Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 6

Elena

Kiedy wjeżdżam na podjazd po skończonej pracy, mój młodszy brat bawi się na trawie piłką nożną. Mam spotkać się z Alishą na trening, ale teraz rozważam odwołanie, bo cały dzień czuję się okropnie chora.

Zazwyczaj po treningu jedziemy poza miasto, żeby spotkać się z Jake'iem, więc wzdycham, chcąc go zobaczyć, bo nie widziałam go od tygodnia. Dopadła mnie jakaś straszna jelitówka, która zmuszała mnie do biegania do toalety przez ostatnie kilka dni.

Wychodzę z samochodu, a Luke podbiega do mnie, obejmując mnie w pasie. Rozczochruję mu włosy, a on odsuwa swoje małe rączki i patrzy na mnie z dołu.

"Pobaw się ze mną, Elena," jęczy, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę trawy.

"Muszę się przygotować na spotkanie z Alishą. I nie czuję się za dobrze."

"Proszę, proszę, dwadzieścia minut," robi smutną minę, a ja przewracam oczami i wzdycham.

"Dobrze. Dwadzieścia minut i koniec," mówię mu, rzucając torebkę na schodek. Zdejmuję szpilki i już mam za nim iść, kiedy drzwi frontowe gwałtownie się otwierają.

"Elena!" ryczy mój ojciec, sprawiając, że podskakuję.

Spoglądam przez ramię na niego.

"Do mojego biura. Natychmiast!" warczy, zanim odchodzi do domu.

Patrzę na Luke'a, trzymającego swoją piłkę. Upuszcza ją, a ja marszczę brwi z powodu jego rozczarowania.

"Przepraszam, mały. Zaraz wrócę," mówię mu, ale widać, że mi nie wierzy.

Zazwyczaj, kiedy tata mnie woła, jestem uwięziona przy jego boku przez pieprzone godziny. Pochylam się, chwytam szpilki i torebkę, zanim wchodzę po schodach werandy do domu. Wchodzę do środka, zamykając za sobą drzwi.

Kładę klucze do miski na stoliku w holu, torebkę obok i ustawiam buty przy drzwiach. Z westchnieniem idę na tył domu, w stronę jego biura, zastanawiając się, ile to potrwa, bo obiecałam spotkać się z Alishą i Jake'iem. On jest naszym najlepszym przyjacielem i człowiekiem, miłą odmianą od dupków, z którymi muszę codziennie radzić sobie w stadzie.

Niestety dla mnie, jest też gejem, bo cholera, ten facet jest przystojny. Spotykamy się z nim w sklepie, który prowadzi tuż za miastem, zanim pójdziemy do kina. Odkąd mój ojciec ogłosił, że nigdy nie przekaże mi stada, unikałam go za wszelką cenę, z wyjątkiem kolacji.

Przesuwając ciężkie drzwi, znajduję ojca siedzącego przy swoim ogromnym dębowym biurku. Patrzy na drzwi, zanim jeszcze weszłam, z ramionami skrzyżowanymi na piersi.

Świetnie, co znowu zrobiłam?

"Zamknij drzwi," warczy, a ja to robię, zanim siadam przy jego biurku.

W momencie, gdy siadam, przesuwa moją komórkę po biurku w moją stronę. Chwytam ją, czując ulgę. Cały ranek szukałam tego cholerstwa przed pracą.

"Gdzie ją znalazłeś?" pytam go, odblokowując ekran.

"To nieważne. Chcę wiedzieć, dlaczego Alpha Axton do ciebie dzwoni," mówi, a moja krew zamarza.

Spoglądam na niego, tylko po to, by odwrócić wzrok, gdy warczy na mnie.

„Miałem ciekawą rozmowę z nim. Twierdzi, że jesteś jego partnerką. To prawda?”

Przełykam ślinę, zanim otworzę usta, tylko po to, by je zamknąć, gdy jego aura mnie ogarnia.

