Read with BonusRead with Bonus

1 - Żniwa

***Nota od Autora: Wszystkie uwagi dotyczące błędów zostały uwzględnione do 2 lipca 2022 roku. Ponadto zaktualizowano rozdziały 5, 8, 12, 13, 14, 22 i 26. Dziękuję za czytanie i proszę o dalsze komentarze. Zawsze chętnie przyjmuję sugestie i poprawki dotyczące gramatyki, postaci, użycia słów itp.

ESME

„Nie możemy im na to pozwolić!” warknął Bellamy, sfrustrowany stanem naszego domu, a raczej brakiem takowego.

Westchnęłam, biorąc go za rękę i ciągnąc na skały wzdłuż brzegu oazy, w której się ukrywaliśmy.

„Co proponujesz, Bellamy? Cały obóz został zajęty. Jesteśmy tylko dwojgiem ludzi, co chcesz, żebyśmy zrobili przeciwko całemu imperium nadludzkich, krwiopijczych potworów?”

Przeciągnął rękami przez włosy, wydmuchując z siebie sfrustrowane powietrze.

„Nie wiem... po prostu nie wiem... Jeśli udałoby nam się znaleźć opór, moglibyśmy mieć szansę! Musimy, Esme! Nie mogę pozwolić, żeby im się to upiekło! Nie znowu!” jego głos podniósł się do krzyku.

Skrzywiłam się na podniesiony ton, strach przeniknął mnie na myśl o tym, że zostaniemy znalezieni przez Żniwiarzy. To drugi dom, który Bellamy stracił na rzecz wampirów, więc staram się być dla niego delikatna. Jest o kilka lat starszy ode mnie, jego miękkie brązowe włosy związane i opadające na plecy. Bellamy dołączył do naszego rezerwatu po tym, jak jego dom został napadnięty przez wampiry pewnej nocy. Zostawili go na śmierć po kilku nocach karmienia się nim, a teraz traci kolejny dom przez chciwość wampirów. Miał wtedy tylko dziesięć lat, ale teraz, mając dwadzieścia dziewięć, musi być mu znacznie trudniej zdać sobie sprawę, jak bezsilny jest wobec wampirów.

„Musisz być cicho, Bellamy, wiesz, że słyszą znacznie lepiej niż my.”

Westchnął, kiwając głową, przeczesał palcami luźne włosy opadające na twarz, po czym odwrócił się i zaczął chodzić w tę i z powrotem przy drzewie. Patrzyłam z niepokojem, jak słońce zachodzi, strach zwijał się w moim żołądku. Kiedyś byliśmy bezpieczni przed nimi za dnia, gdy świeciło słońce... ale coś musiało się zmienić, ponieważ nasz obóz został napadnięty w dzień, gdy słońce stało wysoko na niebie, a nasze obrony były najsłabsze.

„Co to było?” zapytał Bellamy, gwałtownie się odwracając, a w jego spojrzeniu odbijała się rosnąca panika.

„Esme, uważaj!” krzyknął, gdy poczułam chłodny powiew na karku.

Bellamy rzucił się w moją stronę, ale zanim mnie dosięgnął, zostałam pociągnięta do tyłu, a powietrze zostało wyciśnięte z moich płuc, gdy moje plecy zderzyły się ze skałami.

„Nie tak szybko, maluchy,” zachrypiał szorstki głos.

Strach zamraża mnie na chwilę, zanim odzyskuję równowagę i gorączkowo rozglądam się wokół. Bellamy dociera do mnie i szarpie za ramię, gdy tylko dostrzegam źródło dźwięku. Tak jak się obawiałam, Kosiarz stoi tam, gdzie przed chwilą się kręciłam, z maniakalnym uśmiechem na twarzy.

„Mikhael, kochanie, przestań bawić się bydłem... mamy robotę do wykonania,” rozbrzmiewa melodyjny głos.

Krzywię się, rozpoznając głos jednego z Kosiarzy, który zaatakował obóz trzy dni temu. Bellamy ponownie szarpie moje ramię, gdy wychodzi z zarośli po naszej lewej stronie. Potykam się, gdy mnie prowadzi, biegnąc tak szybko, jak tylko możemy, z dala od stworzeń, które nawiedzają nasze koszmary. Strach sprawia, że moje kroki są ciężkie, gdy słyszę ich śmiech za nami, ale nie zamierzam się poddać, bez względu na to, jak beznadziejna wydaje się ucieczka. Udało nam się raz, wiem, że możemy to zrobić ponownie.

