Read with BonusRead with Bonus

Jego powrót

Punkt widzenia Alejandro

Wjeżdżamy na granicę królestwa, a znajomość tego miejsca przynosi mi spokój. Wypuszczam z siebie westchnienie, opierając się o siedzenie i zamykając oczy, żeby się zrelaksować.

"Tęskniłeś za domem, co?" zapytał Sorin. Jest jedynym przyjacielem, którego udało mi się zdobyć przez ostatnie kilka lat. Jest wilkiem beta, został porzucony jako dziecko, mój pradziadek znalazł go zamarzniętego w środku grudnia. Mój dziadek może nie jest najprzyjemniejszą osobą, ale zlitował się nad zamarzniętym dzieckiem. Może być różny, ale rasizm nie był jego cechą, więc wychował go razem ze mną i obaj stworzyliśmy silną więź.

"Tylko powietrze wokół nas, nie ma tu niczego, za czym można tęsknić lub co mogłoby tęsknić za mną," powiedziałem, patrząc przez okno. Ludzie gromadzili się wokół samochodu, patrząc na niego podejrzliwie i zastanawiając się, kto to może być, a jeśli już wiedzą, to nienawidzą go lub patrzą na niego z taką złością, jakby chcieli go podpalić.

Za dużo negatywności, wiem.

"Ktoś specjalny? Na kogo powinienem uważać?" uniósł brwi w sugestywny sposób, uderzyłem go w ramię, odpychając go i parskając śmiechem na jego zachowanie.

"Nie ktoś specjalny, ale musisz uważać na wielu ludzi, ok? Bądź czujny, nie jestem tu najbardziej lubianą osobą," wyjaśniłem, nie patrząc mu w oczy. Mieliśmy już tę rozmowę, ale nie tak głęboko.

"Co właściwie zrobiłeś?" zapytał, prostując się, gdy samochód się zatrzymał, a my wysiedliśmy. Służące i służący pośpieszyli, by zabrać nasze rzeczy i nas powitać.

"Morderstwo," powiedziałem, odchodząc bez oglądania się za siebie. Zauważyłem, że nie szedł obok mnie i odwróciłem się, by na niego spojrzeć. Parsknąłem śmiechem na jego zszokowaną minę, jak mówiłem, nie rozmawialiśmy o tym wcześniej.

Chwyciłem go za ramię i pociągnąłem w stronę biura mojego ojca, gdzie mnie oczekiwał.

Nie wiem, dlaczego teraz mnie wezwał, ale musiało to być coś ważnego, bo był bardzo konkretny co do mojego wczesnego przyjazdu.

Zapukałem do drzwi, zanim wszedłem. "Witaj, ojcze," przywitałem zaskoczonego mężczyznę.

Król Stefan był teraz starym człowiekiem, z zmarszczkami zdobiącymi jego opaloną twarz, jego niebieskie oczy wyglądały na przygnębione i matowe. Ale kiedy mnie zobaczył, zaskoczenie było wyraźne jak dzień.

"Alejandro? moje dziecko," podszedł do mnie, rozkładając ramiona, by objąć mnie ciepłym uściskiem, ale zrobiłem krok w tył, unikając kontaktu, to było impulsywne. Całe moje szkolenie uczyniło mnie bardziej ostrożnym niż kiedykolwiek.

Jego uśmiech zniknął, ale trzymał się mocno. Może być ojcem, ale był też królem, uśmiechnął się ponownie. "Cieszę się, że tu jesteś," próbowałem się uśmiechnąć, nie będąc do tego przyzwyczajonym.

"Brzmiałeś pilnie," powiedziałem, rozglądając się po jego biurze, niewiele się tu zmieniło. "Czego potrzebujesz?" zapytałem, siadając na kanapie.

Mój ojciec wyglądał na urażonego moim pytaniem, nie powinien być, w końcu przez ostatnie dziesięć lat rzadko mnie wzywał, a teraz nagle chce się bawić w rodzinę, to się nie stanie.

Sorin zakaszlał niezręcznie, głowa mojego ojca odwróciła się w jego stronę i w końcu zwrócił się do drugiej osoby w pokoju.

"Och, a kim ty jesteś, młody człowieku?" zapytał. Siedziałem prosto, obserwując go. W tym królestwie nie ma wielu czarnoskórych ludzi, a jeśli powiedziałby coś złego o Sorinie, nie tolerowałbym tego.

