




I spotkali się
Lorenzo POV
"Czy naprawdę musimy iść? Przecież nawet go nie lubisz, po co tam iść?" zapytał Joshua, leżąc na moim łóżku i patrząc, jak się ubieram, przygotowując się na wezwanie króla.
Przewróciłem oczami i rzuciłem w niego koszulą. "Muszę zobaczyć, z kim będę walczył na śmierć i życie, żeby zdobyć tron," powiedziałem, wzruszając ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. "Musisz ubrać się formalnie na to spotkanie, Josh, powinniśmy zrobić wrażenie." On przewrócił oczami, ale mimo to założył koszulę.
"Nie rozumiem, dlaczego jesteś tak zafiksowany na punkcie tronu. Jesteś przecież najpopularniejszym i najsilniejszym Alfą," powiedział, siedząc na skraju łóżka i zakładając buty. "Po co walczyć z nim?"
"Potrzebujemy lepszego króla, Josh, mogę nim być. Trenowałem całe życie do tego, i nie pozwolę mu tego odebrać. Chcę spojrzeć mu w oczy i zobaczyć, jak przegrywa," uśmiechnąłem się, wyobrażając sobie wyraz porażki na jego twarzy, ale wszystko, co widzę, to jego dziecięca, chłopięca twarz. Zastanawiam się, czy jest teraz tak samo odrażający jak wcześniej, czy jeszcze gorzej.
"Brzmisz zbyt pewnie, upewnij się, że to ci się nie obróci przeciwko tobie," zaśmiał się, stojąc przed lustrem i stylizując włosy.
Kopnąłem go w tyłek i upadł na podłogę. "Nie lekceważ mnie, Josh, wciąż jestem twoim alfą," warknąłem, a moje oczy zabłysły czerwienią, pokazując autorytet mojego wilka.
Josh zaskomlał, gdy aura go uderzyła i poddał się, pokazując mi swoje gardło. Uspokoiłem się, wyciągając do niego rękę, żeby go podnieść. Chwycił moją dłoń i podciągnął się. "Nie musisz mnie dominować, ty dupku, tylko żartowałem," pocierał swój tyłek, patrząc na mnie z gniewem.
Zaśmiałem się, ciągnąc go za ramię w stronę salonu. "Nie lubię, gdy ktoś wątpi w moje zdolności do osiągnięcia czegoś, zwłaszcza ty, jako mój najlepszy przyjaciel powinieneś znać mnie lepiej niż ktokolwiek inny," wzruszył ramionami, gdy zobaczył, jak mój ojciec wychodzi do salonu.
"Alfa," ukłonił się przed nim, a mój ojciec skinął głową. Przewróciłem oczami na ich widok, mój ojciec to starsza wersja mnie, te same brązowe włosy, niebieskie oczy i sześć stóp wzrostu. Odmówił przekazania mi stanowiska, bo chce, żebym najpierw obalił dziedzica tronu.
"Gotowi do drogi, chłopcy?" zapytał, zapinając mankiety swojego garnituru. Moja matka podeszła, by stanąć obok niego, a mój ojciec patrzył na nią, jakby była najpiękniejszą osobą na świecie. Skrzywiłem się na ich widok, ale w głębi duszy też tego pragnąłem.
Chciałbym, żeby moja partnerka była równie rozsądna, uprzejma i uległa jak wilkołak, chciałbym, żeby dbała o stado tak, jak moja matka, a ja zajmowałbym się ochroną.
"Już czas, tato," zażartowałem, przechodząc przed nimi. Moja mama zarumieniła się, a mój ojciec rzucił mi groźne spojrzenie. Zignorowałem ich i ruszyłem w stronę limuzyny.
Zdecydowaliśmy się pojechać razem do rezydencji, byłoby zbyt dużo zamieszania, gdyby król wezwał wszystkie sąsiednie stada na spotkanie. Jechaliśmy w milczeniu, zawsze zdumiewa mnie, jak duża jest ta rezydencja, dla dwóch osób mieszkających tam i mnóstwa służących to trochę za dużo. Zmienią to, gdy zostanę królem.
Uśmiechnąłem się na tę myśl, mógłbym wykorzystać tę dużą przestrzeń, aby zbudować porządną szkołę i szpital dla dzieci z naszych stad. To byłoby coś.
"Przestań się tak szczerzyć, wyglądasz jak seryjny morderca," Joshua szturchnął mnie nogą, kopnąłem go w goleń, żeby trzymał swoje brudne, śmierdzące stopy z dala ode mnie.
