




Wyjeżdżając
Szybko chwytam walizkę z garderoby i rzucam ją na łóżko.
Wcześniej wybrałam ubrania, które chciałam zabrać ze sobą i posegregowałam je w szufladzie.
Codzienne i eleganckie stroje, kilka par szpilek i butów sportowych oraz wszystko z toaletki wpycham do walizki jednym ruchem. Kiedy jest już tak pełna, że ledwo mogę ją zamknąć, podnoszę ją i stawiam przy drzwiach. Biorę torebkę i sprawdzam, czy wszystkie moje dokumenty i osobista karta kredytowa są w środku. Kartę, którą dał mi Jasper, zostawiam na czystej toaletce.
Rozglądając się, moje oczy zatrzymują się na zdjęciu Jaspera i mnie na ścianie. Zostało zrobione podczas naszej ceremonii zaślubin trzy lata temu, kiedy byliśmy tak pewni naszej wspólnej przyszłości.
Podchodzę do niego, niepewna, czy powinnam je ze sobą zabrać. Chcę odciąć się od wszystkiego, co związane jest z tą watahą. Będę pamiętać tylko o mojej rodzinie, ale na razie nie będę się z nimi kontaktować. W liście do nich wyjaśniłam wszystko. Włożę go do ich skrzynki pocztowej przed wyjazdem.
Mam także list dla Jaspera, w którym tłumaczę mu, dlaczego oddaję mu jego wolność.
Tak, wiem, że tchórzliwie wycofuję się z naszego związku teraz, gdy jest miliony kilometrów stąd w sprawach watahy. Ale proszę, zrozum, powiedzenie Jasperowi wszystkiego, co napisałam w liście, twarzą w twarz jest niemożliwe. Moje emocje są na skraju, wiem, że ulegnę, jeśli poprosi mnie, bym została i pracowała z nim nad rozwiązaniem naszych problemów.
Odwracam się od zdjęcia i kładę kopertę dla Jaspera na łóżku.
Łzy płyną mi po policzkach; to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam w życiu. Ale nie mogę być samolubna, Jasper zasługuje na coś lepszego niż bezpłodna ludzka Luna. Idę do drzwi, chwytam walizkę, ale gdy zerkam ostatni raz na pokój, moje oczy znów zatrzymują się na zdjęciu. Moja szczęśliwa twarz uśmiecha się do mojego partnera, który patrzy na mnie z uwielbieniem. Zanim znowu zmienię zdanie, biegnę, zrywam je ze ściany i wkładam do torby.
Teraz nie ma czasu do stracenia.
Jest północ, wszyscy w domu watahy śpią głęboko. Podnoszę walizkę, starając się robić jak najmniej hałasu, i kieruję się do windy. Gdy jestem na dole, szybko wychodzę z domu watahy na parking, gdzie już przygotowałam Bugatti. Wrzucam torebkę i walizkę do bagażnika i siadam za kierownicą. Tym razem jadę powoli, aż docieram do wielkich metalowych bram. Tam włączam światła samochodu i pokonuję krótki dystans do bram, gdzie czeka patrol graniczny.
"Luna!" – wojownik wykrzykuje z zaskoczeniem, gdy mnie rozpoznaje. "Dokąd idziesz tak późno?" pyta. Udaję zakłopotany uśmiech. "Chcę iść nad jezioro i popływać przez pół godziny, żeby się odstresować," informuję go. Wygląda na sceptycznego, niezbyt przekonanego moją opowieścią. "Jak długo tam zostaniesz?" dopytuje. "Najwyżej godzinę lub dwie. Chcę cieszyć się panoramą i wrócę, jak tylko poprawi mi się nastrój," mówię mu. Teraz patrzy mi prosto w oczy. "To dlaczego jesteś sama i nie masz ze sobą Rachel ani Louise?" pyta ponownie.
Nie mogę już powstrzymać gniewu.
"Wojowniku, żądam, żebyś otworzył mi bramę TERAZ! A jeśli dowiem się, że wszcząłeś alarm tylko dlatego, że poszłam nad jezioro, nie daruję ci, gdy Jasper wróci," grożę mu. To go zaskakuje. On też wie, że mój partner zawsze staje po mojej stronie w sporach. Wystarczy, że przekażę Jasperowi swoje życzenia, a on je spełnia. "Nie, Luno. Tylko wykonuję standardową procedurę dla ruchu wychodzącego z watahy. To nic osobistego," jąka się, wyciągając pilot z kieszeni. Chwilę później brama się otwiera, a ja, rzucając mu karcące spojrzenie, ruszam dalej. Gdy tylko znikam z zasięgu wzroku strażnika, przyspieszam. Nie chcę ryzykować, że wojownik jednak obudzi Gammę lub Betę Jaspera i powiadomią Jaspera.
Po naszej ostatniej rozmowie z Jasperem godzinę temu, wyłączyłam telefon i planowałam wrzucić go do jeziora. Wiem, że GPS sprawia, że jestem łatwo namierzalna, a na razie nie chcę rozmawiać ani spotykać się z nikim ze Storm Forest. Bez zwłoki docieram na lotnisko i parkuję Bugatti w ustronnym kącie. Wyciągam walizkę i torebkę z bagażnika, zamykam samochód i chowam klucz w schowku pod pojazdem, w miejscu, które Gamma kazał nam używać w nagłych wypadkach.
Kupiłam bilet online, więc mogłam od razu udać się do stanowiska odprawy po kartę pokładową. Gdy mam ją w ręce, oddycham z ulgą. Spoglądam jeszcze raz za siebie i żegnam się w myślach z miejscem, gdzie spędziłam całe życie. Ale okoliczności zmuszają mnie do odejścia i rozpoczęcia nowego rozdziału w moim życiu.
Z kapturem na głowie pewnie wchodzę do poczekalni.
Modlę się, żeby żaden wilk mnie nie rozpoznał. Wybieram najdalszy kąt, skąd mogę obserwować całą salę. Tym razem Bogini Księżyca mi sprzyja i wokół mnie są tylko ludzie. Dziesięć minut później ogłaszają mój lot i spokojnie podchodzę do stanowiska. Na chwilę ogarnia mnie panika, serce bije jak szalone w piersi. Zostawienie Jaspera boli. Ale gdy moje imię jest wywoływane jako jedynego brakującego pasażera, zmuszam się do podejścia do stanowiska, podaję miłej pani moją kartę pokładową i wchodzę na pokład samolotu.
Gdy lecimy nad obszarem watahy, patrzę w dół, aż całkowicie zniknie z widoku.
To ostateczne.
Teraz jestem Rain, człowiekiem w Mieście Ludzi.
Odchylam głowę do tyłu, mentalnie wyczerpana, zapadam w głęboki sen...