




Rozdział 5
„Gabriel,” powiedział zimnym głosem. „Pomyślałem, że wpadnę. Zobaczę, jak idą twoje... plany podróży.”
Powietrze było pełne napięcia, gdy Gabriel zaprosił go do środka, jego postawa była spokojna, ale czujna. Znałem te oznaki - był gotowy do walki, jeśli zajdzie taka potrzeba.
„Co to za nagły wyjazd do Moon Shadow?” Warren zapytał, krążąc po naszym salonie.
„Po prostu nadrabiam zaległości z dawnymi przyjaciółmi,” Gabriel odpowiedział spokojnie. „Minęło zbyt wiele czasu, odkąd widziałem Jace'a.”
Warren przeszukiwał wzrokiem chatę, wyraźnie szukając czegoś - lub kogoś. Mnie. Skuliłem się w cieniu na górnym korytarzu.
„I zabierasz ze sobą swojego... przygarniętego psa?” Sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że poczułem się nieswojo.
Lucas pojawił się na dole schodów, ustawiając się ochronnie między wzrokiem Warrena a miejscem, gdzie stałem. „Idziemy jako rodzina,” powiedział stanowczo.
Warren przyglądał się im obu, zanim skinął głową. „Wyślę kilku ludzi, żeby eskortowali was do granicy jutro. Dla ochrony.”
„Poradzimy sobie,” powiedział Gabriel.
„Nalegam.” Uśmiech Warrena nie sięgał jego oczu. „Będziemy tutaj o dziewiątej, żeby was odprowadzić.”
Po wyjściu Warrena, Gabriel zamknął drzwi i zaryglował je - coś, czego rzadko robił. On i Lucas wymienili zaniepokojone spojrzenia, które potwierdziły moje obawy.
Później tej nocy, Lucas zapukał cicho do drzwi mojej sypialni. Kiedy je otworzyłem, jego zwykle żartobliwy uśmiech zastąpił poważny wyraz twarzy.
„Gotowa na wielką przeprowadzkę, mała?” zapytał, siadając na brzegu mojego łóżka.
Wzruszyłem ramionami, starając się wyglądać na odważniejszą niż się czułem. „Gotowa, jak tylko mogę być, żeby porzucić jedyny dom, jaki pamiętam.”
„Hej,” powiedział, szturchając moje ramię. „Dom jest tam, gdzie jest twoja rodzina. A Gabriel i ja jesteśmy z tobą na dobre.”
„Powiedz mi o Moon Shadow,” powiedziałam. „Jak tam jest?”
Wyraz twarzy Lucasa się rozjaśnił. „Jest ogromne w porównaniu do Black Forest. O wiele więcej terytorium, obejmuje większość pasma górskiego.” Pochylił się konspiracyjnie. „I wiesz, co mówią o ich Alfie?”
Pokręciłem głową.
„Mówią, że Jace Carter ma w sobie krew Primal Wolf. Jego wilcza forma, Phantom, jest dwa razy większa od normalnego wilkołaka. Nigdy nie widziałem go zmieniającego się, ale Gabriel tak. Mówi, że to szaleństwo.”
„Znasz tam kogoś?” zapytałem.
„Gabriel i ja odwiedzaliśmy kilka razy, kiedy byłaś mała. Znam kilku wojowników tam.” Wstał, żeby wyjść. „Śpij dobrze, Aria. Jutro zaczynamy od nowa.”
Przytulił mnie mocno, zanim wyszedł, a ja próbowałem czerpać siłę z jego pewności siebie.
Hałas obudził mnie gdzieś po północy. Cicho wyszedłem z łóżka, skradając się po schodach i zastygłem na widok, który zobaczyłem. Gabriel i Lucas byli w salonie, sprawdzając broń - noże, kuszę, nawet pistolet z tymi, które rozpoznałem jako srebrne kule.
„Nie pozwoli nam tak po prostu odejść,” mówił Gabriel cichym głosem. „Nie z taką obsesją na punkcie Arii.”
„Znikniemy, zanim jego ludzie się pojawią,” odpowiedział Lucas. „Dotrzemy do granicy, zanim zorientują się, że uciekliśmy.”
Gabriel zauważył mnie wtedy, ale nie skarcił mnie za podsłuchiwanie. Zamiast tego, przywołał mnie bliżej i wcisnął mały nóż w moją dłoń.
„Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała go użyć,” powiedział, patrząc mi poważnie w oczy, „ale na wszelki wypadek.”
Waga ostrza wydawała się dziwna w mojej dłoni. Do tego momentu nie sądziłem, że naprawdę rozumiem, jak poważna jest nasza sytuacja.
„Wychodzimy o szóstej,” powiedział Gabriel. „Wcześniej niż powiedzieliśmy Warrenowi. Spakuj wszystko dziś wieczorem i bądź gotowa do wyjścia.”
Przytuliliśmy się wszyscy, tworząc rodzinny krąg, który przetrwał wiele burz i miał zmierzyć się z największym wyzwaniem. Wracając do swojego pokoju, z nożem bezpiecznie schowanym w kieszeni, zastanawiałem się, co czeka nas w Moon Shadow Pack - i czy Alpha Warren pozwoli nam odejść bez walki.
