




Rozdział 8 Przychodzi Micah
Perspektywa Fiony
W jednej chwili atmosfera się zmienia. Porywacze wyrywają mi telefon z ręki, przerywając rozmowę groźnym ruchem. Ich twarze wykrzywiają się w groźne spojrzenia, gdy zdają sobie sprawę, że wezwaliśmy pomoc.
"Cholera, chyba nas namierzyli!" - mówi jeden z nich, jego twarz przybiera dziki wyraz.
"Powinniśmy ją zabić i mieć to z głowy." - syczy drugi.
Zamieram, strach chwyta mnie za gardło. Widzę, jak porywacz najbliżej mnie chwyta nóż i kieruje go w moją stronę. Jego oczy mówią mi, że zamierza mnie zabić.
Boże, nie. Muszę myśleć. Muszę się uratować.
Z wielkim wysiłkiem uspokajam się i skupiam.
Gdy porywacz wykonuje ruch, by mnie dźgnąć, wypowiadam pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy.
"Jestem żoną miliardera!" Porywacz waha się na chwilę po moim wybuchu, a w mojej głowie powoli rodzi się plan. Nabierając odwagi z jego chwilowego zawahania, kontynuuję.
"Mój mąż jest bardzo bogaty. Wy zwykle porywacie dla pieniędzy, prawda? Nie martwcie się, upewnię się, że mój mąż nie zadzwoni na policję. Możecie zażądać od niego dużego okupu."
Widzę, jak myślą nad moimi słowami. Mam nadzieję, że zdecydują się zadzwonić do Micah, by spróbować zarobić dodatkowe pieniądze.
"Mógłbym użyć kilku dodatkowych milionów." - mówi jeden z nich do drugiego.
Drugi się śmieje, "Nigdy nie odmawiam łatwych pieniędzy. Sprowadźmy tego miliardera, a potem weźmy tego, po kogo przyszliśmy i wynośmy się stąd."
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech. Mam nadzieję, że Micah przyjdzie po mnie. Po tym wszystkim, co ostatnio przeszliśmy, nie jestem pewna, czy to zrobi.
Obaj patrzą na mnie, potem na Rowenę i podnoszą telefon.
Czuję, jak moje ramiona opadają, gdy odchodzą na drugą stronę magazynu.
Nigdy w życiu nie byłam tak wdzięczna za czyjąś chciwość.
Biorą telefon na drugą stronę magazynu, żebyśmy nie słyszeli rozmowy z Micah.
Kilka minut później wracają, a sądząc po ich zadowolonych wyrazach twarzy, wygląda na to, że Micah nie ujawnił swojej tożsamości jako Książę Lykanów.
"Patrz," szepczę do Roweny. "Nie wiem, w jakich tarapatach jesteś, ale żadna z nas nie chce iść tam, gdzie ci porywacze chcą cię zabrać. Więc od teraz bądź cicho."
Rowena odwraca twarz ode mnie, nie uznając nic z tego, co powiedziałam. To w porządku, dopóki będzie trzymać się planu, obie powinnyśmy spać dzisiaj we własnych łóżkach.
Ból rozkwita w mojej piersi. W jej przypadku będzie spała z Micah, który będzie ją trzymał całą noc po tym koszmarze. Ta myśl wywołuje łzy w moich oczach, ale mrugam, by je powstrzymać. Muszę skupić się na sytuacji.
Gdy napięcie w magazynie nadal rośnie, czuję, jak moje serce bije w piersi. Czas zdaje się rozciągać w nieskończoność, a moja nadzieja wisi na kruchym włosku, gdy czekam na przybycie Micah. Ale, jak się okazuje, pomoc przychodzi szybciej, niż się spodziewałam.
Gdy noc zaczyna okrywać świat zewnętrzny ciemnością, znajoma sylwetka wyłania się z cieni. Wstrzymuję oddech, gdy rozpoznaję Micah. Gdy światło księżyca wpada przez okno, widzę, jak kieruje się w moją stronę.
W momencie, gdy jego spojrzenie pada na mnie, nie mogę powstrzymać fali emocji.
Jego oczy śledzą moją twarz, ramiona, nogi z gorączkową pilnością - jakby sprawdzał, czy wszystko ze mną w porządku.
Łzy napływają mi do oczu, a w gardle czuję coś kłującego. W tej chwili chcę zostawić wszystko za sobą i pobiec do niego. Pragnę być bliżej niego, poczuć jego ramiona wokół siebie, dające mi bezpieczeństwo i ciepło.
Pragnę zanurzyć twarz w zagłębieniu jego szyi i wdychać jego ziemisty zapach, zapach, który zawsze był tak kojący i znajomy.
W tej ulotnej chwili wszystkie problemy i nieporozumienia, które nas rozdzieliły, tracą znaczenie. Fakt, że złożyłam pozew o rozwód, chwilowo zostaje zapomniany, a jedyne, co się liczy, to to, że w tym momencie życia i śmierci, jedyną osobą, której pragnie moje serce, jest mój mąż.
Przełykam z trudem, próbując opanować emocje.
