




ROZDZIAŁ ÓSMY - Poznaj idealną rodzinę
„Dzisiaj wyglądasz naprawdę ładnie, Ario,” powiedziała moja siostra, gdy znajome białe światło oświetliło stół.
„Dziękuję, Jenny, ty jak zwykle promieniejesz,”
Kontynuowałyśmy spektakl fałszu przez kolejne piętnaście minut, udając miłe i kochające się siostry, choć wszyscy wiedzieliśmy, że to kłamstwo.
W rzeczywistości, gdyby ktoś przyjrzał się wystarczająco uważnie, zobaczyłby napięcie na twarzy Jennifer, gdy zmagała się z pogodzeniem swojej nienawiści do mnie z tą farsą, którą odgrywałyśmy.
Odetchęłam z ulgą, gdy tylko kamery przestały nas filmować i media opuściły pokój.
Zjadłam tyle jedzenia, ile mogłam, wiedząc doskonale, że nie będę mogła nic zjeść aż do jutrzejszego popołudnia.
Zrobiłam to w dziesięć minut i już miałam wstać, żeby jak zwykle wyjść, kiedy ojciec mnie zatrzymał.
„Aria, usiądź. Musimy porozmawiać,”
Zatrzymałam się, w połowie wstając z krzesła, zdezorientowana.
Ten tydzień był zdecydowanie pełen dziwnych wydarzeń.
Moja myśl błądziła, zastanawiając się, co mogą mi powiedzieć, podczas gdy oni kontynuowali jedzenie, jakbym nie siedziała tu, czekając, aż wyjaśnią, o co w tym wszystkim chodzi.
Czy w końcu zamierzali uznać mnie za rzeczywistą część tej rodziny i dać mi to, co mi się należy z urodzenia? A może to miało być kazanie o tym, że muszę coś zrobić ze swoim życiem, bo inaczej mnie porzucą, które słyszałam przez całe liceum.
W końcu i tak mnie porzucili, więc mogłam być pewna, że nie będą żartować z tego, co mieli mi do powiedzenia.
W końcu ojciec odsunął talerz, co oznaczało koniec kolacji dla wszystkich, a służba wkroczyła i błyskawicznie posprzątała stół.
Tu wszystko działało jak w zegarku.
Odchrząknął, co sprawiło, że wszyscy skupili na nim uwagę, mimo że telefon Jennifer wibrował.
„Wyłącz to gówno,” mruknął do niej, a ona szybko wyłączyła dzwonek.
Zadrżałam ze strachu, choć reprymenda nie była skierowana do mnie. Tata był przerażający w ten sposób.
Był wysoki, blondyn o szarych oczach, które iskrzyły, gdy był zły. W młodości musiał być czarującym mężczyzną, ale z każdym grymasem i gniewem, który wylewał na świat, te zmarszczki przychodziły z zemstą.
„Przepraszam, tato,” szybko przeprosiła moja siostra, a on kiwnął głową w jej stronę, podczas gdy ja siedziałam tam, czekając, aż przejdą do sedna sprawy, dla której kazali mi tu zostać.
Przede mną była jeszcze trzydziestominutowa droga, a robiło się późno.
W końcu odchrząknął i zaczął mówić, a z każdym słowem coraz bardziej się wściekałam.
„Obserwowaliśmy cię, jak przez lata niemal się zabijasz, nie osiągając niczego w swoim życiu i będąc ogólnym rozczarowaniem dla mojej rodziny i nazwiska,” zaczął, a emocjonalne szantażowanie było wyraźnie słyszalne w jego słowach, „i postanowiłem znaleźć dla ciebie trwałe rozwiązanie.”
Jego słowa już mnie nie raniły, tak samo jak surowe uwagi mamy i jej gniewne uderzenia, które zostawiały siniaki. Kilkakrotnie pytałam ich, czy jestem adoptowana, a ona mówiła, że nikt by mnie nie adoptował, gdybym została oddana do adopcji.