JACE
Siedziałem przy biurku, przeglądając raporty, czując presję przywództwa. Spory na wschodniej granicy się pogarszały. Dwustu wilkołaków zależało ode mnie, aby ich chronić, a prowadzenie Moon Shadow Pack nie stawało się łatwiejsze.
W ciszy mojego biura moje myśli powędrowały do rozmowy telefonicznej, którą odbyłem z Gabrielem Silverbrookiem trzy dni temu. Jego głos był napięty, opanowany.
Takie rodzinne więzi są godne podziwu, pomyślałem. Gabriel i Lucas odbudowali swoje życie wokół ludzkiej dziewczyny po utracie Bree. Whitmanowie całkowicie przyjęli Arię, tworząc most między nimi wszystkimi mimo ich straty.
Stanowczy stukot przerwał moje myśli.
„Wejdź,” zawołałem, a mój głos automatycznie nabrał autorytetu, jakiego oczekiwano od Alfy.
Do środka wszedł Hunter, zamykając za sobą drzwi. Wychowywaliśmy się razem i nie było nikogo, komu ufałbym bardziej jako mojemu Becie. Jego praktyczne, rozsądne podejście do problemów czyniło go niezastąpionym dla mnie i naszej watahy.
„Rozmawiałem z rodziną Whitmanów,” zameldował, stojąc prosto z rękami splecionymi za plecami. „Przygotowują się na przyjazd swojego zięcia. Gabriel potwierdził, że spróbują dotrzeć tutaj jutro.”
Kilka dni wcześniej, mój bezpieczny telefon zadzwonił dobrze po północy. Niewielu ludzi miało ten numer, a telefony o tej porze nigdy nie przynosiły dobrych wieści.
„Jace Carter,” odpowiedziałem, natychmiast czujny.
„Jace. Tu Gabriel Silverbrook z Black Forest Pack.” Jego głos był niski, naglący.
Nie słyszałem od Gabriela od lat, choć nigdy nie zapomniałem wojownika, który raz uratował mi życie podczas sporu o terytorium. „Gabriel. Co się stało?”
„Potrzebuję azylu,” powiedział bez ogródek. „Dla siebie, mojego syna Lucasa i mojej adoptowanej córki Arii.”
Phantom, mój wilk, natychmiast zareagował na napięcie w głosie Gabriela.
„Warren śledzi Arię,” kontynuował Gabriel, jego głos stwardniał. „Ma tylko siedemnaście lat – jest człowiekiem, tak, ale moją rodziną. Wezwał mnie do swojego biura i zaproponował mi stanowisko Głównego Wojownika, jeśli oddam ją jako jego partnerkę.”
Poczułem, jak krew we mnie wrze z wściekłości. Phantom był gotów na krew. Alfa zmuszający się do córki wojownika? To nie tylko łamanie naszego kodeksu – to plucie w twarz wszystkiemu, za czym stoi nasza wataha.
„Po tym, jak Bree zginęła w ataku łotrów pięć lat temu,” powiedział Gabriel, jego głos ciężki od żalu, „Aria stała się naszym sercem. Lucas i ja odbudowaliśmy nasze życie wokół niej. Warren o tym wie. Używa jej, by mnie kontrolować.”
„Ma czterdzieści trzy lata,” dodał Gabriel z obrzydzeniem. „Używa swojej pozycji, by zmusić dziewczynę... Muszę ją stąd wyciągnąć.”
Nie zawahałem się. „Przyjedźcie do Moon Shadow. Wszyscy. Będziemy was chronić.”
Przez chwilę panowała cisza, zanim Gabriel znów się odezwał, jego głos był niższy. „Warren nie pozwoli nam odejść łatwo, Jace. Ma wszędzie oczy. Jeśli spróbujemy wyjechać, dowie się.”
„Wyślę wojowników, żeby was spotkali,” powiedziałem natychmiast. „Podaj mi swoją trasę i czas. Zapewnimy eskortę od granicy waszej watahy.”
Ulga Gabriela była wyczuwalna nawet przez telefon. „Dziękuję, Jace. Nigdy tego nie zapomnę.”
„Whitmanowie są tutaj,” przypomniałem mu. „Będą na was czekać.”
„Obiecuję ci,” powiedziałem, znacząc każde słowo, „wszyscy będziecie tutaj całkowicie bezpieczni. Osobiście to zapewnię. Warren nie postawi stopy na moim terytorium.”
-KONIEC WSPOMNIENIA-
Kiwnąłem głową, opierając się oparcie krzesła. „Dobrze. Przygotuj dla nich mieszkanie. Zobacz, czy jest coś dostępnego w pobliżu domu Whitmanów.”
„Zajmę się tym,” zapewnił Hunter. „Powiadomiłem też wojowników na patrolu na najbliższe kilka dni, na wszelki wypadek.”
Uśmiechnąłem się lekko, doceniając jego przezorność. „Dziękuję. To dobre myślenie.”
To właśnie dlatego Hunter był tak doskonałym Betą — przewidywał problemy, zanim się pojawiły, i wymagał minimalnych wskazówek. Nasza przyjaźń tylko wzmacniała naszą współpracę. Miałem szczęście, że był przy moim boku, zwłaszcza z wyzwaniami, które nieustannie stawaliśmy.
Drzwi mojego biura nagle otworzyły się bez pukania, przerywając moją rozmowę z Hunterem.