Read with BonusRead with Bonus

Ponownie spotkanie z diabłem!

Odchrząknęłam, przyciągając uwagę wszystkich wokół stołu. Dźwięk ich sztućców i łyżek ucichł.

Wiedziałam, że to, co zamierzam powiedzieć, ich zasmuci. Ale musiałam to zrobić. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam: "Wyjeżdżam do Nowego Jorku w ten piątek."

Cisza. Szok na twarzy Tobiasza i smutek, który pojawił się na twarzach moich rodziców, były wyraźne.

"Ale myśleliśmy, że skoro skończyłaś studia, to teraz zostaniesz z nami na stałe." Tata zmarszczył czoło. Mama przytaknęła.

"Nie, tato. Nie jestem już dzieckiem. Nie mogę tu po prostu mieszkać, bo skończyłam studia. Czas budować swoją karierę. Muszę wrócić," wyjaśniłam.

"Ale co jest złego w Kalifornii? Mogłabyś tu łatwo znaleźć pracę," argumentowała mama. "Jeśli chcesz prywatności, kochanie, to w porządku. Ale jeśli poszukasz pracy tutaj, przynajmniej będziesz blisko nas." Jej głos się załamał.

"Czemu nie pomogłabyś Tobiaszowi w naszej firmie?" zasugerował tata, a mój brat entuzjastycznie pokiwał głową.

"Tak, wtedy nie musiałabyś pracować pod nikim. Miałabyś wolną rękę w naszej firmie. Nie musisz wyjeżdżać, Em."

"Tato, Tobiaszu, ile razy mam wam mówić, że chcę coś zrobić sama? Chcę udowodnić sobie, że mogę stanąć na własnych nogach bez czyjejkolwiek pomocy. Jestem wam bardzo wdzięczna za troskę, ale... nie mogę pracować w naszej firmie. Może w przyszłości, ale nie teraz."

To, co powiedziałam, było prawdą. Chciałam coś osiągnąć własnymi siłami. Ale to nie był główny powód, dla którego musiałam teraz wyjechać.

"Dobrze, jeśli chcesz pracować gdzie indziej, to w porządku. Ale nie musisz wyjeżdżać tak daleko od nas, kochanie. Mogłabyś szukać pracy tutaj, blisko nas," powiedziała mama.

Poczułam się winna, że ją ranię. Ale jeśli zostanę tutaj, nie będę mogła zadbać o swoje serce.

"Przepraszam, mamo. Przez te wszystkie lata tam, moje plany kręcą się wokół Nowego Jorku. I rozważyłabym zmianę planów, gdybym nie miała już umówionych rozmów kwalifikacyjnych na przyszły tydzień."

Miałam dwie rozmowy kwalifikacyjne w dwóch prestiżowych firmach tekstylnych w Nowym Jorku. Nie mogłam ich przegapić nawet, gdybym chciała.

"A te firmy, które mnie zaprosiły na rozmowy, to moje wymarzone miejsca pracy. Więc muszę wyjechać w ten piątek. Przepraszam."

Tata westchnął i położył rękę na dłoni mamy, pocieszając ją. "Jeśli tego chcesz, księżniczko. Nie będziemy cię zatrzymywać. Jesteśmy szczęśliwi, jeśli ty jesteś. Ale jeśli przypadkiem zmienisz plany, daj nam znać."

Kiwnęłam głową, z ulgą, że mnie zrozumiał. "Dziękuję, tato. Ale nie martwcie się, będę was odwiedzać od czasu do czasu."

"A co z zaręczynami Tess? Nie możesz tego przegapić," zauważył Tobiasz.

"To za miesiąc. Nie ma się czym martwić, coś wymyślę, kiedy nadejdzie czas," zapewniłam go. Ale nie wyglądał na zadowolonego. Szczerze mówiąc, nie chciałam znowu od nich odchodzić. Ale nie miałam wyboru.


