




Rozdział 1
„Ludzie, którzy mówią ci, że 'mogłoby być gorzej', powinni dostać kopa w krocze. Nie obchodzi mnie, jakie krocze mają, powinni dostać kopa. Jaki jest sens mówić komuś, że 'mogłoby być gorzej'? Czy to naprawdę sprawia, że obecna sytuacja staje się lepsza? Absolutnie nie. Więc weź swoje 'mogłoby być gorzej' i wsadź je sobie w gardło, które nigdy nie musiało ratować świata.” ~ Perizada
Nastała chwila ciszy, gdy obie frakcje wpatrywały się w siebie. Cisza przed burzą, podczas gdy mierzyli się wzrokiem. Decebel czuł, jak jego wilk trzęsie się z wściekłości w jego wnętrzu, patrząc na tych odpowiedzialnych za niezliczone śmierci niewinnych ludzi, zarówno ludzkich, jak i nadprzyrodzonych.
Decebel nie wahał się, gdy Vasile ryknął: „ATAK!”
Byli na polu bitwy może pół minuty, a teraz biegli pełną prędkością na wroga, który nie powinien na nich czekać. Mieli zdrajcę. Kolejny członek stada gotów rzucić swoją własną rodzinę dla sprawy, która zniszczyłaby świat, jaki znają.
Decebel zauważył, że nad ich głowami zaczynają formować się ciemne chmury burzowe i zdał sobie sprawę, że to żywiołowe elfy robią swoje. Rozległ się ogromny grzmot, a zaraz po nim błyski piorunów uderzyły w ziemię, gdzie stał ich wróg. Ziemia pod jego stopami zatrzęsła się, a Decebel skoczył, by nie stracić równowagi. Gdy wylądował, przywołał moc swojego wilka, aby dała mu pewność kroku bestii.
Kilka wampirów stanęło w płomieniach dzięki piorunom. To było naprawdę imponujące. Następny błysk pioruna wydawał się jeszcze jaśniejszy niż pierwszy. Świetliste elfy dodawały swoją magię do mieszanki. Armia Zakonu wydawała się chwilowo oślepiona, a przez tę krótką chwilę ich obrona była obniżona. To sprawiło, że pokonanie pierwszych kilku wampirów było trochę łatwiejsze.
Decebel machnął mieczem w powietrzu, gdy dotarł do swojego pierwszego przeciwnika. Jego wilk wolał walczyć w futrze, ale Decebel lubił posługiwać się ostrzem tak samo, jak swoimi pazurami. Wampir syknął jak wściekły kot i unikał ostrza, ale Decebel był starszy i znacznie szybszy niż młody wampir. Obrócił się gwałtownie, jego broń podążała bez wysiłku i udało mu się trafić wampira prosto w szyję, odcinając głowę jednym czystym cięciem. Jeden z głowy. Zostało tylko kilkaset więcej.
Następnym wojownikiem, z którym się zmierzył, był fae. Nadprzyrodzona istota poruszała się z gracją dorównującą jedynie elfom. W jednej ręce trzymał krótki miecz, a w drugiej formowała się kula światła. Fae ruszył naprzód i rzucił się z mieczem. Decebel schylił się pod ciosem i obrócił się wokół. Instynktownie podniósł ostrze, które trzymał przed sobą, i poczuł, jak magia fae uderza w nie. Miecz zdawał się pochłaniać zaklęcie, lekko ocieplając się w dłoni Decebela.
Twarz fae stężała, gdy zdał sobie sprawę, że ostrze Decebela nie jest zwykłą bronią. „Nasi bracia hańbią nas, pozwalając wam kundlom władać naszymi broniami,” wycedził fae.
Wilk Decebela zawarczał. Nienawidził, gdy wróg próbował prowadzić rozmowę podczas walki. Wilk nie chciał rzucać obelg. Chciał mieć w szczękach mięso, kości i krew. Bez odpowiedzi, Decebel skoczył naprzód, ale w ostatniej chwili ukląkł, zamachując się mieczem na kolana fae. Poczuł opór, gdy broń zetknęła się z celem.
