




Rozdział 3
"Miała właśnie opuścić kampus i rozpocząć pracę w świetnej firmie, wreszcie zanurzając się w prawdziwym świecie.
To miało zmienić jej życie w wielki sposób. Co przyniesie przyszłość?
Sama myśl o tym wywoływała u niej dreszcze ekscytacji.
A najważniejsze? Ona i Alexander musieli zaplanować swoje wesele po ukończeniu studiów. Może ich rodziny mogłyby o tym poważnie porozmawiać podczas kolacji wigilijnej.
Do tego czasu nie mogła już udawać głupiej; musiała jasno wyrazić swoje uczucia.
Myśląc o tym, jej serce przyspieszało.
Rumieniec wkradł się na jej policzki. Co pomyśli Alexander?
Czy on też był tak podekscytowany ich wspólną przyszłością?
Jej umysł buzował od pytań, tak bardzo, że nawet nie zauważyła Maybacha zatrzymującego się obok niej. "Jeśli nie podniesiesz wzroku, zaraz wpadniesz na to drzewo."
Głęboki głos wyrwał Amelię z jej marzeń na jawie.
Widząc drzewo tuż przed sobą, poczuła lekki strach.
Chciała podziękować, ale kiedy zobaczyła obojętną, przystojną twarz Henry'ego, słowa utknęły jej w gardle.
Przed chwilą, dziesięć minut temu, kłócili się, a teraz pogodzenie się wydawało się zbyt dziwne.
Aby zachować twarz, Amelia udawała, że go nie słyszy i szła dalej z podniesioną głową.
"Planujesz iść całą drogę z powrotem? To imponujące," zawołał za nią głos Henry'ego.
Zatrzymała się w miejscu.
Amelia wyciągnęła swoją zmarzniętą, czerwoną rękę i drżącymi palcami otworzyła aplikację do zamawiania taksówek. "Wezmę taksówkę."
Ale patrząc, jak aplikacja się kręci, czekając na podwózkę, zamilkła.
Robiło się coraz ciemniej. Co jeśli coś się stanie podczas długiego spaceru z powrotem?
Kiedy się wahała, Henry sięgnął i otworzył drzwi pasażera.
Ciepłe powietrze z samochodu uderzyło w jej cienkie ubrania, powodując, że zadrżała.
"Jeśli nie chcesz się przeziębić, lepiej wsiadaj," nalegał Henry.
Amelia zawahała się przez sekundę, a potem szybko wsiadła.
Darmowa przejażdżka była zbyt dobra, by ją przegapić, zwłaszcza że byli teraz daleko od willi Andersonów.
Alexander prawdopodobnie ich razem nie zobaczy.
Z włączonym podgrzewaniem siedzeń, Amelia poczuła się komfortowo.
Henry nie powiedział ani słowa, odkąd wsiadła, skupiając się na drodze.
Kiedy się rozgrzała, zwróciła się do Henry'ego. "Wiesz, gdzie jest nasza szkoła?"
Nie odpowiedział, ale jego pewna jazda mówiła wszystko.
Amelia chciała zapytać, skąd wie, ale domyślając się, że nie odpowie, zmieniła temat. "Przepraszam za wcześniej. Nie chciałam się kłócić."
Henry spokojnie obrócił kierownicę. "Wiem."
Amelia zmarszczyła brwi. "Co?"
Oczy Henry'ego były skierowane na spieszących się przechodniów na zewnątrz. "Czy to nie normalne, że kłócisz się ze mną dla Alexandra? W końcu robisz wszystko, co on chce."
Jego ton był płaski, bez emocji.
Ale Amelia wiedziała, że drwił z niej za to, że zawsze podąża za Alexandrem.
Jej twarz zrobiła się jaskrawoczerwona. Zastanawiała się, dlaczego chciałby ją życzliwie podwieźć.
Okazało się, że chciał ją tylko wyśmiać. Amelia mocno chwyciła pas bezpieczeństwa.
"Zatrzymaj samochód!" krzyknęła do Henry'ego, jej głos przepełniony młodzieńczą złością, jej gniew niemal uroczy.
