Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 1: Weselne drgania

Stoję przed lustrem, bawiąc się delikatnymi perłami i koronką na mojej sukni. Tak, dzisiaj jest ten wielki wieczór. Moja mama wychodzi za mąż za Konstantina, swojego rycerza w lśniącej zbroi redukcji emisji węgla. Spotkali się na jakiejś eleganckiej konferencji ekologicznej w Luksemburgu w zeszłym roku. Konstantin, wielki rumuński biznesmen, który właściwie pokrył gigantyczny rachunek za całą konferencję, najwyraźniej zawrócił jej w głowie. Okazało się, że nie jest to byle jaki biznesmen – to Konstantin Vasiliev, dziedzic imperium Vasilievów. Czterdziestoletni, wysportowany, przystojny i w ogóle. Zasadniczo, upgrade od zwykłej ekipy z naszego spokojnego kalifornijskiego miasteczka.

Podobnie jak mama, jest niesamowicie zaangażowany w ochronę środowiska, co widać po tym, że jego rodzina pioniersko rozwija zielone technologie. Konglomerat Vasilievów, Evergreen Legacy Consortium, jest na czele eko-innowacji. No i nie zaszkodzi, że Konstantin jest całkiem przystojny i dosłownie miliarderem.

Przystojny, czarujący, bogaty i ekologiczny wojownik – jest właściwie jej wymarzonym facetem.

Więc, bajkowa historia miłosna, co? No cóż, wybaczcie, jeśli nie piję jeszcze tego magicznego napoju. Słyszeliście o "żyli długo i szczęśliwie"? Tak, to kupa bzdur.

Patrzę na swoje odbicie, walcząc z łzami. Osiemnastka powinna być wielkim wydarzeniem, ale to wesele okazuje się być matką wszystkich przygnębień. Wychowałam się bez ojca, policjanta, który zginął zanim się urodziłam. Więc, tak, zawsze marzyłam o ojcowskiej figurze. Ale teraz, kiedy nadarza się okazja, nagle jestem mniej entuzjastyczna. Nie, że Konstantin jest zły – wydaje się w porządku. Po prostu nie mogę pozbyć się uczucia, że to "żyli długo i szczęśliwie" może być bardziej jak "żegnaj, wolności".

Widzicie, mama ma plany, wielkie plany. Ma prężnie rozwijający się biznes, wysyłający ekologiczne zestawy posiłków po całych Stanach Zjednoczonych. A teraz, jest gotowa podbić Europę. Z Konstantinem. W przyszłym roku. Nic wielkiego, prawda? I tak miałam iść na studia. Mimo to, nie mogę pozbyć się uczucia, że zaraz ją stracę. Biorę kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić, ale wciąż czuję, jak w brzuchu zbiera się burza.

A propos burz, jest jeden nowy członek rodziny Vasilievów, którego szczególnie się obawiam spotkać dzisiaj wieczorem: czarujący młodszy brat Konstantina, Aleksandr. Wiecie, trzydziestopięcioletni "miliarder playboy z branży technologicznej", jak to tabloidy określają? "Król Europy"? Tak, ten facet. Widziałam nagłówki – arogancki, zdystansowany i ogólnie rzecz biorąc, totalny dupek. Nie mogę powiedzieć, że jestem super podekscytowana spotkaniem z nim, ale zgadnijcie co? Życie to suka, a ja mam dzisiaj miejsce w pierwszym rzędzie.

Na szczęście, prawdopodobnie nie będę musiała spędzać zbyt dużo czasu z nową rodziną mamy dzisiejszego wieczoru. Z jakiegoś dziwnego powodu nalegali na wieczorne wesele, zaczynające się o 20:00 po zachodzie słońca. Chyba to jakaś dziwna rumuńska tradycja, przesąd, czy bogacka rzecz, czy cokolwiek. Działa to na moją korzyść – jeśli zrobi się zbyt niezręcznie, po prostu powiem, że jestem zmęczona i się wycofam.

Przesuwam kosmyk moich długich, miodowoblond włosów za ucho i studiuję swoje odbicie w lustrze. Moje szmaragdowozielone oczy wydają się migotać niepokojem, a moja twarz w kształcie serca jest lekko opalona po lecie spędzonym na surfowaniu w Big Sur z przyjaciółmi.

Poprawiam mój różowozłoty naszyjnik – pamiątkę od mamy – i łykam trochę powietrza, biorąc powolny, głęboki oddech. To kawałek, który jest ze mną od dzieciństwa, przypomnienie o sile i miłości mojej mamy. Dała mi go, gdy byłam dzieckiem, symbol jej determinacji i nadziei, którą miała podczas walki z rakiem piersi osiem lat temu. Delikatny różowozłoty łańcuszek i zawieszka zawsze wydawały się być ochronnym talizmanem, łącznikiem z nią w najtrudniejszych chwilach. Jest w remisji od lat, ale wciąż mam dreszcze na myśl o tym, jak blisko byłam jej straty wtedy.