To nie jest czas na sentymenty.
Dopiero gdy skupiam się na nim z jasnym umysłem, zauważam, że coś w nim wydaje się inne, niezwykłe.
Patrzę z niedowierzaniem, jak Micah zbliża się do nas, a światło księżyca rzuca na niego upiorny blask. I wtedy, w nagłej i zdumiewającej transformacji, całe jego zachowanie się zmienia. Jego ciało wygina się i rozszerza, potężne mięśnie falują pod skórą, gdy przeistacza się w swoją majestatyczną formę Lycan.
Moje oczy rozszerzają się z podziwu i niedowierzania. W tej budzącej grozę formie emanuje dominującą obecnością, która zmusza każdego obserwatora do skłonienia głowy w szacunku.
Porywacze, którzy chwilowo byli rozproszeni przez powtarzające się napady złości Roweny, teraz stają w obliczu niespodziewanego przeciwnika. Panika i zrozumienie ogarniają ich, gdy pojmują powagę swojej sytuacji.
Ale jest już za późno na ucieczkę. Transformacja Micaha dobiegła końca i teraz jest gotów do walki. W następnej chwili dołącza do niego jego potężna armia wilkołaków, których oczy błyszczą nadnaturalną intensywnością.
Porywacze wymieniają przerażone spojrzenia, ich brawura zastąpiona narastającym poczuciem grozy. Niedocenili mocy Księcia Lycanów, a teraz ich życie jest zagrożone.
Micah nie traci czasu. Z dzikim rykiem, który niesie się przez magazyn, rzuca się na najbliższego porywacza, z zębami obnażonymi i pazurami wyciągniętymi. Dźwięk zaciekłej walki wypełnia powietrze, przerywany warczeniem i warknięciami, gdy Micah walczy z siłą i zwinnością, które przekraczają ludzkie zrozumienie.
Porywacze próbują się przegrupować, ale nie są w stanie sprostać furii Micaha i wilkołaczych wojowników, którzy stoją gotowi bronić swojego Księcia. Magazyn staje się polem bitwy, chaotycznym zamieszaniem przemocy i desperacji.
W miarę jak walka trwa, staje się coraz bardziej oczywiste, że porywacze są całkowicie przewyższeni. Niedocenili ogromnej siły Micaha w jego formie Lycan. Zakrwawieni i poturbowani, w końcu zdają sobie sprawę, że nie mają żadnej nadziei na pokonanie jego i jego wojowników.
W desperackiej próbie ucieczki porywacze podejmują fatalną decyzję. Chwytają Rowenę i mnie, ich uścisk jest mocny i nieustępliwy. Z ostatnim, groźnym spojrzeniem na Micaha, pędzą w stronę strychu.
Gdy docierają do otwartego okna na strychu, w zapierającym dech w piersiach ruchu, popychają nas obie na krawędź.
Pod sobą widzę tylko stromy spadek. Wiem, że wilkołaki są odporne stworzenia, a upadek z czwartego piętra może nie być śmiertelny dla kogoś z przebudzonym wilkiem. Ale ja nie mam tego luksusu. Mój wilk pozostaje uśpiony we mnie i wiem, że jeśli spadnę, umrę.
Obok mnie Rowena jest histeryczna i dziko szamocze się w ramionach porywaczy. Czuję, jak moje gardło wysycha, a ciało sztywnieje. W oddali widzę, jak Micah biegnie, aż stoi bezpośrednio pod nami, patrząc w górę.
Jego twarz straciła kolor, gdy patrzy między Roweną a mną. Jego oczy zatrzymują się na sposobie, w jaki porywacz trzyma mnie za włosy i czuję jego wściekłość na twarzy.
A może się mylę? Czy to wściekłość w imieniu Roweny, a nie moim?
"Lepiej zabierz swoich ludzi i odejdź, bo jeśli teraz je obie zrzucę, będziesz mógł uratować tylko jedną z nich. Pomyśl dobrze, kogo uratujesz."
Jeden z porywaczy drwi z Micaha, a ja patrzę, jak jego pięści zaciskają się po bokach.
Nienawidzę tego, że jestem tak przestraszona, zastanawiając się nad odpowiedzią. Między jego żoną a kobietą, którą kocha, kogo uratuje?
Jak bardzo chciałabym, żeby były jedną i tą samą osobą, ale wiem, że tak nie jest i moje serce pęka, gdy myślę o śmierci, która mnie pochłania.
Jednak zanim mogę podjąć jakiekolwiek działanie, za nami rozlegają się kroki. Ludzie Micaha dogonili nas na strychu. Przerażeni, że zostaną uwięzieni, porywacze podejmują pochopną i lekkomyślną decyzję i pozwalają nam obu spaść.
Świat na zewnątrz pędzi, by nas spotkać, a ja czuję, jak mój żołądek opada, gdy spadamy na ziemię. Panika ściska moje serce, a myśli pędzą.
W tej gorączkowej chwili jedno dręczące pytanie pochłania mój umysł: między Roweną a mną, kogo Micah wybierze, by uratować?