Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 1: Ciemność, która go otacza

Dzisiejsza noc jest dziwniejsza niż większość, ponieważ księżyc jest tak nisko, że wydaje się, jakby można go było dotknąć, podnosząc rękę do góry. Już teraz jest tak duży, że wygląda na znacznie większy niż zwykle, a za kilka dni będzie pełnia. Ta pełnia będzie tak ogromna, że zasłoni większość nocnego nieba. Co jest jeszcze dziwniejsze, to fakt, że jest niezwykle gorąco jak na maj, a powietrze jest tak wilgotne, że wszystko wydaje się śliskie, gdy siedzę w moim rozkładanym fotelu.

Patrzę przez okno z dziwnym uczuciem oczekiwania. Może to dlatego, że czuję, że coś dzisiaj jest nie tak. Albo dlatego, że w powietrzu jest niebezpieczeństwo, które niemal eksploduje.

Z oczami utkwionymi w lesie przede mną, cicho obserwuję, jak sarenka podąża za swoją matką przez polanę. Pochylając się trochę do przodu, żeby lepiej widzieć, patrzę, jak matka i sarenka idą dalej. Gdy to robią, poruszają się tak celowo, jakby również wyczuwały obecność niebezpieczeństwa, które przenika wszystko. Gdy zbliżają się do skraju lasu, w momencie, gdy matka się odpręża, wilk atakuje.

Atakując z taką precyzją i szybkością, sarenka nie ma szans na przeżycie. Jedyne, o co matka może prosić, to żeby wilk zrobił to szybko i nie pozwolił małemu cierpieć. Myśląc, że to na pewno koniec dla niej, siadam z powrotem, żeby obserwować rozwój wydarzeń.

Jednak dzieje się coś zupełnie niespodziewanego. Siedząc w ciemności, obserwuję, jak matka staje na swoim miejscu i odmawia pozostawienia swojego małego na pastwę drapieżnika. Zamiast tego, patrzy wilkowi prosto w oczy i wyzywa go do ataku.

Zszokowany, patrzę, jak wilk wycofuje się, widząc, że nie ma przewagi. Wtedy mruczę do siebie: „Do diabła. Gdybym tylko mógł znaleźć kobietę, która poświęciłaby się dla tych, których kocha, dałbym jej cały świat, księżyc i gwiazdy.”

„Puk, puk”

Słysząc pukanie do drzwi, rozprostowuję zdrętwiałe nogi, zanim wstanę i podejdę do nich. „Kto tam?” pytam szorstkim tonem, czując się trochę zirytowany, że ktoś mi przeszkadzał, gdy cieszyłem się chwilą spokoju przed kolacją.

Te chwile wydają się tak rzadkie i odległe, gdy mam tak wiele osób walczących o moją uwagę. Kręcę głową i gwałtownie otwieram drzwi, patrząc gniewnie na kobietę stojącą kilka kroków dalej. Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, a potem cofa się, mówiąc drżącym głosem: „To pora kolacji, Julianie, kazano mi przyjść po ciebie, gdy tylko będzie gotowa.”

Natychmiast czując się źle, zmieniam całe swoje nastawienie, zanim znowu przemówię. Miękkim głosem mówię: „Tak. Przepraszam, że cię przestraszyłem. Zejdę za minutę lub dwie. Czy możesz im powiedzieć, że właśnie się szykuję?”

Zawahała się na chwilę, spojrzała mi w oczy i odpowiedziała: „Tak, ale proszę, pospiesz się. Alfa Roderick wydaje się być dość zirytowany i nie wiadomo, co może zrobić, jeśli będzie musiał czekać zbyt długo na jedzenie.” Patrzyłem, jak odwraca się na pięcie i idzie w kierunku schodów.

Zatrzymuje się i odwraca głowę, by rzucić mi spojrzenie i uśmiech, zanim ruszy do kuchni, by przekazać informacje. Zakładam, że to robi, ponieważ słyszę, jak Alfa Roderick wchodzi po schodach z gniewem na twarzy i szybkim krokiem. Szuka kłótni, a jeśli nie będzie ostrożny, to ją znajdzie.

Kiedy wychodzę z pokoju, prawie na niego wpadam. Odwracając się, Roderick krzyczy: „Człowieku, nie możesz się pospieszyć? Umieram z głodu, a mamy coś do załatwienia dziś wieczorem, zaraz po jedzeniu.”

Spoglądając na jego gniewną twarz, pytam chłodnym tonem: „O co chodzi, jeśli mogę zapytać?”

„Powiem ci więcej po posiłku, ale najwyraźniej jest sytuacja, którą trzeba się zająć. Z różnych źródeł dowiedziałem się, że Wataha Wiatrowych Wędrowców postanowiła zorganizować rave i złapać niczego nieświadomych imprezowiczów na swoją kolejną ucztę. Musimy ich powstrzymać, zanim zwróci to na nas zbyt dużą uwagę.” Spogląda na mnie z zaniepokojeniem na twarzy, przedstawiając fakty.

Kiwnąłem głową, myśląc o tym, co muszę zrobić dalej, zanim usiądę do stołu i zjem kolację. Tuż przed wyciągnięciem krzesła, szybko spoglądam na Rodericka i oznajmiam: „Jak tylko skończymy, zbierzemy wszystkich i ruszymy, aby powstrzymać tę masakrę, zanim zajdzie za daleko. Powinni wiedzieć, że nie toleruję takiego zachowania.”

Kiedy wszyscy przy stole to zauważają, czekają, aż usiądę, zanim sami to zrobią. Gdy tylko jedzenie zostaje zjedzone i wszyscy zaspokajają swoje apetyty, wstaję i mówię do wszystkich: „Czas. Zabierzcie swoje rzeczy i ruszajmy, żeby zrobić porządek.”

Tuż przed wyjściem przez frontowe drzwi, po tym jak wszyscy już wyszli, waham się na chwilę, zastanawiając się, dlaczego akurat teraz próbują mojej cierpliwości? Czy to dlatego, że tak długo milczałem i nie pokazywałem autorytetu? Czy muszę?

Myśląc o tym, stoję tam, pogrążony w głębokiej refleksji. „Bez względu na wszystko, ludzie muszą być chronieni za wszelką cenę. Nikt nie może się dowiedzieć, że naprawdę istniejemy. Bo konsekwencje tej świadomości wśród ludzi byłyby katastrofalne dla naszego gatunku. Polowaliby na nas, jak to robili z wilkami, i prawie nas wytępili.”

Po potrząśnięciu głową, zamykam za sobą drzwi i gdy wszyscy czekają, idę do ciężarówki i wsiadam. Włączając silnik, wrzucam bieg i spoglądam w lusterko wsteczne na ułamek sekundy, zanim mruczę do siebie: „Może to jest to, co mnie tak niepokoi, a może to coś zupełnie innego.”

Kiedy jadę na rave, a wszyscy inni podążają za mną w karawanie, mam dziwne przeczucie, że jest w tym coś więcej, niż wszyscy mówią.

Previous ChapterNext Chapter