Read with BonusRead with Bonus

Spotkajmy się

Następnego dnia, zapach, który obudził mnie z głębokiego snu, wydawał się nierealny, bo był cudowny. Wiedziałam, że to jedzenie, ale nie mogło pochodzić z mojej kuchni, ponieważ jedyną osobą, która mogła tam być, była Kendra, a ona nie umiała gotować. Prawda?

Wstałam z łóżka i poszłam sprawdzić. To, co zobaczyłam, było naprawdę najbardziej szokującą rzeczą, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła.

"Ken, co ty tu robisz?" zapytałam zaspana, prawie pewna, że śnię.

"A jak myślisz, śpiochu? Robię ci śniadanie," odpowiedziała z przekąsem.

"Kiedy nauczyłaś się gotować, bo wszystko pachnie niesamowicie?" Usiadłam na jednym z kuchennych stołków.

"Zawsze umiałam gotować, Cher, po prostu tego nie lubię," odpowiedziała.

"To dlaczego robisz to teraz?"

"Traktuj to jako ofertę pokoju. Moja mała forma przeprosin za Lardona wczoraj wieczorem."

Postawiła przede mną talerz z naleśnikami, bekonem i jajkami, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pachniało dobrze i wyglądało dobrze; po prostu nie mogłam w to uwierzyć.

"Śmiało! Jedz," powiedziała Ken z dziwnym uśmiechem na twarzy, i wtedy wiedziałam, że coś knuje.

Chciałam ją zapytać, czego tak naprawdę chce, ale byłam zbyt głodna, żeby to zrobić, a jedzenie pachniało zbyt dobrze. Chwyciłam widelec i zabrałam się za jedzenie z takim zaangażowaniem, jakbym była wygłodniała.

"Smakuje dobrze, prawda?" Ken zapytała i nachyliła się bliżej.

"Jest świetne! No, wypluj to z siebie. Czego chcesz?" w końcu ustąpiłam.

"Co?!" Kendra cofnęła się i zaczęła nerwowo się śmiać, "Po prostu zrobiłam ci śniadanie. Co sprawia, że myślisz, że czegoś chcę?"

Patrzyłam na nią bez mrugnięcia przez około dziesięć sekund i ten słaby blef pękł jak bańka mydlana.

"Dobrze! Jeśli musisz wiedzieć, chciałabym twojej pomocy w pewnej małej sprawie,"

"A co to za sprawa?" zapytałam z pełnym ustami bekonu.

"Dwieście dolarów," powiedziała i wyciągnęła moją torebkę.

"Co robisz z moją torebką?" zapytałam i wyrwałam ją z jej rąk.

"Sprawdziłam cię wczoraj wieczorem, kiedy spałaś, i zauważyłam, że była trochę otwarta, więc pomogłam ci ją zamknąć, a w trakcie zobaczyłam pieniądze. Wnioskuję, że miałaś bardzo udany wieczór w biurze," uniosła brwi.

"Tak, miałam dobry wieczór i moja torebka nie była trochę otwarta. Na co w ogóle potrzebujesz dwieście dolarów?" zapytałam.

"To nie na narkotyki, okej. No, technicznie tak, ale to na narkotyki, które już użyłam. Mój dealer domaga się zapłaty i zaczyna być trochę nerwowy, a ja chcę to załatwić, żeby nie zrobiło się nieprzyjemnie," powiedziała Kendra.

"Dobrze," powiedziałam, nawet zaskakując samą siebie, "Dam ci pieniądze, żebyś mogła spłacić dług, ale Boże, pomóż ci, Ken, jeśli znowu weźmiesz narkotyki na kredyt, nie będę cię więcej ratować, dziewczyno. Mówię poważnie, Ken, musisz z tym skończyć."

"Obiecuję, dziękuję ci bardzo,"

Wyjęłam z torebki plik banknotów i dałam jej dwieście dolarów. Ken podekscytowana wzięła pieniądze i przytuliła mnie, jakbym właśnie uratowała jej życie czy coś.

"Ty ciesz się jedzeniem, a ja idę wziąć prysznic, żeby móc stąd wyjść," powiedziała.

"Nie zapomnij mocno wyszorować zębów. Masz oddech jak po seksie," zażartowałam, gdy weszła do łazienki.

Wróciłam do jedzenia śniadania i właśnie, gdy miałam wziąć kolejny kęs, mój domowy telefon zaczął dzwonić. Zastanawiałam się, kto może dzwonić tak wcześnie rano i podeszłam do telefonu w kuchni, żeby odebrać.

"Hallo," powiedziałam.

"Dzień dobry. Czy rozmawiam z panią Cherilyn Michaels?" zapytała osoba po drugiej stronie.

Cherilyn Michaels! Minęła dosłownie dekada, odkąd ktoś nazwał mnie pełnym imieniem; moim prawdziwym imieniem. Imieniem, którego nie chciałam zmieniać, ale też nie chciałam nosić. To imię przypominało mi o przeszłości, którą zostawiłam za sobą; życiu, które desperacko chciałam zapomnieć, że kiedykolwiek prowadziłam. Odkąd przyjechałam do Nowego Jorku, nigdy nikomu nie mówiłam tego imienia. Nawet zanim zaczęłam tańczyć w klubie Cookie, mówiłam ludziom, że nazywam się Cherry, więc jak do cholery ta osoba wiedziała, kim jestem?