„Mam na imię Sorin, mój Królu. Byłem z Alejandro podczas jego pobytu w górach, trenowaliśmy razem,” Sorin uśmiechnął się, kłaniając się tak, jak ćwiczył. Prychnąłem, bo obaj nie jesteśmy przyzwyczajeni do wielu radosnych wyrazów twarzy w obecności innych ludzi. To, że starał się być miły, było dla mnie niezrozumiałe.

„Och, cieszę się, że cię poznałem, chłopcze, w końcu ktoś, kto jest gotów być u jego boku,” zażartował, ale mnie to zirytowało. Sorin się zaśmiał, ale obserwował mnie. „Nie rób takiej miny, Alejandro, przecież wiesz, że tylko żartuję,” uśmiechnął się do mnie.

Spojrzałem na niego poważnie. „Nie jesteśmy na tyle blisko, żeby żartować, ojcze. Przynajmniej już nie,”

„Sorin, synu, czy mógłbyś nas na chwilę zostawić?” zapytał go mój ojciec, a on wyszedł po ukłonie.

„Dlaczego tak się zachowujesz, synu? Wiesz, że musiałem to zrobić dla twojej ochrony,” wyjaśniał, siadając obok mnie.

Odwróciłem wzrok, próbując kontrolować swoje przytłaczające uczucia, a potem spojrzałem z powrotem na niego.

„Miałem sześć lat, ojcze, sześć! I wysłałeś mnie, żeby mieszkać z nim. Może jesteśmy spokrewnieni, ale nie wiesz, co mi się tam wydarzyło przez te lata,” wstałem, chodząc po pokoju. „To było piekło, a ty wysłałeś mnie tam z własnej woli.”

„Rozumiem, myślisz, że cieszyłem się, wysyłając mojego jedynego syna na wszystkie te lata do miejsca, do którego żadne dziecko nie powinno być wysyłane? Nie, nienawidziłem siebie za to i teraz próbuję to naprawić. Jesteś teraz lepszym człowiekiem, i za to jestem wdzięczny, że cię tam wysłałem, bo wróciłeś doskonały,” wskazał na mnie, fizycznie wyglądam jak marzenie, grecki bóg o wzroście sześciu stóp i czterech cali, czarnych włosach, zielonych oczach i muskularnym ciele.

„Dlaczego tu jestem?” zapytałem, przechodząc do sedna sprawy.

„Oczywiście na twoją koronację, nadszedł czas, abyś objął tron,” powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

„Po tym wszystkim nadal myślisz, że obejmę tron? Ludzie mnie nienawidzą, ojcze, nie lubią mnie tutaj.” Próbowałem kontrolować ton głosu, ale na końcu mojej tyrady wyrwał mi się warkot.

Stał tam, patrząc na mnie. „Nie wychowałem tchórza, Alejandro,” krzyknął, jego warkot był tak samo potężny jak mój.

„Masz rację, nie wychowałeś tchórza, ojcze, bo w ogóle mnie nie wychowałeś. Wysłałeś mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałem,” miałem już wychodzić, gdy jego słowa mnie zatrzymały.

„Umieram, moje dziecko,” jego słowa mnie sparaliżowały, stałem tam, trzymając klamkę drzwi, ciężko oddychając. „Nie mam już dużo czasu, ostatnią rzeczą, którą chcę zobaczyć przed śmiercią, jest ciebie na tronie, przejmującego twoje prawo do tronu,” wyjaśnił, a po tych słowach w pokoju zapanowała martwa cisza.

„Zrobię to, tylko dlatego, że nie jestem potworem, za jakiego mnie uważają,” i z tymi słowami wyszedłem.

Sorin czekał na mnie, a patrząc na jego twarz, słyszał wszystko. Uśmiechnął się zachęcająco, na co skrzywiłem się. Nie chcę tego robić, ale jak zawsze, nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia.

Mam nadzieję, że już go nie zobaczę. Byłem pewien, że nie odpuści, nie po tym, jak zraniłem go tak głęboko. Mam tylko nadzieję, że poszedł dalej, ale znając go, może czekać na swoją szansę, aby mnie zniszczyć...

Previous ChapterNext Chapter