




Prolog
Prolog Tursum - Sasha
„Pytam cię jeszcze raz, czy chcesz latać?” szorstki głos wyszeptał jej do ucha.
„Tak,” wyszeptała z trudem łapiąc oddech.
„Odwróć się i zamknij oczy.”
Odwróciła się, a jego ręce spoczęły na jej ramionach, po czym przesunęły się w dół jej ramion, unosząc je na boki w kształcie litery T. Zamknęła oczy, a jej oddech przyspieszył, gdy przycisnął się do niej od tyłu. Wziął jedną z jej dłoni i przyłożył do swoich ust. Skórzasty język przesunął się po jej kostkach, a z jej ust wydobył się niski, niemalże mruczący dźwięk. Chwycił ją za talię i delikatnie ocierał się o nią od tyłu. Jej głowa opadła do tyłu, a ona jęknęła, gdy jego usta przesunęły się na jej szyję, ssąc wrażliwe miejsce tuż nad obojczykiem. Poczuła, jak ciepło zaczyna się w jej wnętrzu i szybko rozprzestrzenia się po całym ciele.
Zaczerpnął powietrza, zanim jęknął. Poczuła jego erekcję wciskającą się w jej dolną część pleców, dodając paliwa do pożądania, które już rozpalało jej ciało. Owinął ramię wokół jej talii mocno, zanim podmuch wiatru uniósł ich w powietrze. Ciężkie skrzydła trzepotały za nią, a ekscytacja związana z szybkim wznoszeniem się jeszcze bardziej zwiększała jej podniecenie. Znów zaczerpnął powietrza. Jego ręka przesunęła się w dół jej ciała, zanim wsunęła się w jej pasek, dotykając ciasnych małych czerwonych loków ukrytych tam.
„Pachniesz cholernie dobrze, aż chciałbym cię zjeść i na pewno chcę spróbować,” warknął i polizał jej szyję.
Dreszcz przeszedł przez jej ciało, zanim wsunęła rękę między nich, by pieścić jego członka przez spodnie. Jęknął. Jego skrzydła znów trzepotały, a jej oczy powoli się otworzyły. Leciał z nią przez chmury. Delikatny, niemalże niewyczuwalny chłód pozostawiał jej skórę wilgotną, a ona ponownie opuściła głowę na jego ramię. Z jej ust wyrwał się radosny śmiech, a w następnym oddechu puścił ją. Jej ciało spadło jak kamień przez powietrze, a ona machała rękami, krzycząc. Zamknęła oczy, przygotowując się na uderzenie, które, jak była pewna, zakończy jej nędzne życie. Czekała wieczność, aż jej ciało eksploduje z niepokoju, ale gdy w końcu uderzyła w ziemię, była miękka. Przetoczyła się, zanim otworzyła oczy i rozejrzała się. Gdzie dokładnie była i jeszcze lepsze pytanie... co się, do cholery, działo?
„KALANI! GDZIE JESTEŚ? WYJDŹ, WYJDŹ, GDZIEKOLWIEK JESTEŚ!”
Jej serce zaczęło bić szybciej i skoczyła na nogi, by pobiec w lewo. Przerażający głos zaśmiał się, a zaraz potem dołączyły do niego dwa inne. Usłyszała, jak zaczynają biec za nią, ścigając ją przez gnijące gałęzie i chrzęszczące liście. Poślizgnęła się na mokrej trawie, gdy próbowała przeskoczyć nad gałęzią, a jej stopa utkwiła pod pniem drzewa. Zaczęła gwałtownie szarpać nogą, gdy panika zaczęła ją dusić.
'No dalej. Proszę! Po prostu mnie puść,' błagała w myślach.
Ledwie udało jej się wyswobodzić, gdy została powalona. Ciało spadło na nią, przygniatając ją. Zaczęła krzyczeć i błagać, uderzając napastników raz za razem.
„PRZESTAŃ! PRZESTAŃ! PROSZĘ. OBIECUJĘ, ŻE NIGDY WIĘCEJ CIĘ NIE ZMARTWIĘ! PROSZĘ, TIFFANY, PRZYSIĘGAM. PUŚĆ MNIE.”
Walczyła, próbując nie dopuścić do tego, by złapali i przygwoździli jej nogi, bezskutecznie. Kolejny chłopak chwycił jej ramiona i podnieśli ją z ziemi. Tiffany uśmiechnęła się złośliwie.
„To ostatni raz, kiedy dotykasz mojego makijażu.” Zaczęła wychodzić z polany. „Chodźcie, chłopcy, tędy.”
Poprowadziła ich tam, gdzie na wysokości około 5 metrów nad jeziorem wisiała huśtawka z opony. Słowa i łzy Kalani były na nic, gdy zajęli swoje pozycje na krawędzi małego klifu. Zaczęli huśtać ją nad krawędzią, a chłopak trzymający jej nadgarstki puścił jeden. Próbowała chwycić jego drugi nadgarstek, ale jego pot sprawił, że był zbyt śliski, by go uchwycić. Spojrzała na swoją starszą siostrę.
„Proszę, Tiff, przepraszam.”
Ona pstryknęła palcami, a chłopcy znów ją rozhuśtali, łatwo rzucając ją nad krawędzią.
„NIE UMIEM PŁYWAĆ,” krzyknęła.
„LEPIEJ SZYBKO SIĘ NAUCZ!”
Jej ciało uderzyło w wodę i natychmiast zostało porwane przez prąd. Woda wlała się do jej ust, a ona zaczęła kopać nogami i machać rękami. Coś owinęło się wokół jej kostki i została wciągnięta na dno. Mimo wszelkich starań nie mogła wrócić na powierzchnię. Jej przerażenie sparaliżowało ją i poddała się. Poczuła coś spływającego po jej policzku i otarła to. Jak to możliwe, że pod wodą są łzy na jej twarzy...
