Read with BonusRead with Bonus

Bracia

Czerwone, brązowe i pomarańczowe liście wlatywały przez otwarte okna sali, gdy buty Daniela szurały po kamiennej podłodze. Czas zlał się dla niego w jedno, ale wyglądało na to, że był środek jesieni, sądząc po drzewach i tym, co pamiętał z przeczytanych książek.

Świat, w którym się urodził, był pozbawiony większości dzikiej przyrody, a on znał tylko sztuczne jedzenie. Kiedy po raz pierwszy poczuł zapach pieczonej dziczyzny, jego burczący żołądek domagał się smaku, a on musiał wytrzeć ślinę z kącika ust.

Stał w wejściu i zerkał przez tłum, aż zobaczył machającą do niego rękę. Daniel usiadł na ławce obok Nicholasa i skinął głową w stronę innych mężczyzn siedzących z nim. „Daniel, pozwól, że przedstawię ci kilku moich synów. To są Agamori, Mage i Uzzi.”

Agamori i Uzzi byli niemal identyczni z ich cienką, jasną skórą i długimi białymi włosami. Mage przypominał ojca ciemnymi włosami, które w świetle pochodni miały czerwonawy blask, ale wszyscy mieli lodowato niebieskie oczy, które Daniel przybył tu spotkać.

Talerz jedzenia, który postawili przed nim służący, sprawił, że Daniel zamknął oczy; nigdy nie widział ani nie czuł czegoś tak pięknego, a jego gardło bolało z niecierpliwości. Jego palce drżały na brzegu talerza, gdy schylał głowę wokół ramienia służącego, by spojrzeć na braci. „Nazywam się Daniel Darke.”

Agamori, wiecznie przystojny, mający nieco ponad tysiąc lat, uniósł arogancko białą brew w stronę Daniela. „Musisz być czarownikiem wielkiej mocy, skoro podróżujesz tu sam.”

Daniel oblizał smak dziwnego, słodkiego płynu z wargi i pokręcił głową, odstawiając kubek. „Nie wiem, jak to się stało. Po prostu podążałem za kobietą z mojej wizji.” Jego oczy przesunęły się na Nicholasa, a on bawił się nóżką swojego kieliszka. „Poprosiła mnie, żebym tu przyszedł.”

Agamori uśmiechnął się z zaciśniętymi wargami, podczas gdy wieczorny wiatr porwał jego białe włosy. Gdy uniosły się z jego pleców, przyniosły ze sobą subtelny zapach rudowłosej kobiety, który dotarł do Daniela. Paląca zazdrość osiadła w jego piersi, a on przetarł to miejsce, unosząc wzrok na bladego czarodzieja. „Wiesz, o kim mówię, prawda?”

Agamori spojrzał na ojca, zanim jego oczy opadły na stół przed nim, i skinął głową. „Tak, znam ją bardzo dobrze.” Jego palce owinęły się wokół misternie rzeźbionej nóżki kieliszka i uniosły go ze stołu. „To rzadki dar podróżować bez przewodnika. Jestem bardzo ciekaw, jakie jeszcze umiejętności posiadasz, Danielu.”

Wieczór mijał, a języki mężczyzn stawały się coraz luźniejsze, wino działało swoje czary na Daniela, i udało mu się uśmiechnąć, gdy Nicholas opowiadał historie z dawnych czasów.

Od czasu do czasu, gdy znów poczuł jej zapach, Daniel oglądał się przez ramię i przemykał wzrokiem po sali, szukając jej.

Obserwując, jak Daniel gorączkowo szuka jego córki, Nicholas położył mu rękę na ramieniu i pokręcił głową. „Nie ma jej tutaj, Danielu. Jeszcze nie.”

Serce Daniela zatonęło w piersi, skinął głową ze zrozumieniem i wrócił do jedzenia.

Wracając tej nocy do swojego pokoju, Daniel przesuwał palcami po muralach, a w jego umyśle pojawiały się przebłyski starożytnych wspomnień. Każda sekunda spędzona w tym nieznanym świecie, który odkrył, sprawiała, że jego moce i wspomnienia rosły.

Wieczorny wiatr w bibliotece przyniósł z sobą głosy w jego głowie, które poprowadziły go do muralu. Skrzyżował ramiona na piersi, przyglądając się każdemu zakrętowi pędzla artysty i popękanemu starożytnemu skrawkowi farby.

W scenie, czarnowłosy czarodziej o błyszczących ciemnych oczach powalił ogromnego potwora. W swoim pijackim stanie Daniel zadrwił z bestii, a lodowaty chłód przeszedł mu po plecach. „Pierdol się, ty brzydki draniu.” Wskazując palcem na koszmar, Daniel lekko przechylił głowę i zmrużył oczy. „Spotkaliśmy się już wcześniej. Prawda?”