Usłyszałam pukanie do drzwi, a Warner wsadził głowę do środka. "Zajęta?"

"Nie, naprawdę. Tylko sprawdzam maile," odpowiedziałam. Odkładając laptop na łóżko, odwróciłam się do niego. "Jak poszła kolacja z kuzynem?"

Wzruszył ramionami. "Dobrze. Jak zwykle. A ty, jak poszła rozmowa z rodziną?"

Westchnęłam. "Nie byli zadowoleni. Ale wiedzą też, że nie zmienię swojej decyzji."

Spojrzałam za okno, wpatrując się w gwiaździstą noc.

"Hej, co się dzieje?" zapytał, odwracając mnie do siebie.

Przygryzłam wargę, czując, jak gardło mi się zaciska. "Nic, po prostu... trudno jest wyjechać tak daleko od rodziny. Nawet jeśli byłam daleko przez lata. Ale mimo wszystko chciałabym zostać tutaj z nimi." Ale dla jednej osoby nie było to możliwe.

"Hej, spójrz na mnie." Ujął moją dłoń. "Wszystko będzie dobrze. Nie martw się. To dopiero początek twojej kariery. Kiedy nabierzesz pewności, może w przyszłości będziesz mogła wrócić do tego miasta. I to nie tak, że nie będziesz ich odwiedzać od czasu do czasu. Oni też mogą cię tam odwiedzać. Więc nie martw się, dobrze? Wszystko się ułoży."

Kiwnęłam głową, ściskając jego rękę. "Dziękuję, że zawsze jesteś przy mnie."

Uśmiechnął się i pocałował mnie w usta. "Dla ciebie wszystko."


"Gdzie oni są?" zapytałam, poprawiając czapkę w palącym słońcu. Ludzie wokół nas buzowali z ekscytacji, wchodząc i wychodząc z audytorium.

"Będą tu lada moment, nie martw się. Chodźmy zająć nasze miejsca," powiedział Tobias, prowadząc mnie i Warnera do środka.

Byliśmy na Torze Castelo. Słynne miejsce do oglądania wyścigów konnych. Nie wiedziałam, że idziemy na ten wyścig, dopóki mój brat nie zadzwonił rano, ogłaszając plan jego i Tess. Podobno Caleb, narzeczony Tess, nie miał zbyt wiele czasu, żeby spędzić go ze mną i Warnerem, więc Tess pomyślała, że fajnie byłoby razem obejrzeć wyścig konny; sposób na nadrobienie zaległości.

Nie chciałam iść, ale Warner był zbyt podekscytowany, żebym mogła odmówić. Mimo że spotkanie z siostrą nie było dla mnie zbyt atrakcyjne, odmówienie Calebowi byłoby niegrzeczne. Więc się zgodziłam.

Kiedy zajęliśmy nasze zarezerwowane miejsca, czekaliśmy na przybycie pary i rozpoczęcie wyścigu. Przynajmniej trzydzieści, trzydzieści pięć koni stało w szeregu z boku, daleko od audytorium. Ich dżokeje przygotowywali się i sprawdzali konie, czy wszystko jest w porządku. Ich rżenie było zagłuszane przez gwar publiczności.

Uśmiech pojawił się na moich ustach. Te konie były piękne. Zawsze chciałam jeździć konno, ale nigdy nie miałam okazji.

Kiedy Warner przyniósł nam popcorn i napoje, ogłoszenie rozbrzmiało wszędzie. Wyścig miał się rozpocząć za pięć minut.

"Gdzie są Tessa i Caleb? Powinni tu już być." Przesunął swoje brązowe włosy z czoła.

"Tam są!" wykrzyknął Tobias.

Podążając za jego wzrokiem, zobaczyłam moją siostrę i jej narzeczonego schodzących po schodach. W żółtej sukience i pasującym kapeluszu wyglądała olśniewająco jak zawsze. A Caleb wybrał białą koszulkę i dżinsy.