"SASHA! SASHA! POMOCY!"
Jej ciało gwałtownie się obudziło na dźwięk wołania jej imienia i wyskoczyła z łóżka. Skoczyła na skraj łóżka, aby spojrzeć na górne piętro łóżka piętrowego. Jej ciało zamarło, gdy nigdzie nie było widać Kalani. Wybiegła z domu, próbując dokładnie określić, skąd dochodzą krzyki jej młodszej siostry. Pobiegła do lasu.
"No dalej, kochanie. Powiedz mi, gdzie jesteś."
"PRZESTAŃ! PRZESTAŃ! PROSZĘ. OBIECUJĘ, ŻE NIGDY WIĘCEJ CIĘ NIE ZACZEPIĘ! PROSZĘ, TIFFANY, PRZYSIĘGAM. PUŚĆ MNIE."
"Cholera!"
Zatrzymała się na małej polanie, aby obrócić się w kółko. Gdzie ona była?
"Wiesz, dokąd idą," szepnęła do siebie.
Pokiwała głową, zanim pobiegła w prawo, kierując się w stronę klifu nad huśtawką z opony. Zbliżała się do szczytu, kiedy usłyszała, jak Tiffany krzyczy na Kalani.
"NAUCZ SIĘ SZYBKO!"
Przyspieszyła nogi i w mgnieniu oka skoczyła przez krawędź klifu. Uniosła ręce nad głowę, kierując się w stronę piany, którą tworzyło ciało lądujące na powierzchni wody. Gdy tylko jej ciało uderzyło w wodę, przecięła ją, popychając się w stronę dna. Kalani zobaczyła ją i zaczęła się mocniej szarpać. Sasha napędziła się do dna i owinęła rośliny wokół ramienia, zanim wyrwała je z gleby. Owinęła ramię wokół talii Kalani i zabrała ją na powierzchnię. Przebiły się przez wodę, a Kalani zaczęła kaszleć i krztusić się. Sasha zaczęła kierować się w stronę małej plaży kilkadziesiąt metrów od nich, ciągnąc za sobą Kalani. Padły wyczerpane, a Kalani kurczowo trzymała się ręki Sashy, drżąc.
"Dziękuję."
Sasha ścisnęła jej palce. "Mówiłam ci, że to ja i ty na zawsze."
"Skąd wiedziałaś, gdzie jestem?"
Sasha obróciła się w jej stronę i wsunęła mokre włosy za ucho. "Miałam sen i wiesz, że zawsze ufam swoim snom."
"Przepraszam. Nie powinnam była pożyczać jej błyszczyka."
"Nie, nie powinnaś była kraść jej błyszczyka, ale ona nie powinna była próbować cię zabić. Kiedy wrócimy do domu, powiem jej, co o niej myślę, obiecuję."
Jej oczy rozszerzyły się ze strachu, a łzy napłynęły do oczu.
"Proszę, nie rób tego. Wiesz, że jest ulubienicą mamy i to my będziemy ukarane."
Sasha uśmiechnęła się do niej. "Zaufaj mi, mam to, kochanie." Dotknęła swojego skroni. "Jestem magiczna, pamiętasz?"
Kalani zachichotała. "Co zamierzasz zrobić?"
"Zobaczysz." Sasha wstała i podciągnęła siostrę. "Chodźmy wpaść w kłopoty, co ty na to?"
Powoli wracały do ogromnej, czteropiętrowej rezydencji, którą posiadała ich matka. Kalani zwolniła nerwowo na widok Tiffany, jej chłopaka i jego brata. Sasha stanęła przed nią, aby zablokować ich widok, gdy szły do domu. Sasha umieściła ją w ich pokoju, zanim sama się osuszyła i przebrała. Wskazała na okno i przyłożyła palec do ust.
"Obserwuj, ale nie daj się zobaczyć, dobrze?"
Pokiwała głową i podeszła do okna. Sasha szybko wróciła na podwórko i podeszła do Ethana. Zatrzymała się przed nim. Spojrzał na nią.
"Czego chcesz, wieśniaro?"
"Pamiętasz nasz zakład? Ten, który przegrałeś?"
"Tak, a co z nim?"
"Wzywam twoje długi."
Zaniemówił. "Co?"
"Słyszałeś mnie. Tutaj i teraz."
"A jeśli odmówię?"
Uśmiechnęła się i odwróciła głowę, aby spojrzeć na Tiffany. "Czy jesteś świadoma naszego zakładu?"
Zmarszczyła brwi. "Nie. O co chodziło?"
"Założył się, że-"
Została pociągnięta do przodu i wylądowała na nim. Podniósł jej twarz i przycisnął swoje usta do jej. Spojrzała Tiffany w oczy i otworzyła usta. Poczuła, jak się napina, ale ustąpił i pozwolił, aby jego język przesunął się po jej. Tiffany stała zszokowana. Sasha jęknęła dla efektu, zanim się odsunęła. Poklepała Ethana po policzku.
"Grzeczny chłopak. Wydaje mi się, że nadal jesteś mi winien 6 długów. Zbiorę je, kiedy będę gotowa."
Nuciła do siebie, wesoło wracając do swojego pokoju. Kalani zachichotała.
"Widziałeś jej twarz? To było świetne."
Sasha wyciągnęła rękę. Kalani ją ujęła.
"Ja i ty na zawsze, kochanie."
"Na zawsze," zgodziła się.