




Rozdział 7
POV LEVIEGO
Po przyjeździe do Zurychu w Szwajcarii, okazało się, że kontuzja Kevina była mniej poważna, niż początkowo się obawialiśmy. Zespół medyczny dostarczył szczegółowy raport, uspokajając mnie, że najprawdopodobniej w pełni wyzdrowieje po miesiącu odpoczynku. Mimo to, ulga nie zdołała całkowicie rozwiać napięcia, które osiadło nad naszą grupą, ale był to dobry rozwój sytuacji.
Mark, Isabella i ja dotarliśmy do hotelu wcześnie rano po odwiedzinach u Kevina. Zmęczenie wyryte na ich twarzach i ciężkie worki pod oczami mówiły same za siebie. Pomimo ich wyczerpania, obowiązki wzywały, i nie traciłem czasu na przydzielanie zadań zespołowi.
Kiedy Isabella zamykała drzwi, zatrzymałem ją, trzymając je otwarte delikatnym, ale stanowczym uściskiem. "Skończ nowy raport z public relations na dziś wieczór," poleciłem, tonem podkreślającym wagę zadania.
"Tak, szefie," odpowiedziała, w jej głosie słychać było mieszankę zmęczenia i determinacji.
"Dobranoc, więc," powiedziałem, skinąwszy krótko głową na znak uznania.
"Dobranoc, panie," odpowiedziała, zanim zamknęła drzwi z cichym kliknięciem.
Chociaż chciałem z nią dłużej porozmawiać, zaoferować słowa zachęty lub może zagłębić się w szczegóły raportu, wyczułem jej nerwowość, kuszącą aurę, która zdawała się emanować z każdego jej pora.
Ale byłem zbyt samolubny wobec niej, więc pozwoliłem jej odejść, mimo że chciałem więcej.
Szanując jej potrzebę przestrzeni, powstrzymałem się od dalszego naciskania, zamiast tego zdecydowałem się stać przed jej drzwiami jeszcze przez chwilę, moje myśli wirujące z mieszanką troski i oczekiwania.
Po zamknięciu drzwi, pochyliłem się nieco, starając się wychwycić jakikolwiek dźwięk z wnętrza. Ciszę przerywał jedynie cichy szum systemu wentylacyjnego hotelu i odległy szmer głosów z korytarza. Potem, jak szept niesiony na wietrze, usłyszałem to – delikatne kliknięcie-klikanie palców Isabelli tańczących po klawiszach jej laptopa.
Isabella zasługiwała na awans, co do tego nie było wątpliwości. Jej oddanie, jej niezachwiane dążenie do doskonałości – to były cechy, które ją wyróżniały i czyniły ją wschodzącą gwiazdą w naszej organizacji. I choć bardzo chciałem ją nagrodzić za jej wysiłki, wiedziałem, że teraz nie jest na to czas. Zrobienie tego mogłoby wywołać zazdrość, zawiść, a może nawet sabotaż ze strony tych, którzy mniej zasługiwali na jej talenty.
Nie, czas nadejdzie, tego byłem pewien. Ale na razie, będę czekał, obserwując i pielęgnując ziarno potencjału, które w niej tkwiło, aż nadejdzie odpowiedni moment, by pozwolić mu zakwitnąć. A ona rozkwitnie pod moją opieką, tego dopilnuję.
Obudziłem się przy porannym świetle przesączającym się przez zasłony, myśli o Isabelli już wypełniały mój umysł. Czułem pilną potrzebę, by miała ją przy sobie, nie tylko ze względu na pracę, która nas czekała, ale także ze względu na jej obecność, która zdawała się wprowadzać jasność nawet w najbardziej chaotyczne sytuacje. Po porannej rutynie, sięgnąłem po telefon i wykręciłem jej numer, nie mogąc się doczekać, by ustalić nasze plany na dzień i być blisko niej.
"Dzień dobry, panie," jej głos, wciąż z nutą snu, przywitał mnie.
"Jest ósma rano. Nadal śpisz?" zapytałem, zauważając nutę rozbawienia w moim tonie.
