Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 3

Sasha leżała na łóżku po wieczornych wydarzeniach, wpatrując się w drewniane listwy, które podtrzymywały łóżko Kalani. Liczyła linie, które wyryła w drewnie po każdym z ataków Tiffany. 477 okrutnych ataków w ciągu 5 lat. 9 z nich prawie zakończyło życie Kalani. Jej dłonie zacisnęły się w pięści. O tak, ta suka zapłaci. Dopilnuje tego, nawet jeśli miałoby ją to zabić, a tak się stanie. Wyraz twarzy Tiffany, kiedy ją nazwała, uczynił cały wieczór bardziej znośnym. Myślała, że jest bezpieczna. Zwycięstwo miało gwarantować przetrwanie, a nie wyrok śmierci.

Nikt nigdy wcześniej nie wybrał wszystkich dostępnych kobiet z jednej rodziny, ale dwie rzeczy nie miały się wydarzyć pod jej nadzorem. Kalani nie zostanie tu sama, by cierpieć z powodu przemocy, a ta suka z ich rodziny nie będzie żyła, jeśli one nie mogą. Cały wieczór proszono ją, by przemyślała swoją decyzję, ale było już po wszystkim. Było to już zapisane w księdze hodowlanej i nie dało się tego cofnąć. Miała dość powtarzania wszystkim tej samej odpowiedzi. „To nasz honor reprezentować nasz lud jako rodzina. Nie wyobrażam sobie nikogo lepszego u mojego boku niż moje siostry.”

Sama myśl o tych słowach sprawiała, że chciała wymiotować, kiedy jedyne, czego pragnęła, to powiedzieć, że chce, aby ta śmieć umarła. Zaśmiała się cicho do siebie, przesuwając palcami po znakach, czerpiąc dumę ze swojej zdolności do bycia politycznie poprawną, kiedy tego potrzebowała. Tiffany umrze przed Kalani, to Sasha obiecała, nawet jeśli musiałaby zakraść się do jej sypialni i poderżnąć jej gardło, kiedy będzie spała. Delikatne pukanie do okna wyrwało ją z gniewnych myśli. Wstała z łóżka i ostrożnie podeszła do okna. Zerknęła przez zasłony i uśmiechnęła się delikatnie, gdy zobaczyła Ethana stojącego na parapecie za oknem. Odsunęła zasłony i otworzyła okno.

„Co tu robisz?” – syknęła.

„Chciałem cię zobaczyć.”

Pokręciła głową, wzdychając.

„Przychodząc tutaj, narażasz nas oboje na karę.”

„Wiem” – wyszeptał, sięgając, by dotknąć jej policzka. „Nie mogę uwierzyć, że zmuszają cię do wyjazdu.”

„Ja też. Zastanawiam się, co się zmieniło.”

Jego kciuk przesunął się po jej dolnej wardze. „Uciekniemy. Weźmiemy trochę rzeczy i wyjedziemy razem.”

„A co z Kalani?” – zapytała, wskazując za siebie. „Nie zostawię jej.”

Westchnął i wsunął ręce do kieszeni. „Wiesz, że nie mogę teraz utrzymać trzech osób, ale mogę uratować ciebie. Chodź ze mną, Sash. Pozwól mi się tobą zaopiekować.”

„Nie, Ethan. Nie mogę. Gdybym odeszła z tobą, wiesz, że Tiffany poszłaby za nią. Obwiniłaby mnie za to, że cię odebrałam, i zabiłaby Kalani. Nie pozwolę na to.”

„Dlaczego jesteś tak bardzo nadopiekuńcza w stosunku do niej?”

„Bo nikt inny jej nie ochroni. Jestem wszystkim, co ma.”

„Sash, proszę.”

„Nie!”

Spojrzała na niego gniewnie, gdy próbował przekonać ją wzrokiem, by odeszła z nim. Drzwi otworzyły się za nimi gwałtownie i podskoczyła. Strażnik jej matki przemaszerował przez pokój, chwytając ją za ramię. Jego ręka wbiła się w jej skórę, a ona przełknęła krzyk bólu.

„Co tu robisz, chłopcze? Czy nie wiesz, że złapanie w obecności wybranej kobiety oznacza śmierć dla was obojga, a w tym pokoju są dwie takie kobiety, więc będziesz torturowany przed śmiercią.”

Sasha przewróciła oczami za plecami mężczyzny. „On tylko-”

„Próbowałem pożegnać się z moją dziewczyną. Nie wiedziałem, że jej siostra nie śpi, ani nie spodziewałem się, że zostanę złapany. Ta śmieć właśnie mówiła mi, żebym wracał do domu, zanim wpadniemy w kłopoty. Ona jest cała o honorze, przyzwoitości i tym wszystkim, wiesz.” Przewrócił oczami na strażnika. „Nigdy mnie nie lubiła, więc jestem pewien, że miała tyle radości, wysyłając Tiffany na rzeź.”

Strażnik spojrzał na nią i potrząsnął nią trochę. „To prawda?”

Ethan skinął głową za jego plecami, a Sasha wewnętrznie westchnęła. „Tak.”

„Zmykaj, chłopcze, zanim cię zgłoszę.”

„Mogę poprosić ją, żeby przekazała wiadomość mojej dziewczynie?”

„Szybko.”

„Powiedz... powiedz jej, że ją kocham i że będę za nią tęsknił. Powiedz jej, że zawsze będę ją kochał i nigdy nie będzie innej.”

