




ROZDZIAŁ 2
ZION
Zemsta. Pochłania mnie całkowicie. Jest siłą napędową w moim życiu. Moja nienawiść do Winter stała się obsesją, płonącym ogniem, który tli się we mnie od lat. Dziś osiągnęła nowy szczyt.
Zobaczenie jej ponownie, po tylu latach unikania, jest jak upojny zastrzyk adrenaliny. Nie wierzyłem mojemu ojczymowi, kiedy powiedział, że ona tu przyjedzie. Część mnie miała nadzieję, że to kłamstwo, ale mroczniejsza część pragnęła, by to była prawda. Myśl o tym, że będzie blisko, w zasięgu mojej ręki, jest niemal zbyt ekscytująca, by to znieść.
Przez lata trzymałem się od niej z daleka, unikałem jakiegokolwiek kontaktu i trzymałem dystans. Ale teraz jest tutaj, w moim domu, i wszystkie stłumione emocje wypływają na powierzchnię.
Moje palce zaciskają się w pięści na myśl o byciu blisko niej. Patrzenie, jak rozgląda się z tym zdezorientowanym zmarszczeniem brwi—jest oszałamiająca, bardziej niż zapamiętałem. Moje ręce pragną jej dotknąć, naznaczyć ją, poczuć jej skórę przy mojej. Chcę wdychać jej zapach i pozwolić, by mnie przytłoczył. Ale nie mogę pozwolić sobie na uleganie jej urodzie.
Przypominam sobie, że jej urok to tylko fasada, maska ukrywająca brzydką prawdę pod spodem. Winter to nic więcej jak kłamczucha, udająca wśród płytkiej tłuszczy. Nie mogę sobie pozwolić na utratę koncentracji.
Patrząc, jak Winter się zbliża, zimne, niepokojące uczucie zaciska mi się w piersi. Porusza się z tą gracją, bezwysiłkowym urokiem, uśmiechając się lekko, co wydaje się niemal smutne. Jej oczy spotykają moje, a ona mówi:
"Przepraszam, Zion. Minęło tyle czasu, odkąd cię widziałam, i przytuliłam cię bez zastanowienia. Tęskniłam za tobą."
Na chwilę wszystko wokół nas znika. Jej głos, choć złagodzony przez lata i odległość, przecina mgłę mojej złości. Widzę wysiłek za jej uśmiechem, nadzieję na odrobinę ciepła lub uznania.
Ale nie daję jej tej satysfakcji. Patrzę na nią, z wyrazem twarzy beznamiętnym, unosząc piwo do ust. Gorzki smak nie łagodzi wściekłości, która we mnie kipi. Obecność Winter przypomina o przeszłości, którą próbowałem pochować, i nie jestem gotowy, by się z nią zmierzyć, zwłaszcza nie z nią.
Biorę kolejny łyk, unikając jej spojrzenia, i pozwalam, by cisza rozciągała się między nami. Jej uśmiech lekko gaśnie, a ja widzę ból w jej oczach, gdy czeka na odpowiedź, która nigdy nie nadejdzie. Ciężar naszej wspólnej historii wisi w powietrzu, ale nie zamierzam pozwolić, by to przełamało moją twardą zewnętrzność.
"Jesteś na mnie zły z jakiegoś powodu?" pyta Winter, jej głos przepełniony mieszanką troski i niepewności.
"Nie," parskam, choć mój ton zdradza kipiącą wściekłość. Jasne jak dzień, że nie jestem zachwycony jej widokiem, ale odmawiam dać jej satysfakcję z poznania, jak głęboko sięgają moje urazy.
"Jesteś pewien?" naciska, odgarniając kosmyk włosów za ucho, starając się zachować spokój.
Mruczę w odpowiedzi, nie mając siły na prawdziwą rozmowę. Nie jest tego warta.
"Dopiero co przyjechałam godzinę temu i nie miałam jeszcze okazji się rozpakować. Nie że mam dużo do rozpakowania—nie jestem modnisią, lubię utrzymywać rzeczy proste," śmieje się nerwowo, jej uśmiech gaśnie, gdy patrzy na mnie.
"Chyba powinnam się za to zabrać."
Winter wymusza uśmiech, próbując zbudować most między nami z nadzieją w oczach. Jej spojrzenie migocze smutkiem i dyskomfortem, ale pozostaję obojętny.
Spojrzenie Winter opada, a ona bawi się brzegiem swojego talerza, wyraźnie czując się nieswojo z chłodnym przyjęciem. Cisza się przedłuża, ciężka i namacalna. Próbując ponownie spotkać mój wzrok, szuka jakiegokolwiek znaku uznania lub ciepła, ale znajduje tylko ścianę obojętności.
"Cóż, um, chyba zobaczymy się później..."
Spogląda na mnie, ale nie odpowiadam.
Z westchnieniem rezygnacji podnosi talerz, brzęk sztućców brzmi głośniej, niż powinien. Jej ramiona lekko opadają, gdy odwraca się, by odejść, jej kroki niepewne i powolne. Ciężar naszego niewypowiedzianego napięcia wisi między nami, a ja czuję jej dyskomfort w powietrzu.
Clark staje obok mnie, obserwując jej oddalającą się sylwetkę, ale ja pozostaję skupiony na moim piwie, gniew bulgoczący pod powierzchnią, gdy patrzę, jak Winter znika w tłumie.
"To ona?" pyta, skinieniem głowy wskazując Winter z ciekawym spojrzeniem.
"Tak, to ona," wciąż gotujący się gniew.
"Jest ładna, w stylu Królewny Śnieżki," komentuje Clark. Nie myli się—poza złotymi włosami, ma tę samą bladą skórę i czerwone usta, które pasują do opisu Królewny Śnieżki. I przypuszczam, że to czyni mnie myśliwym. Ale w przeciwieństwie do bajki, moja historia z nią nie będzie miała szczęśliwego zakończenia. Ten myśliwy jest tu, by ją upolować, a ona jest moją zdobyczą.