




Rozdział 8
Faith's POV
„Pani, pan Campbell jest naprawdę zainteresowany naszym nowym projektem i planuje nas przyjąć. Czy mam umówić spotkanie z nim?” zapytała moja asystentka, podczas gdy podpisywałam kilka dokumentów. „Tak, i upewnij się, że będzie to po 14:00, ponieważ wcześniej jestem bardzo zajęta,” powiedziałam spokojnym tonem. „Oczywiście, pani. Czy jest coś jeszcze, co mam zrobić?” zapytała cicho. Zamknęłam teczkę i spojrzałam na nią. „Nie... możesz już iść do domu... Dziękuję, Lily,” powiedziałam bez wyrazu. Skinęła głową i opuściła pokój.
Kontynuowałam czytanie kilku ważnych dokumentów, aż usłyszałam pukanie do drzwi. „Proszę wejść,” podniosłam głos. Usłyszałam otwierające się drzwi i kroki zbliżające się do mnie. Spojrzałam w górę i westchnęłam, widząc postać przede mną. 'Dlaczego on zawsze musi się pojawiać i psuć mi nastrój?'
Zignorowałam jego obecność i wróciłam do swoich dokumentów. Usłyszałam, jak krzesło przede mną skrzypi, gdy postać usiadła. Czułam jego wzrok palący moją twarz, co sprawiało, że byłam sfrustrowana i zdenerwowana. Zacisnęłam zęby i spojrzałam wściekle na drania przede mną. „Co cię, kurwa, gryzie?... Czy nie masz nic lepszego do roboty niż mnie dręczyć?” zapytałam zirytowanym głosem. On tylko uśmiechnął się do mnie i nachylił się bliżej stołu. „W końcu mnie zauważyłaś,” szepnął, powodując, że przewróciłam oczami.
„Co tu robisz?” zapytałam go zimnym tonem. „Tęsknię za tobą,” powiedział bez wahania. Spojrzałam na niego bez wyrazu i przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie, zanim przerwałam kontakt wzrokowy. „Jestem zajęta, więc proszę przestań mnie niepokoić, panie Williams.” „Atlas,” powiedział. „Mów mi Atlas... Nienawidzę, gdy jesteś wobec mnie formalna. Minęły lata, odkąd słyszałem moje imię z twoich ust. Nienawidzę, gdy mówisz do mnie panie Williams,” powiedział z bólem. Prychnęłam. „Cóż... to twoje nazwisko... Jak chcesz, żebym cię nazywała? ...może pan Dupek, czy pan Oszust? co?” syknęłam, sprawiając, że odwrócił wzrok w poczuciu winy. „P...proszę Fai ja-”, „dla ciebie to pani Abdella,” stwierdziłam. „Fai-”, „powiedziałam, że dla ciebie to pani Abdella, panie Williams... Nie mamy żadnych relacji i ponieważ pracujemy razem, radzę ci mówić do mnie pani Abdella,” rozkazałam chłodno. „Fai-pani Abdella... proszę, nie rób mi tego... nam,” wyszeptał z smutkiem.
Zaśmiałam się bez humoru, unosząc brew. „Nam?... Proszę, wyjdź ze swojego świata marzeń i zmierz się z rzeczywistością... nie ma żadnego 'nas', panie Williams,” powiedziałam spokojnie. „Nie... jest 'my'... zawsze było i udowodnię ci to.” Spojrzałam na niego przez kilka sekund... cisza nas otaczająca sprawiła, że byłam jeszcze bardziej zirytowana. Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. „Dokąd idziesz?” zapytał mnie nieznanym tonem. „Z dala od ciebie,” wyplułam i kontynuowałam marsz, aż poczułam, jak ręka chwyta mnie, przyciągając do twardej piersi, która swoją drogą czuła się jak kamienna ściana. „Co do cholery... puść mnie,” warknęłam ze złością. Atlas owinął ramię wokół mojego pasa i przyciągnął mnie bliżej siebie, powodując, że zaczęłam się szarpać. Pchnęłam go tak mocno, jak tylko mogłam, ale nie puścił. „Przekraczasz swoje granice teraz, panie Williams, zabierz swoje brudne ręce z mojego ciała natychmiast!” powiedziałam groźnie. „Brudne ręce?.... Fai, to są te same ręce, które cię dotykały i-” zatrzymał się, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Powoli mnie puścił, powodując, że odepchnęłam go, co sprawiło, że się zachwiał. Spojrzał na mnie z poczuciem winy. „Fai ja.... Przepraszam, nie chciałem-” przerwałam mu, prychając. „Mówisz o tych samych rękach, którymi pieściłeś ją, dotykałeś ją i tych samych rękach, którymi podniosłeś rękę na mnie... o tych rękach mówisz?” szydziłam.
"F-fai," powiedział drżącym głosem, z którego wyciekał żal. "Ja... przepraszam..."
