sylwetki gigantycznych lykantropów i wilkołaków zmierzających w moim kierunku.
Patrząc w górę, widzę księżyc wysoko na niebie, spoglądający na mnie, prawie jakby mnie drwił.
Słysząc szamotaninę, wyciągam szyję, aby zobaczyć, jak lykantropy i wilkołaki ciągną między sobą dziewczynę, a z ostrym krzykiem rzucają ją ciężko na tył ciężarówki. Jej ciało wydaje głośny huk, gdy ląduje na brzuchu, a jej głowa odbija się od drewnianej podłogi między moimi stopami. Ciche jęki dochodzą z tyłu ciężarówki, a gdy przeszukuję ciemne kąty, w końcu widzę trzech mężczyzn skulonych razem jak przestraszone króliki. Rozpoznaję ich twarze, ale nie znam ich imion.
"Możemy ruszać!" Mężczyzna krzyczy do kierowcy, chwytając uchwyt i wchodząc do tyłu. Dziewczyna u moich stóp czołga się na tył ciężarówki, gdzie trzej młodzi mężczyźni są skuleni. Musi ich znać.
Mężczyzna, który ją wrzucił, trzaska ogromnymi drzwiami, zamykając nas w środku, i siada na ławce naprzeciwko mnie. Śmierdzi tu mocno krwią, potem i krowim łajnem. Patrzę na małe promienie księżycowego światła przesączające się przez kratowane drewniane ściany przed sobą, a moje myśli wędrują do mojej babci i tego, jak nie mogłam jej ocalić. Wszystko we mnie krzyczy za nią, ale nie płaczę. Nie błagam o życie ani nie walczę z sytuacją, ponieważ wiem, że łzy jej nie przywrócą. Wiem, że walka jest bezcelowa, a moje błagania pozostaną niesłyszane.
Moje myśli wciąż wracają do dziwnego uśmiechu, który mi dała; wiem, że będzie mnie prześladować na zawsze. Jej ostatnie słowa są na stałe wypalone w mojej głowie. "Znaleźli cię, ale będą tego żałować."
Obrazy jej ciała spadającego z klifu przewijają się w mojej głowie. Prawie jakby wiedziała, że jej los jest przesądzony i wzięła życie z powrotem w swoje ręce.
Silnik ciężarówki zarycza do życia, głośno w martwej nocy. Ale nie zagłusza jęków innych więźniów – ludzi, których znam z widzenia, ale nie z imienia.
Nasza jaskinia miała być bezpieczna, poza zasięgiem cywilizacji i daleko od jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Dorastałam w tych górach, biegając po rozległych polach dzikich kwiatów, trenując na skalistym terenie klifów i znajdując spokój w płynących rzekach. Tutaj byliśmy daleko od czterech królestw lykantropów. A jednak cały ten trening był na nic, biorąc pod uwagę, jak łatwo zostałam schwytana. Teraz jestem przewożona do miejsca, które moja babcia wybrała śmierć zamiast, więc nie mam pojęcia, jakie piekło czeka na mój przyjazd.
Pozostali ocaleni skuleni razem nawet na mnie nie patrzą, ale trzymają się nawzajem w sposób, który sprawia, że moje serce boli. Nie mam nikogo. Te bestie przyszły w nocy, otoczyły nasz dom i wyrwały nas z miejsc, gdzie spaliśmy, ale nawet wcześniej, moja babcia i ja byliśmy outsiderami.
Próbowała powiedzieć innym, że nie jesteśmy bezpieczni, że nasza rosnąca populacja i ludzie, którzy przychodzili i odchodzili, zdradzą nas. Starsi sprzeciwili się jej i uciszyli ją izolacją. Nikt nie mógł z nami rozmawiać, a przez lata dorastałam, obserwując naszych ludzi z daleka. Czasami ich śmiech i szepty przenikały przez szczeliny jaskini, ale nigdy nie wierzyłam w to, co mówili o mojej babci. Wiedziała, że to nadejdzie. Jej uśmiechnięta twarz znów pojawia się przed moimi oczami, więc tłumię swój żal i patrzę bezmyślnie przed siebie.
Wyboisty samochód szarpie mną, gdy kierowca przyspiesza na nierównej drodze, a więzy na moich nadgarstkach boleśnie wbijają się w skórę. Czuję mdłości, dopóki nie dotrzemy do płaskiej powierzchni dróg, do których zawsze mieliśmy zakaz zbliżania się. Babcia zwykła chodzić tędy szukać zapasów, ale nigdy nie korzystała z dróg.