"Dobrze, bo planowałem twoje morderstwo," uśmiechnąłem się, patrząc, jak się wierci na swoim miejscu.
"nie pozwól nikomu usłyszeć, jak to mówisz, ludzie mogą pomyśleć, że jesteś psychopatą," mówi, wychodząc z limuzyny. Wzdycham i podążam za nim. Minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty tutaj, nie wygląda inaczej, ale coś w tym miejscu wydaje się inne, przyprawia mnie o dreszcze, a dla kogoś, kto nosi garnitur trzyczęściowy latem, to coś znaczy.
"Dobry wieczór, Alfy i Luno, król Stefan przyjmie was w sali konferencyjnej," lokaj prowadzi nas do pokoju. Spoglądam na wystrój wewnątrz rezydencji, jest oszałamiający, korytarze zdobią portrety wszystkich poprzednich królów i królowych. "Pewnego dnia, mój portret też tu zawiśnie," uśmiecham się do siebie i podążam za tłumem.
Zatrzymuję się, gdy wokół mnie unosi się niezwykły zapach. Wącham otwarcie i już miałem zamiar za nim podążyć, gdy Josh chwyta mnie za ramię i wciąga do pokoju. Zapach miesza się z innymi i tracę go.
Zirytowany siadam przy długim stole i posępnie osuwam się na krześle. "Co się z tobą dzieje? Przestań wyglądać jak głupek, ludzie zaczynają to zauważać," Joshua szepcze, krzycząc na mnie. Wyrywam się z zamyślenia i prostuję się.
"Nie wiem, stary, poczułem ten zapach po drodze tutaj i myślę... myślę, że to moja partnerka," patrzę na niego podekscytowany, jego wyraz twarzy zmienia się z irytacji na zachętę.
"Jesteś pewien?" pyta, rozglądając się po pokoju, sprawdzając wszystkie kobiety i dziewczyny. Ja też patrzę, ale żadna z nich nie ma tego unikalnego zapachu.
"Tak, jestem pewien, myślę, że się zbliża," uśmiecham się, podekscytowany.
Król wchodzi do pokoju i wstajemy na powitanie. Siada i gestem nakazuje nam zrobić to samo. Gdy wszyscy siedzimy, zaczyna mówić: "Cieszę się, że wszyscy tutaj jesteście, dziękuję za przybycie na tak krótkie wezwanie," uśmiecha się.
Mój ojciec wygląda na znudzonego, nigdy nie lubił króla, ponieważ sam chciał być królem w swoim czasie. Wyzwał króla na pojedynek o tron, ale przegrał, dlatego chce, żebym spełnił jego marzenie.
"Chcę ogłosić, że wszyscy tutaj wiedzą o powrocie mojego syna," pokój wypełniają nie do końca subtelne szepty o morderczym księciu. "Proszę powitać waszego przyszłego następcę, dziedzica mojego tronu, mojego syna, księcia Alejandro Kinga," ogłasza.
Drzwi otwierają się, a zapach, który wcześniej poczułem, wypełnia pokój swoją esencją. Marszczę brwi, zastanawiając się, dlaczego zapach mojej partnerki jest w tej brzydkiej dziwce. Moje myśli wędrują: "co jeśli zmusił ją do czegoś? co jeśli ją gdzieś torturuje? o Boże! co jeśli zabił ją w drodze tutaj?" Te wszystkie myśli prześladują mnie, gdy wchodzi do pokoju.
Do pokoju wchodzą dwie osoby. Jeden jest ciemny jak czekolada, z muskularną budową i ładnymi czarnymi włosami. Miał minę, która mówiła, że nie znosi bzdur, gdy szedł naprzód i stanął obok króla. Na pewno wiem, że to nie jest Alejandro, ponieważ nie jest Afroamerykaninem.
Druga osoba jednak wygląda jak dorosła wersja małego Alejandro. Nosi czarne buty bojowe, czarne dżinsy, skórzaną kurtkę, biały t-shirt z dekoltem w serek, jego usta są pełne i różowe, nos jest ostry, włosy czarne i błyszczące, ale jego oczy, one są czymś innym, są zielone z ciemniejszym odcieniem niż inne.
Nie wiem, jak długo patrzyłem na niego, ale gdy jego głowa gwałtownie zwróciła się w moją stronę, wiedziałem, wiedziałem, że nie zgwałcił mojej partnerki ani jej nie zabił, ani nie torturował, on był, w rzeczywistości
moją partnerką
"cholera,"