




Zdradzony
[Punkt widzenia Denali]
"Tak! Mocniej! Mocniej!"
Stłumione jęki wyrywają mnie z desperacko poszukiwanego snu. Wraz z nimi dochodzi do mnie stukot łóżka o ścianę. Westchnęłam, przewracając się na drugi bok i owijając poduszkę wokół głowy, mając nadzieję, że to zagłuszy hałas.
Szczerze mówiąc, nie powinnam być zaskoczona, że wykorzystała nieobecność moich rodziców, aby przyprowadzić kogoś do domu; w końcu to było dla niej całkiem normalne. Jako córka alfa, wszyscy chcieli mieć z nią coś wspólnego, a Anastazja nie wahała się tego wykorzystać.
Czując, jak narasta we mnie irytacja z powodu zakłóconego snu, podniosłam się i uniosłam pięść, gotowa uderzyć w ścianę i kazać jej się zamknąć, ale zatrzymałam się, gdy dotarł do mnie stłumiony męski głos. Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie, skąd znam ten głos i dlaczego budzi we mnie dziwne uczucie.
"Tak jest, Aleksandrze!" zawyła Anastazja, sprawiając, że moje serce zamarło. "Dokładnie tak."
Aleksander... Czy ona naprawdę powiedziała Aleksander? Nie. To niemożliwe.
Pozostałam cicho, nadal słuchając, jak stukot jej łóżka się nasila, a jęki i westchnienia stają się coraz głośniejsze.
"Tak jak to?" zapytał ten, który z nią się zabawiał, potwierdzając moje największe obawy i sprawiając, że ruszyłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Wybiegłam z pokoju na korytarz, a w mojej głowie wciąż powtarzała się jedna myśl.
To nie może być on.
To nie może być on.
Nie mogło być to on.
Nie mój Aleksander. Nie ten, który wprowadził kolor do mojego świata i przywrócił mi pewność siebie. Nie mógł mnie tak zdradzić, prawda? Nie. Nie mógł. Nie, skoro miał mi się oświadczyć i uwolnić mnie od piekła, w którym żyłam, już następnego dnia.
Z tą pewnością w umyśle, skradałam się po korytarzu, aż stanęłam przed pokojem Anastazji. Jej drzwi były uchylone na tyle, aby dźwięki z wnętrza mogły się wydostać i pozwolić mi zajrzeć do środka.
Wstrzymując oddech, zbliżyłam się, aż zobaczyłam mężczyznę stojącego na skraju łóżka, który gwałtownie i szybko posuwał moją przyrodnią siostrę.
Natychmiast poczułam, jak mój świat się wali, gdy rozpoznałam wilczy tatuaż na jego plecach.
Aleksander.
To naprawdę był mój Aleksander. Był tutaj, zdradzając mnie z moją siostrą.
Patrząc na to, miałam zawroty głowy, gdy moje cenne wspomnienia z mężczyzną, który niszczył wszystko, co mieliśmy, pojawiały się w mojej głowie.
"Nie martw się, Denali," powiedział mi. "Na pewno dam ci wszystko, czego kiedykolwiek zapragniesz. Będę cię traktować tak, jak na to zasługujesz."
"Jesteś moim najcenniejszym skarbem," szepnął, delikatnie mnie całując. "Znaczysz dla mnie więcej niż wszystko na tym świecie."
"Już nigdy nie poczujesz, że śmierć jest jedynym wyjściem."
"Tak bardzo cię kocham, że to boli."
"Oddałbym życie, żeby tylko zobaczyć twój uśmiech."
Raz za razem słowa, które mi powiedział, i uśmiechy, westchnienia oraz wyrazy twarzy, które używał tylko wobec mnie, pojawiały się. Były jak małe sztylety wbijające się w moje serce, sprawiając, że czułam się, jakbym naprawdę umierała.
Ściskając klatkę piersiową, powstrzymałam szloch, który chciał się wydostać, gdy łzy napływały mi do oczu.
"Dlaczego?" wyszeptałam, osuwając się na ziemię, gdy z ust Anastazji wydobył się głośny jęk satysfakcji.
"Dochodziłam!" jęknęła, gdy Aleksander wbił się w nią. "O BOŻE, ALEKSANDRZE, DOCHODZĘ."
"Ja też!" warknął Aleksander, przyciągając Anastazję do siebie. "Kurwa!"
„Dość.” Wyszeptałam, próbując wstać. „Nie mogę...”