I oto jestem. W czarnym topie na ramiączkach i skórzanej kurtce, w połączeniu z wytartymi szortami i trampkami, nawet nie próbowałam się trochę wystroić.

"Przepraszam, chłopaki! Utknąłem w korku," przeprosił Caleb, witając się z Tobiasem przez boczny uścisk. To samo zrobił z Warnerem, ale gdy przyszła moja kolej, objął mnie mocnym, niedźwiedzim uściskiem. "Cieszę się, że przyszłaś, Em. W końcu spędzę trochę czasu z moją przyszłą szwagierką i dawno niewidzianą przyjaciółką."

Uśmiechnęłam się. "Miło cię znowu widzieć. I nie martw się, nie jesteś spóźniony. Wyścig zaraz się zacznie."

"Myślałam, że nie przyjdziesz. Ale cieszę się, że tu jesteś," powiedziała Tess, przytulając mnie. Ja nie odwzajemniłam uścisku.

Tobias i Caleb zauważyli to, ale nie skomentowali.

Gdy wszyscy usiedliśmy, wyścig rozpoczął się niemal od razu. Wszystkie konie były niezwykle dobre i konkurencyjne. Ich dżokeje prowadzili je z wielką zręcznością. Ale wyścig na noże toczył się między dwoma końmi: czerwonym i czarnym. Oba były na prowadzeniu.

Kibicowałam czerwonemu, Jordanowi. Nie dlatego, że czarny, Cage, był gorszy czy mniej piękny. Po prostu kochałam kolor czerwony.

"Tak! Dalej Jordan, dalej! Możesz to zrobić!" krzyczała Tess obok mnie. Była po raz pierwszy w naszym życiu w mojej drużynie. Tobias i Warner kibicowali innemu koniowi. Caleb tylko milcząco obserwował.

"Na którego obstawiasz?" prawie krzyknęłam przez głośne okrzyki.

"Na żadnego! Bo wiem, kto wygra," odkrzyknął, stojąc obok Tess.

"Naprawdę? Który?" uchyliłam się przed łokciem Tess. Skakała z radości.

"Jordan. On jest zwycięzcą," odpowiedział.

"Skąd to wiesz? Może tym razem wygra ktoś inny."

Jego brązowe oczy spojrzały na mnie. "Wiem, bo mój kuzyn nigdy nie przegrywa. A to," wskazał na konia, który teraz minimalnie wyprzedzał Cage'a. Nawet biały koń teraz z nimi konkurował, "jest koń Achillesa. On zawsze obstawia Jordana."

Moje usta otworzyły się ze zdziwienia. Koń Ace'a? To znaczy, że on tu jest?

Poczułam pulsowanie nerwów, oczy zaczęły rozglądać się dookoła. Nie było go nigdzie w audytorium. Ale właściciele koni, ci którzy obstawiają, nigdy nie siedzieli w audytorium z pospólstwem. Wtedy podniosłam wzrok.

I tam był. Wysoko w sekcji VIP, osłonięty szkłem, stał jeszcze wyżej z dumnie wypiętą piersią i potężnymi szerokimi ramionami, z rękami w kieszeniach. Za nim stało kilku innych ludzi w garniturach, obserwujących rozwój wyścigu. Nie mogłam zobaczyć, gdzie patrzą jego oczy, bo miał na sobie okulary przeciwsłoneczne.

Jego imię doskonale pasowało do jego osobowości.

Pokręciłam głową i zacisnęłam pięści. Opanuj się, Em!

Nie wiedziałam, że tu będzie. W przeciwnym razie bym nie przyszła. Teraz już nie lubiłam tego czerwonego konia. Wolałabym kibicować białemu, który teraz wyprzedzał czarnego, Cage'a.

Moja siostra nadal tańczyła. Teraz zrozumiałam, dlaczego była po stronie Jordana.