„To jest Wielkie Zło.” Daniel wzdrygnął się i wstrzymał oddech, gdy Nicholas podszedł do niego od tyłu. „Prawie tysiąc lat temu to stworzenie zniszczyło nasz świat i zabiło ponad połowę populacji. Wymagało to całej naszej mocy, aby je powstrzymać.”

Gdy spojrzał przez ramię na Nicholasa, Daniel przyjrzał się twarzy starego czarodzieja. „Powstrzymać? Nie zabiliście go?”

Nicholas stanął obok Daniela i złożył ręce za plecami. „Nic nigdy naprawdę nie umiera, Danielu. Nawet gdy twoje ciało przestanie oddychać, ty będziesz trwał, tak samo jak Zło. Jego dusza wisi w powietrzu i w sercach złych ludzi. Przyjdzie czas, gdy będzie mógł przebić się do tego świata i rozpocząć swoje panowanie terroru na nowo.” Kładąc rękę na ramieniu Daniela, Nicholas spojrzał mu w oczy. „Musimy być gotowi, gdy nadejdzie ten czas.”

Jego oczy wróciły na ścianę, a Daniel skinął głową, przyglądając się każdemu przerażającemu szczegółowi potwora. „Tym razem będziemy gotowi.”

„Nie mam wątpliwości. Wiem, co zrobiłeś, Danielu.” Odrobina wstydu pojawiła się na jego twarzy, gdy los zmusił go do spojrzenia na Nicholasa. „Potrzebujemy takich ludzi jak ty. Ludzi, którzy nie boją się zrobić tego, co trzeba, aby wygrać. Los wszystkich zależy od twojej zdolności do bezwzględności; to jest twój dar dla nas. Nie wstydź się tego.”

Daniel parsknął przez nos i uśmiechnął się do siebie, próbując utrzymać równowagę. „Inny mistrz powiedział mi to samo kiedyś.”

Dobrotliwy starzec skrzywił się i pokręcił głową, podnosząc palec przed swoją twarzą. „Ale tym razem nikt nie żąda, abyś to robił dla chwały czy władzy, tylko dla przetrwania.” Rozłożył ramiona i spojrzał po pokoju. „A tutaj, Danielu, jesteś swoim własnym panem. Jesteś wolny, możesz przychodzić i odchodzić, jak ci się podoba. Jedyną rzeczą, która cię wiąże ze mną lub kimkolwiek innym, jest twoje własne sumienie. Nie ma żadnych łańcuchów, które by cię krępowały.”

Jego twarz wysunęła się do przodu i lekko się przekrzywiła, gdy zakwestionował słowa swojego nowego dobroczyńcy. „Wiesz, dlaczego tu jestem, mój panie.”

Uśmiechając się do Daniela, Nicholas skinął głową i odwrócił się. „Tak, ale jest wiele do zrobienia, zanim ona wróci. Powinieneś odpocząć; twoje szkolenie zaczyna się rano.”

Daniel wrócił do swojego pokoju i przesuwał rękami po drzwiach, aż dotarł do tych, które sprawiły, że jego palce zadrżały, i wiedział, do kogo należą. Daniel pchnął drzwi i delikatny zapach dzikich kwiatów z jego wspomnień otulił go, gdy przekroczył próg.

Zamknął za sobą drzwi, potknął się do łóżka w rogu pokoju i opadł na nie na brzuchu. „Gdzie jesteś? Proszę, wróć do domu.”

Zanurzył twarz w poduszce, na której kiedyś spoczywała jej głowa, a jego klatka piersiowa wypełniła się bólem, którego nie czuł od czasów, gdy jako samotne dziecko błagał o uwagę swojej rodziny. Jego złamane serce wołało ją, i nigdy nie będzie cały, dopóki nie będzie przy jego boku. Cokolwiek ich łączyło, rozpaliło ogień w Danielu i całe jego ciało pochłonęło pragnienie bycia w jej obecności.

Miękkie łóżko, na którym leżał, zapraszało go do pozostania, gdy jego ciężkie powieki opadały i unosiły się. Jego dłonie naciskały na materac, a gardło piekło od smutku, gdy opuszczał jedyny komfort, jaki kiedykolwiek znał. Palce Daniela przesunęły się po przyjemnie jedwabistych prześcieradłach, a on wycofał się w kierunku drzwi. Przed opuszczeniem pokoju Daniel zerknął na jej łóżko i położył rękę na sercu. „Wszystko, co robię, robię dla ciebie. Gdziekolwiek jesteś, jesteś moją królową.”

Previous ChapterNext Chapter