Fae zatoczył się naprzód, ale złapał równowagę, zanim upadł na ziemię. Decebel nie dał mu czasu na odzyskanie sił. Skoczył i przeciął mieczem w dół, gdy fae ponownie podniósł rękę, w której znów formowało się światło. Fae zawył, gdy jego ręka została odcięta na wysokości nadgarstka i upadła na ziemię bezceremonialnie.
Decebel życzył sobie, aby był w formie wilka, aby mógł powalić przeciwnika za szyję i potrząsnąć nim, aż złamie kark. Ale przecięcie gardła mieczem, a następnie wbicie ostrza w serce musiało wystarczyć. Gdy wojownik leżał na plecach, wpatrując się bez życia w szare niebo, wilk Decebela wyciągnął głowę do tyłu i zawył z triumfem. Jakby duchy zgadzały się z nim, więcej grzmotów przetoczyło się, a błyski błyskawic dołączyły do ich oklasków.
Nie zajęło mu więcej niż kilka sekund, by nacieszyć się zabiciem, zanim kolejny wróg stanął mu naprzeciw. Tym razem były to dwa wampiry. Decebel rozejrzał się, aby zobaczyć, czy może dostrzec jakichś członków stada. Zlokalizował Fane'a i Cyphera około sześć metrów dalej, ale to wszystko, co mógł zrobić, ponieważ jeden z wampirów wylądował na jego plecach.
Smród starej krwi przylgnął do krwiopijcy i sprawił, że wilk Decebela chciał kichnąć, aby pozbyć się zapachu. Poczuł ukłucie ostrych paznokci wbijających się w mięso na jego ramionach. Decebel upadł do przodu w przewrocie, skutecznie zaskakując wampira. Jego uchwyt osłabł, a wilk zdołał się uwolnić. Gdy stanął na nogach, wyciągnął nagą rękę i owinął ją wokół szyi drugiego wampira, który zbliżył się za bardzo, i gwałtownie przekręcił nadgarstek. Szyja wampira złamała się, a on upadł na ziemię, gdy Decebel go puścił. Następnie Decebel opuścił miecz i odciął mu głowę.
Wampir, który skoczył na plecy Decebela, syknął. Naprawdę nienawidził tego syczenia. Zanim zdążył ponownie zaatakować stwora, Vale, wojownik fae, który dołączył do ich strony, wkroczył między nich i odciął wampirowi głowę dwoma krótkimi mieczami, które trzymał w każdej ręce. Bez słowa „proszę” ruszył dalej, siekając jednego przeciwnika po drugim. Jego ruchy były tak płynne, że wyglądał, jakby tańczył, a nie walczył.
„To po prostu nie jest normalne,” powiedział Drake, dysząc, gdy podszedł obok Decebela. Patrzył na Vale'a z pewnością z takim samym oszołomionym wyrazem twarzy, jaki miał Decebel. „Kiedy walczysz, nie powinieneś wyglądać, jakbyś się bawił.”
Decebel nie mógł powstrzymać się od śmiechu. „Proszę, pozwól mi być tam, kiedy powiesz mu, że wygląda jak bawiący się tancerz, kiedy walczy.”
W tym momencie Vale wbił jeden miecz w ziemię i uniósł wolną rękę. Z jego ręki wystrzeliło światło, przelatując przez pole bitwy. Trafiło w trolla w twarz, a istota zamieniła się w popiół.
„Z drugiej strony, może nie powinieneś mu mówić, że wygląda jakby się bawił, kiedy walczy,” poprawił się Decebel.
„Zgadzam się,” powiedział Drake. „Uważaj.” Jego słowa były tak spokojne i rzeczowe, że Decebel nie pomyślałby, że dwaj wampiry i dwa trolle zbliżają się do nich.
„Czy wchodzenie do bitwy zawsze tak cię ekscytuje?” zapytał Drake'a.
„Po walce z moją wściekłą partnerką, to jest dziecinna igraszka.” Drake uśmiechnął się.
