




Rozdział 9- Helios
Zamarłam w miejscu. Ostatni raz, kiedy słyszałam jego głos, nie był zbyt przychylny wobec mnie.
„Alfa,” powiedziała Ma Marie, pochylając głowę w przerażeniu.
Wiedziałam na pewno, dlaczego przyszedł porozmawiać ze mną.
„Odwróć się do mnie, kiedy do ciebie mówię,” powiedział, wciąż stojąc za moimi plecami.
Każde słowo, które wypowiedział tamtej nocy, wróciło do mnie jak lawina.
Odwróciłam się powoli i zobaczyłam ojca Kadena.
„Kaden nie potrafi walczyć o swoje sprawy?” zażartowałam, chociaż pod jego spojrzeniem trzęsłam się ze strachu.
„Lucia!” Ma krzyknęła na mnie w szoku.
W tym momencie bałam się, że dostanie zawału serca.
„Zostaw nas.” Warknął, rzucając Ma krótkie spojrzenie. Nigdy wcześniej nie mówił do Ma w ten sposób, więc wiedziałam, że to poważne.
„Alfa,” pokłoniłam się z szacunkiem.
„Podsłuchałem rozmowę z Camille. Słuchaj, trzymaj się od niej z daleka.” Mogłam powiedzieć, że używał komendy alfa, ale nigdy naprawdę na mnie nie działała, bo nie miałam wilka, ale wciąż mogłam rozpoznać, kiedy inni jej używali.
„Czy ona wie?” Starałam się nie pytać z nastawieniem, ale nie mogłam się powstrzymać. „Czy ona wie, że wy tylko ją wykorzystujecie? A po wszystkim wyrzucicie ją jak śmiecia?”
Na jego twarzy pojawił się wyraz rozbawienia.
„Czy to właśnie mój głupi chłopak ci powiedział?”
Sposób, w jaki się śmiał, przyprawił mnie o zimny dreszcz.
„Nie sądzę, że rozumiesz. Kaden wybrał ją, będzie się z nią parzyć, oznaczy ją na całe życie i wyprodukuje dziedzica. A ty, ty jesteś tylko kimś, kto zaspokoi jego wilka, utrzymując go w ryzach, żeby nie zwariował z powodu utraty prawdziwej partnerki. Tyle.”
Spojrzał na mnie, oceniając mnie „Hmph, wygląda na to, że masz jakieś zastosowanie.” Im więcej ojciec Kadena mówił do mnie po całym tym zamieszaniu, tym bardziej go nienawidziłam. Nie sądziłam, że to możliwe, żeby nienawidzić człowieka, którego podziwiałam przez całe życie, ale oto byłam, świadectwo tego.
„Kłamiesz. Powiedział, że chce mnie przy sobie! ON. WYBRAŁ. MNIE!!!” Moje słowa nie wydawały się go wstrząsnąć, po prostu się śmiał.
„Wierz w co chcesz, przyszedłem tylko cię ostrzec. Trzymaj się z daleka od Camille.” Powiedział, akcentując każde słowo. „Zrujnujesz to dla niego, dla stada, nie zawaham się złamać ci karku!”
Spojrzał na mnie z taką nienawiścią, że nie mogłam uwierzyć. Cóż, uczucie było wzajemne.
Nie obchodził mnie już, mógłby być martwy, a ja nie mrugnęłabym okiem na jego martwe ciało. Patrzyłam, jak wychodzi z kuchni, zostawiając mnie bardziej wyczerpaną niż wtedy, gdy byłam w izbie chorych. Ma wróciła do kuchni, kiedy dowiedziała się, że odszedł.
„Dlaczego zawsze musisz mieć taki cięty język?” Wyglądała, jakby była gotowa zapłakać rzeką.
„Jest dobrze, mamo,”
„Nie! Nie, nie jest dobrze! Alfa właśnie groził, że złamie ci kark! Myślisz, że blefował? Musisz być ostrożna! Nie mogę cię stracić,” powiedziała ostatnią część spokojnie, przytulając mnie mocno. „Jesteś wszystkim, co mam.” Przytuliłam ją równie mocno.
„Przepraszam, mamo,” przeprosiłam.
Przepraszam, bo wiedziałam, że prędzej czy później ją opuszczę. Nie myślałam, że będę w stanie to znieść. Widzieć mężczyznę, którego kochałam, z inną kobietą.
Moje serce pękało i potrzebowałam trochę przestrzeni od tego wszystkiego, zanim stracę rozum. „Przepraszam, że sprawiłam ci tyle bólu.”
**
Zajmowałam się swoimi codziennymi obowiązkami. Jakby bogini nie ukarała mnie wystarczająco, wszędzie, gdzie poszłam, widziałam ich razem. Nie przegapiłam sposobu, w jaki Kaden patrzył na mnie dłużej niż oczekiwano za każdym razem, gdy mnie widział.
Delikatnie mówiąc, doprowadzało mnie to do szaleństwa.
Wykonywałam swoje obowiązki w stadzie, chodziłam do szkoły jak zwykle, a potem wracałam. Nie chciałam rozmawiać z Samem w szkole, więc zasadniczo byłam sama. Nie przegapiłam, jak inni wilki patrzyli na mnie z litością. Słyszałam nawet szepty o tym, że wkrótce skonsumują swoje więzi.
Większość uważała, że skłamałam, żeby zwrócić na siebie uwagę, bo był moim chłopakiem, teraz już byłym, inni myśleli, że jestem złudna, twierdząc, że Kaden nigdy nie był na moim poziomie.