"Przez chwilę myślałem, że Cage wyprzedzi Jordana. Cholera, był dobry," skomentował Warner, podczas gdy Tobias chrupał popcorn.

Ten bachor! Na pewno wiedział, że Ace będzie tu prezentował, ale nawet nie pomyślał, żeby mnie poinformować. Zauważywszy moje spojrzenie, uniósł brew. Aby Warner nie usłyszał, wskazałam na jego telefon.

On tu jest. I nawet nie raczyłeś mnie poinformować!

Spojrzał na mnie z marsową miną, a potem zaczął pisać.

Tobias: Kto?

Ja: Nie udawaj teraz świętego! Mówię o Ace.

Tobias: Och, myślałem, że już wiesz. W końcu to bardzo powszechne, żeby uczestniczyć w wyścigu na własnym torze.

Moje oczy się rozszerzyły. Czekaj, co? Tor Castelo był jego? Jak to możliwe? Myślałam, że każda jego firma lub nieruchomość zaczyna się od Valencian.

Ja: On to posiada? I dlaczego Castelo?

Tobias: Tak. To nazwisko jego matki.

Och! Niewiele wiedziałam o jego rodzinie poza nim i Calebem, którego jego rodzina adoptowała w wieku jedenastu lat, kiedy jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. I od tamtej pory dorastali razem. Odwiedzałam ich dom tylko kilka razy. I większość czasu jego rodzice byli nieobecni.

Kiedy spojrzałam z powrotem, już go tam nie było. Moje oczy skierowały się na tor. Cage zajął miejsce Jordana. Wyjaśniało to, dlaczego moja siostra nagle zamilkła.

Ha! Wielki pan Valencian nie mógł znieść swojej porażki i uciekł.

Przewracając oczami, wstałam z miejsca. Wyścig był już prawie na finiszu, ale mój żołądek miał inne plany. Przepraszając, wspięłam się po schodach i skierowałam w stronę toalety.

"Patrzcie, kto tu jest!" Grupa szorstko wyglądających facetów gwizdnęła, gdy przechodziłam obok nich tuż przed toaletą. "Cholera, spójrz na te nogi, człowieku!"

Zacisnęłam zęby, rzucając im piorunujące spojrzenie. Ale starałam się zapanować nad sobą i nie zwracać na nich uwagi.

"Jak masz na imię, laleczko? Mam w kieszeni dwa pliki gotówki, zainteresowana?" Śmiali się.

To już za wiele!

Kiedy się do nich odwróciłam, ramię owinęło się wokół moich ramion i odwróciło mnie.

"Em, nie zwracaj na nich uwagi. Są niebezpieczni. Po prostu ich unikaj."

"Unikać ich? Słyszałeś, jakie bzdury wygadywali? Pozwól mi, pójdę i nauczę ich rozumu." Wyrwałam się z uchwytu Warnera i próbowałam do nich wrócić, ale on mnie odciągnął.

Gwizdali i żartowali z nas, dopóki nie zniknęliśmy z ich pola widzenia, poza obszarem damskiej toalety.

"Em, proszę. Jeśli pójdziesz i coś powiesz, będzie gorzej. Było ich czterech, a my tylko dwoje. Więc proszę, nie rób tu scen," przemawiał do mojego rozsądku. "Po prostu wejdź do środka i wróć na dół. I baw się dobrze, dobrze?"

Westchnęłam. Może miał rację. Kiwnęłam głową i weszłam do środka, a on odszedł, żeby odebrać telefon. Mężczyźni i tak nie mieli wstępu do środka.

Po załatwieniu swojego, umyłam ręce i przeczesałam swoje fale palcami. Rozszalały się od wiatru.

Kiedy byłam zadowolona ze swoich włosów, chwyciłam czapkę z blatu i wyszłam z toalety. I kiedy się odwróciłam...

Krzyk wydobył się z moich ust, gdy postać nagle pojawiła się przede mną.

Zatkało mnie.

Previous ChapterNext Chapter