Nie kończę swoich słów, bo moje łokieć uderza w drzwi przede mną, przyciągając świecące spojrzenie Aleksandra w moim kierunku.
To jakby świat zniknął, gdy on patrzy na mnie, próbując zrozumieć, co widzi. W tej chwili czuję, że patrzę na zupełnie obcego człowieka, bo nie może być tym mężczyzną, którego znałam i kochałam.
„Denali.” Szepcze, puszczając Anastazję i odwracając się w moją stronę, tak że widzę jego nadal stojącego członka, który ocieka sokami Anastazji. „Dlaczego...”
Nie czekam, aż skończy, zanim się odwracam i kieruję w stronę schodów, aby uciec od tego widoku, ale zanim zdążę zrobić pierwszy krok, drzwi frontowe otwierają się i wchodzi mój ojciec.
Zasapana, odwracam się i rozważam inną drogę ucieczki, ale Aleksander, który teraz ma na sobie spodnie, idzie w moim kierunku, blokując ją.
Powoli patrzę od niego do ojca i z powrotem, zanim zdecyduję, że stawienie czoła ojcu jest łatwiejsze niż Aleksandrowi w tej chwili.
Otwieram usta, przygotowując się do zawołania go i ruszenia, ale zatrzymuję się, gdy moja macocha i mężczyzna, którego nie rozpoznaję, wchodzą razem.
„Dziękuję, że przyszliście.” Mówi radośnie moja macocha. „Byliśmy tak podekscytowani tym zaręczynami.”
Zaręczyny? O czym ona mówiła? Kto się zaręczył i z kim? Gdy ta myśl mnie uderza, czuję, jak ręka dotyka mojego ramienia, co powoduje, że odskakuję i zdradzam swoją obecność.
„Denali!” Woła mój ojciec, kierując swoje spojrzenie na mnie. „Jesteś w samą porę. Jest ktoś, kogo chcę ci przedstawić.”
„Mnie?” Powtarzam, coraz bardziej zdezorientowana. „Nie całkiem...”
„Ten mężczyzna pracuje dla alfa Kryształowego Kła. Przybył, aby cię zabrać.”
Zabrać mnie. Dlaczego miałby mnie zabierać?
„To ona?” Pyta mężczyzna, spoglądając na mnie, a potem przesuwając wzrok na Aleksandra, który stoi cicho za mną. „A kto to jest z nią?”
Przez chwilę mój ojciec nie mówi, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że nie jestem sama.
„On...” zaczyna, patrząc od Aleksandra na mnie.
„To mój narzeczony!” Ogłasza Anastazja, dołączając do nas. „Przepraszam, jeśli przerywamy coś ważnego.”
Narzeczony.
Czy ona naprawdę nazwała mężczyznę, który miał mi się oświadczyć, swoim narzeczonym? Czy to było to ważne, co chciał mi powiedzieć następnego dnia? Czy naprawdę byłam tak złudna przez cały ten czas?
„Aleksandrze.” Naciska Anastazja, oplatając ramiona wokół jego ramienia. „Chodźmy. Nie chcemy przeszkadzać.”
„T-tak.” Aleksander mówi powoli, jakby właśnie wybudzał się z transu. „Przepraszam.”
Patrzę z niedowierzaniem, jak spogląda na mnie i ustami przeprasza, zanim podąża za Anastazją, jasno dając do zrozumienia, że wybiera ją zamiast mnie.
Trzymam wzrok utkwiony w jego oddalającej się sylwetce, aż znika w pokoju Anastazji, a potem powoli przesuwam go na ojca i mężczyznę, który mnie obserwuje.
„Proszę, panienko.” Mówi znudzonym tonem. „Spakuj swoje rzeczy i spotkaj się ze mną na zewnątrz. Mój pan nie jest cierpliwym człowiekiem i czeka.”
„Czeka?” Wyduszam, przygotowując się do sprzeciwu, ale zatrzymuję się, gdy ojciec rzuca mi spojrzenie.
„Zrobisz, jak ci kazano; rozumiesz mnie?”
Jego głos ocieka ostrzeżeniem, i wiem, że jeśli spróbuję walczyć lub sprzeciwić się temu, czego chce w tej chwili, na pewno skończę cierpiąc.
„Tak, proszę pana.” Mówię cicho, czując, jak wszelka nadzieja na prawdziwą przyszłość znika. „Zrozumiałam.”