Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 4 - Niechciane

„Nigdy nie byłam wystarczająco dobra dla mojej mamy i ona nigdy mi o tym nie pozwalała zapomnieć" ― Sarah Clay

Halima

Nie mogłam zrozumieć, jak wilczyce mogły nosić tyle perfum, nie dusząc się przy tym. Mieszanka perfum, jedzenia, feromonów i dzieci była tak obrzydliwa, że dziwiło mnie, iż nikt nie zwymiotował swojego obiadu. Dom był jak zawsze pełen życia, wszyscy ubrani w swoje najlepsze stroje. Dzieci biegały po korytarzach w eleganckich ubraniach, a dorośli gonili je, podczas gdy przywódcy stada wydawali rozkazy, by reszta wilków się pospieszyła.

Słońce w końcu zaszło, a pełnia księżyca miała wzejść za pół godziny. Byłam w kuchni, myjąc górę talerzy i sztućców, których stado użyje na Wielkiej Uczcie.

„Pani, czy mamy włożyć desery do lodówki?”

„Tak! Alice, bądź kochana i udekoruj stek, proszę!” Słodki głos głównej Omegi Cassandry nie był tym, do czego byłam przyzwyczajona. Z Omegami jej ton był słodki i pomocny, porównywalny do mądrej starszej osoby rozmawiającej z dziećmi. Ale w rozmowie ze mną zmieniał się o 180 stopni; pełen obrzydzenia i pogardy, przesiąknięty nienawiścią.

Jedzenie na ucztę było ustawione na dużej wyspie kuchennej w pewnej odległości ode mnie, mieszanka najlepszych kuchni świata. Już samo spojrzenie na każde danie sprawiało, że czuło się, jakby się podróżowało po całym globie. Mimo że nie lubię Omeg, mają one talent dany przez Boginię do przygotowywania jedzenia, jakiego nigdy wcześniej nie próbowałam.

„Ooh, czy to twoja słynna lasagna, którą widzę?” Mój oddech ugrzązł w gardle, gdy znajomy głos sprawił, że serce zaczęło mi bić mocniej. Nie odważyłam się spojrzeć za siebie, by wiedzieć, do kogo należy ten głos. Moja matka. Zapomniałam, że była główną organizatorką ceremonii, w zastępstwie Luny Celeste. Usłyszałam delikatne klapnięcie i „Hej!”

„Znacie zasady, Ash. Żadnego podjadania!” odpowiedziała Cassandra z chichotem. „Znam cię, jeden kęs zamienia się w znikającą blachę!”

„To twoja wina, że jedzenie jest takie nieodparte.” Moja matka zaśmiała się z rozbawieniem. „Może tylko jedno sajgonki—”

„Nie ma mowy! Wynocha!” Kątem oka zobaczyłam, jak Cassandra, znacznie mniejsza kobieta, wypycha moją matkę z kuchni. Sajgonka, którą udało jej się ukraść, była już w jej ustach. Moja matka była ubrana w granatową sukienkę z odkrytymi ramionami, ozdobioną srebrnym wisiorkiem na szyi i pasującymi bransoletkami. Jej kręcone włosy były teraz proste, sięgające do połowy pleców. Wyglądała pięknie.

Chciałabym móc jej to powiedzieć.

Ale nie zauważyła mojej obecności w kuchni. Moje oczy ponownie zaszły łzami, ale szybko je mrugałam. Nie, żadnego płaczu. Nie teraz. Wypuszczając ciche westchnienie, kontynuowałam swoje obowiązki szorowania ceramiki, ignorując odległe echa podekscytowanych rozmów.

„Szop pracz, zamierzasz całą noc myć te naczynia? Pośpiesz się!” Główna Omega Cassandra wrzasnęła na mnie. Chór chichotów i śmiechów innych Omeg rozległ się wkrótce potem. Omegi były ubrani w swoje najlepsze stroje, ale żadna ilość makijażu ani biżuterii nie mogła ukryć prawdziwej brzydoty, jaką w sobie nosili.

„Przepraszam, już prawie skończyłam,” wyszeptałam, przyspieszając swoją pracę. Ale szept nie umknął uwadze, zwłaszcza jeśli uszy należały do wilkołaka.

„Prawie? Nie potrzebuję prawie; chcę, żeby były gotowe teraz!” Wyszydziła mnie, naśladując mój ton. „Nikt nie ma dzisiaj ochoty na twoje wpadki, niewolnico. Jeden błąd i to na twoją głowę. Zrozumiano?”

„Tak, pani.”

„Dobrze.”

Oddałabym wszystko, żeby rozszarpać jej gardło.” Artemis warknęła w mojej głowie. „Ona jest tylko Omegą!”

Wciąż kilka rang wyżej od nas,” odpowiedziałam, kończąc ostatni zestaw naczyń. „Omega to nie taka zła ranga. Przynajmniej jest dobrze traktowana przez stado. W końcu ich karmi.”

Ale nie nas.”

No tak, bo nas nienawidzi. Poza tym, kazano jej tego nie robić. Zapomniałaś?”

Nie zapomniałam, ale wiem, że czujesz to samo co ja.”

Może. To nie znaczy, że się do tego przyznam. „Chciałabym tylko być sama zamiast być na służbie sprzątającej. To wielka noc.”

Tak, wiem. Ale coś dzisiaj wydaje się nie tak.”

To przykuło moją uwagę. „Nie tak? Jak to? Coś się wydarzy?”

Czuję, że coś się wydarzy, ale nie wiem co. To dziwne przeczucie.”

Jedyną rzeczą, która się dzisiaj wydarzy, jest przekazanie władzy. To może być to, co czujesz, Arty.”

Coś mi mówi, że to nie tylko to. I nie nazywaj mnie Arty!”

Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Artemis nienawidziła przezwiska Arty, a czasami mi się to wymykało. Gdy skończyłam myć ostatnie naczynia, spuściłam wodę i wyczyściłam zlew.

Potem zmuszono mnie do siedzenia na podłodze przed drzwiami kuchni. Kolejna forma upokorzenia. Omegi nie ufały mi na tyle, bym mogła być w pobliżu jedzenia, więc zmuszały mnie do siedzenia w korytarzu. Nie odważyłam się spojrzeć na członków stada, którzy mnie ignorowali i tłoczyli się do sali zgromadzeń. Sądząc po lśniących butach i ozdobnych haftach na brzegach sukien i spodni, wszyscy byli ubrani, by zaimponować. Nawet dzieci i nastolatki. Było kilka złośliwych komentarzy tu i tam, ale je ignorowałam.

Siedzenie, obejmowanie kolan było wystarczającym upokorzeniem. Byłam tak pogrążona w swoim zażenowaniu, że nie zauważyłam, jak przechodzi obok mnie moja rodzina. Raina kopnęła mnie w goleń, żeby wywołać reakcję, ale odeszła, kiedy nie dostała tego, czego chciała. Odessa i inni próbowali mnie drażnić, żeby zobaczyć, czy będę jęczeć lub płakać, ale nie dałam im tej satysfakcji. Byłam zbyt odrętwiała. Odcinanie się od świata było jedyną rzeczą, jaką mogłam zrobić.

Byłam niewidzialna. Wszyscy tłoczyli się do sali zgromadzeń, zostawiając mnie samą w ciszy. Odgłosy ceremonii były zniekształcone, ale okrzyki radości były krystalicznie czyste.

Naprawdę nie byłam częścią tego stada.

Previous ChapterNext Chapter