Kiedy byłam bardzo młoda, przynosiła książki i drobiazgi ze swoich wypraw, a ja dowiadywałam się wszystkiego o królestwach, przed którymi się ukrywaliśmy. Czasami wyobrażałam sobie nasze życie poza jaskiniami, ale nigdy nie myślałam, że będę musiała to robić sama.
Płacz i bolesne jęki wypełniają samochód, a moje oczy przeskakują z powrotem do innych ocalałych. Byłam ostatnią urodzoną w naszej wiosce jaskiniowej osiemnaście lat temu, najmłodszą, ale trzej mężczyźni i młoda kobieta tutaj ze mną byli najbliżsi mojemu wiekowi spośród wszystkich naszych ludzi.
Dzikie warczenie ucisza krzyki i jęki, a moje oczy przesuwają się na mężczyznę siedzącego na ławce naprzeciwko mnie. Tylko że on wcale nie jest mężczyzną. Nie, on jest potworem.
Pomimo zimna jego spojrzenia, jego bursztynowe oczy zdają się palić mnie. Dziwnie, czuję się odrętwiała zamiast przestraszona. Może jestem w szoku. Pochyla się do przodu, pstrykając palcami przed moją twarzą, aby skupić moje puste spojrzenie.
„Jesteś dziwna, prawda?” mówi mężczyzna. Jego głos jest głęboki, a on przesiada się na swoim prowizorycznym siedzeniu naprzeciwko mnie, patrząc z pogardą na moje ledwo ubrane ciało.
„Nie, po prostu mnie nie przerażasz,” mówię mu, zszokowana, jak bezemocjonalne są moje własne słowa. Zwracam wzrok z powrotem na tych skulonych w kącie. W końcu patrzą na mnie, jakby widzieli mnie po raz pierwszy, ale nie oczekuję ich życzliwości. Nawet mnie nie znają.
Moja babcia nauczyła mnie wszystkiego, co wiedziała, w oczekiwaniu na ten dzień, a kiedy myślę o całej śmierci i rzezi pozostawionej w jaskiniach, nie mogę powstrzymać się od wdzięczności, że nigdy nie byłam blisko z żadnym z nich.
„Oni cię nie lubią,” stwierdza, spoglądając na nich, a ja zwracam uwagę z powrotem na mężczyznę o bursztynowych oczach.
„Co sprawia, że tak mówisz?” pytam ostrożnie.
„Bo gdy weszliśmy do jaskini, uciekli i próbowali sobie pomagać. Ciebie i tę starą kobietę zostawili,” stwierdza, odwracając głowę i patrząc z pogardą na nich. Jęczą, przyciskając się bliżej siebie, jakby miało to ochronić ich przed jego gniewem.
„Byli przestraszeni,” odpowiadam, zdziwiona, jak mechaniczny brzmi mój własny głos. Każdy pomyślałby, że rozmawiam z dawnym przyjacielem, a nie z kimś odpowiedzialnym za masakrę całej społeczności.
„Pachniesz dziwnie. Nie pachniesz tak jak oni. Oni cuchną strachem. Ty cuchniesz akceptacją. Twoja reakcja na nasze znalezienie cię jest niewłaściwa,” mówi, wąchając powietrze.
„Jak już mówiłam, nie przerażasz mnie,” mówię powoli. Nie boję się jego, królestw ani nikogo. Śmierć jest częścią życia, więc nie ma sensu bać się czegoś, co wszyscy kiedyś spotkamy. Może dlatego czuję się tak odłączona od śmierci mojej babci.
„Nie, jest coś jeszcze. Pachniesz zbyt inaczej,” dodaje, a ja wzdycham, patrząc na jego czujną twarz. Jego oczy błyszczą w odpowiedzi na mój wzrok, a on oblizuje usta. Końce jego kłów wystają trochę za bardzo i wystają z jego ust.
„Ty też,” odpowiadam. Zawsze miałam wyostrzony węch i niesamowity słuch. To dlatego jestem tak dobrą łowczynią. Choć istnieje pewien poziom spostrzegawczości, który nabywasz, gdy całe życie spędzasz na treningu i oczekiwaniu na moment, kiedy twój świat się rozsypie. Treningi mojej babci były intensywne, a ponieważ byłam taka mała, upewniła się, że jestem równie szybka. Nie że to mi się przydało, gdy jaskinia została najechana. Żaden trening nie mógł mnie przygotować na atak strażników króla.
