Read with BonusRead with Bonus

Rozdział siódmy

Louis

Westchnąłem, położyłem ręce na biurku i rozciągnąłem ramiona, ciesząc się, że zakończyłem swoje poszukiwania. Spojrzałem na zegar, zastanawiając się, czy Marcus już odesłał Amelię do domu?

To było dziwne. Nigdy wcześniej nie chciałem kogoś ścigać. Z nią było inaczej, mogłem sobie tylko wyobrażać, jak idzie chodnikiem.

Nieświadoma, że ją obserwuję, studiuję jej ruchy. Wyznaczając ścieżkę do jej domu, którą później pójdę.

Pokręciłem głową. To nie były zdrowe myśli, ale nie mogłem przestać się zastanawiać, jak smakowałaby, gdybym ją sobie przywłaszczył.

Marcus jeszcze nie zdecydował, a może już tak. Ale chciałem, żeby była nasza bardziej niż czegokolwiek wcześniej. Chwyciłem telefon, wsunąłem go do wewnętrznej kieszeni marynarki i ruszyłem w stronę windy.

Starałem się zwolnić krok, nie mogłem być taki, jeśli miałem ją zobaczyć. Musiałem nad sobą zapanować.

Wziąłem głęboki oddech, nacisnąłem przycisk windy. Zamknąłem oczy, czekając, próbując głęboko oddychać. Nie chciałem poczuć jej zapachu, gdy mój smok był tak blisko powierzchni.

Drzwi się otworzyły, a ja wszedłem do środka. Nacisnąłem przycisk do biura Marcusa. Oparłem się o tylną ścianę, ręce zaciskając na chłodnej metalowej poręczy, próbując nie myśleć o Amelii.

Nawet myślenie o jej imieniu przyspieszało bicie mojego serca.

Podróż w górę skończyła się, zanim się zorientowałem, i zastanawiałem się, czy może jednak powinienem był po prostu wrócić do domu, gdy drzwi windy się rozsunęły.

Amelia siedziała przy swoim biurku. Klikanie klawiatury było ostre w cichym poczekalni. Byłoby tak łatwo podejść bliżej, gdy była pochłonięta zadaniem, które zlecił jej Marcus. Obserwować ją i czekać.

Zbliżając się, moje kroki były ledwo słyszalne. Czułem się jak w transie, nie mogąc oderwać od niej wzroku.

Drzwi do biura Marcusa otworzyły się i spojrzał na mnie, jego oczy rozszerzyły się na ułamek sekundy. Spojrzał w stronę Amelii, zaciskając usta.

Serce mi się ścisnęło, gdy zorientowałem się, że zostałem przyłapany, wiedział, co robiłem.

Zastanawiałem się, czy on też zmaga się ze swoim smokiem.

„Amelio, dziękuję za dzisiejszą ciężką pracę.” Powiedział, a ona spojrzała na niego, a ja poczułem motyle w brzuchu.

Złapałem oddech, gdy zorientowała się, że tam jestem.

„Witaj ponownie, Louis.”

Położyłem rękę na sercu i uśmiechnąłem się do niej półgębkiem.

„Nie mogłem pozwolić ci odejść bez zobaczenia cię jeszcze raz.”

„Louis.” Marcus powiedział tonem, który sprawił, że włosy na karku stanęły mi dęba. Usłyszałem jej ciche wciągnięcie powietrza. Spojrzała to na mnie, to na niego. Uśmiechnąłem się do niej z zaciśniętymi wargami, próbując ukryć zęby, które wiedziałem, że będą ostre jak igły.

„Jeśli już mnie nie potrzebujesz, panie Blackwell, pójdę do domu.” Amelia powiedziała, chwytając swoją torebkę. Jej oczy spotkały się z moimi, gdy wstawała. „Louis, zobaczymy się jutro?”

Kiwnąłem głową, obserwując ją, jak uśmiecha się do Marcusa, zanim ruszyła w stronę windy.

„Louis,” jego ton sprawił, że zadrżałem, a moje ciało napięło się w oczekiwaniu. Amelia spojrzała na nas, czekając, aż drzwi windy się otworzą. Czułem zawroty głowy z potrzeby podążania za nią.

Adrenalina pulsowała w moich żyłach, gdy przeczesała palcami włosy. Zniknęła z mojego pola widzenia.

Zrobiłem pół kroku, zanim poczułem, jak ramiona Marcusa owijają się wokół mojej talii, przyciągając mnie do jego twardej piersi.

„Jeszcze nie,” jego słowa były warkotem, gdy jego ciepły oddech przesuwał się po muszli mojego ucha. „Ona jeszcze nie jest gotowa.”

Chciałem na niego warknąć, ruszyć za nią, śledzić ją. Chciałem powoli ją drażnić. Smakować ją, zanim ją sobie przywłaszczę. Usłyszeć, jak moje imię wyślizguje się z jej ust, gdy zamyka oczy, a jej ciało napina się pode mną.

„Louis.”

„To walka, chcę jej. Mój smok chce-”

„Louis,” jego głos był ciepły i kojący, zamknąłem oczy, opierając się o niego. Mój smok i ja znajdowaliśmy ukojenie w bliskości naszego partnera.

Potrzebowałem go, potrzebowałem go, by powstrzymał mnie przed zrobieniem czegoś niewyobrażalnego. To było w mojej naturze, by pożądać, i chciałem zabrać ją do naszego domu. Ukryć ją przed światem, spędzać godziny na odkrywaniu wszystkiego o niej.

„Jutro zapytasz ją o kawę.” Przenosząc ręce na jego nadgarstek, wziąłem głęboki oddech, gdy mówił. „Nie będziesz jej ścigał, ale chciałbym, żebyś dowiedział się, jaką kawę lubi, co lubi.”

„Jesteś pewien, że to dobry pomysł?” Nie chciałem jej skrzywdzić, zrobić czegoś, na co nie wyraziła zgody.

„Louis, wiem, że jej nie skrzywdzisz. Mówię ci, że jej nie skrzywdzisz.” Jego usta przesunęły się po muszli mojego ucha, „A teraz chodźmy do domu.”

Z dreszczem kiwnąłem głową. Dom brzmiał teraz jak najlepsze miejsce. Może w naszym domu, otoczony stadem, nie będę myślał o niej i o tym, co chciałem z nią zrobić.

Previous ChapterNext Chapter