Skupiam się na Bellamym i biegnę, aż poczuję ból w boku, a moje oddychanie staje się ciężkie. A mimo to śmiech nie jest dalej niż na początku. Nagle moja głowa zostaje szarpnięta do tyłu, skóra na głowie pali, gdy pazury wbijają się w nią, odsłaniając moją szyję. Ukłucie ostrza na gardle zaskakuje mnie, i krzyczę.

„Esme! Nie!” krzyczy Bellamy, gdy mężczyzna... nie, potwór... rzuca się na niego, obnażając kły.

„Uciekaj, Bel, uciekaj!” krzyczę, gdy kobieta liże moją krew z ostrza.

„Mikky, zostaw smarkacza, ta jest świeższa...” Uśmiechając się, drugi wampir kopie Bellamy'ego w bok, zanim wraca tam, gdzie jestem trzymana.

„Dostaniemy za ciebie niezłą sumkę, mała,” chichocze.

Wyciąga szmatę z wprawnymi ruchami, nalewa na nią coś i przykłada do moich ust i nosa. Walczę, ale daremny wysiłek szybko ustaje, gdy mój umysł pustoszeje, wszystko znika z mojej świadomości...

_

_

Jęcząc, przewracam się na bok i wymiotuję. Czuję się, jakbym wpadła w tornado, a moja głowa pulsuje bólem.

„Fuj,” mówi szeptem głos po mojej prawej stronie.

Marszcząc brwi, ostrożnie otwieram oczy, patrząc w kierunku głosu. Widzę obdrapaną małą dziewczynkę, która marszczy nos, patrząc na plamę wymiocin na podłodze. Opadam z powrotem na tkaninę, która mnie podtrzymuje, jęcząc, gdy ruch nasila ból w głowie.

„Gdzie ja jestem?” pytam przez zaciśnięte zęby.

Dźwięk poruszającej się dziewczynki poprzedza uczucie chłodnego dotyku na moim policzku. Otwierając oczy, widzę, że trzyma w moją stronę pęknięty kubek. Ostrożnie siadam i biorę kubek od niej, wąchając go i marszcząc nos na stęchły zapach stojącej wody.

„Albo to, albo nic,” mówi mi, „Nie przyniosą więcej przynajmniej przez kolejny dzień.”

Marszcząc brwi, płuczę usta półzgniłym płynem, wypluwając go do kałuży wymiocin.

Ona rzuca okiem na kałużę, zanim szybko odwraca wzrok, z lekkim zielonym odcieniem na twarzy. Uśmiechając się złośliwie, podaję jej z powrotem kubek, zanim wstaję na nogi. Sięga szybko, aby mnie ustabilizować, gdy się chwieje, zanim w końcu odpowiada na moje pytanie.

„Jesteśmy w obozach niewolników… albo jak nazywa je propaganda naszych wampirzych panów, ‘Obozy Oświecenia,’” mówi z grymasem.

Czuję, jak kąciki moich ust opadają, próbując przypomnieć sobie, jak tu trafiłem.

„Jak cię złapali?” pyta, ale tylko kręcę głową, nie mogąc przypomnieć sobie niczego poza pulsującym bólem w mojej głowie.

„Nie wiem… moja głowa…” jęczę.

Jej zmarszczki się pogłębiają, gdy pochyla się bliżej.

„To chloroform… Używają go, żeby pozbawić przytomności Dziewice Krwi,” mówi rzeczowo.

„Co to jest Dziewica Krwi?”

„Dziewica Krwi… wiesz, ktoś, kto nigdy nie został ugryziony? Podobno wampiry nie lubią smaku, który zostawiają inne pijawki, więc szukają ludzi, którzy nigdy nie zostali ugryzieni i sprzedają nas najwyższemu oferentowi… Łowcy, nazywam ich Żniwiarzami, tną nas, aby posmakować naszej krwi, żeby nie ryzykować zanieczyszczenia kogoś, kto mógłby sprzedać się za wysoką cenę…” na jej słowa wspomnienia wracają.

Rezerwat… ogień… wszystko płonęło, wszyscy krzyczeli… i Bellamy. Kiedy wampiry zaatakowały, był dzień. On mnie wyciągnął, biegliśmy przez dni, zanim znaleźliśmy odosobnioną oazę, gdzie się ukryliśmy. Znaleźli nas, Żniwiarze. Jeden z nich złapał mnie i ostrożnie przeciągnął ostrzem po mojej szyi, smakując ją, zanim powiedział swojemu partnerowi, żeby zostawił Bellamy'ego, bo jestem „świeżakiem.” Musiała mieć na myśli, że jestem jedną z tych Dziewic Krwi, ponieważ nigdy nie zostałem ugryziony.