„Nie kłam. Czy to on jest twoim partnerem?” żąda, a ja zaciskam zęby, patrząc na niego z wściekłością.

„Tak, jest.”

Mój ojciec opuszcza swoją aurę i chce coś powiedzieć, ale podnoszę rękę.

„Pewnie dzwonił, bo go odrzuciłam. Nie sądzę, żeby był z tego zadowolony,” mówię, a mój ojciec wypuszcza oddech.

„Dzięki Bogu, że masz trochę rozumu,” mówi z ulgą, a ja tylko na niego patrzę.

„Dobrze, skoro już się tym zajęłaś, to ja nie muszę,” mówi.

Kiwnęłam głową, wstając z miejsca, gdy znowu się odzywa, zmuszając mnie do zatrzymania się.

„Gdzie go spotkałaś? Nigdy nie zabrałem cię na żadne z jego wydarzeń.”

„W noc spotkania stada,” odpowiadam, wiedząc, że teraz jestem złapana.

„To dlatego nie pojawiłaś się. Myślałem, że byłaś z Alishą?” warczy, a ja kręcę głową.

„Nie, byłam na ciebie wściekła, więc wyszłam z Alishą i spotkałam go w klubie, do którego poszłyśmy.”

Mój ojciec warczy, jego oczy świecą fluorescencyjnie. Zaciska usta i odwraca wzrok.

„Kobiety nie są Alfami,” mówi.

„Moja krew mówi inaczej,” odpowiadam, zanim ruszam w stronę drzwi.

„Nie opuszczasz terytorium stada. Masz szlaban, dopóki nie powiem inaczej. Nie mogę uwierzyć, że przegapiłaś ważne spotkanie dla tego palanta,” mówi, a ja zatrzymuję się, zanim zaczynam się śmiać.

„Mam dwadzieścia lat. Nie możesz mi dać szlabanu. Nie jestem jakimś nieposłusznym dzieckiem, ojcze.”

„Właśnie to zrobiłem. Nie pozwolę, żebyś ganiała po mieście jak jakaś dziwka, przynosząc wstyd naszemu stadzie, zwłaszcza z kimś takim jak on,” warczy tata.

Czy on nie słyszał ani słowa, które powiedziałam? Odrzuciłam go, a moja wilczyca milczy od tygodni z tego powodu. Nawet nie pozwala mi się przemienić! Odrzuciłam swojego partnera dla niego, a on śmie nazywać mnie dziwką!

„Naprawdę, tato? Dziwka? Zrobiłam wszystko, o co mnie prosiłeś. Wszystko!” krzyczę na niego wściekle.

„Uważaj na ton. Nie będę tego tolerować,” warczy.

„A ja nie będę tolerować, że traktujesz mnie jak pieprzone dziecko!”

„Wiesz, gdzie są drzwi. Jeśli chcesz odejść, odejdź. Ale jeśli zostaniesz pod moim dachem, to na moich warunkach. Teraz, znikaj mi z oczu,” syczy.

Łzy napływają mi do oczu, ale powstrzymuję się od pogarszania sytuacji, zamykając usta i wychodząc.

Nie osiągnę nic z tym człowiekiem, i mam dość prób, więc wychodzę, zamykając za sobą drzwi.

Idę korytarzem, aż mój chód zamienia się w bieg, i biegnę do łazienki, czując, jak mój żołądek się skręca. Padając na kolana, wymiotuję. Może jednak nie będzie tak źle mieć szlaban. Podnoszę się i płuczę usta.

Patrzę na moje blade odbicie w lustrze. Wyglądam okropnie. Moje włosy są płaskie na głowie, a ja się pocę. Z jękiem zdejmuję ubrania. Muszę się ogarnąć. Ostatnią rzeczą, której potrzebuję, to dać tacie kolejny powód do złości na mnie.

Previous ChapterNext Chapter