




Rozdział szósty
„Vega prosi o spotkanie z tobą.” Głos po drugiej stronie telefonu mruczał, a ja musiałem powstrzymać się od warknięcia z frustracji.
„Ile razy mam cię prosić, żebyś tego nie robił?”
„Nie wiem, o czym mówisz.” Zaśmiał się, a ja poczułem, jak dźwięk jego śmiechu przechodzi mi po skórze, próbując mnie wciągnąć.
„Sin.” Warknąłem, przechodząc przez drzwi holu, a świeże powietrze uderzyło w moje zmysły, oczyszczając myśli na chwilę.
„Jesteś taki zabawny, Vega chce umówić się na spotkanie.”
„W jakiej sprawie?” Zapytałem, idąc bez celu chodnikiem.
„Wiesz, że nie mogę tego zdradzić, mogę jednak powiedzieć, że ma dla ciebie propozycję.”
„Co to znaczy?”
„Chyba będziesz musiał się zgodzić, żeby się dowiedzieć.” Słyszałem śmiech w głosie Sina, co sprawiło, że zgrzytnąłem zębami.
„Dobrze.” Powiedziałem przez zaciśnięte zęby, odkładając telefon. Czasami Sin naprawdę działał mi na nerwy. Innym razem, diabeł nie był taki zły.
Spoglądając na czyste niebo, zastanawiałem się, jak by to było szybować w chmurach. Czuć słońce bijące na moją szorstką skórę. Usiadłem na ławce, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu. Pozwalając słońcu przesuwać się po mojej skórze, musiałem stąd wyjść. Latać z moim stadem, z moją partnerką.
Minęło zbyt dużo czasu. Praca i interesy z radą trzymały mnie z dala od nich.
„Czy powinieneś tu być?”
Westchnąłem i otworzyłem oczy, „James, co cię tu sprowadza?”
Usiadł obok mnie, odchylając się i kierując twarz w stronę słońca. „Robię sobie przerwę, zanim rzucę się na łaskę Boston.”
„Ona nadal cię dręczy?”
„Wiesz, jaka jest, próbuje rządzić wszystkimi, jakbyś ją poślubił.” Powoli odwrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć.
„To się nie stanie.” Powiedziałem, poprawiając krawat i zapinając przednią część marynarki.
„Dobrze. April mówi, żebym się nie martwił, ale nie ufam jej, że ma na sercu dobro stada.”
„Myślę, że głęboko w sercu zależy jej na stadzie i gdy znajdzie swojego partnera, wtedy zrozumie, dlaczego nigdy nie mogłem jej wybrać.” To nie tylko dlatego, że jej nie kochaliśmy, ona nigdy nie byłaby w stanie podporządkować się mnie tak, jak tego potrzebowałem. Nie potrzebowałem kogoś, kto próbowałby kontrolować wszystko. Chciałem kogoś, kto mógłby mi się podporządkować w sypialni i stać obok mnie poza nią. Ona nie mogła zrobić ani jednego, ani drugiego.
„April mówi, że Louis będzie z nami latał tej nocy, powinieneś dołączyć. Wszyscy za tobą tęsknimy.”
„Robisz się sentymentalny, stary przyjacielu?” Powiedziałem, starając się nie pokazać, jak bardzo jego słowa na mnie wpływają. Też za nimi tęskniłem.
„Nie myśl, że wyrasta mi serce pod tymi mięśniami.” James powiedział, pochylając się do przodu i napinając ramię. Jego biała koszula z guzikami naprężyła się na masie jego mięśni, gdy się skurczyły.
„Spokojnie, April będzie wściekła, jeśli rozerwiesz koszulę, próbując mi udowodnić, że jesteś największy i najgroźniejszy.”
„Zrzucę winę na dzieci,” powiedział, odchylając się.
„W pracy, poza tym wiedziałaby, że kłamiesz.” Zapytałem, unosząc brew na widok postawnego mężczyzny. Podrapał się po brodzie z zawstydzonym uśmiechem.
„Nic przed nią nie ukryjesz, Rosie będzie musiała nauczyć się tego na własnej skórze.”
„Większość dzieci tak robi, jak sobie radzi?”
„Tęskni za domem i mamą, nienawidzi szkoły.” Zaśmiał się, „Wiesz, jakie są dzieci.”
Zacisnąłem usta. Dzieci, to było coś, czego chciałem. Nie wiedziałem, jakie są poza dziećmi stada. Rzadko zdarzało się, by smok mógł donosić ciążę do końca. Mieliśmy szczęście, po tym jak położyłem kres aranżowanym małżeństwom, które zarządziła rada.
Moje stado rozkwitło, gdy mogli wychodzić na świat i wybierać partnerów dla siebie. Bogowie nam pobłogosławili. W ciągu ostatnich pięciu lat urodziło się dziewięcioro dzieci. Trzy kolejne były w drodze.
Nie rozumiałem, jak starsi nie mogli zobaczyć, że to, co robiliśmy, było tym, czego potrzebowaliśmy.
„Przepraszam, Tarak.”
„W porządku, może pewnego dnia.” Powiedziałem, wstając. „Powinienem wracać.”
„Mówiłem poważnie, tęsknimy za tobą.”
Kiwnąłem głową, wsunąłem ręce do kieszeni i ruszyłem z powrotem do biura. Może później pójdę z nimi latać.