„Przypomniałeś sobie?” pyta cicho dziewczyna, patrząc na mnie z niepokojąco przenikliwymi oczami.

Przeciągając ręką po twarzy, zaciskam usta i kręcę głową z odrazą. Złapali mnie tak łatwo. Lata treningu, aby się bronić, a oni złapali mnie w sekundach.

„Trzymają nas oddzielnie od innych… Uważają nas za zbyt cennych, aby ryzykować zanieczyszczenie przez tych, którzy już zostali nakarmieni,” mówi bez śladu emocji.

Dźwięk ciężkich drzwi otwierających się sprawia, że podskakuję, i gorączkowo patrzę na małą dziewczynkę, która cicho wycofuje się na swoje łóżko w drugim rogu celi. Oddycham szybko, gdy panika zaczyna mnie ogarniać. Po chwili drzwi do naszej celi otwierają się, a do małej przestrzeni wchodzi wysoki, blady mężczyzna, ubrany w szaty, drzwi zamykają się za nim z brzękiem. Obserwuje mnie uważnie, gdy patrzę na niego i na małą dziewczynkę, która teraz zwija się w kulkę na swoim łóżku, drżąc. Mężczyzna uśmiecha się, ukazując zestaw ostrych jak brzytwa kłów. Dreszcze przechodzą mi po plecach, gdy zaczyna mówić hipnotyzującym głosem.

„Witaj w Centrum Oświecenia, młoda duszo. Jestem twoim Pasterzem i będę cię prowadzić na drodze do oświecenia. Masz zaszczyt być jedną z czystych i zostałeś wybrany, by trenować, abyś pewnego dnia mógł służyć wyższym sferom Imperium.”

Patrzę na niego, drżąc, bojąc się poruszyć, gdy on monotonnie opowiada, jak wspaniałe są wampiry i jak wielkie mam szczęście.

„Pójdziesz teraz ze mną, aby dołączyć do reszty stada...”

Wyciąga rękę, a nasze spojrzenia się spotykają. Mój ból głowy się nasila, gdy trwam w jego spojrzeniu, a on lekko marszczy brwi, zanim machnie na mnie ręką.

„Chodź, moje dziecko.”

Mała dziewczynka patrzy na mnie z przerażeniem na twarzy. Zbierając siły, odwracam wzrok od dziewczynki i z powrotem kieruję go na wampira, szykując się na odwet.

„A co z nią?” pytam, głos drży, gdy adrenalina przepływa przez moje ciało, rozpoznając zagrożenie przede mną.

Wampir marszczy brwi, spoglądając na dziewczynkę, po czym ponownie nawiązuje kontakt wzrokowy ze mną. Mój ból głowy się nasila, gdy patrzymy sobie w oczy. W końcu, po chwilach, a może wiekach, odpowiada, z marsową miną.

„Ona wkrótce zostanie eskortowana do nowego stada.”

„Co masz na myśli, nowego stada?”

„Nie ważne, po prostu wiedz, że Stwórca nie toleruje nieposłuszeństwa od swoich Oświeconych...” mówi, ukazując przerażający uśmiech, który traktuję jako ostrzeżenie.

Wampir ponownie wyciąga palce, a ja niechętnie chwytam jego rękę, strach przebiega mi po kręgosłupie, gdy jego zimne palce mocno zaciskają się wokół moich. Wątły wyglądający wampir zaskakująco silnie wyciąga mnie z celi i prowadzi po schodach, choć nie powinno mnie to dziwić, w końcu jest wampirem.

_

_

Myślałem, że mój ojciec przygotował mnie na stawienie czoła wampirom w ich obozach, gdybym kiedykolwiek został schwytany, ale następne dni pokazały mi, jak bardzo się myliłem. Nic nie mogło mnie przygotować na czyste tortury, które zadają nam w imię 'oświecenia'. Mój wampirzy 'pasterz' wyprowadził mnie z tej celi do pozłacanej klatki, mającej dać mi fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Przeniosłem się z mrocznych lochów do względnego luksusu. Mój nowy pokój jest mały, ale ma wyściełane łóżko, lepsze niż jakiekolwiek, na którym kiedykolwiek spałem, i szafę pełną eleganckich sukni i skromnych sukienek. Karmili mnie pieczoną kaczką z marchewką i zieloną fasolką na ryżowym pilawie, posiłek był jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek jadłem. Nie zajęło mi długo, by dowiedzieć się, dlaczego tak dobrze się nami opiekują.

Previous ChapterNext Chapter