„To ona. Z kim rozmawiam?” odpowiedziałam.

„Nazywam się Beata. Jestem asystentką pana Baloguna i poprosił mnie, żebym zadzwoniła do pani i umówiła spotkanie w sprawie interesów, które chce z panią omówić,” powiedziała kobieta.

„Rozumiem,”

Szczerze mówiąc, prawie zapomniałam o mężczyźnie z klubu, a nazwisko Balogun było mi zupełnie obce. Zastanawiałam się, skąd miał mój numer telefonu i pełne imię i nazwisko, ale chyba kiedy jesteś bogaty, możesz dowiedzieć się wszystkiego, czego chcesz. Asystentka powiedziała mi, że samochód przyjedzie po mnie w południe i zawiezie mnie do hotelu Wallace w Warszawie, gdzie będzie czekał pan Balogun.

Po zakończeniu rozmowy nie wiedziałam, co powinnam czuć wobec tego dziwnego mężczyzny, który nagle chciał robić ze mną interesy. Czego biznesmen może chcieć od striptizerki, jeśli nie seksu? Ale jestem pewna, że znał moje zasady i powiedział, że nie o to mu chodzi, więc czego chciał? Ciekawość mnie zżerała i czułam, że muszę się dowiedzieć.

.

.

.

Ubrałam się około trzydziestu minut przed 11:30 i czekałam na samochód. Kendra już wcześniej wyszła załatwiać swoje sprawy, ale nie wspomniałam jej o tym, bo nie chciałam, żeby przychodziła z szalonymi teoriami i odciągała mnie od tego spotkania.

Samochód w końcu przyjechał i zatrąbił na podjeździe. Wyszłam na zewnątrz, a najwytworniejszy szofer, jakiego kiedykolwiek widziałam, trzymał dla mnie drzwi.

„Panna Cherilyn…” powiedział, unosząc kapelusz.

„Mów mi Cherry,” poprawiłam go.

„Przepraszam, panno Cherry,” powiedział ponownie.

Wsiadłam do samochodu, a kierowca ruszył. Podróż była płynna, ale moje serce biło jak szalone. Dlaczego byłam taka zdenerwowana? Po prostu zamierzam go wysłuchać i zobaczyć, co ma do zaoferowania. Nie było powodu do nerwów, zmartwień ani strachu, więc uspokoiłam się i po cichu przećwiczyłam, jak będę mówić i zachowywać się, gdy stanę z nim twarzą w twarz.

Dotarliśmy do hotelu, a szofer otworzył mi drzwi, bym mogła wysiąść z samochodu. Weszłam do hotelu i zaraz po wejściu podeszła do mnie kobieta z wyciągniętą ręką.

„Witam, panno Cherilyn. Ja…”

„Proszę, mów mi Cherry,” przerwałam. Naprawdę nie lubię, gdy ktoś nazywa mnie Cherilyn. Dźwięk tego imienia sprawia, że boli mnie serce za każdym razem, gdy je słyszę.

„Panno Cherry… Witam w hotelu Wallace. To ja rozmawiałam z panią przez telefon dziś rano. Beata,” powiedziała.

Tylko skinęłam głową.

„Proszę za mną. Pan Balogun czeka na panią w jednej z prywatnych sal konferencyjnych,” powiedziała i poprowadziła mnie dalej w głąb hotelu.

Dotarłyśmy do elegancko wyglądających drzwi, które otworzyła i gestem zaprosiła mnie do środka.

„Czy chciałaby pani coś do picia? Wodę lub sok?”

„Nie, dziękuję. Jestem w porządku,” powiedziałam, zanim weszłam do sali konferencyjnej.

Drzwi zamknęły się za mną, a ja spojrzałam na niego siedzącego na drugim końcu dużego stołu z tym samym wyrazem twarzy, jaki miał zeszłej nocy, kiedy występowałam. Jego oczy były tak skupione na moim ciele, że czułam się równie nieswojo jak poprzedniego wieczoru.

Wyglądało, jakby rozbierał mnie wzrokiem, ale może tylko ja tak to odbierałam. Nawet w moich szpilkach, gdy ten mężczyzna siedział, czułam, że góruje nade mną, bo jego obecność była tak ogromna i onieśmielająca. Moja krótka czerwona sukienka nagle wydawała się jeszcze krótsza, a ja nie czułam się komfortowo, że noszę coś, co tak bardzo odsłaniało mój dekolt. To było dziwne uczucie, bo przecież jestem striptizerką. Zarabiam na życie, zdejmując ubrania przed mężczyznami i uwielbiam to robić, więc dlaczego czułam się w ten sposób?

Cokolwiek ma mi do zaoferowania, lepiej żeby było warte tego całego zamieszania i niepewności, które we mnie obudził.

„Witam, Cherilyn,” powiedział, kładąc ręce na stole i splatając palce, „Proszę, usiądź!”

Previous ChapterNext Chapter