To naprawdę zabolało.
„Więc znaleźliśmy rozwiązanie” – kontynuował, a uczucie niepokoju mnie ogarnęło. To nie może być dobre.
„Tak, twój ojciec przeszukał swoje kontakty i po długich poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy kogoś, kto cię… przyjmie” – powiedziała moja matka, jej ton był pełen niesmaku.
„Przyjmie mnie? Dokąd?” – zapytałam zdezorientowana, a w odpowiedzi dostałam gniewne spojrzenie.
Nie przerywasz Dicksonowi Moralesowi.
„Przepraszam” – przeprosiłam natychmiast.
„Od dziś jesteś zaręczona z Andrew Santiago” – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu, a ja wiedziałam, że podważanie jego słów to misja samobójcza, ale to było nie do przyjęcia.
„Andrew Santiago? Ten człowiek, który rozwiódł się, bo pobił żonę do nieprzytomności?” – syknęłam, moje emocje sięgnęły zenitu.
„Och, zamknij się, jakbyś mogła sama zrobić coś lepszego. Powinnaś być wdzięczna, że tatuś zrobił ci przysługę, przekonując tego człowieka, żeby wziął twoją nędzną dupę” – drwiła ze mnie Jennifer, jej szyderczy ton i słowa tworzyły dziurę w moim żołądku.
Spojrzałam na ludzi zgromadzonych przy tym stole z gniewem i irytacją. Jak do tego doszło?
„Ale ja nie chcę się z nikim żenić. Radzę sobie sama, nie robię zamieszania i nikt nigdy się na mnie nie skarżył. Zobaczcie, nawet znalazłam pracę! Proszę, nie wysyłajcie mnie w ramiona tego żmii” – błagałam ze łzami w oczach.
„Znalazłaś pracę? Kto mógł być tak bezduszny?” – moja matka krzyknęła z niedowierzaniem. „I przyjęłaś ją? Chcesz zniszczyć czyjąś ciężką pracę? Spalić wszystko na popiół, jak robisz z każdym, czego dotkniesz? Czy oni wiedzą, że jesteś przeklęta przez diabła, z którym zawarłaś pakt?” – łajała mnie, jej twarz czerwona z gniewu.
„Co ja wam kiedykolwiek zrobiłam?” – płakałam i wściekle wstałam z krzesła.
„Upewnij się, że będziesz tutaj w przyszłą sobotę na swój ślub. Nie chcę wysyłać nikogo po ciebie” – mój wspaniały ojciec krzyczał, gdy wybiegłam z domu z ciężkim sercem.
Nie mogłam uwierzyć, że to się teraz dzieje.
Wszyscy w Nowym Jorku znali Andrew Santiago. Nie był zwykłym miliarderem, nie, on był dupkiem, który deptał ludzi i psuł życie wszędzie, gdzie się pojawił.
Widziałam, jak pluł w twarz kelnerki, bo zwlekała minutę z przyjęciem jego zamówienia. Mój ojciec mu kibicował, więc chyba powiedzenie „ciągnie swój do swego” było prawdziwe.
Jak moje życie miało się potoczyć w tej sytuacji?
Wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl.
Miałam szczęście przez ostatnie kilka dni.
Co jeśli spróbuję uciec? Mogłabym pojechać do Los Angeles, zacząć pracę jako kelnerka i spać na parkingu, dopóki nie znajdę sobie miejsca.
„Najlepiej spróbować najpierw” – powiedziałam i wezwałam taksówkę.
Gdy się zatrzymała, pomodliłam się w ciszy do kogokolwiek, kto był odpowiedzialny za moje cudowne życie od czwartku.
„Dokąd, proszę pani?”
„Bushwick” – odpowiedziałam, mój głos drżał.
„Proszę, niech ten niewinny człowiek nie zginie” – wyszeptałam w powietrze, gdy taksówka odjeżdżała.