Dlaczego myślę o tych wszystkich ponurych rzeczach w takim momencie? Muszę się otrząsnąć.

Czas założyć maskę "Arianna, urocza przyszła pasierbica". Uśmiech, kiwnięcie głową, powtórz.

W końcu schodzę po eleganckich schodach. Gwiezdne światło wpada przez duże okna, rzucając zimny srebrny blask na wszystko. Na zewnątrz jest jak w marzeniu o luksusowej winnicy spotykającej nadmorskie miasteczko. Rzędy winorośli ciągną się w nieskończoność, a całe miejsce pachnie winogronami na sterydach. Generalnie, to jak z Pinterestowego ślubu.

Ciepły nocny wiatr wpada z zewnątrz, niosąc ze sobą słony zapach morza z pobliskiego kalifornijskiego wybrzeża. W oddali słychać żałosne krzyki mew, i przez chwilę pragnę, bym mogła wyrosnąć sobie parę skrzydeł i odlecieć w niebo wolna jak ptak, unikając tej stresującej sytuacji. Klisza, wiem... ale prawdziwa. Wolałabym być śmierdzącym, paciorkowatym, skrzeczącym szczurem nieba niż sobą w tym momencie.

Na zewnątrz białe krzesła są starannie ustawione, a goście zaczynają się schodzić. Mama robi swoje jako gospodyni – promienna, trzyma kwiaty, wiesz jak to jest. Widzę ją, wygląda oszałamiająco w bieli, choć jest przekonana, że jest na to za stara. I bądźmy szczerzy, jest piękna – złote blond włosy, zielone oczy, pełen pakiet. Jest praktycznie chodzącym podręcznikiem "jak starzeć się z gracją". Czasami ludzie mylą nas z siostrami. Jej uroda zawsze była uderzająca, ale ostatnio zauważyłam zmianę. Nadal jest oszałamiająca, ale jest w niej kruchość, której wcześniej nie było. Jest chudsza niż zwykle, za chuda. Schudła dużo na ślub, więcej niż powinna. Mama wykończyła się, żonglując rozwijającym się biznesem z przygotowaniami do ślubu, i cieszę się, że cała ta ślubna sprawa prawie się kończy, żeby mogła odpocząć.

Ale dzisiejsza noc nie jest tylko o niej. To o nas, naszej małej dwójce zamieniającej się w trójkę. Duszę w sobie dziwną mieszankę emocji – ekscytację, nostalgię i coś jak... nie wiem... panikę?

"Hej, kochanie," mówi, przyciągając mnie do uścisku, który jest zarówno pocieszający, jak i duszący. "Gotowa na to?"

Uśmiecham się, jakbym nie miała zaraz wyskoczyć ze skóry. "Oczywiście. Nie mogę się doczekać, żeby poznać królewską rodzinę."

Śmieje się, a ja widzę błysk "mama wie najlepiej" w jej oczach. "Zaufaj mi, nie masz się czego obawiać. Po prostu bądź sobą."

Tak, jasne, mamo. Bo to super łatwe, kiedy zaraz spotkasz rodzinę bogatych miliarderów.

Więc tu jesteśmy, gotowi być świadkami połączenia mamy i jej nowego rumuńskiego ukochanego. Miejsce ceremonii jest udekorowane jak ogród z hollywoodzkiego romansu. Zauważam mamę Konstantina, Anię Vasiliev, która jest zarówno socjalką, jak i bizneswoman, i niesamowicie piękna. Według mamy, Ania ma gdzieś koło sześćdziesiątki, ale wygląda na pięćdziesiąt albo nawet późne czterdziestki. Dobre geny w rodzinie, najwyraźniej. Mama opowiadała mi tyle o Ani, że czuję, jakbym już ją znała, ale to moje pierwsze pełne spotkanie z rodziną Vasiliev.

Biorąc głęboki oddech, ruszam naprzód i zajmuję miejsce przy ołtarzu, mając nadzieję, że pokonam wrodzoną niezręczność.

Ceremonia jest gotowa, mnóstwo pachnących kwiatów kwitnących nocą, łuki, mnóstwo białych świec, wszystko. Zajmuję swoje miejsce i wtedy zauważam kogoś wychodzącego z tłumu. Tajemniczy mężczyzna na horyzoncie. Serce mi przyspiesza – i to nie w dobrym sensie.

Okej, okej, może jednak w dobrym sensie.

Tak, mówię o facie, który idzie w moją stronę. Idealnie niechlujne ciemne włosy, oczy jak lodowe odłamki, i pewność siebie, która mówi, że jest właścicielem tego miejsca. Jest jak dziecko miłości modela z GQ i złoczyńcy z Jamesa Bonda.

I idzie prosto do mnie.

Previous ChapterNext Chapter