Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 4: Gra w brudne

"Dobrze, ale nie założę stroju drużyny."

Moje wczorajsze słowa skierowane do Izoldy odbijały się echem w mojej głowie, gdy wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze łazienki biurowej.

Kac po naszej strategii z tequilą był brutalny, ale wspomnienie zgody na dzisiejszy mecz Warriors było jeszcze gorsze.

Mój żołądek skręcał się na myśl o zobaczeniu Caspiana Drake'a na żywo po sześciu latach starannego unikania nawet jego wizerunku w telewizji.

Ale desperackie czasy wymagały desperackich środków.

Z trzydniowym ultimatum Diany wiszącym nad moją głową, potrzebowałam klienta o wysokim profilu, a pewien rozgrywający z problemami kontraktowymi mógł być moją jedyną szansą.

Dźwięk designerskich obcasów Olivii Sterling sprawił, że chciałam popełnić morderstwo, gdy wróciłam do swojego biurka.

Wpatrywałam się w ekran, otoczona cmentarzyskiem nieodpowiedzianych maili w mojej skrzynce odbiorczej. Każda odmowa była jak kolejny gwóźdź do trumny mojej kariery.

"Wciąż wysyłasz zimne maile?" Głos Olivii ociekał miodową trucizną, gdy usiadła na moim biurku, błyskając nową bransoletką Cartiera. "Dwa dni do bezrobocia. Jak się z tym czujesz, Winters?"

Moje palce zacisnęły się na myszce. Sześć lat radzenia sobie z Robertem nauczyło mnie uśmiechać się przez złość. "Nie masz przypadkiem jakiegoś lizania tyłka tatusia do zrobienia?"

Zaśmiała się, dźwięk jakby drogie kryształki się rozbiły. "Przynajmniej rozumiem, jak się gra. Pogódź się z tym - nie pasujesz tutaj ze swoimi ciuchami z Targetu i żałosną pracą kelnerki."

Moje paznokcie wbiły się w dłonie, tworząc półksiężyce. "Odwal się, Olivia."

Klikanie obcasów za mną sprawiło, że krew mi zamarzła.

"Panno Winters." Głos Diany Wright mógłby zamrozić piekło. "Do mojego biura. Teraz."

Cholera.

Diana nie pozwoliła mi przeprosić, zanim przerwała mi ostrym gestem. "Bez klientów nie ma godzin do rozliczenia. Masz czas do piątku, żeby przyprowadzić klienta o wysokiej wartości, albo nie będę miała wyboru."

"Znajdę kogoś." Słowa wyszły twarde, kruche. Jak ja. "Kogoś dużego."

Uśmiech Diany nie miał ciepła. "Zobaczymy."

Ledwo wróciłam do biurka, zanim moje ręce zaczęły drżeć. Telefon zawibrował - uśmiechnięta twarz Izoldy rozświetliła ekran.

"Proszę, powiedz mi, że nie wycofujesz się z dzisiejszego wieczoru," powiedziała, zanim zdążyłam się przywitać. "Już odebrałam tę czarną sukienkę z pralni."

"Powiedziałam, że pójdę, prawda?" Westchnęłam, obserwując Olivię, która brylowała przy ekspresie do kawy. "Poza tym, potrzebuję tej okazji do nawiązywania kontaktów bardziej niż kiedykolwiek. Diana właśnie dała mi ultimatum."

"Perfekcyjnie! To przeznaczenie," entuzjazmowała się Izolda. "Każdy korporacyjny dyrektor i dziedzic funduszu powierniczego w mieście tam będzie. Nie wspominając o jednym bardzo dostępnym rozgrywającym..."

"To czysto biznesowe, Izzy. Potrzebuję klientów, nie komplikacji."

"Powtarzaj sobie to, kochanie. Odbiorę cię o szóstej. I pamiętaj, ratujemy twoją karierę, a może przy okazji załatwimy ci seks."

"Rozłączam się teraz."

Zakończyłam rozmowę, wpatrując się w swoje odbicie na ekranie komputera. Kobieta, która na mnie patrzyła, nie była tą złamaną dziewczyną z nocy po ukończeniu studiów. Była wojowniczką. A dziś wieczorem, szła na polowanie.

