




Dwa
Punkt widzenia Amélii
Mój drugi dzień w LeonardoCorp zaczął się mieszanką ekscytacji i niepokoju. Ciepłe przyjęcie z pierwszego dnia i niespodziewane spotkanie z Leonardem Hale'em były wciąż świeże w mojej pamięci, motywując mnie do jak najlepszego wykonania obowiązków. Zaraz po przybyciu do biura, Laura wręczyła mi listę zadań na dzień, zaczynając od uporządkowania stosu dokumentów, które miały być dostarczone do sali konferencyjnej na 20. piętrze, piętrze CEO, które zawsze zapierało mi dech w piersiach.
Moje serce przyspieszyło na myśl o możliwości ponownego spotkania z Leonardem, ale wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na zachowaniu profesjonalizmu. Podczas organizowania dokumentów, Megan pojawiła się przy moim biurku z ciekawskim uśmiechem. "Dzień dobry, Amélia. Gotowa na kolejny dzień przygód?"
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. "Zawsze gotowa. A ty?"
"Absolutnie," odpowiedziała, mrugając. "I nie martw się o Laurę. Może być surowa, ale jest dobrą mentorką."
Podziękowałam jej za radę i kontynuowałam porządkowanie akt. Megan pomogła mi zanieść stos do pokoju kserokopiarek. Czekając na zakończenie kopiowania, zaczęła opowiadać o firmowych imprezach i jak to jest pracować tutaj dłużej. Czułam ulgę, że mam kogoś przyjaznego, kto pomoże mi się zaaklimatyzować.
Z powrotem przy moim biurku, ponownie sprawdziłam listę zadań. Była tam wyraźna instrukcja, aby dostarczyć dokumenty osobiście Leonardowi. Wzięłam głęboki oddech, chwyciłam papiery i ruszyłam do windy, starając się zachować spokój. Gdy drzwi otworzyły się na 20. piętrze, znów otoczyła mnie elegancka i efektywna atmosfera.
Podeszłam do sali konferencyjnej i delikatnie zapukałam, zanim weszłam. "Przepraszam, panie Hale. Laura poprosiła mnie, żebym dostarczyła te dokumenty."
Leonardo podniósł wzrok znad komputera i uśmiechnął się. "Amélia, wejdź. I proszę, mów mi Leonardo."
Weszłam do środka i wręczyłam dokumenty, starając się zachować spokój. "Oto dokumenty na dzisiejsze spotkanie."
"Dziękuję," powiedział, biorąc papiery. "Jak mija drugi dzień?"
"Idzie dobrze. Trochę chaotycznie, ale się przyzwyczajam," odpowiedziałam, czując się trochę pewniej.
"Cieszę się, że to słyszę," powiedział, patrząc mi prosto w oczy. "Jeśli będziesz czegoś potrzebować, nie wahaj się zwrócić."
Podziękowałam mu i szybko opuściłam pokój, czując mieszankę ulgi i ekscytacji. Wróciłam do biurka i skończyłam swoje zadania, zanim przygotowałam się do wyjścia. Gdy szłam korytarzem, Laura zawołała mnie.
"Amélia, potrzebuję, żebyś zrobiła jeszcze jedną rzecz przed wyjściem. Czy możesz zanieść te dokumenty do centralnego archiwum? Muszą być uporządkowane na jutro."
Kiwnęłam głową i chwyciłam dokumenty, idąc w kierunku centralnego archiwum. Gdy dotarłam, zaczęłam porządkować papiery alfabetycznie. Byłam tak skupiona, że prawie nie zauważyłam, gdy drzwi się otworzyły.
"Cześć, Amélia," usłyszałam znajomy głos za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam Leonarda stojącego tam z przyjaznym uśmiechem. "Panie Hale... To znaczy, Leonardo, jak się masz?"
"Dobrze. Jak idzie porządkowanie dokumentów?" zapytał, podchodząc bliżej.
"Prawie skończyłam," odpowiedziałam, starając się nie wydawać zdenerwowana.
"Świetna robota," powiedział, pochylając się, żeby chwycić jeden z plików. "Radzi sobie naprawdę dobrze."
Podziękowałam mu, czując, jak moje serce przyspiesza na jego komplement. Gdy przechodził obok mnie, lekko się pochylił, nasze twarze niemal się dotknęły. Czułam drzewny i wyrafinowany zapach jego perfum, a moje serce biło jeszcze szybciej. Napięcie w powietrzu było wyczuwalne, ale szybko się cofnął, zostawiając mnie z mieszanką ekscytacji i zamieszania.
