Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 4: W którym jest bezwzględny

Na zewnątrz było ciemno, a zegar wskazywał godzinę 21:00. Isla ziewnęła, przeciągając się na kanapie, a Alexander stał tuż za nią.

Czy on nigdy się nie męczy stojąc? - pomyślała. Było jej go szkoda, jego nogi musiały boleć w nocy.

"Alex?" powiedziała, zwracając na siebie jego uwagę.

"Tak, proszę pani?" zapytał.

"Czy ty się nie męczysz? Czy twoje nogi nie bolą?" zapytała, spoglądając na niego z troską w oczach.

Jego serce zmiękło na widok jej troski. Jej pytanie było tak niewinne, trudno było uwierzyć, że ten anioł jest córką notorycznego bossa mafii.

"Nie, proszę pani, jestem do tego przyzwyczajony, trenujemy to" wyjaśnił krótko.

Pokiwała głową, nadal niezadowolona, ale to była jego praca, więc nie mogła nic na to poradzić.

Kolejne ziewnięcie wyrwało się z jej ust, a ona przetarła oczy. Była bardzo zmęczona.

"Dobrze, Alex, idę spać, podobało mi się twoje towarzystwo dzisiaj, teraz ty też idź spać i zobaczymy się jutro" powiedziała sennie, a on zauważył, że jej oczy były lekko czerwone od zmęczenia.

Sprawiło to, że chciał ją otulić kocem. Dziwne pragnienie.

"Dobrze, proszę pani, dobranoc" powiedział, odprowadzając ją do schodów, gdy sennie udała się do swojego pokoju.

Westchnął, patrząc, jak odchodzi.

Miał przed sobą długą noc.

"Twoim celem misji jest wejść i najpierw ewakuować cywilów z klubu nocnego, na dole klubu jest podziemne piętro, główna baza narkotykowa rodziny Costello, to jest ich główne źródło dochodu, więc musisz spalić budynek, schwytać kilku ludzi dla informacji i to wszystko" briefował Richard Gambino.

Alexander stał z założonymi rękami, uważnie słuchając wraz z innymi mężczyznami.

"Ilu ludzi mam zabrać?" zapytał Alexander, jego spojrzenie było badawcze.

"20" odpowiedział Richard, a brwi Alexandra zmarszczyły się, wyraz dezaprobaty pojawił się na jego twarzy.

"Nie, za dużo" powiedział Alexander, nie zgadzając się.

"Czy posiadanie przewagi liczebnej nie jest dobrą rzeczą?" zapytał Richard, zaciskając szczęki.

"Nie w tym przypadku, nie chcemy być zauważeni przez cywilów ani alarmować ludzi Costello, im mniej nas będzie, tym lepiej, będziemy mieli przewagę zaskoczenia" wyjaśnił Alexander.

"Dobrze, ile ludzi sugerujesz?" zapytał Richard.

"Maksymalnie sześciu" powiedział Alexander, patrząc mu w oczy.

"Jesteś pewien? Nie chcę, żebyś zawalił tę misję" Richard spojrzał na niego, kalkulując.

"Jestem pewien, nie zawiedziemy" zapewnił Alexander.

"Zdecydowane, sześciu ludzi, twój wybór, powodzenia" powiedział Richard i z tymi słowami opuścił teren, zostawiając Alexandra z dwudziestoma innymi mężczyznami, którzy na niego patrzyli.

"Dobrze, potrzebuję sześciu, dobrych" powiedział.

Muzyka dudniła w klubie nocnym, dyskotekowe światła lśniły, a fluorescencyjne farby na ciałach młodych ludzi świeciły.

To był bardzo zatłoczony klub nocny. Działało to zarówno na ich korzyść, jak i niekorzyść, biorąc pod uwagę, że łatwo było pozostać niezauważonym wśród tak dużej masy ludzi, ale trudno było ich ewakuować.

Alexander powiedział pozostałym sześciu mężczyznom, żeby się rozproszyli. Wszyscy byli ubrani odpowiednio, aby wtopić się w tłum, wszyscy porzucili swoje zwykłe czarne garnitury na rzecz casualowych ubrań.