Obaj rzucili się do przodu jednocześnie, ramię w ramię, i wbili swoje miecze w zapalczywe wampiry.
„Dobra,” powiedział Decebel przez zaciśnięte zęby, wyciągając miecz, a potem przecinając nim gardło wampira. „To jest o wiele łatwiejsze niż walka z Jennifer. Przynajmniej w tej walce możemy coś zabić.”
„Dokładnie.” Drake odciął głowę drugiemu wampirowi, który go atakował, a potem zmierzył się z jednym z dwóch trolli, tak jak Decebel zrobił to samo z drugim.
Peri użyła swojej magii, aby popchnąć się do przodu, skacząc jak najdalej na pole bitwy. Gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi, była otoczona walczącymi fae, wampirami, a nawet czarownikiem. Uniosła ręce, które świeciły mocą. Jak automatyczna broń, wystrzeliwała jeden impuls za drugim swojej magii, trafiając wampiry w klatkę piersiową, rozpuszczając ich serca, a potem spalając ich ciała od wewnątrz. Zobaczyła, jak oczy czarownika rozszerzają się, zanim odwrócił się i pobiegł w drugą stronę. Peri zaśmiałaby się, gdyby trzech fae mężczyzn nie zaczęło jej atakować, zmuszając ją do ponownego skupienia się na tych, którzy nie byli zaskoczeni jej pokazem mocy.
Fae krążyły wokół Peri, próbując dostać się za nią. Nie pozwoliłaby, żeby do tego doszło. Zamiast celować w oczywiste miejsce, czyli w środek ciała, Peri skierowała swoją moc na ich stopy. Gdyby celowała w ich klatki piersiowe, zablokowaliby to fae ostrzami, które trzymali, lub swoją własną magią. Ale nie spodziewali się, że przewróci ich na tyłki swoją magią. I rzeczywiście, gdy tylko biały blask uderzył w ich stopy, upadli jak trzy worki kamieni.
Gdy tylko byli na ziemi, Peri kopnęła miecz z ręki najbliższego mężczyzny. Potem nadepnęła na jego klatkę piersiową i przesłała swoją moc przez nogę. Tak, mogła to zrobić. Kiedy był martwy, przeszła do następnego. Próbował podskoczyć na nogi, ale Peri była przy nim, gdy tylko był w powietrzu. Chwyciła rękę, która trzymała jego ostrze, wykręciła ją za jego plecy i wbiła mu w kręgosłup. Bez chwili zastanowienia pozwoliła mu upaść. Teraz trzeci mężczyzna był z powrotem na nogach i wyglądał na bardzo wkurzonego. To było dobrze. Intensywne emocje powodują błędy w walce.
Ryczał, rzucając się na nią. Peri stworzyła swoje własne ostrze w momencie, gdy do niej dotarł, i wbiło się w jego klatkę piersiową, jakby był zrobiony z masła. Mężczyzna otworzył usta, z których zaczęła wypływać krew, spływając po jego brodzie, gdy patrzył na nią.
„Wybrałeś złą stronę,” powiedziała Peri, a potem uniosła nogę i postawiła ją na jego biodrze. Mocno pchnęła, odsuwając go od swojego ostrza.
„Peri, za tobą!”
Usłyszała głos Fane'a i gwałtownie odwróciła głowę, jednocześnie unosząc swoje ostrze do góry. Bok miecza trafił w szyję wampira i przeciął ją, odcinając głowę krwiopijcy. Będzie musiała pamiętać, żeby podziękować partnerowi Jacque za ostrzeżenie. Nie miała ochoty być przekąską dla wampira.
Peri wykorzystała chwilowy wytchnienie od atakującego wroga, aby rozejrzeć się po polu bitwy. Odsunęła mokre włosy, które wydostały się z jej wysokiego kucyka, z twarzy. Błyskawice rzucane przez żywiołowe duszki rozświetlały niebo, a ona widziała zniszczenie wokół siebie. Na ziemi nie było tylko wody tworzącej kałuże. Małe strumyki krwi płynęły po ziemi, zbierając się w małych kałużach. Na ziemi były czarne ślady po uderzeniach błyskawic, a stosy popiołów, które kiedyś były wampirami, zaśmiecały teren. Czuła również zapach spalenizny, ale nie widziała niczego, co by się paliło.