Centrum Zwycięstwa lśniło stalą i szkłem. Isolde poprowadziła mnie prosto do windy VIP, jej legitymacja prasowa pozwoliła nam przejść przez ochronę jedynie z uśmiechem.

"Przestań poprawiać sukienkę," szepnęła, odganiając moje ręce. "Wyglądasz jak milion dolarów."

"Czuję się jak oszustka."

"To dlatego, że jeszcze nie jesteś wystarczająco pijana." Wcisnęła mi do ręki kieliszek szampana.

Rozpoznałam co najmniej trzech prezesów z sekcji biznesowej i połowę zarządu Sterling Investment w loży luksusowej.

Tłum ryknął, gdy drużyny weszły na boisko.

Serce mi stanęło, gdy go zobaczyłam. Caspian cholerny Drake, dowodzący na boisku, jakby się do tego urodził. Sześć lat zamieniło chłopaka, który złamał mi serce, w coś niebezpiecznego.

"Boże, on jest przepiękny," westchnęła kobieta obok mnie. "Szkoda, że ma problemy z kontraktem. Drużyna próbuje go wymienić, ale bez odpowiedniej reprezentacji..."

Podniosłam głowę tak szybko, że prawie skręciłam sobie kark.

Wojownicy wygrali jednym przyłożeniem. Gdy tłum zaczął się rozchodzić, Isolde chwyciła mnie za ramię.

"Salon dla graczy. Teraz." Pokazała swoją legitymację prasową. "Mogę nas tam wprowadzić."

Zawahałam się, ale okazja do nawiązania kontaktów była zbyt dobra, by ją przegapić. "Prowadź."

Sączyłam gin z tonikiem, obserwując, jak Isolde pracuje w tłumie.

"No proszę." Głos Victorii Palmer ociekał pogardą, gdy rozsiadła się na pobliskiej kanapie, jej sukienka była bardziej sugestią niż ubraniem. "Patrzcie, kto się wygrzebał z serwowania drinków."

Wzięłam długi łyk ginu. "Właściwie, jestem tutaj w interesach."

Zaśmiała się jak tłuczone szkło. "Oczywiście, że tak." Jej oczy śledziły coś za moim ramieniem. "Mówiąc o interesach..."

"Sage?"

Cholera. Jego głos nadal miał moc przesyłania prądu wzdłuż mojego kręgosłupa. Odwróciłam się powoli, z profesjonalną maską na twarzy. Wyglądał oszałamiająco w swoim skrojonym na miarę garniturze, i nienawidziłam, że to zauważyłam.

"Możemy porozmawiać?"

"O czym, panie Drake?" Mój głos mógłby zamrozić wódkę. "O twojej sytuacji kontraktowej, może?"

Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, a potem coś, co wyglądało niebezpiecznie jak nadzieja. "Słyszałaś o tym?"

"Mogłabym pomóc." Słowa smakowały jak porażka w moich ustach. "Jeśli jesteś zainteresowany reprezentacją prawną."

Śmiech Victorii rozbił chwilę. "Och, to jest cenne. Dziewczyna ze stypendium myśli, że może grać z dużymi chłopcami."

Szczęka Caspiana się zacisnęła. "Victoria—"

"Nie, ona ma rację." Uśmiechnęłam się szeroko. "Gram z dużymi chłopcami. A kochanie? Kiedy gram, gram, żeby wygrać."

Odeszłam na pożyczonych Louboutins. Ale gdy dotarłam do wyjścia, Victoria złapała mnie za nadgarstek, jej paznokcie wbiły się w moją skórę.

"Nie masz pojęcia, w co się pakujesz," syknęła. "Naprawdę myślisz, że chce cię jako swojej prawniczki? To urocze. Jest zdesperowany, a ty jesteś wygodna – szybki numerek wtedy, szybka naprawa teraz."

Odsunęłam się od niej. "Trzymaj się ode mnie z daleka."

Jej uśmiech był złośliwy. "Mój ojciec jest właścicielem Wojowników. Jedno słowo ode mnie, a każdy kontrakt, który Caspian podpisze z tobą, stanie się toksyczny. Więc zadaj sobie pytanie, o co tu naprawdę chodzi – czy to kwestia reprezentacji prawnej, czy on po prostu szuka kolejnego zakładu do wygrania?"

Previous ChapterNext Chapter