




Trzy
Punkt widzenia Amelii
Leonardo doprowadzał mnie do szaleństwa. I to nie tylko dlatego, że był niesamowicie przystojny. Zrobiłam z siebie idiotkę, a on był więcej niż szarmancki. Przyłapał mnie na gorącym uczynku... kradnąc mydło. Tak, mydło! Właśnie dostałam wypłatę, ale pieniądze ledwo wystarczały na jedzenie, nie mówiąc już o podstawowych produktach.
Byłam w biurowej łazience, kiedy zauważyłam, że w domu kończy nam się mydło, i przeszła mi przez głowę absurdalna myśl: może mogłabym wziąć kilka kostek z biura.
Tam byłam, trzymając kilka mydeł, kiedy on wszedł. Jego nagła obecność kompletnie mnie zaskoczyła, a nasze ręce dotknęły się, gdy w panice sięgnęłam po mydło.
„Co robisz?” zapytał, jego głos był niski i rozbawiony.
Zrobiłam się czerwona jak burak, próbując znaleźć sensowne wytłumaczenie. „Ja... ja... no, to tylko...”
Jedna brew uniosła się, czekał. „Kradniesz mydło?”
„Nie, oczywiście, że nie!” skłamałam, przerażona, choć mydło było bardzo widoczne w moich rękach. „To znaczy, ja tylko... pożyczam je.”
Leonardo zaśmiał się, ciepłym, głębokim dźwiękiem, który sprawił, że moje serce zabiło szybciej. „Pożyczanie mydła to nietypowe podejście,” zauważył.
Chciałam, żeby ziemia się pode mną zapadła. Ale wtedy zrobił coś niespodziewanego. Uśmiechnął się do mnie – prawdziwym, szczerym uśmiechem, który sprawił, że kolana mi się ugięły.
„Słuchaj, jeśli potrzebujesz mydła, to w porządku. Po prostu... daj mi znać następnym razem, dobrze?” Puścił oko i wyszedł, zostawiając mnie z myślami i mydłem.
Wróciłam do domu taksówką, odtwarzając scenę w myślach, czując mieszankę ulgi i zażenowania.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed skromnym domem, który dzieliłam z mamą, wzięłam głęboki oddech. Byłam burzą emocji – upokorzona, że mnie przyłapał, ale z ulgą, że mieliśmy zapewniony prąd i jedzenie na kolejny miesiąc. Nie chciałam, żeby mama widziała mnie w takim stanie. Musiałam być silna, żeby mogła skupić się na swoim powrocie do zdrowia.
Właśnie skończyłam studia, pełna wielkich nadziei na karierę w reklamie. Ale po jej operacji i trwających leczeniach, mama była słaba jak kotek. Nikt inny nie mógł zapewnić jej całodobowej opieki, więc wzięłam to na siebie. Odrzuciłam oferty pracy, aby się nią opiekować. Nigdy tego nie żałowałam.
Jakimś cudem, teraz była w remisji, ale wciąż zbyt słaba, żeby pracować. Poprawiała się z dnia na dzień, ale miała przed sobą długą drogę. Dopóki nie stanie znowu na nogi, będę walczyć tak mocno, jak będzie trzeba. Należało jej się to i więcej.
I nie musiała widzieć mojego stresu ani trosk finansowych. Nie chciałam jej tym obciążać. Dlatego trzymałam pełen zakres naszych problemów dla siebie. Przez ostatnie dwa lata podejmowałam się różnych dorywczych prac, co trochę pomagało, ale bez stałego dochodu wyczerpaliśmy oszczędności i wykorzystaliśmy limity na kartach kredytowych.
Byłam zdeterminowana, żeby wyciągnąć nas z tego dołka, zanim się o tym dowie. Niestety, te świetne oferty pracy się skończyły. Po dwóch latach od ukończenia szkoły i poza rynkiem pracy, najlepsze, co mogłam zdobyć, to staż. Ale firma dobrze płaciła swoim pełnoetatowym pracownikom. Jeśli tylko uda mi się wytrwać wystarczająco długo, żeby zostać zatrudnioną na stałe, wszystko będzie w porządku.
Jedynym pytaniem było, czy uda nam się przetrwać do tego czasu. Przyklejając uśmiech na twarzy, wysiadłam z samochodu, gdy otworzyły się drzwi frontowe.
„Mam niespodziankę,” powiedziałam, otwierając bagażnik. Mama powoli podeszła do samochodu.
Zajrzała do bagażnika, jej oczy rozszerzyły się z zachwytu na widok kilku toreb z zakupami wypełnionymi jedzeniem i podstawowymi produktami. Nie mogłam robić takich zakupów od wieków, a widok pełnego bagażnika sprawił, że poczułam falę ulgi. Jej ręce uniosły się do ust w geście zdumienia.
„Skąd to wszystko masz?” zapytała.
„W sklepie, mamo,” zażartowałam. Pocałowałam ją w policzek. „Dlaczego nie wejdziesz do środka, a ja to wszystko rozpakuję? Zrobię kolację.”
„Och, kochanie,” powiedziała mama, jej oczy napełniły się łzami. Przytuliła mnie mocno, a ja poklepałam ją po ramieniu.
„Mówiłam ci, że mam wszystko pod kontrolą.”
Poczucie winy ścisnęło mnie za to kłamstwo, ale teraz to nie miało znaczenia. Musiałam podtrzymywać ducha mamy.