Peri spojrzała w stronę, gdzie stały żywiołowe duchy. Robiły swoje - wiatr odpychał każdego wroga, który próbował się do nich zbliżyć. Za każdym razem, gdy jakiś fae rzucał w ich stronę magię, jeden z duchów wznosił lodową ścianę, aby ją zablokować.
- Cholera - mruknęła Peri. Zapomniała, jak potężne mogą być te duchy.
Jej wzrok przykuł Vasile. Ramię w ramię z Fane walczyli z dwoma dużymi czarownikami. Peri zauważyła, że jeszcze kilku czarowników zbliża się od tyłu do wilków, więc ruszyła w ich stronę. Ale zanim zrobiła więcej niż kilka kroków, pojawił się Cypher, król czarowników. Jednym zamachem swojego ogromnego miecza pozbył się dwóch, którzy zakradali się za Vasile i Fane. Ich oczy spotkały się, a Cypher skinął głową. Dawał jej do zrozumienia, że pilnuje rumuńskiego alfę i jego syna. Nie że Vasile tego potrzebował, ale nigdy nie za wiele sojuszników.
Ruch kątem oka sprawił, że Peri odwróciła się, by zobaczyć biegnącą w jej stronę wampirzycę, z obnażonymi zębami. Było to atrakcyjne. Nie. Peri podniosła rękę i wystrzeliła w jej stronę wiązkę światła, zatrzymując wampirzycę w miejscu. Peri wypuściła oddech, zdając sobie sprawę, że wygrywają. Na ziemi było zdecydowanie więcej stosów popiołów niż stojących wampirów. Gdy tylko ta myśl pojawiła się w jej głowie, wiedziała, że powinna była ją cofnąć.
Nagle rozległ się głośny brzęk, jakby setki szarańczy zlatywały się w małym obszarze.
- Co do... - Peri usłyszała Rivena, który stał tylko kilka kroków od niej, a potem dodał: - Chyba sobie żartujesz.
Peri spojrzała w górę i zobaczyła, co sprawiło, że jej fae towarzysz zrzędził. Lecące w ich stronę, przez powietrze jak wściekłe Tinkerbell, były wojownicze wróżki... przynajmniej te, które potrafiły latać. Mogły być małe, ale wróżki to nie żart. Tak jak każda nadprzyrodzona rasa, były nadprzyrodzone z jakiegoś powodu; miały moce, których ludzie nie posiadali.
Peri zerknęła na żywiołowe duchy. - Rozświetlcie niebo! - krzyknęła do nich i wskazała. Jeden z duchów spojrzał tam, gdzie wskazywała Peri. Duch szturchnął kobietę obok siebie i wskazał w górę. Chwilę później więcej błyskawic przecięło powietrze. Peri zobaczyła Ainsela, króla wróżek, jak wznosi się w powietrze i dołącza do swoich wojowników. Cieszyła się, że pomaga, ale to utrudniało duchom, by nie trafiły w ludzi Ainsela.
Wróżki zaczęły spadać, ale gdy zorientowały się, co się dzieje, zaczęły manewrować w powietrzu jak pijane trzmiele.
Kula ognia przeleciała przez powietrze, a Peri odwróciła się, by zobaczyć, jak Cypher formuje kolejną kulę ognia w swojej dłoni. Wiedziała, że czarownicy potrafią władać żywiołami, choć nie robili tego często, ponieważ silnie wierzyli w uczciwą walkę. Bitwa na miecze. Cypher był mądry. Wiedział, że czasami trzeba walczyć nieczysto. Zwłaszcza gdy legion wróżek miał zrzucić na ciebie piekło.