"Twoje przeprosiny nic nie zmienią," syknęłam, a łza spłynęła po moim policzku. "Przestań mnie denerwować... przestań mnie ścigać, bo nigdy ci nie wybaczę... nigdy." Pociągnęłam nosem i odwróciłam wzrok.
Poczułam, jak zbliża się do mnie. Podniósł rękę, co sprawiło, że się wzdrygnęłam. Wyglądał na zaskoczonego, czerwone oczy z lekkimi łzami. "Fai," wyszeptał, patrząc na mnie z pełnym smutkiem. "Nigdy cię nie skrzywdzę, moja miłości, i... nie zostawię cię, Fai... jesteś moja, Fai... zawsze byłaś... nie poddam się... nam... nigdy," powiedział z pewnością siebie, na jego twarzy nie było już żadnych emocji. "Nie jestem twoja, panie Williams... i nigdy nie będę. Należysz już do kogoś innego, a ona do ciebie... już mnie nie ma w twoim życiu, tak jak mi to kiedyś powiedziała. Więc rusz dalej i pozwól mi ruszyć dalej... może pewnego dnia znajdę kogoś, kto naprawdę mnie pokocha i zaufa mi choć raz," powiedziałam cicho, łza spłynęła po moim policzku, celowo mówiąc o kimś, kto mnie pokocha, co nigdy się nie stanie, bo miłość już nie istnieje w moim świecie.
Nagle zostałam wciągnięta w jego ramiona. Objął mnie mocno, zamykając mnie w swoim uścisku. "Nikt nie pokocha cię tak jak ja... nie będziesz należeć do nikogo... ZROZUMIANE?... DO NIKOGO, TYLKO DO MNIE. Nikt cię ode mnie nie ukradnie... odzyskam cię, moja niepokorna anielico. Zrobię wszystko, ale nie pozwolę ci tak łatwo ruszyć dalej. Wiem, że cię zraniłem... wiem, że na ciebie nie zasługuję, ale Fai..." ujął moje policzki, a łza spłynęła po jego oku, podczas gdy patrzyłam na niego z niedowierzaniem. "Kocham cię tak bardzo... tak cholernie bardzo... nie rozumiesz... nie rozumiesz, jak szalony się staję, gdy wspominasz o innym mężczyźnie w swoim życiu lub nawet widzę cię z innym mężczyzną... to mnie zabija, to..."
"To cię zabija?" zapytałam go z szokiem i niedowierzaniem... "Zabija cię widok mnie z innym mężczyzną?... zabija cię nawet usłyszenie imienia mężczyzny w moim życiu, co?... to jak myślisz, co ja czułam, kiedy WIDZIAŁAM CIĘ Z NIĄ!... JAK MYŚLISZ, CO CZUŁAM, KIEDY CAŁOWAŁEŚ JĄ ZA KAŻDYM RAZEM, KIEDY SIĘ POJAWIAŁEŚ PRZEDE MNĄ?... JAK MYŚLISZ, CO CZUŁAM, KIEDY SŁYSZAŁAM TWOJE CHOLERNE JĘKI Z INNEGO POKOJU, KIEDY KOCHAŁEŚ SIĘ Z NIĄ?... jak myślisz, co czułam, gdy dowiedziałam się, że jesteś z nią żonaty, a nie ze mną?... myślisz, że czułam się normalnie?... myślisz, że to było łatwe dla mnie?... To mnie cholernie zabiło... to mnie złamało... to rozbiło moje serce, widząc inną kobietę w twoich ramionach... więc nie udawaj, że cię to zabija, bo nie jestem oszustką jak ty... byłam wierna przez ostatnie 5 lat... przynajmniej nie widziałeś mnie z innym facetem, zachowującą się jak jakaś dziwka, jak mnie nazwałeś... teraz wynoś się z moich oczu," wybuchnęłam na końcu, a łzy teraz spływały po moich policzkach.
Odwróciłam się od niego i wściekle wytarłam policzki. Znów poczułam, jak jego ramiona obejmują mnie w talii od tyłu, a wilgoć na mojej szyi. Płakał, ale nie obchodziło mnie to... już mnie to nie obchodziło. "Przepraszam, Fai... tak cholernie przepraszam... byłem cholernym dupkiem... wiem... i przepraszam za wszystko, co zrobiłem... ale pozwól mi cię wyleczyć, moja miłości... proszę... pozwól mi wejść... proszę, tylko jedna szansa... tylko jedna szansa, mój aniele... proszę... proszę," błagał.
Starłam świeże łzy i odepchnęłam go od swojego ciała. "Nie pokazuj mi się więcej na oczy," powiedziałam zimno i opuściłam pokój, zostawiając go za sobą.
"Nie zakocham się w tobie ponownie, panie Williams... nie powtórzę swojego błędu," wyszeptałam do siebie z determinacją i pewnością siebie, kontrolując łzy, które chciały wypłynąć.