Zjedliśmy pierwszy porządny posiłek od tygodni, a ona śmiała się, gdy opowiadałem jej najważniejsze wydarzenia dnia. Nie wspomniałem o moich dwóch spotkaniach z Leonardem Hale. Po jedzeniu mama wyglądała na wyczerpaną, więc delikatnie skierowałem ją na kanapę, gdzie szybko zaczęła drzemać.
„Chodź, mamo, czas do łóżka,” powiedziałem łagodnie.
Po tym, jak pomogłem jej się położyć, wróciłem do salonu, aby posprzątać. Kiedy zbierałem porozrzucane papiery, natknąłem się na stos rachunków, które wcześniej odłożyłem na bok, niektóre z nich miały gniewne czerwone pieczątki. Serce biło mi szybciej, gdy otwierałem je jeden po drugim, czytając każdą linijkę z rosnącym niepokojem. Mogłem zapłacić rachunki za gaz i wodę z tego, co mi zostało, a także minimalne raty za rachunki medyczne... ale kredyt hipoteczny? Czułem, jak w żołądku rośnie mi supeł.
Będzie dobrze, mówiłem sobie.
Ale potem otworzyłem ostatni list. Nakaz eksmisji. Mieliśmy zaległości w spłacie kredytu hipotecznego i mieli rozpocząć procedury w przyszłym tygodniu. Krew odpłynęła mi z twarzy, a pokój zaczął się kręcić. Nie mogliśmy stracić domu - to było nasze jedyne bezpieczne miejsce, a nie mieliśmy rodziny, do której moglibyśmy się zwrócić. Nie miałem kontaktu z rodziną taty; byli dla mnie praktycznie obcy.
Przycisnąłem ręce do twarzy, walcząc z łzami. Potrzebowałem cudu. Jeśli stracilibyśmy dom, wszystko, o co walczyłem, rozpadłoby się. Nie mogłem zawieść mamy. Robiłem wszystko, co mogłem, dawałem z siebie wszystko, a mimo to nie wystarczało.
Zamiast się załamać, usiadłem przy stole i dokonałem kilku szybkich płatności. Zapłaciłem rachunek za gaz, minimalne raty za rachunki medyczne i ubezpieczenie samochodu. Potem wyjąłem kalkulator i próbowałem obliczyć, jak spłacić kredyt hipoteczny. Może mógłbym podjąć więcej prac opiekuńczych. Albo aplikować na stanowiska w marketingu, licząc na lepsze wynagrodzenie. Ale nie było łatwego rozwiązania. Pracodawcy chcieli kogoś z doświadczeniem, a bez niego byłem w kropce. Nawet gdybym pracował dzień i noc, nie nadążyłbym ze wszystkim.
Zrezygnowany, powlokłem się do łóżka, zamykając oczy mocno i życząc, by to wszystko zniknęło.
Mama wciąż spała, gdy wychodziłem z domu wcześnie następnego ranka. Łatwiej było udawać w biurze, gdzie nikt nie znał całej historii. Kiedy dotarłem do swojego biurka, Megan już tam była, wyglądając na podekscytowaną.
„Leonardo cię szukał,” powiedziała od razu.
„Co?” Żołądek mi się ścisnął. Czy zmienił zdanie o darowaniu mi winy?
„Czego chciał?”
„Dlaczego miałby mi to mówić?” Megan zapytała z uśmiechem. „Powiedział tylko, żebyś przyszła do jego biura, kiedy przyjdziesz.”
„Aha,” odpowiedziałem, starając się zachować spokój.
„Jak myślisz, o co chodzi?” Megan zapytała, wyraźnie podekscytowana. Nie widziała, że to może być problem. Gdyby tylko wiedziała.
„Nie wiem,” skłamałem, choć miałem pewne przypuszczenia.
„Idź!” Megan powiedziała. „Nie każ mu czekać. To Leonardo Hale, na Boga!”
Wymusiłem uśmiech, przełknąłem ślinę i ruszyłem w stronę windy, jadąc na najwyższe piętro.
„Czy mogę w czymś pomóc?” zapytała recepcjonistka z przyjaznym uśmiechem, jej usta były jaskrawoczerwone, pasujące do jej eleganckich blond włosów.
„Jestem Amelia. Pan Thorn mnie oczekuje.”
„Możesz wejść, Amelia. Czeka na ciebie.”
Gardło mi wyschło, gdy szłam przez korytarz obok luksusowych sal konferencyjnych i przestrzeni mieszkalnych, wszystko idealnie zaprojektowane i nieskazitelne. Próbowałam przećwiczyć, co powiem - jak mu spłacę, jak zastąpię mydło. Błagałabym go, żeby mnie nie zwalniał; potrzebowałam tylko czasu.
Gdy weszłam do jego biura, byłam oszołomiona. Pokój był ogromny, z oknami wychodzącymi na Los Angeles, z widokiem na kawałek oceanu w oddali. Stał przy swoim mahoniowym biurku, z podwiniętymi rękawami, widocznymi bicepsami, patrząc na miasto. Odchrząknęłam, aby zwrócić jego uwagę.
„Amelia,” powitał mnie, jego głos był gładki jak jedwab. „Zamknij drzwi.”
Zrobiłam, jak prosił.
„Czy to poważne?” wypaliłam.
Zaśmiał się. „Co?”
„Nigdy wcześniej mnie tu nie wezwano. Czy jestem w tarapatach? Czy to o wczoraj? Obiecuję, że.”
„To nie o wczoraj, Amelia,” przerwał. „Potrzebuję przysługi.”
„Czego chcesz?”
Uśmiechnął się, jego spojrzenie było pewne. „Dlaczego byś mnie nie poślubiła?”