




4
Szybko zbiegła po schodach i znalazła całą rodzinę siedzącą przy stole obiadowym, tak jak się spodziewała.
To była rutyna, odkąd tylko pamiętała. Śniadanie i obiad lub śniadanie i kolacja były czasem wspólnym dla rodziny Sullivanów. Jeśli byli w mieście, musieli planować swoje spotkania, mając na uwadze posiłki.
James natomiast działał według własnych zasad.
"Ach, moja kochana dziewczynka jest tutaj." Pani Rita, mama Jamesa i Damona, przywitała mnie najsłodszym uśmiechem, gdy tylko mnie zobaczyła.
Uśmiechając się szeroko na jej powitanie, Kara podświadomie opuściła rękawy.
"Cześć, Rita." Uśmiechnęła się do niej, a potem spojrzała na wszystkich wokół stołu.
Pani Laura, babcia Jamesa, poklepała miejsce obok siebie z delikatnym uśmiechem, oferując jej miejsce do siedzenia.
"Jak się masz, moja kochana dziewczynko?" Pani Laura uśmiechnęła się, nakładając trochę czerwonego makaronu i podając jej szklankę soku.
"W porządku." Kara podziękowała Laurze grzecznie, zanim zaczęła jeść.
Kilka chwil później Rita zapytała: "Co planujesz na swoje urodziny? Masz jakieś plany z przyjaciółmi, czy mam zorganizować przyjęcie w domu, kochanie?"
Kara podniosła wzrok, spotykając się ze słodkim spojrzeniem Rity. "Właściwie jeszcze nic nie zaplanowałam. Zobaczę, co zrobię."
"Dobra dziewczynka." Rita pochwaliła ją i kontynuowała jedzenie.
Kara rozglądała się po domu, próbując dostrzec Jamesa, ale nigdzie go nie było. Była już trzecia po południu. Planowała pójść rano do opuszczonego kościoła, ale ponieważ James powiedział, że pójdzie z nią, została. Nie będą mogli tam pójść, jeśli zrobi się za późno, a ciemność okryje miasto nocą, ponieważ las również stanie się ciemny i w kościele będzie ledwo widno.
Po skończonym obiedzie pośpieszyła do swojego pokoju, aby się przebrać i zadzwonić do Jamesa. Próbowała pięć razy, ale on ciągle odrzucał jej telefon. Rozczarowanie zaczęło ją ogarniać, myśląc, że nie zabierze jej ze sobą, jak obiecał.
Poszła wziąć prysznic, a potem ubrała się w spódnicę do połowy uda i bluzkę z odkrytymi ramionami. Biorąc telefon z szafki nocnej, zadzwoniła do niego ponownie. Była już szósta wieczorem. Ciemność zaczęła się rozprzestrzeniać.
Nie odebrał. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy zdała sobie sprawę, że James znów ją wystawił, jak zawsze. Nawet nie rozumiała, dlaczego ślepo mu ufała raz za razem. To było takie głupie z jej strony.
Westchnęła, podniosła swoje niebieskie, sięgające kostek buty i włożyła je na stopy. Zorientowała się, że zakłada niewłaściwy but na stopę, warknęła ze złością i rzuciła nim przez pokój. But uderzył w ścianę i niewinnie opadł na podłogę.
"Cholera!" mruknęła Kara.
But nie odpowiedział, ani magicznie nie uniósł się, żeby do niej wrócić, mimo że przez kolejne dziesięć minut wpatrywała się w niego gniewnie.
Jej wzrok powędrował do zegarka, który wybił siódmą. Słońce całkowicie zaszło. Jej urodziny były już zrujnowane i nie zamierzała ich bardziej psuć, czekając tutaj jak lalka na tego pieprzonego drania.
Podjęła decyzję, wstała z łóżka z westchnieniem i kulejąc, z jednym butem na stopie, poszła po drugi.
Podniosła go z podłogi, usiadła na tyłku tam, gdzie stała, i włożyła go na nogę.
Gdy skończyła, znów czekała kilka minut, nie wiedząc na co. Na cud, który magicznie postawi Jamesa przed nią z wielkim bukietem kwiatów i czekoladkami?
"Cholera!" wykrzyknęła z frustracją i zaczęła iść w stronę pokoju Damona, żeby go ze sobą zabrać.
Kara kuśtykała w stronę pokoju Jamesa w ciemnościach nocy. Cały dom był cichy i spowity śmiertelną ciszą. Kara zawsze bała się ciemności. Cienie przyprawiały ją o dreszcze i sprawiały, że bała się duchów krążących wokół. James powiedział jej, że w ich domu i korytarzach w nocy krążą źli przodkowie. Straszni i czający się do ataku. Jedyne bezpieczne miejsca, do których duchy nie wchodziły, to jej pokój i pokój Jamesa.
Coraz bardziej przestraszona, z każdym krokiem kuśtykała szybciej w stronę pokoju Jamesa. Gdy dotarła, zapukała delikatnie. Żadna odpowiedź nie nadeszła. Zapukała kilka razy, ale nikt nie odpowiedział. Myśląc, że James zasnął, Kara odwróciła się, żeby odejść.
"Czego chcesz?" Głos Jamesa zatrzymał ją, gdy zrobiła krok w stronę swojego pokoju.
Odwróciła się, ciesząc się, że wciąż nie śpi.
"Przyszłam z tobą porozmawiać," uśmiechnęła się promiennie. "Mogę wejść?"
"Idź stąd!" James trzasnął jej drzwiami przed nosem.
Znów podeszła do drzwi i zapukała. Pukała, dopóki nie otworzył drzwi ponownie.
"Co?!" warknął. "Idź stąd, albo znowu ci złamię nogę!"
"Nie zrobisz tego." Kara przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się niewinnie.
"Zobaczysz." James wybuchnął, chwycił ją za ramiona i odrzucił.