




5.
Chandler i Farryn wpatrywali się w siebie w milczeniu, klatka piersiowa Farryn unosiła się i opadała szybko z powodu jej przyspieszonego oddechu, a łzy spływały po jej policzkach. Chandler stał wyprostowany jak struna, napięty i gotowy na wszystko, co mogło nadejść. To Farryn pierwsza przerwała kontakt wzrokowy. Z gwałtownym wydechem odwróciła całe ciało, mocno ściskając nasadę nosa. „Nie wiem, kim teraz jestem, ale wiem, kim nie jestem. Mogłam stracić swojego wilka, ale nigdy nie sprzymierzę się z nimi.” Szczęka Chandlera zacięła się, gdy skrzyżował ramiona na piersi. Chciało mu się chodzić tam i z powrotem, ale nie odważył się spuścić z niej oka.
Utrata wilka powinna doprowadzić ją do szaleństwa, a może już była szalona i tylko to ukrywała. Część jej duszy brakowała, co mogło wyjaśniać, dlaczego była tak pogodzona z głodowaniem na śmierć. „Kim ona była?” Pytanie zaskoczyło Farryn, jej głowa szybko zwróciła się ku Chandlerowi, a oczy rozszerzyły się. On jej wierzył.
„Namia, była piękna, bardzo mądra i bardzo silna. Jej futro miało piękny rdzawy kolor, a oczy były jaśniejsze zielone niż moje własne.” Farryn brzmiała tak tęsknie, mówiąc o swoim wilku. Rzadko kiedy ktoś znał imię swojego wilka, zazwyczaj tylko ci z wysoką rangą krwi mieli tak silne połączenie. Chandler obserwował, jak Farryn powoli się uspokajała, myśli o jej lepszej połowie pomagały.
„Chodźmy do domu.” Mruknął cicho, obracając się na pięcie i szybko idąc przez drzewa. Farryn zamrugała raz, otarła oczy, zanim znowu zamrugała, i powoli zaczęła iść za nim. Czy miała prawo nazywać stado swoim domem? Jej serce bolało na tę myśl, ale mała część jej czuła, że to brzmiało tak dobrze, że nigdzie indziej nie chciałaby być. Rzuciła ostatnie spojrzenie przez ramię, gotowa wysłać mentalne pożegnanie, gdy zobaczyła postać wśród drzew, stojącą pośród gruzów. Zaszokowana wciągnęła gwałtownie powietrze, mrugając, gdy odwracała ciało, gotowa biec w stronę postaci, ale po ponownym mrugnięciu już jej nie było. „Farryn?” Głos Chandlera brzmiał tak odlegle, ale powoli odwróciła się do niego, wyraźnie widząc zaniepokojenie w jego oczach.
„Przepraszam. Po prostu się żegnałam.” Skinął głową ze zrozumieniem. Nie zamierzała mu mówić, co widziała, nie była pewna, co to dokładnie było, a wiedziała, że już kwestionował jej stabilność. Farryn znalazła swoje tempo obok Chandlera, nie opierał się ani nie dawał żadnego znaku dezaprobaty. Jej oczy powoli wędrowały po jego ciele, pytanie było wyraźne w jej oczach, ale on nie patrzył na nią. Jakby wiedział, że zacznie go dręczyć, gdyby to zrobił.
„Nie mogę być jedyną, która czuje się teraz otwarta i bezbronna, czy możesz mi powiedzieć coś o sobie, proszę?” Próbowała słabo się zaśmiać, aby ukryć swoje zaniepokojenie. To nie była tajemnica, którą musiała zachować, że jest człowiekiem, ale nie było wiadomo, jak niektórzy z jego współplemieńców mogą na to zareagować.
„Nie ma o czym mówić.” Odpowiedział płasko, jakiekolwiek emocje, które jej okazał, zniknęły, gdy zbliżali się do stada. Farryn ugryzła dolną wargę, a jej palce bębniły o udo podczas marszu.
„Czy mogłabyś przestać?!” Farryn podskoczyła na nagły warkot, który wydobył się z Chandlera, jego oczy były utkwione w jej, ale co jakiś czas zjeżdżały na wargę przygryzioną między jej zębami. Brwi Farryn zmarszczyły się, gdy chwyciła Chandlera za łokieć.
„Przepraszam? Kim ty myślisz, że jesteś?” Warknęła gniewnie. Alfa samce były takie drażliwe. Zmarszczył brwi, jego ręka przeszła przez włosy, co zmusiło Farryn do puszczenia jego ramienia. „Przepraszam, nie wiem, co mnie napadło.” Jego głos był cichy jak dziecko przyłapane na jedzeniu cukierków przed obiadem. Jej górna warga lekko drgnęła w początkach warknięcia, ale to po prostu nie wydawało się właściwe.
„Rozumiem, że niektórzy faceci uważają całą tę ‚bezradną płaczącą kobietę’ za atrakcyjną, ale to żałosne.” Warknęła z wąskimi oczami, zanim ruszyła przed siebie. Praktycznie słyszała, jak przełyka z alarmem.
„Nie, Farryn, to nie tak było. Nie jestem taki.” Zaśmiał się, próbując udawać, że wszystko jest w porządku. „Zamknij się!” Rozkazała ostro, ku jej zdziwieniu jego głowa odskoczyła do tyłu jakby dostał w twarz, ale zamilkł.