"Przepraszam, panie, właśnie się budzę," przyznała.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na jej szczerość. Była to cecha, którą w niej ceniłem, świadcząca o jej uczciwości i niezawodności. Choć, kiedy jestem Panem L, kłamie mi, ale jestem gotów to wybaczyć.
„Spotkajmy się w salonie za godzinę,” poleciłem, kończąc rozmowę i już kierując się w stronę prywatnego salonu, który starannie urządziłem w hotelu.
Gdy usiadłem w luksusowym otoczeniu salonu, z otwartym MacBookiem przede mną, nie mogłem nie docenić cichej elegancji tego miejsca. Każdy detal został dostosowany do moich upodobań, od luksusowych mebli po nowoczesne wygłuszenie, które zapewniało prywatność naszych rozmów. To jedna z moich bardzo wartościowych inwestycji.
Dokładnie godzinę później Isabella weszła do pokoju, jej obecność przyciągała uwagę mimo zmęczenia widocznego w rysach twarzy. Ubrana w prostą, lecz elegancką szarą suknię, która podkreślała jej kształty, emanowała cichą pewnością siebie, którą uważałem za nieodpartą. Jej włosy opadały w luźnych falach na ramiona, subtelnie przypominając o kobiecie kryjącej się pod profesjonalną fasadą. Pięknej, zmysłowej kobiecie, którą tak bardzo pragnę pieprzyć, aż straci przytomność.
Oczyściłem gardło, gdy zajęła miejsce naprzeciwko mnie, moje spojrzenie zatrzymało się na niej chwilę dłużej niż to było konieczne. "Czy raport jest gotowy?" zapytałem, tonem biznesowym, ale z nutą ciepła. Im więcej czasu z nią spędzam, tym trudniej udawać, że jest mi obojętna.
"Tak, proszę pana," odpowiedziała, jej oczy skupione na ekranie laptopa. Był to znajomy widok, jej niezachwiane poświęcenie pracy nigdy nie przestaje mnie imponować. Choć część mnie pragnęła jej niepodzielnej uwagi, wiedziałem, że lepiej nie przerywać jej koncentracji.
Stawała się siłą, z którą należy się liczyć, i nie miałem wątpliwości, że dostarczy niczego mniej niż doskonałość.
"Wyślij to," poleciłem, pozwalając jej zanurzyć się w zadaniu. Na bardziej osobiste sprawy przyjdzie czas później. Na razie nasza uwaga była skupiona na pracy przed nami.
Gdy Isabella nacisnęła przycisk wysyłania, nie mogłem nie podziwiać postępu, jaki zrobiła. "To jest lepsze niż wcześniej," zauważyłem, w końcu podnosząc wzrok znad ekranu, by spotkać jej spojrzenie. Mimo jej zwyczajowej nerwowości, na jej ustach pojawił się jasny uśmiech, rozświetlając jej twarz nowo odkrytą dumą.
Rzeczywiście, byłem z niej dumny.
"Jest jeszcze miejsce na poprawę," dodałem, nie chcąc, aby popadła w samozadowolenie. To była delikatna równowaga, popychać ją do dążenia do doskonałości, jednocześnie zapewniając, że czuje się ceniona i doceniana.
"Dobrze, proszę pana. Będę ciężko pracować," odpowiedziała, determinacja była widoczna w stalowej stanowczości jej głosu.
"Dobrze. Wprowadzę pewne poprawki i prześlę je do ciebie," zapewniłem ją, już mentalnie planując zmiany, które podniosą raport na nowe wyżyny.
Kilka zręcznych kliknięć klawiatury i wprowadziłem niezbędne modyfikacje, po czym przesłałem dokument z powrotem do Isabelli do przeglądu.
"Opublikuj to," poleciłem, nie mogąc się doczekać, aż nasze wysiłki przyniosą owoce. Była w tym satysfakcja, wiedząc, że nasza ciężka praca w końcu się opłaca, ale część mnie tęskniła za dniem, kiedy wymagania biznesu znikną w tle, pozostawiając jedynie ciche chwile spędzone razem.