Inni wojownicy z armii czarowników Cyphera zaczęli robić to samo, ale nawet z ich ogniem, niektóre wróżki zdołały zejść na tyle nisko, by użyć swojej magii. Peri uniosła ręce i zaczęła mówić w swoim języku. Sprawiła, że powietrze wokół nich naładowało się większą ilością statycznej elektryczności. Musiała być ostrożna, bo zbyt dużo mogło sprawić, że błyskawice wystrzeliwane przez duchy staną się zagrożeniem dla wszystkich, nie tylko dla ich wrogów.
Riven musiał zdać sobie sprawę, co robi, ponieważ zobaczyła, jak wojownik stanął obok niej z bronią. - Będę trzymał wrogów z dala od ciebie. Skup się, żebyś nas wszystkich nie zabiła.
Peri zaśmiała się. - Dzięki za wotum zaufania. - Zaczęła mówić w swoim języku ponownie i skupiła się na swojej mocy. Błyskawice przecinające ostro niebo zdawały się nagle przyciągać do niej, a w ostatnim momencie skierowała swoją moc w stronę grupy wróżek lecących prosto na duchy. Wróżki spadły bez życia z nieba.
Peri nie czuła się zwycięska. Odebrała im życie, a to nie było coś, co robiła lekko.
- Nadchodzą - krzyknął Riven, wyrywając Peri z myśli.
Peri szybko powstrzymała swoją moc i odwróciła się, aby zobaczyć, o co krzyczał Riven. Jej usta otworzyły się. - Cholera - powiedziała przez zaciśnięte zęby, patrząc z niedowierzaniem. Bo to naprawdę nie powinno być możliwe.
-
Czy on jedzie na draheimie? - zapytała Lilly, podchodząc do nich, zdyszana i wyglądająca na nieco poturbowaną, ale bez poważnych obrażeń. Jej partner dobrze ją wyszkolił.
-
Powiedz nam - powiedziała Peri. - To ty masz doświadczenie z tymi rzeczami. - Nie że Peri nie wiedziała, co to było, ale czuła się trochę zgryźliwa.
-
Wydaje się trochę mały - powiedziała Lilly, przekrzywiając głowę na bok, jakby to miało jakoś wyjaśnić to, co widziała.
-
To dlatego, że to nie jest dorosły smok - powiedział Riven. - To młody smok.
„Czy są tak kapryśne jak ludzkie nastolatki?” zapytała Lilly.
„Gorzej,” odpowiedzieli jednocześnie Peri i Riven.
„A kto to jest na jego grzbiecie?” zapytała Lilly.
„Mój ojciec,” powiedział Thalion, pojawiając się po drugiej stronie Rivena. „Ludcarab, były król elfów.”
„Riven, skup jak najwięcej fae na smoku,” powiedziała szybko Peri. „Thalion, zajmij wroga, aby dać moim wojownikom trochę czasu na poradzenie sobie z Ludcarabem bez rozpraszania.”
„Zajmę się tym,” odparł Thalion, odwracając się i krzycząc do swoich wojowników.
„Co ja mam robić?” zapytała Lilly.
„Nie umieraj,” odpowiedziała Peri, przywołując swój miecz i ściągając jak najwięcej mocy do swojego ciała. Będzie potrzebowała dużo siły, aby poradzić sobie z draheimem, nawet młodym.
Gdy tylko miała pozwolić swojemu światłu wypełnić noc, usłyszała głos swojego partnera w myślach. „Przyjdź po nas. I zabierz ze sobą Kale.” Peri nie miała czasu się rozglądać. Nie mogła pozwolić sobie na myślenie o tym, że zostawia swoich towarzyszy, aby zmierzyli się ze smokiem. Jej partner ją wezwał, a ona musiała odpowiedzieć. Tak to było z prawdziwymi partnerami. Wiedziała, że wchodząc w to, może musieć odejść w każdej chwili. Zniknęła i modliła się do Wielkiej Luny, aby wszyscy jej przyjaciele byli bezpieczni.