Wyraz jego oczu pociemniał, a z piersi wydobył się warkot. „Co to było?” Zażądał odpowiedzi, ale ona nie miała nic do powiedzenia. Zareagował jak każdy słabszy wilk na alfę, albo jak mężczyzna, gdy jest zawstydzany przez swoją partnerkę, ale ona nie była ani alfą, ani wilkiem, a już na pewno nie jego partnerką. Zaczęła kręcić głową, gdy usłyszała dźwięk biegnących kroków, zanim na widok pojawił się młody mężczyzna.
„Alfa! Alfa!” Dyszał cicho, jego oczy były szeroko otwarte z niepokoju. Otworzył usta, aby złożyć raport, zanim jego oczy zauważyły Farryn. Odwróciła głowę, gdy on skierował na nią wrogi wzrok.
„Co?” Warknął. Młody mężczyzna drgnął, po czym szybko odwrócił wzrok. „Przepraszam, Alfa, ale ludzie są na północnej granicy i mówią, że nie odejdą...” Przesunął niespokojnie stopy, zanim skierował wzrok na Farryn. „Dopóki nie porozmawiają z nią.” Farryn i Chandler spojrzeli na młodego mężczyznę z szeroko otwartymi oczami, czy on naprawdę to powiedział?
„Dlaczego?” Zapytała, a zamieszanie w jej oczach i głosie jasno wskazywało, że nie miała pojęcia, kim są ci ludzie ani dlaczego chcą z nią rozmawiać. To nie powstrzymało Chandlera przed zwróceniem się przeciwko niej. Jego duże dłonie mocno chwyciły jej górne ramiona, jego tęczówki wirowały, a błękit nieba w jego oczach wilka zaczął przenikać się z brązowymi.
„Prawie mnie oszukałaś.” Warknął, jego kły wysunęły się groźnie. Krótka złość, którą wcześniej czuła, szybko ustąpiła miejsca świeżemu strachowi. Jej ciało zaczęło drżeć, zanim zaczęła gwałtownie kręcić głową.
„Nie, nie, Chandler, nie! Ja-nie kłamałam!” Młody mężczyzna cofnął się niekomfortowo, a uścisk Chandlera na jej ramionach się zacieśnił.
„Dla ciebie to Alfa Chandler, i będziesz miała szczęście, jeśli jeszcze zobaczysz swoich cennych ludzi.” Jego oczy błysnęły na niebiesko, gdy obnażył zęby, a jego ręce zacisnęły się jeszcze mocniej, gdy Farryn wydała krzyk bólu, gdy jej kość ramienna pękła w obu ramionach. Jej wzrok zamglił się na biało, gdy poczuła tylko palący ból w ramionach. Jej oczy przewróciły się, a ona pragnęła tylko zemdleć, wiedząc, że ból na chwilę ustanie, ponieważ nie poczuje go w swojej podświadomości. Jednak nie mogła sobie na to pozwolić, wiedząc, że on jest gotów zabić ją tu i teraz.
„Nigdy nie nazwę siebie człowiekiem. Nie jestem jednym z nich!” Farryn ciężko dyszała, zmuszając się do skupienia wzroku. „Wypuść mnie. Puść mnie.” Jego oczy znów wirowały, brąz przenikał się z niebieskim, ukazując walkę między człowiekiem a bestią. „Puść mnie teraz! Nie masz prawa mnie dotykać i wypuścisz mnie... teraz!” Tak jak za pierwszym razem, gdy na niego warknęła, jego oczy wróciły do brązowego koloru i szybko ją puścił tym razem. Oparła się rosnącej chęci, by go uderzyć, mimo że jej ramiona były teraz złamane.
Obaj mężczyźni wpatrywali się w ciszy, Chandler w kobietę, a młody mężczyzna w swojego alfę. Policzki Chandlera zaczerwieniły się, ale jego oczy były przerażone. Młody mężczyzna szybko przybrał neutralny wyraz twarzy, gdy jego alfa zwrócił się do niego. Udawał, że nic nie widział, jeśli to oznaczało, że zachowa swoje życie.
„Powiedz im, że ona wkrótce tam będzie.” Warknął. Ku jego rozczarowaniu, młody mężczyzna spojrzał na Farryn, zaledwie drgnięciem oczu. Jej podbródek ledwo się uniósł, ale Chandler zauważył ten najmniejszy ruch. Młody wilk wtedy szybko się odwrócił i pobiegł, zostawiając parę samą. Chandler zrobił kilka kroków w stronę, zanim szybko się odwrócił do niej, „Chcę, żebyś opuściła moje terytorium. Porozmawiasz z ludźmi, sprawisz, że odejdą, a potem już nigdy nie zbliżysz się do mojego stada po dzisiejszym dniu.”
Chandler nawet nie spojrzał jej w oczy, gdy mówił, jakby nie mógł się na to zdobyć. Prawie jakby bał się spojrzeć jej w oczy. Farryn wypuściła drżący oddech, musiała zachować jasny umysł mimo palącego bólu i strachu w sercu, gdy kierowała się na północną granicę, aby spotkać się z ludźmi.