Bolało mnie to głęboko. Rzuciłam się na podłogę zaraz po powrocie do domu. Byłam wyczerpana. Nie mogłam tego robić jutro, wolałabym umrzeć.
Poczułam, jak zaczynam się trochę palić.
„Świetnie!” Spojrzałam na sufit. „Dlaczego po prostu nie pozwolisz mi już umrzeć? Czy nie ukarałeś mnie wystarczająco? Dlaczego muszę cierpieć, a on nie? Po prostu pozwól mi umrzeć!” Błagałam każdego, kto mógłby mnie usłyszeć, ale moje błagania trafiały w próżnię. Wciąż żyłam, oddychałam, a ból narastał z każdą sekundą.
Czułam gorąco wewnątrz siebie. Wstałam z podłogi, na czworakach i doczołgałam się do łazienki, napełniłam wannę wodą i praktycznie rzuciłam się do niej. Trochę złagodziło to gorąco, ale nic nie zrobiło, by zmniejszyć ból.
„Nie możesz z tym żyć, wiesz. Idealny moment, żeby odpuścić, Luc.” Powiedziałam sobie, w końcu akceptując ból. Jeśli to miała być droga, którą odejdę, niech tak będzie. Uśmiechnęłam się, mimo że czułam się, jakby ktoś rozdzierał mnie od środka.
Zamknęłam oczy, witając ciemność.
**
Westchnęłam, otwierając oczy, aby spojrzeć na swoje otoczenie. Byłam... Nie wiedziałam, gdzie jestem.
Wyglądało inaczej. Było piękne. „Więc tak wygląda śmierć.” Uśmiechnęłam się do siebie. Wyglądało tak spokojnie. Wyglądało... Brakowało mi odpowiednich słów, aby to opisać.
„Niestety nie,” powiedział za mną głęboki, uspokajający głos.
Nie wywołał u mnie dreszczy, nie sprawił, że poczułam się niespokojnie.
To był kojący głos. Odwróciłam się, aby spojrzeć na osobę, która to powiedziała. Byłam zdumiona tym, kogo zobaczyłam.
Miał najdłuższe białe włosy, a jego rysy wyglądały kobieco, ale można było powiedzieć, że to mężczyzna, nosił szatę, która zakrywała od rąk aż po nogi. Jego skóra wyglądała blado. Ale nie w chorobliwy sposób... Brakowało mi lepszych słów, był piękny. Piękno, które wydawało się nierealne.
„Skończyłaś już się gapić?” uśmiechnął się, patrząc na mnie z ciekawością.
„Przepraszam” ukłoniłam się, patrząc na trawę pod moimi stopami. Nawet trawa wyglądała piękniej niż powinna.
„Jesteś bardzo blisko,” podszedł trochę bliżej, zatrzymując się zaledwie dwa kroki ode mnie.
„Co?” Spojrzałam na niego zdezorientowana. „Nie rozumiem.”
„Jestem Helios.” Zrobił dramatyczny ukłon.
„Dlaczego tu jestem?” zapytałam, rozglądając się „Czy jestem martwa? Czy to życie po śmierci? Czy jesteś bogiem księżyca?”
Zaśmiał się, potrząsając głową nie. Jego głos brzmiał jak muzyka.
„Nie. Jesteś bardzo żywa. Przyprowadziłem cię tutaj, ponieważ twoje ciało potrzebuje naładowania. Nie chciałem żadnych komplikacji.”
Spojrzałam na niego. Wciąż nie rozumiałam. „Kim jesteś?”
„Chodźmy, wkrótce powinnaś się obudzić.” Powiedział, całkowicie ignorując to, co powiedziałam.
„Ale ja...” Znalazłam się z powrotem w łazience, w wannie, zanurzona w wodzie. Czułam zimno. Obecność była tam, czułam się, jakby była w ciepłym kocu. Powoli zaczęła znikać.
„Co się właśnie stało?” zapytałam siebie, bardziej zdezorientowana niż kiedykolwiek.
Wstałam z wanny, moje ciało czuło się bardziej odświeżone niż kiedykolwiek.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując Kaden, którego oczy stały się złote, gdy mnie zobaczył.
Tam byłam, moje bardzo mokre ubrania przylegały do każdej krzywizny mojego ciała, a mokra tkanina pozostawiała niewiele do wyobraźni, stając się przezroczysta, gdy była mokra.
„Wyczuwam magię stąd, więc przyszedłem sprawdzić, co się dzieje,” powiedział natychmiast, kontrolując swoje emocje.
Spojrzałam na niego, jakby wyrósł mu drugi łeb. „Co?” Wiedziałam, jakie są konsekwencje zabawy z magią. Większość nadprzyrodzonych zakazywała magii, więc nie było mowy, żebym mogła nawet do niej dotrzeć.
„Nie udawaj głupiej, Luc. Czy jesteś...”
„Nie! O Boże, nie mogę uwierzyć, że nawet pomyślałeś, że mogłabym to zrobić.”
Patrzył na mnie głęboko, jakby szukał, czy kłamię.
Kiwnął głową.
„Kolacja jest gotowa.” Powiedział, zostawiając drzwi otwarte, gdy wychodził, ale usłyszałam, jak drzwi pokoju zamykają się dość głośno.
Kolacja była taka sama. Słyszałam, jak ludzie szepczą, że jestem poszukiwaczką uwagi i jak Camille jest tak doskonała, siedząc obok niego. Jedzenie smakowało jak papier ścierny. Nie mogłam tego znieść, jakby życzliwi ludzie, którzy wspierali mój związek od początku, już nie istnieli.
Wzięłam głęboki oddech. Zamierzałam odejść o północy.