Ręka Henryka zatrzymała się.
Amelia wyczuła, a może sobie wyobraziła, delikatny uśmiech na jego ustach.
Czując się wyśmiewana, Amelia jeszcze bardziej się zdenerwowała. „Powiedziałam, żebyś zatrzymał samochód!”
Ale nie była na tyle głupia, by otworzyć drzwi samochodu; na autostradzie byłoby to zbyt niebezpieczne.
Henryk w końcu na nią spojrzał. „Czy przed nim też jesteś taka arogancka?”
Amelia była tak wściekła, że nie mogła mówić. On ją drażnił!
A ona nie mogła nic na to poradzić.
Warknęła, „To nie twoja sprawa! Jeśli jesteś tu tylko po to, żeby mnie wyśmiewać, to wysadź mnie przy drodze. Wrócę sama!”
Henryk zobaczył złość na jej twarzy i poczuł dziwną chęć uszczypnięcia jej w policzek.
Ta myśl go zaskoczyła i potrząsnął głową, ostrzegając siebie.
Amelia miała być przyszłą żoną jego brata.
Z jakiegoś powodu myśl o niej stojącej wcześniej z Aleksandrem sprawiała, że Henryk czuł się niezwykle nieswojo. „Nie miałem tego na myśli. Chciałem ci tylko przypomnieć, żebyś nie marnowała czasu na kogoś niegodnego.”
Amelia jeszcze bardziej się zdenerwowała. Kim on był, żeby ją pouczać? Prychnęła, „Nie rozumiesz! Wiem, że mieliście konflikty w przeszłości, ale to nie znaczy, że jest dla mnie zły!”
Henryk skinął głową. „Pozwala ci brać winę na siebie, gdy wpada w kłopoty, i nawet nie podwozi cię do szkoły, wiedząc, że musisz wrócić — nie widzę, jak jest dla ciebie dobry.”
Oczy Amelii zaszły łzami.
Henryk wydawał się odległy i zimny, ale jego słowa były tak ostre, każda trafiała w jej czuły punkt!
W rzeczywistości Amelia wiedziała, że ktoś, kto naprawdę się o nią troszczy, nie pozwoliłby jej cierpieć.
Ale co mogła zrobić?
Z charakterem Aleksandra, traktowanie jej wyjątkowo było już wygraną.
Czego więcej mogła oczekiwać?
„Nawet ze mną za dużo nie rozmawiałeś,” mruknęła Amelia, przytulając swój płaszcz.
Ciało Henryka zesztywniało. Nie rozmawiał za dużo?
To jakie były te wspomnienia z przeszłości?
Chciał przypomnieć Amelii, ale gdy odwrócił głowę, zobaczył dziewczynę leżącą na siedzeniu pasażera, z zamkniętymi oczami, oddychającą równomiernie.
Kurtka puchowa przykrywała ją, unosząc się i opadając wraz z jej oddechem.
Miękkie światło z deski rozdzielczej kąpało jej twarz w delikatnym blasku.
Było w tym coś ciepłego.
Henryk się zamyślił, a samochód za nimi głośno zatrąbił, ponaglając go.
Otrząsnął się z emocji, rzucając Amelii ostatnie skomplikowane spojrzenie.
Nawet jego oddech był powściągliwy.
Zdecydował się zostawić to wszystko. Dopóki była szczęśliwa, on też był w porządku.
Mógł tylko mieć nadzieję, że jego brat, związany więzami krwi, będzie ją cenił.
Niektóre rzeczy lepiej pozostawić niewypowiedziane, a niektóre uczucia były zbyt trudne do wyrażenia słowami.
Tydzień później Amelia właśnie skończyła wieczorne zajęcia, gdy otrzymała telefon z komisariatu policji.
Jej narzeczony Aleksander uderzył kogoś butelką w głowę, broniąc innej kobiety.
Scena była niezwykle chaotyczna.
Została godzina do godziny policyjnej, Amelia założyła płaszcz i wybiegła za drzwi.
Jej współlokatorka złapała ją za nadgarstek, gdy się spieszyła. „Gdzie idziesz tak późno? Planujesz znów nie wracać na noc?”