Punkt widzenia Leonardo
Kiedy wróciłem do budynku po krótkim spotkaniu, zastanawiałem się, jak mija dzień. Moje interakcje z Amélią były miłą odskocznią, zwłaszcza biorąc pod uwagę poważną rozmowę, którą wiedziałem, że będę musiał przeprowadzić z ojcem.
Dotarłem do swojego biura i zobaczyłem, że mój ojciec już siedzi przy moim biurku. Westchnąłem w duchu, wiedząc, że rozmowa nie będzie przyjemna. Usiadłem naprzeciwko niego, czując się jak gość we własnym biurze.
"Czego potrzebujesz?" zapytałem.
"Wiesz, dlaczego tu jestem."
Westchnąłem. "Czy znowu chodzi o kobiety?" Zawsze chodziło o kobiety. Nie mógł znieść, że byłem popularnym facetem.
"Nie wiem, dlaczego sprawia ci taką przyjemność irytowanie mnie, Leonardo. Ale nie chodzi o mnie. Chodzi o firmę."
Przewróciłem oczami i zaśmiałem się. "To, co robię w swoim życiu osobistym, i z kim się angażuję, nie ma nic wspólnego z firmą."
"Nie, masz rację," powiedział mój ojciec, splatając palce. "Chodzi o to, że musisz pojawiać się w tabloidach przy każdej okazji. Nie możesz po prostu działać za kulisami, prawda? Musisz dać światu znać, że masz intensywne życie."
Zaśmiałem się z wyboru słów mojego ojca. Rzadko używał mocnych słów, chyba że był naprawdę zdenerwowany.
"Co jest takie śmieszne?" zapytał.
Wzruszyłem ramionami. "Po prostu nie widzę, jak to się odnosi do firmy."
"Zarząd jest niezadowolony, Leonardo. Oni też czytają wiadomości. I nie są zadowoleni."
"Dlaczego nie zajmą się swoimi sprawami?" Mój ojciec uderzył pięścią w moje biurko, powodując, że papiery podskoczyły. "To nie jest żart! Wiem, że nie obchodzi cię ta firma. Może lubisz ją marnować przy każdej okazji, ale ja włożyłem w to krew, pot i łzy, aby zostawić ci dziedzictwo."
Zacisnąłem szczęki, czując, jak rośnie we mnie złość w kontrze do jego. Byłem wieloma rzeczami – rozczarowaniem, nieodpowiedzialnym, kobieciarzem. Ale zależało mi na firmie.
Mój ojciec wziął głęboki oddech, próbując odzyskać spokój. "Prośby o zmianę nie działają. Bóg wie, że rozmawiałem z tobą o tym tysiąc razy. Dlatego sprowadzam konsultantkę PR, aby poprawić wizerunek firmy."
"Co takiego?" zapytałem, zaskoczony.
"Dobrze słyszałeś." Mój ojciec spojrzał na drzwi. Jakby wszystko miał zaplanowane, do pokoju weszła kobieta. Była starsza, ale zadbana. Jej ciemne włosy były spięte w ciasny kucyk, a oczy miała przenikliwe.
"To jest Brenda Foster," powiedział mój ojciec. "To jej praca."
Brenda skinęła głową w moją stronę. "Miło cię poznać, Leonardo. Będziemy współpracować, gdy będę zarządzać twoim publicznym wizerunkiem."
"Nie sądzę, żeby to było konieczne," powiedziałem.
"A mnie to nie obchodzi," odparł mój ojciec. "Brenda jest tu po to, aby utrzymać cię na właściwej drodze, żebyś nie zatopił firmy, którą budowałem przez trzydzieści lat. Inwestorzy grożą wycofaniem się, Leonardo. Dwóch z nich zasugerowało poszukiwanie alternatyw. To sprawia, że zarząd jest nerwowy. Synu, twoim zadaniem jest utrzymanie zainteresowania inwestorów i zadowolenia zarządu. Nadszedł czas, abyś zabiegał o ich względy, zamiast o kobiety, które tak bardzo lubisz."
Wierciłem się. Nie byłem moim ojcem; robił interesy inaczej niż ja. Ale to, że nie robiłem rzeczy po jego myśli i że cieszyłem się życiem, nie znaczyło, że nie pracowałem ciężko. Firma była dla mnie tak samo ważna jak dla niego.
"Co mam zrobić?" zapytałem z westchnieniem. Jeśli potrzebował, żebym współpracował z tą kobietą, żeby udowodnić, że traktuję firmę poważnie, zrobię to. Bez względu na koszt.