Mężczyzna prycha, składając ramiona na szerokiej piersi. „Jak pachnę?” śmieje się, rozbawiony moją odpowiedzią.
„Śmiercią.”
Jego brwi unoszą się w szoku, zanim kiwa głową raz, odchylając się i zamykając oczy.
„Spróbuj odpocząć, zanim dotrzemy.”
„Dokąd dokładnie nas zabieracie?” pytam z ciekawością.
„Do Arcany Srebrnego Grzebienia, Wysokiego Królestwa,” odpowiada, a ja wzdycham, jedno z najgorszych królestw, jak mówiła babcia.
„Czy to cię nie przeraża?” pyta. Kręcę głową.
„To tylko królestwo.” Malachi śmieje się z moich słów.
„Odpocznij. Będziesz potrzebować sił, gdy wejdziesz do labiryntu.” Śmieje się mrocznie, a moi współmieszkańcy jaskini jęczą i szlochają głośniej. Wciągam powietrze i zaciskam usta w linię. Dlaczego losy ciągle mnie wyzywają? Czy przetrwanie nie było wystarczającym wyzwaniem?
Babcia opowiadała mi historie o barbarzyńskim rytuale zwanym Grami Labiryntu. To dla nich sport. Likany dają ludziom fałszywą nadzieję, że mogą żyć i być uwolnieni, jeśli przetrwają noc i wyjdą z labiryntu żywi. Ludzie będą prowadzeni na rzeź, próbując nawigować śmiertelny labirynt pełen potworów w nadziei na ułaskawienie lub zaoferowanie pracy w królestwie.
Mimo że znam swój los, postępuję zgodnie z jego instrukcjami, zamykam oczy i próbuję odpocząć. To może być moja jedyna szansa na wyjście z labiryntu żywą.
Pisk opon budzi mnie gwałtownie, a moje ciało wstrząsa się, gdy ciężarówka gwałtownie zatrzymuje się. Moje oczy otwierają się sekundy później na krzyki dziewczyny, która została wrzucona tutaj ze mną. Jej stopy ciągną się po kamienistej podłodze ciężarówki, gdy jest wyciągana na zewnątrz za włosy. Jej nogi machają, a ona sięga nad głowę, by chwycić jego nadgarstki, próbując ulżyć bólowi jego uścisku.
On otwiera drzwi i rzuca ją na asfalt. Bez wahania wstaje i ucieka. Ledwie robi cztery kroki, zanim inny mężczyzna powala ją z powrotem na ziemię i ciągnie z powrotem. Kolejny mężczyzna wspina się na ciężarówkę, dając znak trzem młodym mężczyznom, by wstali i poszli za nim. Widząc, jak potraktowano ich przyjaciółkę, nie stawiają oporu.
„Tylko dwie dziewczyny? To wszystko, co znaleźliście?” Z tyłu ciężarówki szukam gniewnego głosu, aż moje oczy padają na mężczyznę ubranego w czerwone szaty zdobione klejnotami. Jego siwiejące włosy szeleszczą w chłodnym wietrze, a tuż za jego ramionami dostrzegam wieżyczki i okna kopuł.
Granitowe mury zamku sięgają ciemnego nieba z czystą groźbą, ale pnące się po kamieniu winorośle z fioletowymi kwiatami oferują piękny kontrast, którego się nie spodziewałam. Róże wypełniają ogrody wokół niego, a dźwięk szumiącej wody przyciąga moją uwagę. Gdy się odwracam, dostrzegam wspaniałą marmurową fontannę przez kratowane ściany ciężarówki. W centrum fontanny znajdują się posągi mężczyzny i kobiety z trzema chłopcami, a po koronach na ich głowach wiem, że muszą przedstawiać króla i jego rodzinę.
Patrzę z zachwytem; jest o wiele bardziej wykwintna niż te, które widziałam w książkach, które babcia zdobyła przez lata.
„Tak, panie. Reszta była zbyt stara, by przynieść jakikolwiek pożytek królestwu.”
„Nie, w porządku, Malachi. Po prostu połóż je z tamtymi trzema i...” Mężczyzna, który wyraźnie dowodzi naszym porwaniem, odwraca się, by spojrzeć na swoich ludzi. Machnął na nich ręką z lekceważeniem. „Znajdźcie kogoś, kto umieści je na ich stanowiskach pracy.”