Oczy Rivena rozszerzyły się, gdy Peri zniknęła obok niego. Rozejrzał się po polu bitwy, pozwalając sobie na chwilę oderwać wzrok od Ludcaraba i jego nowego pupila, aby zobaczyć, czy wysoka fae pojawiła się gdzieś indziej. Nigdzie nie widział Peri, ale nie mógł dalej szukać. Musiał skupić się na największym zagrożeniu: byłym królu elfów jadącym na krwawym draheimie.
Ludcarab krążył wokół nich, jego draheim poruszał się powoli, jakby nie był nad polem bitwy, ale na spokojnym locie.
„Gdzie, do cholery, jest Peri?” zapytał Vale, podchodząc do Rivena.
„Nie wiem i nie mam czasu się tym przejmować. Musimy natychmiast postawić tarczę,” powiedział Riven, zaczynając używać swojej mocy do budowania bariery nad nimi. Zamknęłaby ich wewnątrz z wrogiem na ziemi, ale miejmy nadzieję, że ochroni ich przed płomieniami, które wysyłał latający draheim.
Vale uniósł ręce i zaczął śpiewać. Był potomkiem wysokiej fae, co oznaczało, że jego własna moc była jeszcze większa niż Rivena.
Jareth, dżin, podszedł i dołączył do nich. „Mogę zaoferować trochę swojej mocy, aby wspomóc waszą.”
Inni wojownicy fae zauważyli, co robią, i zaczęli śpiewać. Wilki, czarownicy i elfy podążyły za Cypherem, Thalionem i Vasilem, tworząc krąg, aby chronić ich, podczas gdy skupiali się na budowaniu bariery. Riven słyszał również głosy sprite'ów, które zdawały się skupiać na wróżkach.
Gdy zobaczył, jak moc iskrzy w powietrzu, zauważył tkanie ich połączonej magii. Zaczęło się od ziemi na całym polu bitwy i szybko wzrosło, tworząc kapsułę wokół nich. Może mają szansę, pomyślał Riven, biorąc głęboki oddech, czując się pewniej, gdy bariera formowała się nad ich głowami i prawie się zamknęła. Jego usta zaczęły się uśmiechać, gdy nici zbliżały się do siebie, ale zanim uśmiech mógł się w pełni uformować, ogromny błysk światła rozbłysnął, a bariera się rozpadła.
Ogromny podmuch wiatru rzucił ich do tyłu, a Riven zatoczył się. Jego ramiona machały, próbując utrzymać równowagę. Kątem oka zobaczył, że inni nie mieli tyle szczęścia i wylądowali na ziemi, choć większość z nich szybko się podnosiła.
Chmury, które wcześniej wydawały się ciemne, zaczęły jeszcze bardziej czernieć. Błyskawice rozbłyskiwały na niebie i wydawały się złowrogie. Magia wypełniająca powietrze nie była już magią sprite'ów, ale była zła. Przesuwała się po skórze Rivena jak gęsty olej. Rzucił wokół siebie tarczę, a potem rozejrzał się, aby zobaczyć, jak magia wpływa na innych. Jareth robił coś, co sprawiało, że jego skóra świeciła. Jego szczęka była napięta, a plecy sztywne jak kij. Riven zdecydował, że dżin musi próbować kontrolować swoją moc, aby nie zniszczyć miasta. Ruch za Jarethem przykuł uwagę Rivena. Thalion miał napięty łuk i podwójne strzały gotowe do wystrzelenia w draheim, podobnie jak inni elfowie.
„Celujcie pod szyję,” krzyknął Thalion. Strzały wystrzeliły, szybując w powietrzu. Ale zanim trafiły w cel, pociski zamarły, a potem opadły. Jareth machnął ręką, używając swojej mocy, aby odsunąć strzały, żeby przypadkiem nie zraniły nikogo poza drużyną Ludcaraba. Riven nadal obserwował króla elfów, próbując zrozumieć, jak zatrzymał strzały. To nie była magia elfów. Nie musiał długo się zastanawiać. Otrzymał odpowiedź chwilę później, gdy pojawił się Alston, i nie był sam.