




Nie ma prawa
Słowa Ruth wciąż krążą mi po głowie.
„Jesteśmy silni.” Może zdecyduję się zostać z Jasperem i być silna. Może pewnego dnia Bogini Księżyca pobłogosławi nas szczenięciem i wtedy wszystko będzie w porządku. Moje serce bije jak szalone na myśl, że nosiłabym szczenię Jaspera i tym samym odzyskała szacunek jego rodziny i naszej watahy. Wszystko będzie dobrze w dniu, w którym ogłoszę, że jestem w ciąży. A Jasper będzie w siódmym niebie, organizując wielką imprezę, która potrwa kilka dni.
Ale jeśli minie kolejny rok bez szczenięcia. Kiedy Pełnia Księżyca pojawi się ponownie na Festiwalu Luperkaliów, a Jasper znów będzie musiał opuścić swoich członków watahy w jaskini, nie biorąc udziału w polowaniu na partnerkę. Wszystko dlatego, że jego partnerka nie ma wilka do gonienia ani szczenięcia, które kontynuowałoby jego linię krwi. Upokorzenie wszystkich, moje zniszczone poczucie własnej wartości i uczucie, że znowu zawiodłam, będą nie do zniesienia.
„Jesteśmy silni,” znów odbija się echem w mojej głowie.
Zamyślona przechodzę korytarzami domu watahy, zanim wpadam na Louise, siostrę Jaspera. „Patrz, gdzie chodzisz, człowieku!” syczy na mnie. „O czym ty ciągle myślisz? Nie masz szczeniąt, o które musisz się martwić, i nie musisz się martwić o chleb na stole. Chodzisz jak pustogłowy manekin bez żadnych obowiązków.” Milczę, obchodzę ją i idę dalej do biura Jaspera. Wciąż walczę, żeby powstrzymać łzy, kiedy stoję przed jego drzwiami. Louise po raz kolejny udało się nadepnąć mi na duszę. Gdyby tylko wiedziała, jaką dziurę w moim sercu wybijają jej komentarze, na pewno zastanowiłaby się dwa razy, zanim je wypowie.
„Rain, wejdź, moja miłości,” woła stanowczo Jasper po drugiej stronie drzwi. „Czuję twój smutek w więzi partnerów. Co się stało, kto cię skrzywdził?” Z tonu jego głosu słyszę, że sprawca mojego złego nastroju nie czeka nic dobrego. Ale nie chcę jeszcze bardziej zrażać do siebie rodziny Alfy, więc muszę odwrócić uwagę Jaspera inną historią. Popycham drzwi i wchodzę do środka. Z wilgotnym uśmiechem podchodzę do niego i siadam mu na kolanach. „Nie, nikt mnie nie zasmucił, Jasper. Właśnie wróciłam od rodziców. Ruth kończy osiemnaście lat za kilka miesięcy i wolałaby jeszcze nie znaleźć partnera. Chce studiować medycynę w Mieście Ludzi i wrócić, żeby być lekarzem watahy,” mówię mu. „Ale obawia się, że jej partner nie będzie mógł pójść z nią, a stypendia watahy trafiają tylko do tych z najwyższymi ocenami. A ona jest trzecia, więc się nie kwalifikuje. To wszystko jest takie trudne”.
Jasper patrzy na mnie uważnie.
"Hmmm, rzeczywiście, otrzymałem wyniki uczelni i Ruth ledwo kwalifikuje się do stypendium. A poza tym, istnieje ryzyko, że jej partner pochodzi z innej watahy, więc nie decyduję, czy może wyjechać do Ludzkiego Miasta. Czy ona ma jakieś pojęcie, kim może być jej partner?" Kręcę głową. "Nie, nie sądzę, żeby to też badała. Ale mocno czuję, że to syn byłego Beta, John," wskazuję. "Często widzę go w pobliżu moich rodziców; pomógł mojemu ojcu naprawić samochód w zeszłym tygodniu. Myślę, że to tylko pretekst, żeby spotkać się z Ruth".
Jasper patrzy na mnie z radością.
"John to świetny facet. Ma już dziewiętnaście lat, więc już wie, czy Ruth jest jego partnerką. Tak, myślę, że masz rację," wykrzykuje z entuzjazmem. "John jest gotowy na studia, ale jeszcze nie dał żadnych wskazówek, kiedy chce wyjechać lub jakie są jego zainteresowania. Mam wrażenie, że czeka na Ruth," kończy zamyślony. A potem zwraca się do mnie.
"Nie smuć się. Kiedy przyjdzie czas i Ruth nie zakwalifikuje się na stypendium, sami zapłacimy za jej studia, za oboje. Jesteśmy rodziną i naszym obowiązkiem jest dbanie o siebie nawzajem," pociesza mnie, wycierając moją twarz i składając pocałunek na moich ustach. Zachwycona, obejmuję go za szyję. "Jasper, bez względu na to, co się stanie, wiedz, że zawsze będę cię kochać. Jesteś miłością mojego życia," przysięgam mu. Czuję, jak się napina. "Rain! Co to jest? Wygląda na to, że żegnasz się ze mną," wykrzykuje napiętym głosem. "Co się dzieje, kochanie? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko". Odsuwa mnie na chwilę, żeby spojrzeć mi w twarz.
Moje serce jest ciężkie.
"Gdy tak rozmawiałam z moją siostrą, zdałam sobie sprawę, że nie mamy tych zmartwień. Nie mamy szczeniąt, o które musielibyśmy myśleć, o ich przyszłości, dalszych studiach czy partnerstwie," mówię cicho. "Nie masz następcy, nie mogę nawet podarować ci szczenięcia, które później przejęłoby wszystkie te obowiązki." Tłumię teraz łzy, nie chcę być słaba przed nim. "Rain, czy potrafisz przewidzieć przyszłość? Czy znasz zamysły Bogini Księżyca?" pyta łagodnym głosem. "Selene wie, dlaczego nas połączyła i wie również, dlaczego opóźnia nasze szczenięta. Kłaniam się jej decyzjom; wie, co jest najlepsze dla watahy i dla mnie. A ja wiem, że jesteś dla mnie idealna, nie chcę nikogo innego," zapewnia mnie. Na te słowa szeroki uśmiech pojawia się na moich ustach.
"Ale co, jeśli nie będziemy mieli szczeniąt, Jasper? Co się stanie z tobą i watahą?" wskazuję mu. "Szacunek dla ciebie wśród innych alf osłabnie, a wataha zakwestionuje twoją władzę. Tylko dlatego, że masz Lunę, która nie tylko się nie przemienia, ale nie może zapewnić następcy". Mówiąc mu to wszystko, czuję kamień w żołądku. Wina i desperacja przejmują kontrolę.
"Zostaw to mnie. Wiem, co robić, kiedy nadejdzie czas. Selene sama wskaże mi drogę," deklaruje stanowczo.
Zamykam oczy i obejmuję go, opierając głowę na jego ramieniu. Nie chcę być słabością mojego partnera, ale jego siłą.
Jak trudne by to nie było, nie mam prawa ciągnąć Jaspera ku zagładzie....