Alexander przechadzał się po tłumie, obserwując otoczenie i myśląc o sposobie na stworzenie jakiegoś rodzaju dywersji, aby wyprowadzić ludzi na zewnątrz.

Widział mężczyzn Costello w czerni stojących na baczność, ale nie pozwolił, aby to go rozproszyło od zadania, które miał przed sobą. Mógł samodzielnie zlikwidować co najmniej dwudziestu ludzi.

Uśmiechnął się do siebie, gdy zobaczył alarm przeciwpożarowy na ścianie na końcu.

Kierując się w stronę alarmu osłoniętego szkłem, rozejrzał się, czy ktoś go zauważył. Widząc, że wszyscy są zajęci swoimi sprawami, podniósł łokieć z siłą i rozbił szkło, czując, jak odłamek wbija mu się w łokieć, ale nie przejmował się tym, gdyż w sekundę go wyciągnął i nacisnął alarm przeciwpożarowy.

Wycie alarmów przeciwpożarowych wywołało chaos wśród ludzi, którzy tratowali się nawzajem, próbując dostać się do wyjścia ewakuacyjnego, a niektórzy nawet do wejścia.

Idealna dywersja, aby mogli dostać się do podziemnej bazy, podczas gdy ludzie Costello zajęli się opanowaniem tłumu.

"Szefie, znaleźliśmy wejście do bazy, jest blisko baru, po prawej stronie, schody prowadzące w dół, dwóch strażników wcześniej go pilnowało, ale zajęli się tłumem" powiedział jeden z ludzi Gambino przez słuchawkę, którą każdy z nich miał.

"Dobra robota, czekajcie na nas, nie wchodźcie sami, zaskoczymy ich razem" rozkazał Alexander, na co wszyscy odpowiedzieli "tak, szefie".

Alexander skierował się tam, gdzie wskazał mu jego człowiek, i rzeczywiście było tam wejście, schody prowadzące prosto w dół, ale coś mu się nie podobało.

Nie zostawiliby tak ważnego wejścia bez ochrony, chyba że mieliby ludzi gotowych do zasadzki na dole.

"Bądźcie gotowi do akcji, moje przeczucie mówi mi, że czekają tam na nas w zasadzce i nie wiemy, ilu ich jest. Gotowi?" Alexander spojrzał na nich, gdy wszyscy wyciągnęli swoje rewolwery, kiwając głowami na potwierdzenie.

Alexander zajął prowadzenie, schodząc powoli po schodach z ostrożnością, jego zespół za nim.

Rzeczywiście, gdy ostatni z nich zszedł po schodach do bazy, zostali zaatakowani przez co najmniej 12 ludzi Costello, wszyscy uzbrojeni.

"Dwóch na każdego, chłopaki, do dzieła!" Alexander wykrzyknął rozkaz, zanim on i jego ludzie rzucili się na ludzi Costello, a strzały rozległy się wszędzie.

Alexander strzelał z precyzją, trafiając trzech między oczy w ciągu kilku sekund, zanim schował się za beczką z metamfetaminą.

Przeładowywał broń, gdy został zaskoczony przez mężczyznę, który zaatakował go i uderzył Alexandra prosto w twarz.

Temperament Alexandra wybuchł.

To jedno uderzenie było wszystkim, na co tamten mężczyzna zdołał się zdobyć, gdy Alexander powalił go na ziemię, zasypując jego twarz ciosami, aż stała się krwawą miazgą.

"Powinieneś go zostawić przy życiu, zastrzeliliśmy wszystkich innych" powiedział jeden z ludzi Gambino.

Racja, musieli zostawić jednego lub dwóch do przesłuchania.

"Masz szczęście. Dziś nie zginiesz z mojej ręki" wysyczał Alexander, wstając.

Ludzie Gambino wyciągnęli nieprzytomnego mężczyznę ze sobą, a za sobą podpalili całe miejsce.

Previous ChapterNext Chapter