Sasha spotkała jego spojrzenie. „Jestem pewna, że ona to wie.”

„Mam nadzieję, bo naprawdę tak jest.”

Patrzyła, jak zeskakuje z balkonu, a strażnik zatrzasnął jej okno. Szkło pękło i zaczęło się rozchodzić w pajęczynę. Spojrzał na nią gniewnie, zanim wyciągnął ją z pokoju. Zaprowadził ją do gabinetu jej matki i brutalnie wepchnął do środka, po czym zatrzasnął za nią drzwi, gdy potknęła się i upadła na podłogę. Ręka pomogła jej wstać. Zaskoczona, spojrzała w górę i zobaczyła Radnego Słońskiego. Natychmiast skłoniła się w ukłonie.

"Radny," spojrzała za niego na swoją matkę, "Pani Anastazjo."

"Przestań z tą bzdurą, Sasza, i siadaj," warknęła.

Spojrzała na nią z ciekawością. "Pani?"

Wskazała na czarne, skórzane krzesło przed swoim biurkiem. "Siadaj. Teraz!"

Usiadła. Jej matka była wściekła i nie chciała jej jeszcze bardziej rozzłościć. Za każdym razem, gdy to robiła, obrywało się Kalani. Bogini, jak ona nienawidziła tego miejsca. Gdyby mogła, wysłałaby swoją matkę gdzieś daleko. Matka złożyła palce w piramidkę i oparła na nich podbródek.

"Dlaczego wybrałaś Tiffany?"

"To nasz honor-"

Matka rzuciła się przez biurko i uderzyła ją w twarz. Cios prawie zrzucił ją z krzesła. Wzięła głęboki oddech, zanim ponownie spojrzała matce w oczy.

"Bo to nasz honor, by iść," powtórzyła uparcie.

Matka chwyciła kopertę i rzuciła jej w twarz. Pochyliła się, by podnieść papiery, a potem stuknęła nimi o stół, żeby je wyrównać. Radny Słoński wziął je od niej i szybko ułożył z powrotem w porządku, zanim jej je wręczył. Spojrzała na stos w swoich rękach.

"Co to jest?"

"Twoje zadanie."

Podniosła głowę. "Przepraszam? Jakie zadanie?"

Pochyliła się przez biurko. Sasza utrzymała jej spojrzenie, odmawiając wycofania się. Niebezpieczne wody, które zawsze kończyły się prawie utopieniem Kalani. Matka wiedziała, że Kalani jest jedyną słabością Saszy i wykorzystywała każdą okazję, by to wykorzystać.

"Twoje zadanie. Przestań udawać głupią, dziecko."

Radny stanął za nią i położył ręce na jej ramionach. Sasza musiała przełknąć gorycz, która podniosła się w jej gardle na widok tej znajomości w jego dotyku.

"Masz zlikwidować nowego króla. Cassidy zlikwidowała ostatniego. Ten jest ostatnim mężczyzną z królewskiej linii. Musimy się go pozbyć, zanim wyda na świat jakiekolwiek męskie potomstwo."

"Dlaczego?"

"To moja sprawa, a ty nie musisz się tym martwić."

"A jak mam to zrobić, Mamo?"

"Wszystko, co musisz wiedzieć, jest w tym pliku."

Otworzyła go i zaczęła szybko przeglądać. Przewróciła 9 stron, zanim ponownie spojrzała matce w twarz.

"Jakim zmiennokształtnym on jest?"

"Musisz to sama odkryć."

"Więc jak mam go zabić?"

"Zaprzyjaźnij się z nim. Jesteś mądra. Szybko to rozgryziesz. Nikomu nie mów o swoim zadaniu." Wyciągnęła małe pudełko. "Od teraz będziesz nosić to."

Otworzyła pudełko i przeklęła w myślach, gdy zobaczyła białe soczewki. "Co to jest?"

"Jutro powiemy wszystkim, że obudziłaś się ślepa, przeklęta przez Boginię za wybór swoich sióstr."

"Mamo, nie sądzisz, że-"

"Wyjdź," rozkazała, gdy jego ręce zaczęły pocierać jej ramiona w małych kółkach.

Natychmiast wstała i wyszła. Ledwie drzwi się zamknęły, a już słychać było wyraźnie jęki jej matki. Z obrzydzeniem pospieszyła z powrotem do swojego pokoju. Wróciła do łóżka, by przeczytać plik, a Kalani wychyliła głowę nad krawędzią.

"Aja?"

"Tak, Lani?"

"Możemy się przytulić?"

Wsadziła teczkę pod poduszkę i przesunęła się. Poklepała miejsce obok siebie.

"Chodź."

Lani wtuliła się w jej bok, ziewając.

"Hej, Aja?"

Pogłaskała Kalani po włosach. "Tak?"

"Dlaczego nie powiedziałaś Tiffany, że spotykasz się z Ethanem za jej plecami?"

Uśmiechnęła się w ciemności. "Bo powiem jej w odpowiednim momencie."

"Jaki to moment?"

Pocałowała Kalani w czoło. "Moment, który ją najbardziej zniszczy. Teraz śpij, maleńka. Jutro będziemy mieć bardzo pracowity dzień. Mamy wiele do przygotowania."

"Aja?"

"Tak, Lani?"

"Dlaczego nie poszłaś z Ethanem?"

Sasza wzięła jej rękę i położyła ją na swoim sercu. "Bo jesteś jedyną wiecznością, której chcę, a bez ciebie wieczność nie jest tego warta."

Previous ChapterNext Chapter