Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 5

Otworzyłam oczy, wszędzie było już ciemno. Księżyc świecił jasno, drwiąc ze mnie swoim pięknem. Słyszałam z oddali świętowanie na terenach stada. Wszyscy wydawali się zadowoleni z wyboru bogini, oprócz Kaden. Prychnęłam. Byłam wściekła.

"Jest tu ktoś?" zapytała Samantha, wyrywając mnie z mojego samoużalania się.

"Jest tu ktoś?" jakby całe stado nie wiedziało, że tu jestem. Pomyślałam, przewracając oczami z pogardą.

Spojrzała na mnie z litością. "Lucia..." wyglądała na zagubioną, nie wiedząc, co powiedzieć.

Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam głowę na bok i czekałam, aż Samantha wyjdzie po sprawdzeniu, jak się czuję. Próbowała żartować, udając, że ostatnia godzina się nie wydarzyła, ale nie obchodziło mnie to. Dla mnie była częścią powodu mojego upokorzenia. "Zostawię cię, żebyś odpoczęła," powiedziała w końcu, zrozumiawszy, że nie chcę z nią rozmawiać.

Poczekałam chwilę, patrząc na otwarte okno, które mnie kusiło, by tam podejść. Nie myślałam o tym. Nie musiałam. Wstałam z łóżka i wyskoczyłam przez okno.

Cel? To nie miało dla mnie teraz znaczenia, po prostu chciałam uciec z izby chorych. Ludzie na pewno już słyszeli moją żałosną historię, bez wątpienia moja scena rozeszła się jak pożar, biorąc pod uwagę ilość osób, które przyszły powitać Kadena.

Biegnąc przez pole, kątem oka zobaczyłam kogoś siedzącego na moim miejscu. To było niezwykłe w domu stada, nikt tam nie siadał, to miejsce było tylko dla mnie.

Spojrzałam bliżej i zobaczyłam Camille. Siedziała na miejscu, na którym Kaden i ja zwykliśmy siadać.

Zrobiłam krok w jej stronę, gotowa powiedzieć jej, że nie może tam być. To było takie niepisane prawo, że nikt tam nie miał wstępu, tylko my dwoje. Zatrzymałam się, gdy zobaczyłam, jak Kaden podchodzi do niej od tyłu i coś jej wręcza. Musiał coś powiedzieć, bo się zaśmiała.

Przełknęłam gorzkie uczucie, które miałam.

Zrobiłam krok do tyłu, ale prawie upadłam. Złapałam się, zanim dotknęłam ziemi. Camille musiała usłyszeć hałas, bo spojrzała na mnie, ale ja już biegłam głęboko w las, żeby uciec. Nie było mowy, żebym pozwoliła jej mnie zobaczyć. To byłoby niezręczne i żałosne z mojej strony.

Zmęczona całym tym bieganiem, postanowiłam zatrzymać się i usiąść na ziemi, żeby złapać oddech. Wtedy wszystkie łzy, które myślałam, że już wypłakałam, znowu zaczęły płynąć w środku lasu.

Byłam tak sfrustrowana. Chciałam tylko wykrzyczeć swoje płuca i płakać, ale nawet tego nie mogłam zrobić przez ostrość słuchu wilków.

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Słońce nie pomagało, otaczało mnie z każdej strony.

  • Wstałaś - znajomy głos powiedział z tyłu, sprawiając, że moje ciało zadrżało.

  • Czego chcesz? - powiedziałam, próbując udawać, że jego obecność na mnie nie działa.

  • Byłaś wczoraj blisko granic. Dlaczego? - Spojrzałam na niego, jego twarz była bez wyrazu. Nie mogłam odczytać, co działo się w jego głowie.

Byłam do tego przyzwyczajona. Jego twarz zawsze była bez wyrazu.

  • Dlaczego cię to obchodzi? - Przewróciłam oczami, otrzepując się z podłogi. Nie miałam pojęcia, kiedy zasnęłam.

  • Nie masz prawa zbliżać się do granic stada - powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Prychnęłam. - Straciłeś prawo mówić mi, co mam robić, w momencie, gdy mnie odrzuciłeś. Czemu nie pójdziesz do swojej małej partnerki i nie zostawisz mnie w spokoju? - Wstałam z ziemi, boląc cała.

Ból z wczoraj wracał. Zaczynałam odczuwać ten brutalny ból pleców, ale był jeszcze w początkowej fazie, więc dało się go znieść.

  • Jestem twoim alfą i zrobisz, co powiem.

Uśmiechnęłam się do niego złośliwie. - Nie jesteś jeszcze związany, więc nie jesteś w pełni alfą. - To musiało go jakoś trafić, bo ruszył w moją stronę, chwytając mnie za szyję i pchając na najbliższe drzewo.

Nie miałam czasu zrozumieć, co się stało, wiedziałam tylko, że nagle brakowało mi powietrza i patrzyłam na niego zszokowana.

Nigdy nie był wobec mnie surowy, nigdy nawet nie podniósł na mnie głosu, więc to było coś nowego.

  • Teraz posłuchasz i posłuchasz dobrze - jego oczy zmieniły kolor na złotobrązowy. - Będziesz mnie słuchać, będziesz mi posłuszna i nigdy, PRZENIGDY nie podważysz mojego autorytetu. - Próbowałam odepchnąć jego ręce, ale tylko mocniej ścisnął.

  • Czy to jasne? - warknął. Byłam przerażona. Nigdy wcześniej mnie tak nie traktował. To był pierwszy raz, kiedy podniósł na mnie głos. - POWIEDZIAŁEM, CZY TO JASNE?!

  • Ta...tak - spanikowałam, łapiąc powietrze, gdy upadłam na ziemię.

Patrzyłam, jak odchodzi. - Czy to twój plan? Trzymać mnie tu na zawsze? - To zdawało się go zatrzymać. - Jesteś słaby. Rzucasz to, co mieliśmy, dla władzy, żałosne - splunęłam na niego.

  • Znajdę drugą szansę na partnera i będę szczęśliwa, ale ty? Mam nadzieję, że umrzesz nieszczęśliwy w swoim... - Nie zdążyłam dokończyć, bo chwycił mnie za szyję, spojrzał mi prosto w oczy i powiedział:

  • Jesteś moja, czy ci się to podoba, czy nie.

Prawdopodobnie powinnam była trzymać język za zębami, ale nie, musiałam go jeszcze bardziej podrażnić. - Marzysz - te proste słowa musiały coś w nim wywołać, bo ścisnął moją szyję, skutecznie mnie dusząc, a potem ugryzł mnie w szyję.

Oznaczył mnie - to były słowa, które dźwięczały mi w głowie, zanim wszystko stało się czarne.

Previous ChapterNext Chapter