Natychmiast dziewczyna zostaje od nich oddzielona, a jej krzyki rozbrzmiewają głośno, gdy jest odciągana. Mężczyźni są prowadzeni w przeciwnym kierunku. „Myślałem, że mówiłeś, że są dwie dziewczyny,” stwierdza mężczyzna.
„Tak, mój Królu, druga jest jeszcze z tyłu,” zapewnia Malachi swojego króla.
Oczy króla znajdują moje, a on przechyla głowę na bok. „Jej spokój jest trochę niepokojący,” mówi król, obserwując mnie. „I wyraźnie brakuje jej manier. Nawet będąc człowiekiem, powinna wiedzieć, żeby nie patrzeć królowi w oczy.”
„Nie jesteś moim królem,” wypowiadam słowa, które powinnam była tylko pomyśleć. On parska, a uśmiech pojawia się na jego ustach, gdy jego brwi unoszą się prawie do jego rzadkiej linii włosów.
Jego strażnik i mój porywacz wspinają się na tył ciężarówki, aby rozwiązać moje ręce, a ja skręcam nadgarstki, pocierając je. Nie chcąc być zepchnięta, przesuwam się na krawędź i skaczę na ziemię, z ulgą mogąc rozprostować kończyny i rozciągnąć plecy.
„Oj, oj, ona jest dziwna. Ciekawe, jak długo wytrzyma w labiryncie,” król wzdycha.
„Tak jak inni, Królu Theronie. Nikt nigdy nie przeżywa gier,” mówi jego strażnik, chwytając mnie mocno za ramię.
„Nie wydaje się być nieposłuszna. Dlaczego jest związana, gdy inni nie byli?” pyta król.
„Bo ta wie, jak używać rąk. Zaskoczyła mnie,” mówi Malachi.
To wydaje się wzbudzać zainteresowanie króla. „Bardzo dziwna rzeczywiście,” mówi.
„Cóż, mam nadzieję, że przeżyje gry. Myślę, że byłoby interesujące zobaczyć, czy potrafi utrzymać królów w ryzach,” król chichocze.
„Panie?” pyta strażnik.
Król macha na niego ręką. „Dodałem w tym roku zwrot akcji do gier. Nie mogę zdecydować się na mojego następcę, a oni też się nie zgadzają.” Obserwuję starego mężczyznę, desperacko szukając informacji o tym labiryncie śmierci, z którym wkrótce się zmierzę.
„Nie rozumiem, mój Królu.”
„Zmieniłem zasady. Moi synowie wezmą udział, czy im się to podoba, czy nie. Jeśli któraś z dziewczyn przeżyje do rana, wyślę moich synów, żeby je upolowali. Kto pierwszy złapie swoją przyszłą narzeczoną, wygra Wysokie Królestwo.”
Narzeczona? Czy on naprawdę myśli, że któraś z nas zgodzi się poślubić jego potwornych synów? Trudno to nazwać nagrodą wartą umierania.
„Ale nikt nigdy nie przeżywa,” dodaje Malachi, ciągnąc mnie za sobą w stronę tyłu zamku. Moje stopy chrzęszczą na kamieniach.
„Mam nadzieję, że w tym roku będzie inaczej. Wysokie Królestwo potrzebuje nowego króla, a ja nie mogę wybrać. To daje im wszystkim równą szansę.”
„A kiedy kobiety zginą w labiryncie, mój Królu?”
„Taki pesymistyczny, Malachi. Czy nie masz w ogóle wiary w ludzkość?”
Malachi spogląda na mnie i parska „Nie!”
„Może w tym roku poddam je tylko jednemu testowi zamiast trzech.” Król chichocze.
„Twoim synom się to nie spodoba,” mówi Malachi do króla, podczas gdy ja idę za nimi, słuchając uważnie.
„Nie muszą. Chcą mojej decyzji, a to jest sposób, w jaki ją podejmę. Nadal jestem królem i będą mnie słuchać.” Król mówi, a Malachi skinął głową. „Teraz, przygotuj ją i powiedz mojemu personelowi, że będę oglądał z CCTV w moim pokoju, Malachi. Jestem zbyt zmęczony, żeby zostawać długo na dworze. Myślę, że zobaczę wyniki Gier Labiryntu do rana lub wcześniej.” Król odwraca się, by spojrzeć na mnie. „Czuję, że ta może nas zaskoczyć,” dodaje, zanim odwraca się i idzie z powrotem w stronę wielkich schodów zamku.